Recenzja: Transformers: Fall of Cybertron (PS3)

Recenzja: Transformers: Fall of Cybertron (PS3)

Paweł Musiolik | 10.09.2012, 15:00

Filmowe Transformersy są kwintesencją i synonimem kiczu wprost z Miasta Aniołów, który jest jednak niesamowicie popularny mimo tego, że poza wybuchami i silikonem Megan Fox, film autorstwa Michaela Baya był niestety policzkiem dla kogoś, kto oczekiwał czegoś sensownego związanego z Transformersami. Za mocno przehype'owanymi filmami poszły niestety gry, które delikatnie mówiąc nie należały do najlepszych. Dlatego gdy usłyszałem o zapowiedzi Upadku Cybertronu poczułem się zmieszany.

Dobrze, że nie wstrząśnięty, gdyż szybko pojawiła się informacja, że Transformers: Fall of Cybertron nie będzie jakkolwiek związane z kinową trylogią, a za developing gry odpowiadać będzie High Moon Studios, która podeszła do tematu cholernie ambitnie co poskutkowało bardzo dobrym tytułem, który gdyby nie udostępniona wcześniej wersja demo – zaskoczył by mnie konkretnie. Ale dzięki wersji demonstracyjnej zainteresowałem się bardziej grą i nie żałuję ani chwili spędzonej przy grze, a tych chwil rozłożyło się na ponad 7 godzin gry na normalnym poziomie trudności. W ciągu tego czasu pozwolono zarówno wcielić mi się w Autobotów jak i Deceptikonów, a także na chwilę oddano mi w sterowanie Dinoboty, gdzie pierwsze skrzypce odgrywa Grimlock wokół którego krąży też pewien fragment opowieści. Bo całość tak naprawdę rozgrywa się wokół wątku końca Cybertronu i podróży ku nowemu światu.

Dalsza część tekstu pod wideo

Grę High Moon Studios rozpoczęło w stylu Hitchcocka – mocnym uderzeniem na start i powoli później tonując nastroje, by w ostatecznym rozrachunku stopniowo podgrzewać je przed ostatnią misją. Mimo mojego kompletnie sceptycznego podejścia do fabularnej warstwy gry, bo przyznaję – spodziewałem się niskich lotów pisarstwa – to jednak ciągle mnie coś potrafiło złapać i przytrzymać przy grze i towarzyszył mi syndrom „jeszcze jednej misji”, co rzadko kiedy zdarza się w tego typu produkcjach. Jedyną rzeczą, która mnie bolała, to w niektórych przypadkach brak powiązania pewnych wydarzeń w grze, co wyglądało jakby High Moon dostało wytyczne, co i jak ma zostać pokazane i w taki sposób to wrzucali bez dopracowania ciągłości fabularnej. Znacznie lepiej wyglądałoby gdyby każda frakcja dostała osobną kampanię, ale z drugiej strony ludzie by się rzucali, że 5 misji to kpina, choć de facto wyszłoby na jedno. Ale psychologii nie da się oszukać.

W kwestii rozgrywki od poprzednich części pozmieniało się co nieco, i te „co nieco” sprawiło, że wreszcie można grać w grę na podstawie komiksów/seriali o Transformersach bez odruchów wymiotnych i palpitacji serca. Przede wszystkim zmiana ułożenia kamery i podwieszenie jej bliżej postaci niż to było w poprzednich odsłonach to największy plus tej produkcji, który przyniosły zmiany. Cała gra jest bardzo dynamiczna i nie mamy tak naprawdę ani chwili by odsapnąć, dlatego takie ułożenie kamery pozwala cieszyć się bardziej filmowością przedstawioną przez developerów. Kolejną zmianą jest wrzucenie dużych ilości amunicji. To co poprzednio było problemem – ciągły deficyt naboi – teraz jest nieobecne. Amunicji nie brakuje nigdy i jest jej od groma. Ostatnią zmianą, która zaszła w grze to możliwość zmiany ręki z której strzelamy. Ot drobnostka, ale przydatna w trakcie ostrzału zza węgła.

Najważniejsze w tym tytule jest to jak się gra, a robi się to po prostu przyjemnie i bez żadnych uciążliwych rzeczy, które mogłyby psuć płynące w trakcie rozgrywki doznania. Tak jak wspomniałem wcześniej, jest bardzo dynamicznie, filmowo i ciągle coś się dzieje. A tu inne roboty biegają i walczą, a jeśli walczą to robią to skutecznie, gdyż ich SI jest bardzo poprawne i nie pełnią oni rolę strzelającego tła, ale nawet potrafią kogoś zabić, niestety – rzadko im się to zdarza, więc na rozległą pomoc bym nie liczył. Podobnie jak na możliwość swobodnego zwiedzania oddanych nam plansz. Tak, jest "korytarzowo", ale skutecznie odciągnięto nas od tego uczucia i mimo że musimy podążać ciągle jedną ścieżką, to fabularnie i gameplayowo jest to bardzo ładnie usprawiedliwione. Nie myślcie jednak, że ciągle strzelamy w ten sam sposób, w tych samych przeciwników. Zależnie od tego w kogo się wcielamy, to albo faktycznie mamy planszę gdzie dzieje się naprawdę dużo, ale pobawimy się także w skaczącego i bujającego się na lince energetycznej Transformersa, a nawet poskradamy się w misji w której wyruszymy na poszukiwania Grimlocka. Każda z postaci ma dodatkową umiejętność, która dostała dobrana tak by pasować do misji. Optimus Prime może wzywać artylerie, Cliffjumper staje się niewidzialny na określoną chwilę czasu, a taki Jazz jak wspomniałem – ma linkę, dzięki której możemy bujać się niczym bohater Bionic Commando.

Dodatkowo każda z postaci może zmieniać się w odpowiedni pojazd, oczywiście trzymając się kanonu komiksowego. Megatron zamienia się w czołg, który nierzadko ratuje nam dupę w gorących sytuacjach, Vortex przemienia się w śmigłowiec, a Bumblebee to szybki samochód wyścigowy. Oczywiście jest tego więcej, a nawet przyjdzie nam sterować połączonymi Transformersami, tworzącymi gigantycznego bohatera. Minusem tego elementu jest niestety sterowanie, które wydaje się być sztywne i jeżdżąc pojazdami czułem się jak w wyścigach mydelniczek. Bardzo drętwo wypada ten element gry, co mnie dziwi, bo latanie wypada bardzo fajnie i przyjemnie, co z reguły jest na odwrót. Warto wspomnieć, że pojazdy mają osobną broń, która nierzadko okazuje się lepsza niż to co możemy aktualnie nieść. A skoro o broniach, to trzeba wspomnieć, że mamy możliwość ich kupowania za kredyty w specjalnych maszynach Teletronu. Oprócz lekkich broni, są też ciężkie i gadżety pomocnicze oraz perki, które na stałe polepszają nasze zdolności. Niektóre karabiny można zakupić po ówczesnym zebraniu schematów, podobnie z ulepszeniami – nie wszystkie są dostępne od początku i niektóre odblokują się wtedy, gdy usprawnimy odpowiednio dany karabin.

Gra nie jest trudna, ale do łatwych też nie należy. Główna w tym zasługa podzielenia paska życia na dwie części – osłonę i samo życie. Gdy zejdzie nam pod wpływem ataków osłona, spada razem z zadawanymi obrażeniami życie, które można uzupełnić specjalnymi apteczkami. Pole pełniące rolę osłony regeneruje się automatycznie gdy nie bierzemy udziału w strzelaninie, ale wytrzymałe nie jest i na krótko osłoni nas przed intensywnym ostrzałem wroga. Przyjemne korzystanie z wielu akcji ułatwia fajny system celowania, który jest po prostu wygodny, co ostatnimi czasy staje się powoli rzadkością na konsolach. Podobnie jak tryb współpracy, który wyleciał w tej odsłonie. Argument jest teoretycznie prosty – poziomy były tworzone pod daną postać i drugi bohater psułby koncepcję i wymagałoby to zmiany designu plansz. Został za to tryb Eskalacji, który jest kolejnym wariantem hordy. Escalation można rozegrać na 4 mapach, na każdej jest 15 fal i im dalej w las, tym trudniej – w tym przypadku standard.

Oprócz tego jest i multiplayer, który wydawał mi się zbędny, ale nawet cieszy oko i ducha, gdyż gra się w niego przyjemnie. Pierwsze skojarzenie? Call of Duty z Transformersami. Możliwość customizacji postaci, 3 tryby gry, postawienie na dynamikę starć oraz wyskakujące informacje o wykonywanych akcjach. Wypisz, wymaluj Call of Duty. Jednak w tym przypadku to komplement, bo matchmaking działa znakomicie, brak jakichkolwiek lagów na łączach, bezproblemowe połączenia mimo małej popularności gry to coś co trzeba chwalić, zwłaszcza w grze, która jednak stawia na singla. Nie czuć, że multi jest na doczepne jak w przypadku Spec Opsa, o czym pisaliśmy parę razy. Także tutaj brawa dla ekipy, która postarała się w każdym elemencie gry.

I z lektury można wywnioskować, że mamy do czynienia z tytułem fantastycznym. Cóż, tak niestety nie jest. Wspomniałem o drętwej i padacznej jeździe pojazdami oraz o poszatkowaniu ciągłości historii w trybie dla jednego gracza. Przeszkadzał mi również dźwięk w grze. Raz był za głośno, raz rozmów postaci kompletnie nie było słychać, a szkoda, bo podłożone głosy są fantastyczne. Nie pomogło bawienie się suwakami i zmianę sposobu podłączenia konsoli. Po prostu takie skoki zostały zaprogramowane i to jest uciążliwe. Całościowo jednak mamy do czynienia z dobrą grą w którą warto zagrać, zwłaszcza jeśli jest się fanem Transformersów.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Transformers: Fall of Cybertron

Atuty

  • Klimat komiksów
  • Radość płynąca z rozgrywki
  • Różnorodność w designie
  • Filmowość

Wady

  • Drętwe sterowanie pojazdami
  • Poszatkowana fabuła
  • Problemy z dźwiękiem

Zaskakująco dobra produkcja jak na grę opartą na licencji Transformesów. High Moon Studios pokazało, że jeśli chodzi o ten gatunek to czuje się w nim jak ryba w wodzie.

Paweł Musiolik Strona autora
cropper