Recenzja: Inversion (PS3)

Recenzja: Inversion (PS3)

nariko_X | 19.07.2012, 15:15

Kontrola grawitacji to coś, nad czym największe światowe mózgi głowią się od dziesięcioleci. Oficjalna nauka przyjmuje, że takie zjawisko (przynajmniej w tym momencie) nie jest możliwe. Twórcy Inversion, ekipa Saber Interactive, po całkiem niezłym Timeshift, postanowili udowodnić, że naukowcy (niekoniecznie amerykańscy) są w błędzie, a siła i kierunek przyciągania to rzecz względna.

I tak oto zrodził się pomysł na Inversion, czyli kolejnego klona Gears of War, w którym od czasu do czasu stracimy grunt pod nogami, tudzież pobiegamy sobie po ścianach lub suficie. Zaraz, czy przypadkiem gra nie miała opierać się właśnie na tej ostatniej funkcjonalności? Niestety, miała, jednak twórcy postanowili, że nie będą wybijać się z tłumu i uczynią z niej urozmaicenie mało efektownej rozgrywki. Dlatego też, przez większość rozgrywki gra bardzo mocno przypomina dzieło Epic Games, jedynie czasami stając się czymś więcej. Nim jednak przejdę do opisywania występujących w Vanguard City anomalii grawitacyjnych, muszę opowiedzieć Wam co nieco o warstwie fabularnej tego tytułu. Wcielamy się tu bowiem w Davisa Russella, gliniarza, który w czasach młodości, kiedy był pełen siły i wigoru, na każdym kroku zgrywał twardziela. Małżeństwo, a później narodziny córki, odmieniły jednak jego życie, przez co spokorniał, ustatkował się i osiągnął zamierzone szczęście. Pech jednak chciał, że mieścina, w której postanowił zagrzać miejsce, padła ofiarą ataku obcej rasy, zwanej Lutadores. W trakcie inwazji zginęła jego żona, a dziecko zostało uprowadzone. Nie zastanawiając się długo, Davis ruszył na poszukiwania swej pociechy, niejako przy okazji ratując miasto (a może i nawet cały świat) przed zagładą.

Dalsza część tekstu pod wideo

I w ten oto sposób dochodzimy do sedna całej sprawy – Grav-Link, czyli urządzenie umożliwiające kontrolowanie grawitacji, wpada mu w ręce już na samym początku przygody. Niestety, jego możliwości są mocno ograniczone i podejrzewam, że w starciu z Gravity Gunem z Half-Life’a 2 (na którym twórcy mocno się wzorowali), raczej nie miałby większych szans. Ot, potrafi ciskać przedmiotami na dużą odległość i wyciągać przeciwników nad osłony, by wystawić ich na ostrzał. Słowem, szału nie ma, a przy tym zajmuje nieco więcej miejsca, niż jego odpowiednik autorstwa firmy Valve (do jego działania konieczne jest bowiem urządzenie, które użytkownik nosi na plecach). Na tym jednak zabawa z grawitacją się nie kończy, choć trzeba przyznać, że tunele grawitacyjne, dzięki którym z sufitu przeskoczymy na ściany (zmiany dotyczą zarówno bohatera, jak i jego przeciwników) oraz chwilowe anomalie (tak zwane Vector Shifts), w trakcie których poruszamy się „w próżni”, chwytając się dryfujących w powietrzu przedmiotów, to zdecydowanie zbyt mało. Kiedy czytałam przedpremierowe wypowiedzi deweloperów, miałam nadzieję, iż cała gra będzie zbudowana z takich fragmentów, zmuszając graczy do myślenia w inny sposób, aniżeli ten, do jakiego przyzwyczaiły ich współczesne shootery. Ale gdzie tam, studio Saber Interactive najwyraźniej postanowiło nie ryzykować i zaoferowało nam klasyczną strzelaninę,  jakich pełno na rynku. No dobrze, odrobinę sobie ponarzekałam, ale prawda jest taka, że Inversion wcale nie jest złą produkcją. Na pochwałę zasługuje przede wszystkim warstwa fabularna – nie jest może najwyższych lotów, aczkolwiek potrafi zainteresować, nawet pomimo tego, że główny bohater jest miałki i pospolity aż do bólu. Niemniej, dlaczego Lutadores wyglądają jak ludzie? Dlaczego zachowują się jak pospolite dzikusy i kto w ogóle nauczył ich sterować potężnymi statkami kosmicznymi, zdolnymi przebywać gigantyczne odległości? Odpowiedzi na te pytania poznacie już, kiedy dacie temu tytułowi szansę – na ten moment mogę powiedzieć Wam jedynie tyle, że twórcy odrobili zadanie domowe ze współczesnych teorii spiskowych i zdobyte w ten sposób doświadczenie wykorzystali w trakcie opracowywania tej historyjki.

Sporo mówiliśmy o strzelaniu, toteż warto zatrzymać się na chwilę przy dostępnym arsenale. Niestety, gdyby nie Grav-Link, również i w tym przypadku nie byłoby na czym oka zawiesić. Znalazło się tu miejsce dla karabinów maszynowych, shotgunów, karabinów snajperskich, wyrzutni rakiet czy granatów, jednak broni zdecydowanie brakuje mocy – kiedy strzelamy ze snajperki do oddalonego od nas o dobre kilkaset metrów oponenta, przydałby się choć minimalny odrzut, a i karabin maszynowy przy dłuższej serii powinien stracić odrobinę na celności. Tak się jednak nie dzieje, a pukawki zachowują się jak zabawki, a nie giwery z prawdziwego zdarzenia. O czym by Wam tu jeszcze opowiedzieć? O oprawie graficznej, która, jak możecie się przekonać oglądając dołączone do recenzji materiały, także nie należy do czołówki? Cóż, akurat to, że Inversion nie będzie mogło stanąć w szranki choćby z serią Uncharted, wiedzieliśmy w zasadzie od pierwszej zapowiedzi tej produkcji. Dlatego też, warto nadmienić, że gra mimo wszystko wygląda całkiem nieźle, a częściowo ulegające zniszczeniom otoczenie potrafi cieszyć oko (oczywiście, nie jest to ta sama liga co chociażby gry z serii Red Faction, jednakże szkło sypie się wspaniale, biurka rozpadają się na drobne kawałeczki, a osłony w postaci fragmentów murków również fachowo się rozpadają). Warto także wspomnieć, że twórcom udało się tu upchnąć kilka efektownych momentów, takich jak choćby walące się na naszych oczach budynki, przywodzące na myśl zamach na World Trade Center. Pochwalić należy także Sztuczną Inteligencję, która steruje naszym towarzyszem (bohater i jego kumpel to papużki nierozłączki), jeśli zdecydujemy się na samotną rozgrywkę. Facet zdaje się wiedzieć co robi, intensywnie walczy z oponentami, kryje się za osłonami, a czasami nawet korzysta z Grav-Linka, byśmy mogli oddać śmiertelny strzał. Szkoda tylko, że zabrakło obiecywanego przed premierą trybu współpracy na podzielonym ekranie. Kto wie, może dostaniemy go kiedyś w formie DLC...

Na koniec wspomnę również o trybie multiplayer – twórcy przygotowali na jego potrzeby kilka standardowych trybów, w których także główną rolę odgrywa grawitacja. Mamy więc Deathmatch, w którym w centrum każdej z map mają miejsce tak zwane Vector Shifts, mamy wariację na temat Capture the Flag, w którym po przejęciu porozrzucanych po mapie punktów, ta odwraca się do góry nogami, mamy wreszcie Survival Mode, będący swego rodzaju minikampanią dla czterech graczy. Jak sami widzicie, Inversion to gra nierówna. Z jednej strony widać, że Saber Interactive chcieli dostarczyć nam tytuł nietuzinkowy, z drugiej jednak w oczy rzuca się mocno niewykorzystany potencjał. Twórcy czasu mieli raczej pod dostatkiem, więc można założyć, że budżet był zbyt niski, by udało im się stworzyć prawdziwy hit. A może po prostu zabrakło im umiejętności? Cóż, nie mnie to oceniać. Ważne, że Inversion, po wielu perturbacjach, w końcu trafiło do sprzedaży – szkoda tylko, że prezentuje raczej średnią półkę. Pomimo, że z zakupem wstrzymałabym się do momentu, w którym cena tej gry spadnie do poziomu zjadliwej stówki, zachęcam, byście dali temu tytułowi szansę. Jeśli jesteście w stanie przymknąć oko na wymienione przeze mnie wady, raczej się nie zawiedziecie.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Inversion

Atuty

  • Warstwa fabularna
  • Grafika miejscami może się podobać
  • Zabawa z grawitacją daje sporo frajdy

Wady

  • Niewykorzystany potencjał
  • Kiepski arsenał
  • Miałki główny bohater

Kompletny średniak jeśli chodzi o gatunek gier TPP. Warto zainteresować się grą z racji patentu manipulacji grawitacją, ale poza tym nie ma tutaj nic nowego.

nariko_X Strona autora
cropper