Recenzja: Gra o Tron (PS3)

Recenzja: Gra o Tron (PS3)

Mateusz Greloch | 25.06.2012, 19:20

Na wstępie muszę zaznaczyć, że Saga lodu i ognia nie jest mi obca, dlatego z wielkim niepokojem śledziłem kolejne informacje o tym tytule. Ubisoft powierzył markę w ręce Cyanide Studios, które możemy kojarzyć, lub też nie, z wydania pecetowej gry Loki, bądź z prac nad zapowiadaną na wrzesień grą Of Orcs and Men. Rekomendacja to żadna, ale mimo to w głębi duszy miałem nadzieję, że patronat George’a R.R. Martina i zatwierdzane przez niego kolejne partie fabuły mnie nie zawiodą.

Uprzedzam , że zarówno postaci oraz historie przedstawione w grze są bardzo skomplikowane, więc na początek małe wprowadzenie [uprzedzam, że wstęp zawiera drobne spojlery, które pojawiają się w pierwszych rozdziałach gry, jest to zaledwie kropelka w morzu fabuły, ale jest niezbędna by przedstawić występujące postaci i motywy nimi kierujące]...

Dalsza część tekstu pod wideo

Wzorem książek, historię śledzimy z paru perspektyw. W przypadku gry mamy do czynienia z dwoma głównymi bohaterami. Pierwszym z nich jest Mors Westford, który nie wykonał rozkazu popełnienia rzezi na niewinnych. Za niesubordynację, pomimo, że w dobrej wierze, został postawiony przed wyborem, który przysługiwał każdemu kto wykroczył przeciwko prawu. Mors mógł się poddać karze [w tym wypadku śmierci] lub przywdziać czarny płaszcz i wstąpić do Nocnej Straży. Straż ta strzegła pokoju na północnej granicy Siedmiu Królestw, gdzie granicę wyznacza wysoki na parę pięter, skuty lodem Mur. Mors musiał wyrzec się żony i córki i wszystkiego co posiadał, by wstąpić na służbę, z której zwalniała tylko śmierć.  Jako zasłużony na polu bitwy rycerz, szybko dał po sobie poznać, że będzie jednym z najlepszych zwiadowców Nocnej Straży, który pomimo sędziwego wieku stanowi istną maszynę do zabijania. Nieoczekiwany zwrot akcji powoduje, że Mors poznaje sekret, za który wielu jest w stanie zabić. Pomimo, że bracia Nocnej Straży wyrzekają się przynależności do jakiejkolwiek strony politycznej, Mors wyrusza w podróż w obronie sekretu, który może sporo namieszać w całym Westeros.

Drugą postacią jest Alester Sarwyck. Alester opuścił rodzinne strony 15 lat temu, nie podając przyczyny swojego zachowania, udał się do Essos, gdzie postanowił zostać czerwonym kapłanem boga ognia – R’hllora. Wieść o śmierci jego ojca, władcy zamku i przyległych mu ziem, spowodowała, że najstarszy syn i jednocześnie pełnoprawny spadkobierca, postanawia wrócić. Już od początku daje się we znaki Valarrowi, przyrodniemu bratu, któremu marzy się korona. Valarr zamierza poślubić siostrę Alestera i zgarnąć tytuł lorda, na co Alester nie chce się zgodzić, znając despotyczne zapędy pretendenta. Co ciekawe, po zniknięciu naszego bohatera, jego ojciec pogrążył się w depresji, a los królestwa spoczął na barkach jego nastoletniej wówczas siostry, która zupełnie nie udźwignęła ciężaru władzy. Niegdysiejszy dobrobyt i sielanka powoli zmieniły się w nędzę i nieurodzaj. Ludziom żyło się coraz gorzej, nastroje psuły się, spadało morale zarówno władz jak i poddanych – bunt wisiał w powietrzu. Nagła śmierć lorda zaskoczyła wszystkich, jednak zmarła niedawno głowa rodziny nie odeszła z powodów naturalnych. Niezadowolenie ludu oraz zagadka śmierci ojca powodują, że Alester postanawia zawalczyć o posadkę władcy rodzinnego zamku oraz przywrócić jego ziemiom dawny blask. Jest jednak jedna osoba, której bardzo się ten pomysł nie podoba…

Obie postaci są obligatoryjne, jednak kolejne rozdziały skaczą od jednej postaci do drugiej, więc w rezultacie poznamy obie historie od początku do końca. Mogłoby się wydawać, że zarówno odległość jednego bohatera od drugiego, jak i różnica w czasie przedstawianych wydarzeń zwiastuje dwie równoległe, choć niezwiązane historie, jednak jest to błędne założenie. Obie postaci mają ze sobą wiele wspólnego, a ich sprawy wzajemnie się przenikają.

Rozwój postaci oraz mechanika gry nie powalają poziomem skomplikowania. Statystyki oraz umiejętności nie wyróżniają się niczym szczególnym jeśli chodzi o kanon gier RPG. Przy tworzeniu postaci możemy wybrać jedną z trzech postaw, które różnią się w zależności od tego, czy aktualnie kreujemy Morsa lub Alestera. Nic nie stoi na przeszkodzie, by Mors zamiast z dużym, dwuręcznym mieczem biegał z dwoma małymi mieczykami, a Alester wybrał łuk zamiast sztyletu. Po wybraniu postawy możemy przydzielić naszej postaci parę punktów statystyk oraz parę punktów umiejętności. W zależności od postawy, mogą to być ciosy nakładające na wrogów odpowiednie statusy, ataki obszarowe, zdolności defensywne lub różnego rodzaju zaklęcia, jeśli gramy Alestem. Logicznie biorąc, Mors jest typowym żołdakiem postury średniej wielkości zamku, więc najlepiej sprawdzi się w roli rycerza w ciężkiej zbroi, Alester zaś najlepiej czuje się w lekkiej szacie, lawirując między wrogami, zadając szybkie ciosy bronią krótką. Oczywiście możliwości jest wiele, jednak ja osobiście wybrałem te, które moim zdaniem najbardziej pasowały pod rodowody postaci.

Żeby urozmaicić obie postaci, twórcy postanowili „wyposażyć” je w cechy charakterystyczne, których na próżno szukać u konkurenta. Mors nigdzie nie rusza się bez swojego towarzysza, którego nazwijmy umownie psem. Ni to znany z powieści Wilkor, ni to kundel jakich pełno na wioskach. Wystarczy, jeśli wspomnę, że jego design i animacja woła o pomstę do nieba, a on sam świeci się jak, nomen omen, psu jajca. Żeby za bardzo nie narzekać – jest on bardzo przydatny w walce, bowiem może przyjmować od nas komendy lub według własnego uznania atakować przeciwników. Jeśli chcemy, możemy przejąć nad nim kontrolę by wytropić uciekającego przeciwnika, zagryźć go znienacka lub wywąchać ukryty skarb, który może być otworzony przez Morsa. Na plus można zaliczyć osobne drzewko umiejętności dla naszego psa.

Alester, jak na prawdziwego kapłana boga R’hllora przystało, posiada wiedzę na temat starożytnych zaklęć. Może także po wciśnięciu „kwadratu” znaleźć ukryte przejścia, dźwignie lub przedmioty. Niestety, ale w porównaniu do Morsa, jego umiejętność wypada blado. Od biedy można do Alestera przypisać umiejętności wymagające flakoników zapalających. Nie zmienia to jednak faktu, że liczba umiejętności nie zatrważa różnorodnością i po paru godzinach stosuje się utarte schematy, a walki wyglądają praktycznie identycznie.

Mechanika gry opiera się na systemie aktywnej pauzy. Po zauważeniu wroga postać wyciąga oręż, nad głową oponenta pojawia się okrąg sygnalizujący jeden z wielu dostępnych celów, pomiędzy którymi możemy się przełączać. Ilość ciosów które możemy wybrać jednocześnie to trzy. Umiejętności specjalne wybierane podczas aktywnej pauzy ubierają cząstkę z paska akcji, który powoli się odnawia. Jeśli za szybko zużyjemy całość paska, raz na 20 sekund możemy odnowić jego fragment, wybierając odpowiednią umiejętność. Zwykłe ataki nie zabierają nic z paska akcji, więc nawet kiedy paska brak, a umiejętność czeka na odnowienie, nie będziemy stać i biernie przyjmować ciosy. Jak już pisałem wcześniej, umiejętności nie grzeszą kreatywnością. W zależności od tego, co wykupimy w drzewku umiejętności, możemy dodać do ataku przeróżne efekty [zatrucie, zapalenie, obalenie, krwawienie itp.].

Z ciekawostek - Oprócz m.in. Cersei Lannister, większość postaci spotkanych w grze, przemawia głosami postaci serialowych. Mam tutaj na myśli chociażby Varysa lub Mormonta, lorda dowódcę Nocnej Straży. Nie da się ukryć, że gra wzoruje się na serialu jeśli chodzi o wygląd lokacji i modele postaci bardziej znanych bohaterów, a w menu głównym przygrywa znany z czołówki serialu motyw przewodni. Jeśli ktoś pogubi się w dziesiątkach imion, nazw lokacji, bądź historii, może w każdym momencie zerknąć do encyklopedii. Fani docenią staranność wykonania, nowicjusze będą mogli odnaleźć się w świecie Westeros i zgłębić jego bogatą historię.

Gra oprócz fabuły zawodzi w praktycznie każdym aspekcie. Grafika jest koszmarna i przypomina… w sumie niczego nie przypomina. Jedynie postaci Morsa i Alestera wyglądają znośnie, reszta jest po prostu poprawna, żeby nie napisać brzydka. Animacja postaci to kpina, detekcja kolizji praktycznie nie istnieje, więc nie ma problemu z przejściem przez drzwi, które otwierają się do wewnątrz i walą nas w czoło. Płynność to dla tej produkcji słowo obce – Gra o Tron nie utrzymuje minimalnego progu płynności 30 klatek na sekundę. Co chwilę da się odczuć zwieszki i spadki animacji, co można by tłumaczyć doczytywaniem się tekstur, jednak te nie doczytują się w czasie rzeczywistym, bowiem co chwilę możemy spotkać okrutny napis „loading”.  Gra o Tron to optymalizacyjny potworek, który aż prosi się o spatchowanie. Nic nie tłumaczy tego, czemu tak brzydka gra, chodzi tak niepłynnie.

Walka pomimo potencjału aktywnej pauzy trąci myszką, jest mozolna, nieefektowna i nudzi się już po pierwszych dwóch rozdziałach. Nawet ekwipunek wydaje się być sztampowy i nie zaskakuje powiewem świeżości, więc dopóki nie natrafiłem na trudnego przeciwnika, nie czułem potrzeby jego zmiany. Pomyślicie, że to norma dla RPG, jednak uważam, że pierwsza zmiana ekwipunku po 6 rozdziałach to lekki fail wyważenia poziomu trudności i mocarności naszego bohatera w stosunku do przeciwników. I nie, nie grałem na najniższym poziomie trudności. Oprócz motywu przewodniego, reszta utworów jest nijaka i równie dobrze mogłoby ich w ogóle nie być.

System dialogów przypomina ten znany z Dragon Age czy Mass Effecta. Podczas rozmowy pojawia się okrąg z możliwością wybrania paru opcji dialogowych. Większość z nich prowadzi zazwyczaj do tego samego punktu rozmowy, więc przez większość czasu wybór okazuje się być złudzeniem. Na uwagę zasługuje fakt, że gra została spolszczona kinowo i jest to spolszczenie całkiem udane. Nie dopatrzyłem się większych błędów w tłumaczeniu, a literówka wystąpiła może jeden jedyny raz. Szkoda, ze jest to jeden z nielicznych aspektów, za który można pochwalić tę grę.

Nie da się ukryć, że fabuła jest główną osią napędową całej gry. Gra o Tron to tytuł, który przyciągnie głównie fanów sagi Martina lub zapalonych fanów oglądających serial. Niedzielnego gracza odrzuci oprawa wizualna, animacja ruchu postaci, drętwy system walki i nijaki system rozwoju postaci. Bardzo szybko można złapać się na tym, że grę przechodzi się tylko po to, by poznać historię Morsa i Alestera, lecz niedopracowanie techniczne tylko w tym przeszkadza. Trzeba zaznaczyć, że gra toczy się mniej więcej równolegle do wydarzeń z serialu/pierwszego tomu sagi, jednak nie przedstawia bezpośrednio wydarzeń w nich następujących. Owszem, grając Morsem i Alesterem natrafimy na momenty, w których gra i saga się krzyżują, jednak mimo wszystko uważam, że gra jest dobrym, fabularnym rozwinięciem całości uniwersum. Fan dzieł Martina sięgnie po grę dla nowych postaci i wydarzeń, intryg i spisków, walk o władzę i bogactwo, podczas gdy reszta uzna, że sama fabuła nie ratuje tego tytułu przed katastrofą.

Najgorsze w tym wszystkim jest to, że jako fan sagi jestem rozdarty przy wystawianiu oceny, bowiem z jednej strony doceniam świetną i niesztampową fabułę oraz przedstawienie głębi postaci i relacji ich łączących, a z drugiej strony jako gracz nie jestem w stanie wybaczyć tak rażących błędów skutecznie przeszkadzających w komfortowej grze. Wystawiam tej ocenie czwórkę z plusem, z zaznaczeniem, że każdy fan Pieśni Lodu i Ognia spokojnie może dopisać do oceny końcowej dwa oczka, bowiem sama fabuła jest warta zgłębienia i przebolenia fatalnego technicznie wykonania całości.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry The Game of Thrones

Atuty

  • Świetna i wciągająca fabuła
  • Autentycznie przedstawione postaci
  • Dobre uzupełnienie książkowego uniwersum
  • Spolszczenie

Wady

  • Fatalne wykonanie techniczne
  • Drętwa i nużąca walka
  • Nijaki system rozwoju postaci
  • Framerate poniżej progu płynności
  • Złudne poczucie wyboru ścieżki dialogowej podczas rozmów
  • Bieda otoczenia i brak różnorodności lokacji

Produkcja tylko do najwytrwalszych fanów sagi Martina. Inni mogą nie wytrzymać psychicznie w starciu z takim potworem technicznym.

Mateusz Greloch Strona autora
cropper