Recenzja: Pro Evolution Soccer 2012 (PS3)

Recenzja: Pro Evolution Soccer 2012 (PS3)

Paweł Musiolik | 09.11.2011, 16:40

Konami kiedyś było liderem w dziedzinie tworzenia gier, które miały udawać mecz piłki nożnej. Seria Pro Evolution Soccer i Winnning Eleven towarzyszyły mi w czasach panowania PS2 i wydawało się wtedy, że nic nie ma prawa zagrozić panowaniu piłki kopanej autorstwa Shingo „Seabassa” Taktsuki i jego zespołu. Jednak wraz z nadejściem konsol nowej generacji coś się nie zgrało i dopiero wersja 2011 jakościowo przypominała poprzednie części. Jak jest z PES 2012?

Ciężko na pierwszy rzut oka to określić, gdyż zmiany jakie zostały zapowiedziane pozwalały sądzić, że wraca król i konkurencja ze stajni EA nie może spać spokojnie. Najmocniejszym punktem programu naprawy PESa miała być sztuczna inteligencja zawodników biegających po murawie, obojętnie czy to przeciwników czy kompanów z drużyny. I akurat w tym przypadku obietnice zostały spełnione. Piłkarze z naszej drużyny grają kombinacyjnie, wychodzą na pozycje, uciekają kryjącym ich przeciwnikom, starają się wychodzić z inicjatywą w trakcie gry kombinacyjnej, a przy kontrataku pokazują się świetnie skrzydłowi. Przeciwnicy także dostali porządnego kopa w sztucznej inteligencji. Często starają się nas podwajać lub potrajać, rozsądnie ustawiać by uniemożliwić rozegranie piłki, a w ataku próbuje niekonwencjonalnych zagrań.

Dalsza część tekstu pod wideo

Otrzymaliśmy także manualną obsługę drugiego gracza, która to została przypisana pod drugiego analoga. Możemy w trakcie rozgrywania akcji sterować dzięki temu dwoma graczami i tworzyć własne schematy akcji, którymi możemy zaskoczyć konsolę lub żywego przeciwnika. Najlepiej sprawdza się to przy dowolnych stałych fragmentach gry, gdzie możemy sami zdecydować jak i kiedy nabiegamy na piłkę, z której strony i w jaki sposób. Początkowo może nam ta funkcja sprawiać niemałe problemy, jednak jeśli ktoś opanuje to zagranie, to zyska potężny oręż w konstruowaniu akcji. Jest też opcja półautomatyczna, gdzie konsola może przejąć sterowanie nad wybranym przez nas graczu i sama „domyśli” się, co chcemy zrobić w danym momencie. Jednak jest to półśrodek, na który rzadko kiedy się warto decydować. Jednak nie umniejszając, zrobiono to dużo lepiej niż w konkurencyjnych grach, więc tutaj plus dla panów z Konami.

Jednak bardzo szybko złapałem się na tym, że marketingowy bełkot ostro przekłamał pewne opcje, które miały decydować o sile PESa. Zapowiadano pełną możliwość kontrolowania asyst towarzyszących nam w trakcie spotkań i niestety, zapomnijcie o tym. Dostaniemy jedynie możliwość zmiany asysty przy podaniach i przełączania się między zawodnikami (dalej tylko 3 poziomy), pozostałe opcje to nic więcej jak malutki dodatek. Możemy włączyć lub wyłączyć pewne schematy zachowań kopaczy sterowanych przez SI, takie jak automatyczne ślizgi, strzały w polu karnym, główkowania czy wybicia piłki do przodu w trakcie obrony bramki.  A w tej odsłonie gra w defensywie jest, cóż, skopana. Podobnie jak w FIFA 12, planem Konami było zlikwidowanie ciągłego wduszania kombinacji z X i postawiono na odbieranie piłki z wyczuciem. Jednak poskutkowało to tym, że często spotykamy się z tym, że konsola wchodzi w pole karne bez żadnego problemu wymieniając dziesiątki podań za którymi nie nadążamy, albo po prostu biegnąc przed siebie. Gdzie w takich sytuacjach próby odebrania piłki kończą się zawsze faulem, obojętnie jak byśmy nie próbowali tego zrobić. Najłatwiej próbować super-cancelem, który w tym przypadku wróci do łask wielu graczy, choć z realnością i płynnym sterowaniem zawodnikiem za wiele wspólnego to nie ma.

Jednak same ruchy wyglądają dużo, dużo lepiej, zwłaszcza jeśli idzie o animacje wykonywanych zwodów. Zasadzenie przysłowiowej „siaty” daje teraz dużo frajdy, podobnie jak wykonywanie różnorakich kombinacji zwodów i dryblingów. Ponadto nastawienie gry na ofensywę bardzo ułatwiło przedostawanie się w ten sposób w pole karne przeciwnika. Podobnie łatwo zdobywa się bramki wrzucając piłki z bocznych sektorów boiska – śmiertelnie skuteczne są płaskie dośrodkowania (2 razy O). Powrót schematów? A jakżeby inaczej.

Z nowych trybów gry warto wspomnieć o Club Boss, który to pozwoli wejść w skórą prezesa klubu piłkarskiego i realizować własne zachcianki. Tryb byłby warty zainteresowania, gdyby nie to, że jest koszmarnie nudny i niedopracowany. Jeśli zdarzy się wam kiedyś zebrać najlepszych graczy i nic nie wygracie – to całkiem normalne. Podobnie jest z losowymi wydarzeniami jakie podsuwa nam konsola, po jakimś czasie się powtarzają i gdy po raz enty mamy kupić jakiegoś gracza by zaspokoić sponsora, może nas cholera trafić. Trafić może, ale monotonia w trybie Become a Legend, który większych zmian nie dostał i podobnie jak w poprzedniej części – mnie znudził cholernie. Ale jeśli kogoś bawił, to podobnie będzie tutaj, ja jednak nie widzę frajdy w bieganiu jednym zawodnikiem i denerwowaniu się na dziwaczne zagrania SI.

Z licencjami jest jak zawsze, mamy licencję na Ligę Mistrzów, Copa Libertadores, ligę francuską, włoską, holenderską i hiszpańską i do tego parę wybranych klubów. Jak zawsze nie wiadomo w jaki sposób wybrano 2 kluby angielskie. Tym razem padło na Manchester United i Tottenham, z ligi niemieckiej wylosowano Bayer Leverkusen i Bayern Monachium, dodatkowo 4 kluby z Grecji i Turcji, po 3 z Argentyny i Rosji i tyle. Reszta jak zawsze spadnie na barki fanów, którzy głosząc edycyjną wolność odwalą robotę Konami i będą zadowoleni. Cóż, dziwne.

Na sam koniec została kwestia gry w sieci, której od zawsze brakowało cholernie dużo do konkurencyjnej piłki. W tym roku ze strony EA poprzeczka została podniesiona bardzo wysoko. Konami naprzeciw wystawiło ogromne działa: możliwość rozegrania meczu samemu, z kumplami w trybie Community, pojedyncze mecze, turnieje online, tryb Legends w którym z innymi możemy zbierać punkty za wykonywanie odpowiednich zadań. Do tego dochodzi jeszcze bardziej rozbudowany tryb Master League Online w którym popracowano nad rynkiem transferowym, który faktycznie zachowuje się jak giełda i żywo reaguje na sprzedaże i kupna globalne graczy. Konami ponadto postawiło podnieść miecz na tych, co wielbili wychodzenia z gry i teraz niezależnie od tego, czy połączenie zostało zerwane, czy użytkownik sam opuścił mecz, zostaje obliczana średnia ukończonych meczów z ostatnich dziesięciu. I jeżeli jest mniej niż 70% otrzymujemy ograniczenia – nie możemy rozgrywać meczów z niektórymi użytkownikami, zostajemy łączeni także z innymi quitterami więc gnijemy we własnym sosie.

Obustronne ostrze, ale z oszustami trzeba ostro. Jeśli się zastanowić, to Pro Evolution Soccer 2012 jest powrotem do przeszłości. Osoby, które podobnie jak ja niepohamowane przyjemności czerpały z PES 5 i PES 6 odnajdą się tutaj bardzo szybko. Bo gra jest nastawiona na typowy fun aniżeli na jak najdokładniejsze odwzorowanie meczu piłkarskiego. Tytuł trochę dryfuje w stronę casualu, widać to zwłaszcza w likwidacji dziesiątek statystyk i wrzuceniu czterech ogólnych, które mają nam dać ogląd na dany zespół i zawodnika. Większości odbiór gry może zepsuć niedopracowana gra w defensywie, faule, które gwizdane są często z kapelusza, a Ci co grają online czasami osiwieją gdy co chwile będzie ich wyrzucać z gry. Wygląda na to, że Konami popsuło kod sieciowy, w zamian oddając nam aplikację Facebookową, mógłbym zapytać, czy panowie tak na poważnie, ale jak widać – tak. Czyli jak, PES 2012 jest dobry? Jak najbardziej, przypomina najlepsze części z PS2, tylko gdy patrzę na kalendarz to widzę rok 2011, nie 2005 i to może być problemem gry.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Pro Evolution Soccer 2012

Atuty

  • Fun płynący z gry
  • Animacja zawodników
  • Mnogość trybów gry

Wady

  • Sędzia gwiżdże faule jak nienormalny
  • Niedopracowana gra w defensywie
  • Braki w licencjach

Konami idzie do przodu ze swoją najsłynniejszą serią o piłce kopanej. Wprowadzone zmiany są na plus, jednak jest ich zbyt mało by dogonić serię FIFA.

Paweł Musiolik Strona autora
cropper