Recenzja: Battlefield 3 (PS3)

Recenzja: Battlefield 3 (PS3)

VergilDH | 30.10.2011, 11:00

Zrecenzowanie trzeciego Battlefielda nie jest zadaniem łatwym. Śmiało można by bowiem stwierdzić, iż ostatecznie jest to naprawdę świetny tytuł, w który zdecydowanie warto zagrać. Wszak ostateczna ocena na poziomie 85% mówi sama za siebie. Fakt jest jednak taki, że DICE obiecywało nam strzelaninę kolejnej generacji, która wyniesie gatunek FPS na najwyższy możliwy poziom.

Niestety, na ich dziele odrobinę się zawiodłem i to muszę powiedzieć już na wstępie. Bynajmniej nie mam tu na myśli trybu multiplayer, który jak zwykle wypada wprost fenomenalnie. W mej pamięci wciąż pozostaje jednak krótkie (gra pęka w nieco ponad 6 godzin) i wcale nie tak intensywne jak myślałem spotkanie z trybem dla pojedynczego gracza, który, co by nie mówić, nie sprostał moim (i zapewne nie tylko moim) bardzo, ale to bardzo wysokim oczekiwaniom.

Dalsza część tekstu pod wideo

Niemniej jednak, zacznijmy od początku. Twórcy zafundowali nam dosyć miałką historyjkę, w której głównym bohaterem jest niejaki Black, przesłuchiwany przez początkowo zupełnie niezidentyfikowanych osobników. Brzmi znajomo? Cóż, na tym nie kończą się inspiracje serią Call of Duty. Postanowiono bowiem ukazać fabułę w formie retrospekcji – nasze alter ego przypomina sobie konkretne etapy swojego życia, dzięki czemu deweloperzy mogli zabrać nas w podróż dookoła świata. Odwiedzimy między innymi Teheran, Kurdystan, Nowy Jork, Paryż oraz kilka innych, równie charakterystycznych miejscówek. Co by na temat kampanii jednak nie mówić, niestety brakuje jej „iskry bożej”, jaka sprawiłaby, iż jeszcze za kilka miesięcy gracze wspominaliby ten czy inny, zapadający w pamięć moment. Niestety, jest to raczej efektowny pokaz mocy silnika graficznego, aniżeli próba zafundowania graczom chwytających za serce scen.

Zauważyliście, jak bardzo moje słowa kontrastują z tym, co wypisywałem na naszym portalu w kolejnych newsach? Cóż... dałem się nabrać. Podobnie jak wielu z Was. Mając w pamięci niesamowicie wysoki poziom dwóch odsłon podserii Bad Company (z naciskiem na Bad Company 2), do Battlefield 3 podchodziłem z gigantycznym kredytem zaufania, jaki już na starcie dałem Szwedom. Niestety, nie udało im się zaspokoić mego pragnienia, na co złożyło się kilka czynników.

Pierwszym z nich jest katastrofalnie słaba Sztuczna Inteligencja przeciwników, która rzuca się w oczy nie tylko tutaj, ale i w trybie współpracy, gdzie na wypełnienie czekają niezbyt skomplikowane zadania. Wrogów można określić wyłącznie jednym mianem – patafiany. Jak bowiem wytłumaczyć fakt, iż bez najmniejszego problemu można tu wbiec na linię wroga i stać bezczynnie przez kilkadziesiąt sekund, czekając, aż w końcu któryś z nich pofatyguje się i spróbuje posłać nas do piachu? Wielokrotnie natknąłem się na przeciwników, którzy byli werbowani z jakiegoś domu opieki nad kalekami, czego przykładem jest strażnik, który najzwyczajniej w świecie nie był w stanie mnie zauważyć co pozwoliło na podejście do niego na odległość kilku kroków. Wziął mnie za paparazzi? Cóż, o ile orientuję się w temacie, paparazzi raczej nie biegają z karabinami maszynowymi w rękach.

Drugim czynnikiem są skrypty, które wychodzą na wierzch częściej niż przewiduje norma. Zapomnijcie o możliwości samodzielnego zrobienia sobie wejścia do budynku przy pomocy ładunków wybuchowych – tu w większości przypadków musimy poczekać na naszych sprzymierzeńców, którzy grzecznie wyręczą nas w otwarciu drzwi prowadzących dalej. Na tym jednak nie koniec. Deweloperzy postanowili ściśle wytyczyć ścieżkę po jakiej możemy się poruszać, czego efektem jest odliczanie widoczne na ekranie po każdej próbie zrobienia najmniejszego kroku w bok. Szkoda, zważywszy na fakt, iż nawet w momencie, w którym graczowi przychodzi poruszać się niejako po szynach, zdarzają się tutaj momenty, w jakich jeśli nie spełnimy określonego przez twórców warunku i na przykład nie przejdziemy o kilka metrów do przodu, bądź nie poślemy snajpera strzelającego do nas z oddali, oponenci potrafią wychodzić z jednych drzwi, bądź zza jednego rogu... dosłownie w nieskończoność.

Ostatni zarzut dotyczy etapu, w którym zasiadamy za sterami myśliwca. „Za sterami” jednak to chyba kiepski zwrot, bowiem rolę pilota przejmuje żołnierz kierowany przez konsolę, natomiast my możemy jedynie... rozglądać się i w konkretnych momentach odpalić rakiety bądź strzelać działkiem. I gdzie są te epickie momenty znane ze zwiastunów? Cele stawiane przed graczem jednak to zupełnie inna sprawa, bo akurat one zachwycają różnorodnością. Mamy tu zarówno szturm na bazę wroga, w trakcie którego przejmujemy kontrolę nad czołgiem, mamy momenty skradankowe, w których najważniejsze jest pozostanie w ukryciu, znalazło się tu także miejsce dla etapu, w którym chwytamy za karabin snajperski i osłaniamy towarzyszy.

Mimo wszystko, w tryb dla pojedynczego gracza gra się naprawdę przyjemnie, choć muszę przyznać, że twórcom nie udało się pokonać zarówno ostatnich odsłon serii Call of Duty, jak i Bad Company 2, co doprowadziło mnie do dosyć zaskakującej konkluzji. Czy na pewno DICE, jakie tworzyło Battlefield 3 oraz DICE odpowiedzialne za przygody Marlowe'a i spółki, to te same ekipy? Śmiem w to wątpić.

Kończąc ten temat muszę jeszcze wspomnieć o kwestiach technicznych. Oprawa graficzna Battlefield 3 może i nie zrywa kasków z głów (wszak lepsze doznania zapewnił nam chociażby Crysis 2), jednak i tak jest tu na czym oko zawiesić. W trakcie wspomnianej powietrznej walki przychodzi nam podziwiać rozległe połacie terenu rozpościerające się pod nami oraz fenomenalną grę świateł i cieni, która rzuca się w oczy również w innych lokacjach. W pamięć zapadła mi przede wszystkim rewelacyjnie wykonana dżungla, która może i odstaje od tej z pierwszego Crysisa, jaki trafił na sklepowe półki PlayStation Store kilkanaście dni temu, jednak i tak daje nam solidnego kopa między oczy.

Warstwa dźwiękowa z kolei, jak na produkcję DICE przystało, jest po prostu fenomenalna. W trakcie starć dobiegają do nas odgłosy tak realistyczne, że momentami rozglądałem się po pokoju, czy przypadkowo za moją kanapą nie wylądowała jakaś zabłąkana rakieta. Niemniej, by poczuć prawdziwie wojenny klimat, powinniście zainwestować w odpowiednie nagłośnienie, bowiem głośniczki stereo zdecydowanie nie zdadzą tutaj egzaminu.

Niemniej jednak, wszyscy przecież doskonale zdajemy sobie sprawę z tego, iż jest to jedynie dodatek do trybu multiplayer, który ma potencjał na kilkaset przegranych godzin. I wiecie co? Dopiero tutaj gra pokazuje swoje prawdziwe oblicze.

Zacznijmy od tego, że niewielkich cięć doczekał się podział na klasy postaci. W grze zabrakło Medyka, którego rolę przejął szturmowiec. Kto zatem zajmuje się tutaj zaopatrywaniem przyjaciół w amunicję? Ano, Żołnierz Wsparcia. Oprócz tego na sprawdzenie czeka również Inżynier naprawiający pojazdy oraz Zwiadowca preferujący walkę na dłuższym dystansie. A właśnie, skoro o dystansie mowa. Mapy są niezwykle rozległe, toteż na pewno nie będziecie narzekać na nudę i monotonię, bowiem nawet mając na względzie fakt, iż są to okrojone wersje lokacji, na jakich krwawe boje stoczą PC-towcy (którzy pobawią się w gronie 64 graczy, a nie tak jak my, „tylko” 24), to i tak możliwości podejścia wroga jest tutaj tyle, że na obmyślaniu nowych taktyk, które ostatecznie zaprowadzą Was do zwycięstwa, spędzicie niejeden długi, jesienny wieczór. No, kwestia ta nie dotyczy co prawda nieszczęsnego Metro, ale nawet i ta plansza ma nam sporo do zaoferowania, o ile zdołamy odpowiednio się w nią „wgryźć”.

Naszego żołnierza możemy sobie „ustawić” wedle naszego uznania, dobierając odpowiadający nam zestaw ulepszeń, a także wybierając ekwipunek jaki trafi w jego ręce. Co ciekawe, broń możemy tuningować, dodając do niej takie elementy jak luneta, uchwyt, celownik laserowy oraz latarka, jaką możemy oślepić przeciwnika w momencie, w którym zabraknie nam amunicji. Ciekawy patent, który nie raz i nie dwa uratuje Wam skórę.

Oczywiście, podobnie jak miało to miejsce w poprzednich odsłonach serii, nie jesteśmy tu skazani na piesze wędrówki. Gra pozwala bowiem na wzięcie na siebie roli kierowcy zarówno samochodu terenowego, pojazdu transportowego, czołgu, czy wreszcie helikoptera i myśliwca. Warto nadmienić, iż w przypadku tego ostatniego, doskwiera odrobinę niewielkie opóźnienie w sterowaniu, co doprowadza do częstych i niespodziewanych (a już na pewno nieplanowanych) wypadków, jednak wrażenia towarzyszące podbojowi przestworzy są po prostu nie do opisania. Wyobraźcie sobie sytuację, w której wychodzicie na wielkie pole bitwy i tuż nad Waszą głową przelatuje z wielkim hukiem odrzutowy samolot, po czym słyszycie w swoim headsecie głos znajomego krzyczący „spokojnie, to tylko ja!”. Tak, tutaj zdecydowanie można poczuć się jak na prawdziwej wojnie.

Wypada również wspomnieć, iż dopiero w trybie multiplayer możliwości destrukcji otoczenia są całkiem spore, bo z ziemią można zrównać przeważającą większość konstrukcji. To cieszy i stawia dopracowany i (nie bójmy się używać tego słowa) wręcz rewelacyjny tryb mutiplayer w jeszcze większym kontraście z „takim sobie” singlem. Na koniec dodam, iż zarówno wersja przeznaczona na komputery klasy PC jak i ta, która trafia do czytników naszych konsol, została wyposażona w dedykowane serwery, toteż nic nie stoi na przeszkodzie, byśmy dołączali jedynie do rozgrywek, których ustawienia odpowiadają naszemu „widzimisię”.

Battlefield 3 to fenomenalny tryb multiplayer, który w zasadzie mógłby być tym jedynym. DICE jednak, nauczone dość skromnym sukcesem MAG, postanowiło dorzucić tutaj trochę „nijaką” kampanię dla pojedynczego gracza, o której można zapomnieć już po kilku godzinach od ujrzenia napisów końcowych. Jeśli zamierzacie kupić najnowszą produkcję DICE jedynie dla trybu Single-Player, to zdecydowanie odradzam, przynajmniej do momentu, w którym gra stanieje do „znośnego” poziomu. Multiplayer z kolei to zupełnie inna sprawa i każdy miłośnik wirtualnej zabawy ze znajomymi powinien czym prędzej wziąć urlop, pobiec do sklepu i kiedy nareszcie wejdzie w posiadanie własnej kopii gry, zabarykadować się w pokoju i nie wychodzić z niego przez co najmniej kilka dni. Ocena końcowa to wynik przeprowadzonych przeze mnie jakże skomplikowanych obliczeń matematycznych, gdyż trybowi dla samotników przyznałbym w porywach notę rzędu mocnej „siódemki”, natomiast multiplayer oceniłbym na bardzo mocne 9+. Ich wynik możecie zobaczyć poniżej. Wydaje mi się, że werdykt jest jak najbardziej sprawiedliwy.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Battlefield 3

Atuty

  • Oprawa graficzna
  • Oprawa dźwiękowa
  • Fenomenalny multiplayer zapewniający setki godzin zabawy!

Wady

  • Aż nazbyt widoczne skrypty
  • Średnio widowiskowa kampania dla pojedynczego gracza i ograniczone możliwości działania

Z Battlefield 3 jest taki problem, że EA ciągle nas oszukiwało odnośnie oprawy wizualnej. Ostatecznie gra jest ładna, ale nawet nie stoi obok tego, co nam pokazywano. Na plus bez wątpienia tryb sieciowy. Na minus - singiel.

VergilDH Strona autora
cropper