Recenzja: Supremacy MMA (PS3)

Recenzja: Supremacy MMA (PS3)

Paweł Musiolik | 05.10.2011, 10:25

Mieszane sztuki walki cieszą się w naszym kraju wielką popularnością, głównie z powodu występów Mariusza Pudzianowskiego. W jego walkach techniki brak, finezji także, a do prawdziwego MMA daleko jak stąd na Kamczatkę. Co prawda podobnie ma się Supremacy MMA, jednak ten tytuł od innych gier o tym sporcie różni to, że produkcja Kung Fu Factory nawet nie sili się na udawanie symulacji...

Już na wstępie warto zaznaczyć, że gra prezentuje „arkejdowe” podejście do tematu walk w klatkach, na matach i gdziekolwiek się da (jest nawet ostra jatka w więzieniu...). Walka hołduje zasadzie łączenia ciosów w combosy, używania specjalnych ciosów i efektownych nokautów, których można dokonać na przeciwniku. Boli niestety potraktowanie po macoszemu całego systemu walki, widać, że twórcy wyszli z założenia, że skoro nie tworzą symulacji, to i nie muszą wysilać się za bardzo z dopracowaniem sterowania. Ciosy wchodzą z opóźnieniem, łączenie w kombinacje przychodzi ciężko i czasami jest dziełem przypadku. Wszystko wygląda tak jakby twórcy stanęli na rozdroży symulacji oraz arcade i nie potrafili zdecydować się na jakąkolwiek opcje, tworząc hybrydę dwóch stylów.

Dalsza część tekstu pod wideo

Na plus zdecydowanie wypada techniczne podejście do bloków, parowania i kontrowania ciosów. Chcąc zablokować musimy odpowiednio ruszyć gałką analogową, parowanie ciosów zostało przypisane pod „kółko” i musimy wyczuć odpowiedni moment sparowania ciosu. Oczywiście pokazują się podpowiedzi w którym momencie mamy wcisnąć jaki przycisk, ale spokojnie można to wyłączyć w menu i urealnić pojedynki. Kontry za to potrafią być czasami zabójcze, odpowiednio wyprowadzona potrafi przechylić szalę zwycięstwa na naszą stronę. Możliwych opcji skontrowania zawsze jest więcej, możemy albo uderzyć od razu przeciwnika, albo poprzez rzut przejść do przygwożdżenia by na łamaniu skończyć. Wszystko jednak to wymaga dobrego 'tajmingu'.

Największym plusem gry jest cała jej brutalna otoczka. Krew leje się gęsto, siniaki pojawiają się na twarzy, korpusie, ba, na całym ciele zawodników. Rozwalony łuk brwiowy, krwawiąca warga, a w ostateczności złamana noga to chleb powszedni. Widać, że naprzeciw siebie stoją prawdziwi faceci, których interesuje jedynie wygranie walki poprzez zrobienie największej krzywdy rywalowi. Można sobie chwalić takie bezpośrednie podejście, niektórzy mogą uznać to za próbę kupienia graczy pierwotnymi instynktami, jednak mnie w tym przypadku gra zdobyła. Brutalna bijatyka w tym przypadku na plus!

I szkoda, że udostępniono tak mało zawodników, którzy mogą sobie zrobić krzywdę. 12 mężczyzn i 2 kobiety, do tego 9 stylów walko to nie jest pokaźna ilość. Plusem tutaj są dwie kobiety, które również ochoczo przystępują do obijania gęby sobie nawzajem. Żartem w żeńskim wydaniu jest ich tryb Story, na który składają się aż 2 walki. Zalatuje mi to kpiną, ale panie miały być chyba chwytem marketingowym. Zawodnicy płci męskiej pochodzą z historii prawdziwego MMA. Mamy tutaj między innymi Jensa Pulvera, St. Johna Acklanda czy braci Hashimoto. Każdy z tych zawodników ma swoją historię, która przedstawiona jest w formie walk i komiksów, które, jak widać bardzo, spodobały się twórcom gry. Jednak nie chwaliłbym kunsztu scenarzysty, historyjki są nudne, naiwne i prawie każda opiera się na schemacie „urodziłem się by walczyć, więc walczę”.

Nudny tryb Story nie bardzo jest rekompensowany innymi możliwościami. Owszem, możemy rozwijać każdego zawodnika wykonując poszczególne zadania (wygrać walkę używając tylko ciosów w stójce, lub nie używając ich wcale), zdobywając nimi poziomy odblokowujemy nowe ciuchy i... tyle. Możemy także powalczyć z przeciwnikiem, tym żywym jak i konsolowym, potrenować zagrania i wziąć udział w turnieju MMA i trybie Survival. Tyle dla samotnego gracza. Online jest, dostępne są mecze i rankingowe i własne, ale niestety nie jestem w stanie napisać nic, gdyż albo online nie działał wcale, albo nie potrafił nikogo mi dobrać do gry. Uznajmy więc, że online "można pograć przy odrobinie szczęścia"...

Problemów uniknęła na szczęście oprawa graficzna i dźwiękowa. Zwłaszcza ta druga, brutalnym i ostrym soundtrackiem ratuje siebie i tytuł bardzo dobrze. Cała ścieżka to utwory z pogranicza trashu, hardcore'u i grindcore'u, zespoły takie jak After the Burial, Attika 7, Embryo czy Warpath skutecznie podnoszą adrenalinę i poziom wyzwalanego testosteronu. Bo przy czym najlepiej złamać komuś wirtualnie nogę jak nie przy ostrych riffach gitarowych? Graficznie, jak wspomniałem, jest dobrze, modele postaci wyglądają bardzo fajnie. Widać różnicę w muskulaturze u poszczególnych zawodników, zbierane ciosy lekko modelują ciało ofiary, dzięki czemu wszystko wygląda realniej. Otoczenie jest na tyle mało ważne, że i jakościowo odstaje znacząco od całej reszty, ale nie ma to za bardzo wpływu na odbiór rozgrywki. Nie ma czasu na patrzenie co tam w tle się dzieje (a dzieje się niewiele, a samych aren nie jest za dużo...). Jak więc wypada Supremacy MMA całościowo? Jak Pudzian przy Brocku Lesnarze, stara się wnieść coś nowego i ciekawego stawiając na dosadną brutalność i jak największą efektowność, jednak w starciu z takimi tuzami jak UFC 2010, Supremacy MMA nie ma żadnych szans. Swoją niszę jednak znajdzie, w tytuł powinni uderzyć ludzie szukającej nieskrępowanej niczym zabawy i łatwości walki, okupionej jednak nudnym i mało przystępnym systemem klepania „masek” innym. Na niekorzyść gry działa niestety także ubogość w tryby gry, kto chce większość zaliczyć, zrobi to w jeden wieczór. Jednak z braku laku i konkurencji w tym okresie można dać grze szansę...

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Supremacy MMA

Atuty

  • Brutalna
  • Widoczne obrażenia na zawodnikach
  • Ścieżka dźwiękowa

Wady

  • Drętwy system walki
  • Mało zawodników
  • Tryb online który nie działa...

Miała lać się krew, a jedynie skąd leci - to z oczu gdy patrzymy na Supremacy MMA. Można się skusić ale tylko wtedy, gdy lubicie zadawać sobie cierpienie psychiczne.

Paweł Musiolik Strona autora
cropper