Recenzja: Driver: San Francisco (PS3)

Recenzja: Driver: San Francisco (PS3)

VergilDH | 08.09.2011, 12:30

Będę dla tej gry wyrozumiały. Twórcy starali się przywrócić dawny blask nieco podupadłej marce, dodając do sprawdzonej mechaniki rewolucyjne rozwiązania, których zadaniem było uczynienie rozgrywki przyjemniejszą. Piję oczywiście do mechanizmu Shift, o którego działanie chyba wszyscy się obawiali. Po kilkunastu długich godzinach spędzonych z tym tytułem wiem, że pacjent przeżył, jednak operacja się nie udała.

Driver: San Francisco ma swoje momenty, które sprawiają, że nie ma się ochoty na odłożenie pada, jednak zdarzają się tu również sytuacje, w których słowo „grywalność” w diabelnie szybkim tempie ucieka nam z pola widzenia...

Dalsza część tekstu pod wideo

Już na wstępie muszę jednak przyznać, że czego jak czego, ale oryginalności Shiftowi, czyli mechanizmowi pozwalającemu na przeniknięcie do umysłu dowolnego kierowcy w mieście, na pewno nie można odmówić. W której wydanej do tej pory produkcji mogliśmy dokonać takiego wyczynu? No właśnie, w żadnej. Niewątpliwie jest to jedna z wielu zalet tej produkcji, choć paradoksalnie, jest to także wada.

Twórcy nie mieli bowiem na czym się wzorować, przez co momentami odnosi się wrażenie, że w trakcie policyjnego pościgu czy któregoś z nielegalnych wyścigów, na ulicy panuje jeden wielki chaos, którego zgodnie z naszymi przedpremierowymi obawami, praktycznie nie można ogarnąć. Przynajmniej takie wrażenie odnosi się w trakcie pierwszych kilku godzin, gdyż w późniejszej fazie rozgrywka zaczyna nabierać wyraźnych rumieńców. Bardzo możliwe, że jest to spowodowane wzrostem umiejętności osoby dzierżącej pada, która zaczyna rozumieć zależności panujące w tej miejskiej dżungli.

Ekipa Reflections zapewniała, że system pokaże pazur w momentach, kiedy gracz będzie zmuszony do ucieczki przed stróżami prawa, czy ścigania przestępcy posiadającego mocniejszy samochód niż ten, który docelowo prowadzi bohater. Prawda jest jednak taka, że trzeba się naprawdę sporo napocić, by doprowadzić do czołowego zderzenia ze ścigającym nas pojazdem, wskakując do umysłu kierowcy prowadzącego nadjeżdżające z przeciwka cztery kółka. Raz, że Sztuczna Inteligencja przejmująca stery naszego „docelowego” samochodu czasami wykonuje dosłownie absurdalne manewry, a dwa, że tempo akcji jest zazwyczaj tak szybkie, że o żadnym taktycznym myśleniu nie może tu być mowy. Gracz musi liczyć na szczęście, a z nim, tak jak w prawdziwym świecie, bywa naprawdę różnie.

Przyczepiłem się do sztucznej inteligencji, a że nie chciałbym być gołosłownym, zilustruję to przykładem. Do dyspozycji zostaje nam oddane Audi R8, a naszym celem jest dotarcie do konkretnego punktu na mapie, oczywiście gubiąc przy okazji kordon radiowozów siedzących nam na ogonie. Naciskamy krzyżyk, przechodzimy do mapy miasta (muszę przyznać, że zarówno animacje „wyjścia”, jak i „wejścia” do ciała, są naprawdę efektowne) i wskakujemy do umysłu kierowcy ciężarówki jadącej z naprzeciwka, znajdującej się o jakieś 300 metrów od nas. Siedząc za kierownicą potężnego wehikułu, który z łatwością zmiótłby niejeden samochód policji, dostrzegamy, że nasze Audi (sterowane oczywiście przez konsolę) skręciło w którąś z bocznych uliczek, uniemożliwiając nam staranowanie oponentów. W sumie to takie sytuacje nie są tu niczym szczególnym. Gorzej, gdy SI zdarzy się wykonać podobną czynność zbyt wcześnie, uderzając w biegnący wzdłuż drogi betonowy mur, solidnie się przy tym uszkadzając. Chyba nie muszę mówić, że taki „profesjonalizm” wielokrotnie doprowadzał mnie do szewskiej pasji, zmuszając do restartowania całej misji?

Shift to naprawdę fajna koncepcja, jednak zdecydowanie wymaga ona dopracowania. Mam szczerą nadzieję, że w ewentualnym sequelu wszystkie niedoróbki zostaną poprawione, bo cała reszta trzyma bardzo solidny poziom. Na co miałem ponarzekać, to ponarzekałem, toteż śmiało mogę przejść do tego, co w nowym Driverze mi się spodobało. Jeśli zdążyłem wyrobić u Was naprawdę złą opinię o tej produkcji, to lepiej przerzućcie stronę i doczytajcie recenzję do końca, bo mimo wymienionych przeze mnie wad, w Drivera da się grać. I do tego, całkiem nieźle się przy tym bawić.

Podstawowym atutem gry jest czas potrzebny na jej stuprocentowe ukończenie. Co prawda wątek główny trwa mniej niż 8 godzin, jednak dodatkowa zawartość sprawia, że w trybie przeznaczonym dla pojedynczego gracza można bawić się jeszcze co najmniej dwa razy tyle. Nie żartuję. Twórcy porozrzucali po mapie naprawdę sporo form aktywności, których zróżnicowanie sprawia, że na nudę nie sposób narzekać. Szkoda tylko, że na lwią część z nich natkniemy się również w trakcie przechodzenia głównej osi fabularnej. Pierwszą jest klasyczny wyścig, w którym zadaniem gracza jest zajęcie... dwóch pierwszych miejsc. Starając się posłać do piachu niczego nieświadomych oponentów, musimy jednak uważać, by przypadkowo nie staranować swojego sprzymierzeńca, dzielnie próbującego dotrzeć do mety. Często będziemy również zmuszeni do ucieczki furgonetką, wcale nie należącą do demonów szybkości, która stała się celem ataku rzezimieszków, będących członkami jednego z gangów, doprowadzenia przesłuchiwanego przez nas nieszczęśnika do palpitacji serca (wchodzenie bokiem w zakręty, szaleńcze skoki i jazda pod prąd jak zawsze skuteczne), ucieczki przed wymiarem sprawiedliwości (diabelnie szybkim wymiarem sprawiedliwości, który nie przebiera w środkach, byle tylko nas unieruchomić) czy chociażby trzymania się w tunelu aerodynamicznym tworzonym przez jadącego przed nami przeciwnika.

Zdarzają się tu jednak nieco krótsze misje, w których naszym celem jest utrzymanie konkretnej prędkości przez określony czas, wyprzedzenie danej ilości samochodów czy dojechanie do punktu na mapie trzymając się tylko bocznych uliczek.

Do dyspozycji gracza zostało oddanych ponad 120 licencjonowanych samochodów, wśród których prym wiedzie Dodge Challenger z 1970 roku, jaki znalazł się na okładce. Oprócz tego, znalazło się tu również miejsce na takie perełki jak DeLorean DMC-12 czy Shelby GT 500. Oczywiście, twórcy nie myśleli wyłącznie o miłośnikach klasyki, gdyż w wirtualnym garażu znajdziemy również McLarena MP4 czy Maserati GranTurismo MC Sport Line. Walutę stanowi tutaj tak zwane Wheel Power, za co możemy kupować nie tylko nowe furki, ale również garaże. To właśnie tu możemy doprowadzić do stanu używalności pojazd, który „przypadkowo” zdarzyło nam się skasować. Oczywiście, po San Francisco włóczą się również inne wehikuły, jak wspomniane wcześniej ciężarówki, cysterny, buggy oraz lawety, a także powolne „osobówki”, występujące tu w ilościach hurtowych.

Model jazdy co prawda z realizmem nie ma zbyt wiele wspólnego, jednak trzeba przyznać, że po San Francisco jeździło mi się bardzo przyjemnie. Jazda na ręcznym i efektowne poślizgi są tu na porządku dziennym, a wszechobecne kraksy i wyczyny godne kaskadera (skoki z przyczepy TIR-a przeznaczonego do przewozu samochodów nigdy mi się nie znudzą), tylko dodają tej grze uroku. Słowa te dotyczą jednak jedynie najszybszych furek, gdyż jazda pozostałymi czterema kółkami nie jest nawet w połowie tak dynamiczna.

Celowo nie wspominałem o warstwie fabularnej, gdyż nie dość, że wszyscy doskonale ją znacie, to jeszcze naprawdę daleko jej do literackiej Nagrody Nobla. Ot, John Tanner w trakcie pościgu, mającego na celu pojmanie jego odwiecznego rywala – Jericho, ulega poważnemu wypadkowi i zapada w śpiączkę. Nawet będąc w tak krytycznym stanie, detektyw postanawia kontynuować swą misję, toteż wydarzenia w jakich bierzemy udział rozgrywają się w jego umyśle. Resztę już znacie – jako, że znajdujemy się w świecie, w którym to on jest „panem i władcą”, możemy wskoczyć do umysłu dowolnego kierowcy... nie, nie ma sensu się powtarzać. Dodam tylko, że zaserwowana przez deweloperów historyjka jest niesamowicie miałka i równie dobrze gra mogłaby być zlepkiem zupełnie niezwiązanych ze sobą misji.

Jeśli znudzi Wam się samotna zabawa, warto choćby na chwilę zainteresować się trybem multiplayer. Czekają tam na Was takie atrakcje jak zabawa w samochodowego berka, w policyjne pościgi z udziałem żywych uczestników (i żywego celu starającego się nam zwiać), czy wariacja na temat Capture the Flag, Trailblazer (jazda w tunelu aerodynamicznym oponenta, którą mogliśmy sprawdzić również w singlu) lub chociażby zawody na najdłuższy skok i rozwinięcie jak największej prędkości na konkretnym odcinku.

Pamiętacie pierwszą prezentację gry na zeszłorocznych Targach E3? Musicie przyznać, że na pewno nie wywarła ona na Was zbyt dobrego wrażenia. Reflections doszlifowali jednak to i owo, tu i tam dorzucili odrobinę szczegółów, a jeszcze gdzie indziej zwiększyli rozdzielczość tekstur i produkt, który wylądował na sklepowych półkach prezentuje się bardzo dobrze. Fakt, animacje uciekających nam tuż sprzed maski przechodniów mogłyby być odrobinę bardziej naturalne (niestety, nie można ich rozjeżdżać), a otoczenie mogłoby być trochę bogatsze w detale, jednak rewelacyjnie wykonane karoserie i całkiem nieźle oddane wnętrza poszczególnych pojazdów sprawiły, że o oprawie graficznej Driver: San Francisco mam jak najlepsze zdanie.

To samo tyczy się zresztą warstwy dźwiękowej, gdyż nie mogę nic zarzucić zarówno dźwiękom samochodów (ach, te V-ósemki...), jak i aktorom podkładającym głosy postaciom. Nie raz i nie dwa zdarzyło mi się przerwać ciekawą rozmowę dwóm zupełnie nieświadomym niczego osobom, by po dokonaniu jakiegoś szczególnie niebezpiecznego wyczynu, usłyszeć pod swoim adresem jakąś śmieszną uwagę. Nigdy nie zapomnę, gdy zdarzyło im się dwa razy wsiąść do tego samego pojazdu i usłyszeć „Naprawdę, przed chwilą doprowadziłeś do czołowego zderzenia z radiowozem!”. Soundtrack, stanowiący zwariowane połączenie hitów z lat siedemdziesiątych i nowoczesnych brzmień, również niesamowicie przypadł mi do gustu.

Nawet sobie nie wyobrażacie, jak ciężko jest mi jednoznacznie ocenić tę produkcję. Z jednej strony mamy zróżnicowane zadania, duże miasto oddane do eksploracji i zadowalająco długi tryb dla pojedynczego gracza, ale z drugiej straszy nas chaos, jaki momentami wprowadza korzystanie z mechanizmu Shift. Jeśli uważacie, że będziecie w stanie zrobić z niego użytek (ja niestety miałem z tym poważne problemy, mimo, że do niedzielnego gracza bardzo mi daleko), ocenę jaką widzicie poniżej możecie śmiało podnieść o półtora oczka. Reszta również nie powinna przechodzić obok tego tytułu obojętnie, jednak warto wstrzymać się z zakupem do chwili, w której jego cena spadnie do poziomu 100-120 zł.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Driver: San Francisco

Atuty

  • Grafika
  • Różnorodność misji
  • Warstwa dźwiękowa
  • Długość gry
  • Tryb multiplayer!

Wady

  • Mechanizm Shift wprowadza momentami niewyobrażalny chaos

Seria Driver wreszcie wraca na dobre tory. Mimo, że Shift może wydawać się dziwacznym dodatkiem, to o dziwo sprawdza się dosyć dobrze. Choć fakt faktem - wprowadza czasami trochę zamieszania.

VergilDH Strona autora
cropper