Recenzja: Harry Potter i Insygnia Śmierci - Część 2 (PS3)

Recenzja: Harry Potter i Insygnia Śmierci - Część 2 (PS3)

nariko_X | 27.07.2011, 09:55

Kiedy pierwszy raz zobaczyłam Harry Potter i Insygnia Śmierci - część 2, pomyślałam sobie: "Wow! W to gra się tak jak w Gears of War z Xboxa 360, tyle że całość dzieje się w ukochanym przeze mnie uniwersum Harry'ego Pottera!". Teoretycznie, mającego już kilka ładnych lat na karku i wałkowanego już dziesiątki razy systemu osłon nie można było zepsuć. I nie zepsuto.

Niestety, większość pozostałych elementów, włączając w to tragicznie krótki czas rozgrywki, absolutnie nie pozostawiają złudzeń co do tego czym ta gra miała być. Nie wiesz? To podpowiem. Bezczelnym nabijaczem kasy...

Dalsza część tekstu pod wideo

Wiecie, dlaczego nie mogę zdradzić absolutnie niczego z fabuły Insygniów Śmierci - część 2? Bo to idealne przełożenie drugiej odsłony ekranizacji ostatniego filmu z Harrym Potterem w roli głównej. Oczywiście, chodzi głównie o to, by ostatecznie, już raz na zawsze i na wieki wieków pokonać tego, którego imienia wymawiać w Hogwarcie i okolicach nie wolno (ale i tak wszyscy wiedzą, że chodzi o Voldemorta). Jak? Niestety, tego nie mogę zdradzić, albowiem zepsułabym niespodziankę wszystkim tym, którzy mają zamiar wybrać się na całkiem niezłą ekranizację lub, o zgrozo, zakupić grę. Nad produkcją konsolową nie będziemy się zbyt długo rozwodzić, bo i warta naszego czasu oraz miejsca na PS3Site nie jest. Ot, otrzymujemy tutaj średnio wykonany klon Gears of War z kilkoma poprawnie wykonanymi elementami oraz garścią niedoróbek, które w zależności od humoru gracza, potrafią zirytować lub tez doprowadzić do "szewskiej pasji". Całość widzimy z widoku z trzeciej osoby, czyli popularnym TPP, a w momencie celowania kamera ląduje nad ramieniem Harry'ego lub konkretnej postaci, w którą aktualnie się wcielamy. Na plus zaliczyć można na pewno fakt, że w momencie, w którym tego pragniemy, protagonista elegancko przykleja się do osłon nie robiąc absolutnie żadnych problemów. Niestety, zdarza mu się za to samoczynnie zza tej osłony wyskakiwać, prawdopodobnie przez błąd w sztuce koderskiej, także nigdy nie możemy być pewni swojego bezpieczeństwa.

Samo strzelanie... no cóż, to również kalka Gears of War, tyle że tutaj Harry grzeje różnego rodzaju czarami ze swojej różdżki. Fajnym patentem jest naturalne ograniczenie gracza w nieustannym używaniu jednej i tej samej umiejętności, czyli przykładowo ognia ciągłego. Okazuje się bowiem, że aby wytworzyć magiczne pociski, bohater musi się "skupić". Im dłużej pozostaje w owym "skupieniu", czyli im dłużej prowadzi ciągły ogień, tym jego celność spada, aż w końcu zmuszeni jesteśmy do zmiany stylu walki. Proste, pomysłowe i funkcjonalne. Plus!

Niestety, na tym lista konkretnych zalet prawdopodobnie się kończy. Walki są bowiem nudne i monotonne, a także mało dynamiczne. Przeciwnicy praktycznie w ogóle nie chowają się za osłonami, a jeżeli już to robią, to mają dziwną tendencję do wystawiania całej głowy poza nią, stając się makabrycznie łatwym celem do zestrzelenia. Mało tego, bardzo szybko wiemy jak radzić sobie z każdym rodzajem oponentów, gdyż przez całą grę... walczymy praktycznie z jednym i tym samym typem wroga. Otrzymujemy także możliwość pohasania postaciami innymi niż Harry, ale nie ma to niestety absolutnie żadnego wpływu na styl rozgrywki czy posiadane przez różnych bohaterów umiejętności. Wszyscy i tak rzucają identyczne zaklęcia. Nawet nauczyciele, teoretycznie potężni magowie lub alchemicy, nie posiadają żadnej unikalnej tylko sobie umiejętności magicznej, co zakrawa już na ogromne lenistwo ze strony producentów gry. Bossowie to tutaj porażka i paranoja w jednym. Od zwykłych oponentów różnią się tylko wyglądem i... to tyle. Nie trzeba wynajdywać na nich konkretnego sposobu, bo całość polega tylko na szybszym niż zazwyczaj, nieustannym wciskaniu jednego i tego samego przycisku. To idiotyczne zważywszy na fakt, że zupełnie inaczej powinno walczyć się z bossem bazującym na sile fizycznej oraz mocarnym uderzeniu, a inaczej z potężnym czarodziejem parającym się czarną magią, którego również przyjdzie nam spotkać w Insygniach Śmierci (imienia nie zdradzę). Sprawia to, że recenzowana tu produkcja wydaje się być grą przeznaczoną nie dla dzieciaków kochających Harry'ego Pottera, ale półgłówków, którzy nie rozumieją różnicy między wątłym czarodziejem, a gruboskórnym trollem górskim. A my nie lubimy być traktowani jak półgłówki...

Harry Potter i Insygnia Śmierci - część 2 przypomina mi pod względem upośledzenia ostatnie Operation Flashpoint. Bo gdy walka prowadzona jest na dystans, a przeciwników i nas dzieli odległość minimum kilkudziesięciu/kilkunastu wirtualnych metrów, całość wcale nie wydaje się być taka zła i "zabugowana". Problem w tym, że oponenci nieustannie dążą do walki w zwarciu, a gdy kamera stara się zbliżyć do naszego bohatera i ukazać w pełnej krasie jego starcie z potworem, to... możemy liczyć na niezłą reżyserską jatkę, niejednokrotnie "zakręcone ujęcia" oraz wiele technicznych niedoróbek w pracy kamery, które potrafią doprowadzić do wspomnianej na początku szewskiej pasji. Mimo wszystko, najbardziej zagorzali fani Harry'ego Pottera przełkną tę bombę atomową goryczy, zacisną zęby i będą grali, bo przecież gra przedstawia nam li tylko wyłącznie wydarzenia dziejące się na srebrnym ekranie. Oczywiście, co bardziej emocjonujące akcje doprawiono naprawdę przyjemnym sosem ze staroszkolnego Arcade, jak chociażby ucieczka przed czymś w dół ekranu niczym w klasycznym Crash Bandicoot lub mniej klasycznym Uncharted, ale w związku z naprawdę krótkim czasem potrzebnym na ukończenie gry, takich atrakcji jest po prostu zbyt mało jak za grę w pełnej cenie.

Gdy zasiadałam bowiem do Insygniów Śmierci - część 2, była godzina bodajże 17:00, a już o godzinie 19:40 oglądałam napisy końcowe. Wychodzi więc na to, że cała gra raczej średnio wprawnemu graczowi (graczce) nie zajmie więcej, niż 3 lub 4 godziny nieustannego grania. W przeliczeniu daje nam około 40-50 PLN za godzinę zabawy. Przelicznik zbójecki, dyplomatycznie rzecz ujmując. Całość razi tym bardziej, że Insygnia Śmierci nie wyróżniają się również niczym szczególnym w materii graficznej. Całość wykonana została bardzo rzemieślniczo, a i efekty czarów robią pozytywne wrażenie. Jednak otoczenie w grze oraz facjaty/sylwetki bohaterów wołają momentami o pomstę do nieba. Przeciwnicy również nie prezentują się zbyt ładnie, a jeżeli dodać do tego chrupiącą od czasu do czasu animację w połączeniu z średnim wykonaniem animacji poruszania się, to całość ląduje w koszu z napisem "odrobinę poniżej przeciętnej". Dobrze, że mamy tutaj filmową muzykę, przez co Insygniów Śmierci bardzo przyjemnie się słucha. Nie jest to niestety coś, co mogłoby poprawić ogólny odbiór gry jako całości.

Harry Potter i Insygnia Śmierci - część 2 jest bezczelnym "skokiem" na nasze portfele, nie bójmy się tego przyznać. To gra zrobiona na kolanie, na szybko, byle tylko zdążyć do premiery naprawdę niezłego filmu. Bardzo krótki czas rozgrywki połączony z raczej mało emocjonującą całością jawi się jako czynnik, który zdecydowanie powinien odwieźć Was od zakupu. Za seans w kinie zapłacicie ośmiokrotnie mniej, a będziecie bawić się nieporównywalnie lepiej w czasie niewiele krótszym, niż ten potrzebny na ukończenie wirtualnych Insygniów Śmierci. Odradzam ten tytuł nawet ortodoksyjnym fanom Harry'ego Pottera, bo strzelanie jest powtarzalne oraz nudne. A skoro cała gra polega właśnie na owym strzelaniu, bo i zagadek oraz różnego rodzaju zręcznościowych wyzwań tu jak na lekarstwo, to po co płacić grube pieniądze za coś, co nie spełnia swojej podstawowej roli? Po co kupować grę, która, mimo osadzenia w popularnym uniwersum, nie będzie Was bawić? Strzeżcie się jak magicznego ognia!

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Harry Potter i Insygnia Śmierci - część 2

Atuty

  • Świetne udźwiękowienie
  • System osłon działa w porządku
  • Momentami nie jest tak źle...

Wady

  • Tragicznie krótki czas rozgrywki
  • Monotonia
  • Przeciętna oprawa
  • Mało zagadek i elementów przygodowych
  • Banalna
  • Bez polotu...

Pamiętacie czasy w których gra oparta na Harrym Potterze była dobra? Właśnie. Była. Ten tytuł jest po prostu słaby.

nariko_X Strona autora
cropper