Recenzja: The Shoot (PS3/Move)

Recenzja: The Shoot (PS3/Move)

SoQ | 28.10.2010, 14:34

Sony nie mogło chyba wymyślić prostszej gry wykorzystującej nowy kontroler ruchowy, niż "celowniczek" na szynach. Gatunek to znany i nawet lubiany, a do tego niewymagający, bo deweloper dłubiąc przy takiej produkcji raczej niespecjalnie się namęczy, a i obejdzie się bez wielkiego budżetu. Jednocześnie jest to jednak typ gier, w których raczej niewiele jest nas w stanie zaskoczyć, a świeże pomysły to pojęcie niemal obce. W związku z tym dobrze, że twórcom The Shoot przynajmniej nie można zarzucić iż nie starali się czegoś z tym fantem zrobić.

O ile większość „celowniczków” takich jak Time Crisis, którego najnowsza odsłona również lada moment wyląduje na rynku, stawia na radosną eksterminację, zadymę i sypanie tysiącami naboi, tak The Shoot wymaga od nas nieco bardziej technicznych umiejętności. Tu podstawą jest strzelanie precyzyjne, bez pudeł, które pozwala podtrzymać combo, a co za tym idzie - ciułać punkciki niezbędne do zaliczenia kolejnego poziomu.

Dalsza część tekstu pod wideo

To, co wyróżnia produkcję Cohort Studios to także setting, bo nie strzelamy do złych panów z wielkimi giwerami, a do... tekturowych podobizn przeciwników. Jesteśmy bowiem aktorem hasającym po planie filmowym. Planie filmu klasy B, a może nawet C, należy dodać. Takiego, w którym księżyc podwieszony jest pod sufitem na linach, podobnie jak atakujące nas nietoperze, a panorama miasta to namalowany na ścianie płaski krajobraz. Nie powiem, ma to swój kiczowaty klimacik, potęgowany przez widoczne u góry reflektory i inny studyjny osprzęt. Studio płacące za naszą filmową zadymę dysponuje jednak jakimś budżetem na efekty specjalne, toteż plan każdego z „ambitnych” obrazów urozmaicono mnóstwem wybuchających pierdół i przedmiotów podatnych na zniszczenia. Drzazgi sypią się zatem gęsto, a tekturowych przeciwników karmimy ołowiem w kilku sceneriach. Mamy klasyczny western, film o mafii, horror z zombiakami i wilkołakami, „science fiction” z armią robotów atakujących Ziemię oraz podwodną zadymę, gdzie ustrzelimy ośmiornice i inne owoce morza. Filmy podzielono na kilka scen, a nie zabrakło w nich też pojedynków z bossami. Ponadto jeśli mamy celne oko i na każdej z plansz trafimy w pięć fragmentów plakatu reklamującego dzieło w którym występujemy, dostaniemy dostęp do mini gierek. Żywotność zatem jak na „celowniczek” The Shoot ma zadowalającą.

Owo celne oko, wspomagane pewną ręką, jest na planie filmów niezbędne. Tym bardziej, że pracujący z nami reżyser to upierdliwy gościu. Jeśli strzelamy jak niedowidzący emeryt, marnując seryjnie kule, lub nie daj Boże prujemy do niewinnych tekturowych cywili, wrzaśnie cięcie i zażąda powtórzenia sceny. To jednak najgorsze co może nas spotkać, bowiem w The Shoot nie sposób zginąć, gdyż gra po prostu nie ma paska energii. Kluczem do wysokich wyników i zadowalania owego upierdliwca jest wspomniane combo. Podbijanie mnożnika pozwala zdobyć tak zwane pokazówki, które okazują się bardzo pomocne. Mamy więc zwolnienie czasu, wstrząs eliminujący wszystkich przeciwników na ekranie i szał, gdy standardowa broń zmienia się na krótką chwilę w plujący pociskami z zawrotną prędkością karabin. O ile jednak wykonanie dwóch ostatnich akcji jest proste, sprowadza się bowiem do skierowania „różdżki” w dół bądź w górę i oddania strzału, tak ze slow motion bywają problemy. By je aktywować, należy zakręcić kontrolerem nad głową niczym lassem, albo zrobić obrót o 360 stopni całym ciałem (to już w ogóle jakiś absurd), co jest trudne w ferworze walki jak i zwyczajnie niewygodne. Poza tym po takim machaniu celownik potrafi się pogubić i kilka sekund zajmuje kamerce ponowne właściwe odczytanie jego ruchów. Movem pomachamy również podczas unikania lecących w naszą stronę granatów czy toporków, a także ukrywając się za zasłonami.

Takich momentów w grze jest jednak zaledwie kilka, ale może to i lepiej, bo podczas nich kontroler również potrafił się dziwnie zachowywać. Poziom trudności nie należy jednak do wyśrubowanych i z czasem pokazówek będziecie mieli aż w nadmiarze, co czyni grę nieco monotonną. I choć w przezwyciężeniu owej monotonności nie pomaga fakt, że przez całą przygodę (nie licząc momentów gdy aktywujemy szał) strzelamy z jednego gnata, to techniczny smaczek w The Shoot może się podobać. A już na pewno nie znudzi się Wam zanim skończycie grę.

Tak naprawdę wystarczą dwie godzinki, by zaliczyć wszystkie plany filmowe i potem nie mieć tu za bardzo czego szukać. Cóż, taka to już przywara tego gatunku. Nie ma również mowy o tym, by produkcja ta powaliła Cię na kolana pod względem grafiki czy oprawy dźwiękowej. Ot, w pierwszej kwestii jest po prostu solidnie i bez uniesień, podobnie jak w przypadku pełnej polskiej lokalizacji, mimo iż z czasem razi ubogość tekstów rzucanych przez reżyserka i nijakie melodyjki przygrywające w tle. Jaki zatem jest The Shoot? Z jednej strony, produkcji szkockiego studia nie można wiele zarzucić, bo robota to rzemieślnicza, ale mająca urok. Z drugiej, najzwyczajniej w świecie nie ma ona w sobie niczego szczególnego. Czegoś co wyróżniałoby ją z tłumu i skłaniało, by polecić ją Wam szczególnie gorąco. Jeśli w nią zagracie powinniście się nieźle bawić, tym bardziej, że cena wynosząca 139 zeta wydaje się w przypadku takiego produktu uczciwa. Tak naprawdę jednak nie stanie się nic, jeśli w życiu nie ujrzycie jej na oczy. 

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry The Shoot

Atuty

  • Nieco inne podejście do „celowniczka”
  • Klimat i wymagana precyzja

Wady

  • Dość prosta i z czasem monotonna
  • Mimo wszystko to gra na kilka wieczorów

Niestandardowe podejście do celowniczka ze standardową nudą mu towarzyszącą. Kupować gdy nie macie nic innego do robienia.

cropper