Recenzja: F1 2010 (PS3)

Recenzja: F1 2010 (PS3)

[email protected] | 08.10.2010, 20:56

Stworzenie kolejnej gry z serii F1 to nie lada wyzwanie. Brytyjczycy z Codemasters musieli bowiem wykreować grę będącą spełnieniem marzeń zarówno hardkorowych maniaków Formuły 1 i znawców motoryzacji, jak i zwykłych graczy, pragnących jedynie "trochę się pościgać". Gry nominalnie przeznaczone dla wąskiej grupy odbiorców od zawsze wywoływały fale emocji. Tu coś nie pasowało, tam nie zagrało, a jeszcze gdzieś indziej coś nie jest tak, jak powinno być.

Zawsze znajdą się krytycy, którzy w życiu na oczy nie widzieli bolidu. Oczywiście, nie przeszkadzało im to w oczernianiu gry na internetowych forach publicznych. A od czarnej famy do błędnych wniosków, jak do zakochania, tylko jeden krok. Tak, F1 2010 jest grą zabugowaną, czasami nawet skandalicznie. Nie zmienia to jednak faktu, że produkt jako całość wychodzi obronną ręką zarówno ze starcia z hardkorami, jak i graczami niedzielnymi. A to już nie lada sukces moi drodzy...

Dalsza część tekstu pod wideo

Recenzja opublikowana miała zostać dobrych kilka dni temu, ale postanowiłem dać sobie czas na okiełznanie tytułu w związku z Waszymi narzekaniami na rzekome błędy. I faktycznie. Występują one w mniejszych lub większych ilościach, choć absolutnie nie siałbym z tego powodu paniki podobnej do tej, która wywołała się we wpisie tematycznym na PS Site. Ale zacznijmy od początku, czyli od...

Szok. Zamiast trafić do menu i w momencie zacząć bawić się w ustawieniach (jak to było w Formula One: Championship Edition od Sony), jesteśmy świadkami konferencji prasowej, na której przedstawia się nas jako kierowce mało znanego i jeszcze mniej renomowanego teamu. Możemy wybrać naszą narodowość, pseudonim artystyczny i kilka innych opcji. Nie, F1 2010 to nie opowieść o najlepszym z najlepszych kierowców, który nagle z totalnego amatora stał się topowym kierowcą Formuły 1. Siedząc w słabym technicznie bolidzie nie jesteśmy w stanie nawiązać bowiem równorzędnej walki z górą stawki. Musimy realizować cele drużynowe, walcząc jednocześnie o przywództwo w teamie. Nie bez znaczenia są treningi, podczas których otrzymamy szansę na wykazanie się przed trenerami oraz szefostwem. Jeśli wypadniemy lepiej niż nasz główny rywal do dominującej pozycji w drużynie, wcześniej otrzymujemy ulepszenia bolidu. Jeżeli ukończymy wyścig na wysokim miejscu lub idealnie wykonamy wyznaczone nam przez drużynę cele, nasza pozycja również rośnie. Całość prezentuje się tym lepiej, że kolejne opcje zaprezentowane zostały w postaci nie kolejnych okienek czy menusów, a miejscówek jak żywo wyjętych z torów oraz garaży Formuły 1. Jest ustalanie strategii na wyścig, kontakty z prasą (iluzoryczne bo iluzoryczne, ale są) i kilka innych opcji, które w założeniach miały uwiarygodnić przedstawiony w grze świat. W pewnym momencie zacząłem jednak zastanawiać się... czy aby przypadkiem Codemasters nie próbuje tym festyniarstwem odwrócić mej uwagi od realnej jakości F1 2010?

Podoba mi się realizm F1 2010. Będąc członkiem słabszego teamu nie mamy co marzyć o dogonieniu góry stawki z jednego, bardzo prozaicznego powodu. Oni mają lepszy bolid, my mamy gorszy, to wszystko. F1 2010 udowadnia, że w machinie zwaną Formuła 1 kierowca jest tylko niewielkim trybikiem, który okazuje się być jedynie ostatnim ogniwem pośród ogromu przygotowań. Podoba mi się również to, że tory na których przyjdzie nam się ścigać pełne są zdradliwych, często kończących się dla nas katastrofą, miejsc. Wjeżdżamy w zakręt na odpowiedniej prędkości, idealnie wychodzimy na prostą i... łup. Jeszcze raz wchodzimy idealnie w zakręt, ale tym razem daliśmy za mało gazu przy wyjściu z "korytarza"? Przeciwnicy już są przed nami. Dochodzą do tego zmienne warunki pogodowe, które diametralnie mogą wykrzywić obraz toczonego wyścigu (raz na naszą korzyść, raz na korzyść oponenta). Niestety, opony na namokłej powierzchni nie zawsze zachowują się tak jak w rzeczywistości, ale podejrzewam, iż wymuszono na Codemasters takie posunięcie i celowo uprościli oni ten element. Bolid nie tańczy bowiem tak jak powinien, a szkoda, bo skoro realizm, to moim zdaniem - do końca!

Inna sprawa, że gra oferuje wszystko to, na co fani Formuły 1 ostrzyli sobie zęby przez ostatnie trzy lata. Litościwym milczeniem pominę brak samochodu bezpieczeństwa, o którym wiedzieliśmy już od dawna i zdążyliśmy się do owego faktu przyzwyczaić. To jeden z wielu karygodnych błędów, które nawiedziły najnowszą grę Mistrzów Kodu. Jednak gwarantuję Ci, że jeśli chcesz przystąpić do wyścigu wraz ze wszystkimi regułami obowiązującymi w Formule 1, w tym przymusu ograniczenia prędkości w boksach, manualną skrzynią biegów, zmianą stylu jazdy wraz z upływem czasu i ścieraniem się opon, to praktycznie nie masz szans na bezkolizyjne ostatecznie przekroczenie linii mety, chyba że... nauczysz się trasy na pamięć. W garażu jest też możliwość ustawienia takich rzeczy, jak ciśnienie, balans hamulców czy długości biegów. Jest tego zdecydowanie więcej i gdybym miał wypisać tutaj wszystkie opcje oferowane przez tytuł Codemasters, prawdopodobnie musiałbym napisać... 3-krotnie dłuższą recenzję. Co jednak cieszy najbardziej, każda z ewentualności jest opisana przez grę w przystępny dla przeciętnego zjadacza chleba sposób. Każdy parametr czy część posiada nie tylko profesjonalną nazwę, ale również "chłopskie" wytłumaczenie, na co wpływa i co dzięki niemu osiągniemy na torze. Oczywiście brakuje wielu opcji, przyznaję. Jestem jednak pewien, że nikt z nas nie chciał, by z gry wideo traktującej o ściganiu się bolidów nagle zrobiono symulator grzebania w ich bebechach. Jedno jest pewne, F1 2010 będzie Cię karać za wszystkie niedociągnięcia na torze nawet wtedy, gdy włączysz sobie opcję wyświetlania optymalnego przejazdu. Jeżeli maksymalnie nie skupisz się na torze oraz ustawieniach swojego bolidu, spotka Cię tylko nieszczęście, gryzienie pada oraz... odległa pozycja w teamie, co niestety dodatkowo utrudni Ci rozgrywkę. Warto więc się starać już od samego początku.

Inna sprawa, że przeciwnicy w grze jawnie oszukują! Tragicznym niedopatrzeniem jest fakt, iż uszkodzenia bolidów przeciwników w raczej znikomym stopniu wpływają zarówno na styl ich jazdy, jak i osiągi. Oczywiście, są różnice, ale w mojej opinii (a myślę, że na Formule się znam), zbyt marginalne. To pierwszy kwiatek. Drugi? Notoryczne i bezsensowne przetrzymywanie gracza w pit-stopach mimo tego, że nie ma ku temu żadnych powodów. Nawet po zabawie w opcjach nie zdołałem wyeliminować tego błędu. Bardzo denerwująca rzecz. Kolejna? Nagminne nieprzestrzeganie zasad przez AI (że też wspomnę tylko o niebieskiej fladze). Jeszcze jedna? Albo tego nie zauważyłem, albo... kierowcy sterowani przez sztuczną inteligencję w ogóle nie zjeżdżają do boksu podczas wyścigu? I jeszcze jeden bug. Przy wielkim karambolu kilku bolidów możemy nawet (nie z naszej winy) zostać lekko klepnięci z tyłu i... to my otrzymujemy karę! Takie rzeczy nie powinny mieć miejsca w poważnej grze traktującej o Formule 1. Czy coś jeszcze mnie w F1 2010 zabolało? Wiele istotnych spraw, ale dwie z nich wysuwają się na front. Po pierwsze... jak można w grze traktującej o ściganiu się nie umożliwić graczowi porównania sobie swoich czasów z innymi kierowcami? Brak jakichkolwiek tabelek czasowych po zakończeniu wyścigu to jakieś nieporozumienie. I na koniec zostawiłem najgorsze moim zdaniem niedociągnięcie, choć dotyczy ono wyłącznie tych, którzy zdobyli się na wydatek rzędu kilkuset złotych i kupili specjalistyczną kierownicę dla graczy. Nie rozumiem posunięcia Codemasters dotyczącego możliwości ustawienia zakresu skrętu kierownicy co najwyżej do najwyżej do... 180 stopni. Przecież po to kupujemy profesjonalne kierownice o zakresie skrętu rzędu 900 stopni (osobiście posiadam Force GT marki Logitech), by w grach traktujących o Formule 1 ścigać się w zakresie 5x mniejszym. Jest to ogromne niedopatrzenie ze strony Codemasters względem harkorowych fanów F1. I nie zdziwiłbym się, gdyby z miejsca skreślili oni F1 2010 właśnie z tego powodu. Sam byłem bardzo blisko tej decyzji. Tym bardziej, że w pewnym momencie urwałem koło bolidu nawet nie dotykając bandy, która niby była przyczynkiem owego nieprzyjemnego incydentu. A telewizor mam duży i dobrej firmy, tak więc wiem kiedy w coś uderzam, a kiedy nie. Szwankująca detekcja kolizji? Skandal.

Czy tytuł Codemasters jest choć trochę frustrujący? Tak, ale tylko na najwyższym poziomie trudności, za który laicy w temacie Formuły 1 nawet nie powinni się zabierać. Poziom ekspercki to bowiem zabawa dla totalnych fanatyków Formuły 1, albo robotów... lub Chińczyków, którzy we czterech jednocześnie obsługują kierownicę. Dość powiedzieć, że już od prawie 10 lat namiętnie zagrywam się w tytuły traktujące o tym elitarnym wyścigowym sporcie i jeszcze nigdy żaden z nich nie sprawiał mi takich problemów, jak F1 2010! Granica między satysfakcją z osiągnięcia przyzwoitego czasu, a zwyczajną szewską pasją właśnie na Legendarnym poziomie trudności znalazła ujście w postaci wywalenia kierownicy na ziemię (autentyk!). Poziom "średni" polecam z kolei wszystkim niezaznajomionym w temacie stylu prowadzenia bolidu Formuły 1, albowiem model jazdy momentalnie z symulacyjnego zamienia się na arcade'owy z domieszką symulacji. Coś jak GRiD. Ja wybrałem poziom trudności będący pomiędzy nimi i... nie zawiodłem się. Niestety, mówimy oczywiście o kierownicy, bowiem na padzie nie odczułem omawianych przeze mnie różnic. W ogóle uważam, że F1 2010 to gra stworzona pod kierownicę, co przy zakresie skrętu rzędu 180 stopni wydaje się być nie lada paradoksem...

Naczytałem się też Waszych opinii na temat niedopracowania kodu graficznego gry i muszę przyznać, że coś w tym jest. Gra na PlayStation 3 na ogół śmiga bardzo płynnie, ale zdarzają jej się przycięcia animacji (w charakterystycznych miejscach) oraz głupio wyglądające bugi graficzne. Niejednokrotnie zdarzało się, iż kierowca jadący przede mną zamiast skręcać i miarowo sunąc na moich oczach z lewej na prawą, w identyczny sposób "przeskakiwał" w kilku klatkach animacji. Nie są to błędy w sposób tragiczny utrudniające odbiór gry, ale moim obowiązkiem było ich zanotowanie. Co oprócz tego? F1 2010 to zdecydowanie najlepiej wyglądająca gra traktująca o Formule 1. Wygląd torów oddany został z niewiarygodną wręcz dbałością o detale, efekty świetlne oraz modele bolidów - pierwsza klasa. O jeździe w deszczu nie wspominając, bowiem tutaj do czynienia mamy z istnym graficznym orgazmem. Wiem, głupie porównanie, ale na 50' telewizorze i z podpiętym systemem głośników 5.1 jazda bolidem po oblanych deszczem torach naprawdę jest wspaniałym doświadczeniem. Nie uwierzycie, dopóki nie przekonacie się sami.

Niestety, nie jestem w stanie wypowiedzieć się na temat jakości przekładu polskiej wersji językowej, albowiem posiadam edycję angielską gry. Słyszałem jednak, że niejaki Zientarski czy Robert Kubica ustrzegli się poważniejszych błędów, choć wypadli dosyć bez emocjonalnie. Przekład również w Internecie uchodzi za "dobry". Choć zaręczyć oczywiście nie mogę. Dla kogo? Zakończę odpowiedzią na najważniejsze pytanie przyświecające tej recenzji. Czy warto na F1 2010 wydać około 180 PLN? Tak. Warto. Bądź co bądź, nawet mimo błędów oraz totalnych kretynizmów Codemasters, to w dalszym ciągu bardzo dobra i... niestety jedyna produkcja traktująca o wyścigach Formuły 1 na rynku. Tytuł nie jest idealny. Nie jest nawet świetny, bowiem kilka tragicznych niedociągnięć obniżyło końcową jego ocenę. Ale warto dać tej grze szansę tym bardziej, że Codeamasters musiało pogodzić zarówno fanatycznych maniaków Formuły 1 (w tym mnie), jak i polskich fanów Roberta Kubicy, którzy kupili ją tylko po to, by miło spędzić czas wcielając się w rolę swego ulubieńca. I z tego zadania, jak zresztą wspomniałem już we wstępie, Brytyjczycy wywiązali się prawie śpiewająco. Przy okazji wypuszczenia kolejnej odsłony nie będzie jednak przymykania oczu na niedociągnięcia. Słyszycie, Mistrzowie Kodu?

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry F1 2010

Atuty

  • Model jazdy
  • Oprawa audio-wideo
  • Ogrom możliwości
  • Przystępna dla żółtodziobów

Wady

  • Tragiczne błędy i niedociągnięcia
  • Oszukujące AI
  • Brak samochodu bezpieczeństwa
  • Powtórki to kpina

O ile gra ciszy oko ładną grafiką, a ucho - przyjemną oprawą audio, to jednak najważniejsze - model jazdy mocno razi. A to przecież on powinien być najważniejszy.

cropper