Recenzja: R.U.S.E. (PS3)

Recenzja: R.U.S.E. (PS3)

Paweł Musiolik | 20.09.2010, 13:22

Obserwując ostatnie poczynania Ubisoftu związane z wrzucaniem kropek tytuł każdej ich gry można odnieść realne wrażenie, że firma wzięła udział w akcji „Przygarnij kropka” i nie ma co z nimi zrobić. Wybaczcie mi ten wstęp, jednak nie rozumiem trendu kropkowania tytułów, tak samo jak swojego czasu nie rozumiałem sensu wydawania strategii na konsolach, które, nie bójmy się tego przyznać, nie za bardzo nadają się do tego typu rozgrywki. Jeśli już jakaś gra dostępowała zaszczytu bycia dostosowywaną do specyfiki konsoli, prędzej czy później okazywało się, że często była uproszczona do bólu.

Podstawowym błędem w wydawanych do tej pory grach strategicznych było traktowanie użytkownika konsoli jak growego nieudacznika. Ubisoft postanowiło pójść zupełnie inną drogą i R.U.S.E. zostało od początku nakierowane na sterowanie konsolowe. Dzięki temu gra na padzie jest krótko mówiąc świetna. Tak naprawdę, to z tym sterowaniem poradzi sobie każdy gracz i w ogóle nie będzie miało znaczenia to, czy jest mniej lub bardziej doświadczony w obcowaniu z grami. Wszystkie polecenia wydajemy za pomocą 4 przycisków: trójkąt odpowiada za menu produkcyjne, które jest bardzo przejrzyste i proste w użyciu, nawet w sytuacji wymagającej naszej szybkiej reakcji. Kółkiem anulujemy wydane komendy, krzyżykiem potwierdzamy wybór lub wybieramy pojedyncze jednostki lub bataliony. Kwadrat odpowiada z kolei za wybranie wszystkich jednostek danego typu, które znajdują się w okolicy. Proste? Bardzo proste. A jakie przyjemne w obsłudze! Prostota, ale nie prostactwo. To właśnie klucz do sukcesu R.U.S.E..

Dalsza część tekstu pod wideo

Lewym analogiem poruszamy się po całym polu bitwy, reakcja jest odpowiednio opóźniona i dostosowana do siły wychyłu gałki w taki sposób, byśmy nieprzewidzianymi lub nerwowymi ruchami nie latali po całej mapie jak oszaleli. Prawy analog służy za to do przybliżania i oddalania widoku, a także obracania mapy. Na maksymalnym przybliżeniu widzimy pojedyncze jednostki, a jeśli będziemy oddalać kamerę co raz bardziej, przemienią się one w pojedyncze pionki symbolizujące przewidywaną siłę oraz typ danej jednostki. Na maksymalnym oddaleniu ogromne armie zbijają się z kolei w jeden pionek, oczywiście o ile są odpowiednio blisko siebie. Całkowicie inną sprawą jest opcja sterowania przy pomocy PlayStation Move, którego jednak nie mogłem przetestować ze względu na to, że owego urządzenia nie posiadam. Ale jeśli wierzyć Pysznemu i jego rozentuzjazmowaniu, gra jest jeszcze lepsza z takim sterowaniem, choć niestety nie bez wad.

R.U.S.E. wyróżnia się pośród innych RTS-ów nie tylko prostym podejściem do tematu obsługi, ale również tytułowymi fortelami. Fortele są zobrazowane kartami, użycie któregoś z nich daje nam przewagę. Jako przykład podam tylko zwiększoną szybkość jednostek, czy pozorowanie fałszywego ataku i wysłania atrap na wroga. Możemy dzięki nim punktować przeciwnika, mylić go, wyprowadzać w pole i odwracać jego uwagę od realnego zagrożenia nadciągającego z zupełnie innej strony. Każdego z tych podstępów możemy użyć ograniczoną ilość razy, dwukrotnie w danym sektorze mapy. I mimo, że ich użycie nie zapewni nam automatycznego zwycięstwa, to na pewno znacznie nas do niego przybliży. Poza tym, gra jest zwykła strategią, w której budujemy bazę, pozyskujemy surowiec i produkujemy jednostki. I w tym widzę jedną z największych wad gry, która cierpi na syndrom spamowania jednostkami. W trybie dla pojedynczego gracza wystarczy jak najszybciej wybudować ogromną ilość silnych jednostek i z krzykiem na ustach ruszyć na jednostki wroga. Zmienia się to oczywiście jeśli gramy w trybie multiplayer, ale gra z żywym przeciwnikiem od zawsze była bardziej wymagająca niż walka przeciwko średniej SI, która zawsze działa według pewnych schematów.

Same starcia, no cóż, tutaj poza fortelami żadnej rewolucji nie ma. Panuje tutaj stara jak świat zasada papieru, nożyc i kamienia, czyli "piechota dostanie ostro po tyłku od czołgów, a za to te zostaną zmiażdżone przez działa przeciwpancerne". Malutkim urozmaiceniem są tutaj samoloty, które i tak działają na podobnej zasadzie co jednostki naziemne, ten zniszczy tego, a tamten zniszczy tego. Walka sama w sobie jest trochę za wolna i brak jej dynamiki, może i niepotrzebnie narzekam bowiem chodzi tutaj o strategiczne planowanie i mylenie swoimi posunięciami przeciwnika, ale w grze bardzo przydałby się przycisk przyspieszania rozgrywki. Czasami mógłbym iść sobie herbatę zaparzyć. Co wtedy robiłyby moje jednostki? Wciąż podróżują do wyznaczonego im celu. To nie ten typ gry, by tyle czekać. Pokrótce wspomnę jeszcze o multiplayerze, który dla mnie niestety był malutkim dodatkiem do gry właściwej, ludzi do grania jest mało, a znajomych brak żeby porządnie zbadać sieciowe możliwości gry. Z tego co jednak udało mi się przetestować, to problemów nie ma żadnych, a rozgrywka z żywym przeciwnikiem potrafi być emocjonująca tym bardziej, że nigdy nie wiemy jaki fortel w danym momencie chce on zastosować. Lagów brak, wyrzucania z pokojów z niewiadomych przyczyn również. Jest dobrze.

Warto zwrócić uwagę na linię fabularną R.U.S.E.. Developer umieścił ją wśród autentycznych wydarzeń historycznych (między innymi Afryka, Włochy, Francja), co wyszło tytułowi tylko na dobre. Z początku może i jest niemrawo, ale im dalej w las, tym lepiej. Nieustający pościg za Prometeuszem, rywalizacja o prym między generałami, wątek miłosny i nieustanny pęd ku władzy. Idealnie wymieszane składniki dały fantastyczną jak na strategię historię. Niestety, największy chyba minus tej gry, który psuje w odbiorze dobrą fabułę to polonizacja tytułu. Polskie wersje są co raz lepsze i nie ma co ukrywać, że polonizacją R.U.S.E. cofnęliśmy się do czasów fatalnego Killzone 2. Głosy są kompletnie źle dobrane do postaci, nasz główny bohater pomimo tego, że jest młody, ma głos co najmniej 40-sto latka. Takich przykładów jest więcej. Postacie, które wyglądają na dużo starsze, mają głos młodzieniaszka. Nie wiem jak i nie wiem czy aktorzy, którzy podkładają głos facjaty ludzi w których przyszło im się wcielić, ale wyszło im to bardzo, bardzo źle. Tekst w grze, komendy i polecenia dla jednostek wraz z ich nazwami są na szczęście przetłumaczone adekwatnie do oryginału, więc ewentualnie będziecie mogli ściszyć głośniki i czytać pojawiające się na ekranie napisy. Inna sprawa, że czasami kwestie wypowiadane przez polskich lektorów w ogóle nie pokrywają się z wyświetlanymi na ekranie napisami. Ups.

Na sam koniec pozostawiłem sobie rzecz najmniej ważną w RTS-ach, czyli grafikę i styl artystyczny. Mówiąc krótko, graficznie R.U.S.E. stoi bardzo dobrze. Jednostki są bardzo szczegółowo obłożone detalami, mapy prezentują się bardzo ładnie nawet biorąc pod uwagę ich rozmiar oraz zróżnicowanie. Każdy z rejonów jest realistycznie oddany, Afryka z ogromem pustyń, Włochy i górzyste tereny z których słynie ten kraj czy też Francja i cała otoczka D-day. Deweloper przyłożył się do wiernego oddania realiów historycznych oraz terenów na których wykonuje się manewry, to nie podlega żadnej dyskusji. Chciałbym napisać, że w aspekcie technicznym nie mam grze niczego do zarzucenia, ale niestety... czasami ma problemy z płynnością. R.U.S.E. lubi się zakrztusić na parę klatek czy też zgubić ich pokaźną ilość. Na szczęście jest to chwilowe i nie psuje aż tak bardzo wrażenia z rozgrywki. Choć mogło być lepiej.

Przyznaję, tytuł Ubisoftu zaskoczył mnie i to bardzo. Na samym początku, jeszcze w czasach intensywnej promocji gry uważałem, że teksty o genialnym sterowaniu dopasowanym idealnie do konsoli to czyste marketingowe lanie wody. Jednak już po 30 minutach rozgrywki musiałem posypać głowę popiołem. Ta gra jest naprawdę rewolucją w świecie konsolowych strategii. I nie ma to nic wspólnego z raczej pozorancką konkurencja. Singiel wciąga jak czarna dziura, a multiplayer udanie dopełnia pozytywnych wrażeń z rozgrywki jednoosobowej. Oczywiście, chętnie zobaczyłbym większą ilość graczy pocinających w ten tytuł, ale to przecież nie Modern Warfare 2. Musimy pogodzić się z tym, że RTS-y nie są na konsolach zbyt popularne. I wszystko byłoby okej, gdyby nie ta nieszczęsna polonizacja i drobne problemy techniczne. Przymykając na to oko, śmiało zaryzykuje stwierdzenie, że francuskie Eugene Systems spłodziło bardzo dobry tytuł, który niestety przejdzie bez echa wśród graczy. A szkoda, bo grę bardzo polecam fanom strategii, zarówno tym zapalonym, jak i niedzielnym, próbującym swych sił w wirtualnych bitwach od święta. 

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry R.U.S.E.

Atuty

  • Sterowanie
  • Fabuła
  • Oprawa graficzna
  • Niekwestionowana przystępność

Wady

  • Niedociągnięcia techniczne
  • Polonizacja gry

Ubisoft pokazało, że jeśli się chce, można zrobić bardzo dobrą strategię dostosowaną do konsol. Brawa.

Paweł Musiolik Strona autora
cropper