Recenzja: GTA IV: Episodes from Liberty City (PS3)

Recenzja: GTA IV: Episodes from Liberty City (PS3)

SoQ | 16.04.2010, 20:45

Przy okazji szarpania w GTA IV, w Liberty City spędziłem ponad 60 godzin. To obskurne miasto, pełne drobnych bandziorów bez skrupułów, policjantów biorących w łapę, grubych gangsterskich ryb i panienek sprzedających się za półdarmo. Miejski folklor pełną gębą. Ani minuty nie zastanawiałem się, gdy przyszło mi wrócić na te brudne ulice. Tym bardziej, że tym razem mogłem zobaczyć je z innej perspektywy i po raz kolejny przekonać się, jak bardzo są mi bliskie.

50 milionów dolarów to niebagatelna suma. Właśnie tyle w 2006 roku Microsoft „posmarował” za to, by dwa dodatki do czwartej części GTA pojawiły się wyłącznie na X-a. Posiadacze PlayStation 3 nerwowo przygryzali wargi z zazdrości, ale z obozu firmy powoli zaczęły płynąć kojące ich nerwy wiadomość. Suma summarum górę forsy firma Billa zapłaciła jedynie za czasowy exclusive i „Epizody” wylądowały też na sprzęcie Sony. Oba DLC dostępne są zarówno w dystrybucji sieciowej jak i pudełkowej - na płycie Blu-ray. I tu mała uwaga techniczna. Jeśli zdecydujecie się na zakup w PS Store, musicie mieć „podstawkę” GTA IV, gdyż bez niej po prostu nie pogracie. Wersja płytowa nie wymaga jej do działania, a samego GTA IV nie znajdziemy na płycie obok dodatków, więc Nico Bellicem nie zagracie. Wszystko jasne? Jeśli tak, to jeszcze tylko sprawdźcie, czy macie naładowaną broń, bo w Liberty City nigdy nie wiadomo, co czai się za rogiem.

Dalsza część tekstu pod wideo

Oba dodatki pozwalają nam poznać tą imponującą wirtualną metropolię z nieco innej strony, niż przy okazji GTA IV, a także rzucają nieco nowego światła na wydarzenia, w których wcześniej braliśmy udział jako Nico. The Lost and Damned to historia harleyowca Johnny'ego Klebitza - członka motocyklowego gangu The Lost. To gość którego obchodzą tylko kumple, pełna flaszka i wytarta skórzana kurtka. Wraz z nim zwiedzimy miejskie spelunki i mordownie, a grupowe pomykanie na motorach stanie się dla nas codzienną przyjemnością. Z kolei w The Ballad of Gay Tony, w skórze Luisa Lopeza, pobujamy się na parkietach w drogich lokalach i zobaczymy jak wygląda życie wyższych sfer.

Na różnorodność zatem narzekać nie będziemy, podobnie jak na brak jajcarskiego klimatu z którego słynie Rockstar. Dość powiedzieć, że w roli bohaterów mamy tu zwalistego faceta z żydowskim pochodzeniem i Latynosa, który na dodatek pracuje dla geja. Wesołą gromadkę stanowi również plejada wykręconych zleceniodawców i postaci drugoplanowych (w tle przewija się też Nico Bellic) co sprawia, że momentalnie poczujemy się jak na starych śmieciach.

Oferowane tu DLC różnią się nieco pod względem fabularnym i klimatycznym, ale to nie koniec. Oferują również nieco innego doznania płynące z rozgrywki. Oczywiście to nadal stare dobre GTA, jednak nie da się nie zauważyć, że The Lost and Damned powiela nieco schemat z „czwórki” i stawia na zadania przeważnie wypełnione strzelaninami, choć nie zabraknie tu też takich atrakcji jak walka na kije podczas śmigania motorami. Autorzy chcąc abyśmy maksymalnie wczuli się w prowadzoną postać zadbali o charakterystyczne momenty, gdy wraz z kumplami z gangu siejemy postrach na autostradach, powolnie poruszając się w zwartej kawalkadzie chopperów. Z kolei w „Balladzie”, tak dla przeciwwagi, developerzy popuścili wodze fantazji i dzięki temu weźmiemy udział w wielu naprawdę odjechanych misjach, co przypomina ma myśl starsze, bardziej luzackie odsłony GTA. Już w pierwszej z nich mamy okazję postrzelać piłkami od golfa w... przyrodzenie pewnego jegomościa, a potem wziąć udział w szalonym rajdzie meleksem. Bywa luźno, lekko i przyjemnie, a całość zabarwiona jest sporą ilością erotyzmu gdyż w klubach parkiety aż roją się od sztuk czekających by je wyrwać i zabrać na ekspresowy numerek do WC. Tańce to oczywiście mini-gierka, gdyż tych nie mogło tu zabraknąć. Mamy między innymi skakanie na spadochronie (widok miasta z lotu ptaka zapiera dech w piersiach) i walki w klatkach (jednak nie liczcie na system walki rodem z UFC Undisputed) i choć zadania poboczne w pierwszym dodatku są ciut słabsze (kradzieże motorów, walki gangów) to jednak spełniają swoje zadanie i skutecznie odrywają nas od wątku głównego. Ten w obu epizodach jest znacznie krótszy niż w GTA IV, ale to żadna strata, ponieważ fabuła nie rozmywa się gdzieś w gąszczu niezwiązanych z nią misji, tak jak to momentami miało miejsce w pierwowzorze.

Rockstar nie zapomniał też o zmianach w arsenale (pojawiły się nowe bronie, jak choćby przyklejane bomby, mocarna odmiana shotguna, którym niszczymy auta, czy wyrzutnia granatów), nowych autach, trybach w multi czy kosmetycznych usprawnieniach gameplayu (misje podzielone na częstsze checkpointy w The Lost... i wystawianie oceny po każdym z zadań w The Ballad...). Melomanów ucieszy natomiast świeża porcja licencjonowanych kawałków i nowe radiostacje. Co prawda gra hula na tym samym silniku co GTA IV, zatem dziś może drażnić choćby nagminny pop-up i mająca trochę czasu na karku grafa, ale na to pozwolę sobie przymknąć oko. W GTA zawsze bowiem liczyło się dla mnie coś innego, mianowicie grywalność. A ta również w obu dodatkach stoi na najwyższym poziomie.

Zatem pozostaje pytanie, czy zainwestować w Episodes from LC? Odpowiedź może być tylko jedna i oczywiście jest twierdząca. Oba dodatki to jakieś 20 godzin gry, co przy okazyjnej cenie (gra nie będzie kosztować tyle, co pełnoprawna nowość) jest wynikiem bardzo zadowalającym. Zresztą fanów GTA na pewno nie trzeba namawiać do kolejnych odwiedzin w Liberty City. Z kolei tym którzy nie mieli jeszcze tej przyjemność należałoby pogrozić palcem i polecić, by jak najszybciej nadrobili zaległości. Ot, choćby zaczynając od tej pozycji. Jak na zwykłe DLC, „Epizody” wypadają po prostu rewelacyjnie. Choć z drugiej strony to nie takie zwykłe DLC, skoro swego czasu kosztowało aż 50 milionów zielonych... Gorąco polecam.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Grand Theft Auto: Episodes From Liberty City

Atuty

  • Kolejne GTA
  • Przystępna cena
  • Jajcarski klimat („The Ballad of Gay Tony”)

Wady

  • Przestarzała grafika

Kilkanaście miesięcy czekania i wreszcie możemy zabrać się za DLC do GTA IV, które jest znacznie lepsze niż bazowa gra. Jeśli brakowało wam humoru - w Ballad of Gay Tony znajdziecie go na ... tony.

cropper