Tesla vs Lovecraft - recenzja gry. Geniusz kontra hordy Cthulhu

Tesla vs Lovecraft - recenzja gry. Geniusz kontra hordy Cthulhu

Igor Chrzanowski | 17.03.2018, 21:16

Wielcy naukowcy i pisarze bywają niekiedy inspiracją dla twórców dzieł popkultury, którzy to w swój własny, unikatowy sposób pragną opowiedzieć swoim odbiorcom o ich ulubionych geniuszach. Czy ekipie 10tons udała się ta sztuka?

Tesla vs Lovecraft przedstawia bardzo prosta opowieść, w której tytułowy naukowiec podczas promocji jednego ze swoich wynalazków zostaje słownie zaatakowany przez zazdrosnego Lovecrafta, który to nie zgadza się z tymi naukowymi bzdurami. Niestety pisarz opanowany został przez złe moce Cthulhu, więc nie działa racjonalnie.

Dalsza część tekstu pod wideo

Wiadomo jednak, że jak to zwykle w przypadku takich gier bywa, ten króciutki wstęp jest tylko pretekstem do dalszej rozwałki. 10tons wzięło dobrze znaną sobie formułę rozgrywki i ponownie zaoferowało nam soczyste strzelanie do setek przeciwników, z kamerą zawieszoną w powietrzu nad graczem w formule przypominającej top-down.

Niech mrok nas pochłonie

Jako sam Nikola Tesla stajemy tu do walki o przetrwanie przeciwko istnym hordom paskudnych stworów z uniwersum strachu. Niestety tutaj deweloperzy się nieco nie popisali i zamiast zaczerpnąć jak najwięcej się da z bardzo bogatego lore wykreowanego przez Lovecrafta, postanowili stworzyć zaledwie 8 rodzajów wrogów.

Jest to mocno rozczarowujące zważywszy na fakt, iż jeśli ktoś chciałbym wbić tu 100%, będzie musiał przejść tryb fabularny aż trzykrotnie - każde przejście zajmuje z 4 godziny. Jakie monstra przyjdzie nam zatem unicestwiać? Umięśnione „bykoryby”, ogniste wampiry, latające polipy, czy nawet przerażające Shoggothy. Niestety z samym Cthulhu się nie zmierzymy – co najwyżej z jego mackami. A szkoda, bo to mogłaby być bardzo interesująca konfrontacja.

Mimo sporej liczby plansz do ukończenia, niektóre z nich się powtarzają, przez co realny ich zakres również oscyluje w okolicy 10 sztuk. Zawalczymy w dokach, na cmentarzu, na ulicach miasta, w okolicach lasu, na tajemniczej wyspie, czy też w mrocznej dolinie.

Prądem go, prądem!

Znacznie lepiej wypada jednak zakres oręża, umiejętności i perków, które posłużą nam do samoobrony. Modeli pukawek jest 10, lecz każdą z nich strzela się zupełnie inaczej, więc każdy znajdzie tu sobie coś, co wpisze się w jego gusta dotyczące masowej zagłady. Umiejętności zaś to zbierane przez gracza power-upy dające możliwość strzelania piorunami, iskrami, dyskami energetycznymi, machania ostrzem eterycznym, czy też stawiania beczek z prochem.

Perków jest tutaj aż 25 i dzielą się one na te, które wykorzystamy wyłącznie solo oraz te, które wspomagają zespół wyłącznie w kanapowym co-opie. Sprawią one, że będziemy strzelać mocniej, szybciej, większą liczbą pocisków, przeładujemy sprawniej, będziemy zatruwać wrogów, przebijać ich niczym masło, czy też zyskamy więcej zdrowia bądź jego regenerację. Za zdobywane podczas zabawy kryształy Aetheru możemy zaś kupować ulepszenia dla naszego bohatera.

Tesla może wzmocnić swojego Mecha, zyskać moc zadawania obrażeń przy teleportacji, otrzymać możliwość ich dodatkowego użytkowania, czy też na dzień dobry naładować się jakimś perkiem.

Jeśli znudzi wam się tryb fabularny, zawsze możecie sprawdzić się w zabawie survivalowej, gdzie nie ma limitu czasu ani wrogów – walczymy po prostu do pierwszej śmierci, z czego wyniki wrzucamy na światową tablicę wyników.

Kanciasta przygoda

O oprawie audiowizualnej powiedzieć za dużo się nie da. Gra jest oparta na stylu low-poly, czyli wszystko co zostało w niej stworzone jest czytelne i wyraźne, ale składa się z maksymalnie najniższej liczby trójkątów. Design artystyczny oraz projekty lokacji można jednak zaliczyć jak najbardziej na plus. Wszystko jest dokładnie przemyślane tak, aby gracz nie pogubił się w tym co widzi na ekranie i nawet w ciężkiej sytuacji mógł zwiać jakąś ścieżką.

Ścieżka dźwiękowa składa się tu z dosłownie paru zapętlanych melodii rockowych, które dają kopa do rozgrywki, lecz nie wyróżniają się niczym szczególnym.

Reasumując, Tesla vs Lovecraft jest przyzwoitą produkcją, której klimat może urzecz zarówno miłośników nauki i wynalazków Nikoli Tesli jak i fanów mrocznego uniwersum strachu Howarda Phillipsa Lovecrafta. Niestety widać tu także gołym okiem to, że grę zrobiono w kilka miesięcy przy małym nakładzie finansowym. 

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Tesla vs Lovecraft

Atuty

  • Bardzo wciągająca rozgrywka
  • Sporo rodzajów broni
  • Mnóstwo perków i umiejętności
  • Satysfakcjonujący poziom trudności

Wady

  • Grafika mogłaby być lepsza
  • Krótka ścieżka dźwiękowa
  • Tylko 8 rodzajów potworów

Tesla vs Lovecraft jest kolejną grą odbitą z prasy 10tons, lecz nie ma w tym nic złego. Świetny pomysł na skrzyżowanie hord Cthulhu z zabójczym geniuszem Tesli, dał nowe życie nieco wyeksploatowanej formule rozgrywki.
Graliśmy na: PS4

Igor Chrzanowski Strona autora
Z grami związany jest praktycznie od czwartego roku życia, a jego sercem władają głównie konsole. Na PPE od listopada 2013 roku, a obecnie pracuje również jako game designer.
cropper