Black Mirror - recenzja gry. Klimat grozy w cieniu partactwa dewelopera

Black Mirror - recenzja gry. Klimat grozy w cieniu partactwa dewelopera

Roger Żochowski | 12.12.2017, 10:10

Nie grałem w The Black Mirror z 2003 roku. Podobnie jak w dwa sequele opowiadające o mrocznych sekretach rodu Gordonów. Całe szczęście "nowe" Black Mirror to tak naprawdę reboot całej serii, więc możemy bezboleśnie zagłębić się w polaną gotyckim sosem przygodę.

Chociaż pisząc bezboleśnie trochę skłamałem. Gra technicznie urąga dzisiejszym standardom i to niemalże w każdym aspekcie. Jeśli nie porwie was specyficzny klimat produkcji, Black Mirror będzie Wam się kojarzyło z budżetówką z kosza z marketu, którą kupujecie w prezencie komuś kogo nie darzycie zbytnią sympatią. Cała więc nadzieja w tym, że przesiąkniecie atmosferą Szkocji z lat 30. XX wieku oraz mrocznymi inspiracjami takich twórców opowieści grozy jak H.P. Lovecraft czy Edgar Allan Poe. 

Dalsza część tekstu pod wideo

Zabili go i uciekł

Akcja gry toczy się bowiem w mrocznej rezydenci i spowitych mgłą okolicach, gdzie trafia główny bohater - David Gordon. Chłopak po 12-latach nieobecności wraca do swojego rodzinnego domu z powodu samobójczej i owianej tajemnicą śmierci ojca, który dokonał samopodpalenia. Już po przekroczeniu progu domostwa da się odczuć, że sprawa spadku to mały pikuś przy sekretach jakie skrywa zamieszkująca posiadłość i bardzo negatywnie nastawiona do Davida rodzina. Bardzo dziwna i momentami wręcz odpychająca. Dość sztywne dialogi oraz niedopracowany voiceacting o dziwo mają swój urok i pasują do budzącego grozę klimatu jak ulał. Fabuła rozwija się niespiesznie i choć nie ma tu mowy o wybitnym dziele, zwroty akcji i makabryczne sceny opowiadające losy popadającego w zapomnienie rodu trzymają nas w napięciu do samego końca, a retrospekcje pozwalają zgłębić wiedzę o tym, co tak naprawdę wydarzyło się w rezydencji. Szkoda, że z resztą elementów nie jest już tak kolorowo.

Black Mirror to klasyczna przygodówka, w której zwiedzany kolejne pomieszczenia posępnej rezydencji ze świeczką w łapie rozwiązując proste zagadki przeważnie zmuszające nas do używania znalezionych przedmiotów i czytania dokumentów. Choć początkowo wydaje się, że łamigłówki będą jednym z najmocniejszym elementów gry i bez zagonienia do pracy szarych komórek się nie obejdzie, im dalej w las tym ich poziom drastycznie spada. Większość da się rozwiązać metodą prób i błędów, co nie świadczy o nich dobrze. Niestety nawet jeśli zagadki przypadną nam do gustu, bo ostatecznie jakiś poziom trzymają, ich rozwiazywanie to druga strona medalu.

Brzydka jak noc

Gra cierpi przeokropnie z powodu ekranów wczytywania. Choć teren działań wcale nie jest taki duży (tytuł skończycie w około 6-7 godzin), wczytuje się dosłownie wszystko. Zmiana pomieszczenia praktycznie za każdym razem wiąże się z loadingiem. W przypadku konieczności eksploracji zamczyska w celu ruszenia z fabułą do przodu, jest to cholernie frustrujące. Zwłaszcza wtedy, gdy nie wiemy jak pchnąć fabułę do przodu i błądzimy po posiadłości rzucając pod nosem mięsem. Gra jest mroczna, ale nie doszukiwałbym się w niej horroru z prawdziwego zdarzenia. Chyba, że uznamy za horror dręczenie nas ekranami wczytywania. Wówczas mamy tu istny survival. 

Jest to również zadziwiające dlatego, bo gra jest momentami tak brzydka, że od samego patrzenia na nią można dostać laga. Animacja postaci jest bardzo sztywna, z elementów otoczenia potrafią wychodzić na teksturach białe linie burzące immersję, a sterowanie postacią przypomina jazdę figurowa na lodzie. Bohater porusza się nienaturalnie szybko, w dodatku często mamy problemy z interakcją z przedmiotami (autorzy zrezygnowali z systemu point & click na rzecz pełnej kontroli nad postacią), więc zamiast cieszyć się klimatem kombinujemy gdzie stanąć, by gra załapała o co nam chodzi. Wybaczcie, ale w dzisiejszych czasach oczekuję od gier pewnego poziomu dopracowania. Czuć tu na każdym kroku niski budżet, fuszerkę i brak doświadczenia - ot co. 

Uroczy archaizm

Wielka szkoda, że tytuł wyłożyły niedoróbki techniczne, bo jak wspomniałem wcześniej, atmosfera dreszczowca potrafi się nam udzielić (mamy polską, kinową lokalizację), a wątki okultystyczne nasuwają skojarzenia z najlepszymi przedstawicielami tego gatunku. Sam fakt, że pomimo kłód rzucanych mi pod nogi, chciało mi się dobrnąć do końca świadczy o tym, że gra posiada swój urok. Jest archaiczna do bólu, ale nawet w tych archaizmach kryje się jakaś nutka nostalgii do starych przygodówek, które zastąpione zostały durnym wciskaniem przycisków w grach tworzonych taśmowo przez Telltale. Nie jestem jednak w stanie z czystym sumieniem polecić gry nawet fanom gatunku.    
 

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Black Mirror

Atuty

  • Atmosfera grozy
  • Przyzwoity, mroczny scenariusz
  • Początkowe zagadki
  • Retrospekcje

Wady

  • Ekrany wczytywania
  • Ekrany wczytywania
  • Ekrany wczytywania......
  • Niedoróbki techniczne
  • Niedzisiejsza oprawa
  • Sterowanie postacią

Niezły scenariusz i klimat grozy bledną przy niedopracowaniu, upierdliwych ekranach wgrywania i mocno budżetowej oprawie. Szkoda.
Graliśmy na: PS4

Roger Żochowski Strona autora
Przygodę z grami zaczynał w osiedlowym salonie, bijąc rekordy w Moon Patrol, ale miłością do konsol zaraziły go Rambo, Ruskie jajka, Pegasus, MegaDrive i PlayStation. O grach pisze od 2003 roku, o filmach i serialach od 2010. Redaktor naczelny PPE.pl i PSX Extreme. Prywatnie tata dwójki szkrabów, miłośnik górskich wspinaczek, powieści Murakamiego, filmów Denisa Villeneuve'a, piłki nożnej, azjatyckiej kinematografii, jRPG, wyścigów i horrorów. Final Fantasy VII to jego gra życia, a Blade Runner - film wszechczasów. 
cropper