Mario & Luigi: Superstar Saga + Bowser's Minions - recenzja gry

Mario & Luigi: Superstar Saga + Bowser's Minions - recenzja gry

Kryspin Kras | 06.10.2017, 01:20

Nintendo 3DS co prawda odchodzi powoli do lamusa, ale Big N nie pozwala nam o nim zapomnieć. Wpierw na początku września otrzymaliśmy świetny remake Metroida 2, a teraz, miesiąc później dostajemy odświeżoną wersję pierwszego Mario & Luigi, którego osobiście uwielbiam. Czy nowa wersja klasyka sprostała oczekiwaniom? Przekonajmy się! 

Czy uwierzycie, że oryginalne Mario & Luigi Superstar Saga powstało blisko czternaście lat temu? Gówniarzem będąc zagrywałem się w tego fenomenalnego na owe czasy RPGa w świecie Mario, chłonąc fabułę, klimat, postacie, ciesząc się świetnie zrealizowanymi walkami i słuchając genialnego soundtracku. Historia powtórzyła się parę lat później z premierą ciut gorszego, ale nadal świetnego Partners in Time, by, po kolejnych kilku latach, Bowser Inside Story doprowadził każdy element serii do perfekcji. Niestety, potem był, Dream Team, który zawodził w prawie każdym aspekcie. Fabuła była miałka, styl graficzny inny, według mnie gorszy, walki już jakoś tak nie bawiły i gra traktowała nas ciągle jak idiotę zarzucając tutorialami co pięć minut przez pierwsze kilka godzin gry (a nawet i później). Sytuację poprawił Paper Jam, ale nadal to nie było to samo co pierwsze trzy części serii... Gdy świat obiegła plotka, jakoby Nintendo pracowało nad remakiem jedynki z jednej strony ogromnie się cieszyłem – wszakże to dla mnie druga najlepsza odsłona serii, ale z drugiej strony obawiałem się czy czegoś nie popsują, biorąc pod uwagę jakość ostatnich części. Jakże się cieszę, że niepotrzebnie się martwiłem!

Dalsza część tekstu pod wideo

I HAVE FURY!

Tak naprawdę ciężko coś sknocić mając w zanadrzu taki materiał źródłowy, który ocieka miodem z każdego zakamarka. Tak, przykro mi, to będzie TEGO typu recenzja, gdzie już od początku daję jasno do zrozumienia, że gra po prostu mi się podoba, pomimo kilku wad. Przepraszam, możecie hejtować. Podnosić widły. Ja Was i tak rąbnę młotem w głowę, porażę prądem i skoczę na głowę. 

Pewnego razu, wysłannicy z odległego Beanbean Kingdom odwiedzają księżniczkę Peach. Niestety, była to Cackletta i jej przydupas Fawful, antagoniści naszej historii, a przybyli oni by okraść Peach z jej głosu, zastępując go iście wybuchowym słownictwem. Mario i ten drugi, Lui.. coś tam – Zielony Mario, wraz z Bowserem (bo ten przecież nie chce uprowadzić księżniczki, kiedy ta może mu rozsadzić zamek) wyruszają za porywaczami do fasolowego królestwa, ale dość szybko zaczynają się kłopoty.  A to dopiero początek wielkiej przygody...

Historia przedstawiona w grze może z początku nie zachwyca, ot, nie odbiega zbytnio od tego do czego Nintendo nas przyzwyczaiło, ale dość szybko napotykamy różnorodne, dziwaczne postacie, czytamy świetne dialogi i zaczynamy chłonąć świat przedstawiony. Wątki dość szybko nabierają tempa i pomimo swojej humorzastej natury potrafią wciągnąć i zainteresować. Opowieść nie jest również przesadnie rozciągnięta jak w nowszych odsłonach serii, Superstar Saga spokojnie pęknie w jakieś 20 godzin. 

Come on!

Zasadniczo rozgrywka w Mario & Luigi dzieli się na dwie sekcje: eksplorację w rzucie izometrycznym oraz walkę. Choć świat oddany naszym rękom jest zasadniczo otwarty, do wielu lokacji się nie dostaniemy o ile wcześniej nie nabędziemy odpowiednich umiejętności. W trakcie gry zdobędziemy m.in. możliwość wyższego skakania, chwilowego latania czy młoty do rozwalania kamieni. Naszym głównym zadaniem więc będzie używanie odpowiednich umiejętności w odpowiednich sytuacjach podczas eksploracji danych lokacji, rozwiązując proste zagadki logiczne bądź sekcje platformowe i zręcznościowe. W trakcie zwiedzania trafimy również na chodzących po ekranie wrogów z którymi możemy walczyć, odpalając drugą, znacznie ciekawszy element gry – walkę.

Walka w serii Mario & Luigi to, według mnie, najbardziej wyróżniający element na tle innych gier RPG. Z jednej strony walki są turowe, ale z drugiej przez cały czas trwania potyczki mamy lekką kontrolę nad swoimi postaciami i nasza ingerencja w pole walki nie kończy się tylko na wybraniu akcji ataku, użycia przedmiotu czy specjalnej zdolności. Przykładowo, po wybraniu ataku, jeśli w odpowiednim momencie naciśniemy przycisk kontrolujący daną postać, zaatakujemy mocniejszym ciosem, silniej raniąc wroga. Z drugiej strony, jeśli przeciwnik atakuje nas, to możemy uniknąć jego  razu, o ile tylko dobrze opanujemy czas uniku i prawidłowo odczytamy zamiary adwersarza, bowiem każdy wróg w pewien sposób daje nam znać kogo zamierza zaatakować, dając nam szansę na uniknięcie ciosu. 

System ten jest niezwykle prosty w założeniach ale sprawdza się fantastycznie podczas potyczek. Ciągle jesteśmy skupieni na tym co się dzieje na ekranie i nigdy nie znajdujemy się w sytuacji w której po prostu machinalnie wybieramy atak, czekamy na wykonanie, patrzymy co zrobi przeciwnik, zaparzamy sobie herbatkę, sprawdzamy maila i ponownie wybieramy to co nasi protagoniści mają zrobić. Poza tym prostą mechaniką z pojedynczymi atakami w grę wchodzą również Bros. Attacks, które, jak nazwa wskazuje, są specjalnymi atakami wykonywanymi jednocześnie przez obu braci, które zadają spore obrażenia przeciwnikom. Każdy z herosów posiada swój zestaw ciosów, których użycie kosztuje nas odpowiednią ilość BP – Bros. Points. Ataki te również wymagają od nas skupienia i wyczucia czasu, bo każdy z nich jest swoistym QTE, w którym musimy w odpowiednim momencie nacisnąć odpowiedni przycisk. 

Naturalnie, po wygranej walce Mario i Luigi zdobywają punkty doświadczenia i po zdobyciu ich odpowiedniej ilości osiągają nowy poziom rozwijając kilka dostępnych statystyk, takich jak HP, BP, atak, obrona czy... wąs, który jest odpowiednikiem szczęścia. 

Come on, again!

Choć walki w Mario & Luigi są bardzo przyjemne, to niestety czuć, że ciąży na nich geneza oryginału. Samych Bros. Attack jest mało i są stosunkowo proste wizualnie i mechanicznie względem nowszych części gry. Mamy mało dostępnych ataków i małą możliwość zmiany używanego ekwipunku (jedynie strój, odznakę zmieniającą statystyki i przedmiot specjalny). Samych rodzajów przedmiotów do użycia też jest mało, ograniczone są do tych najbardziej podstawowych. Dobrze chociaż, że mimo wszystko, walki nadal bawią, nawet jeśli po jakimś czasie lekko nużą tym samym motywem muzycznym odgrywanym podczas walk ze zwykłymi mobkami i brakiem większej taktyki, poza walkami z bossami. 

Wraz z odblokowywaniem nowych umiejętności zdobędziemy dostęp do wcześniej zablokowanych miejsc. W takich lokacjach znajdziemy mnóstwo poukrywanych w ziemi fasolek, klocków do rozwalenia i nowych przeciwników do pokonania. Niestety, poza główną linią fabularną nie znajdziemy tu wiele do roboty, poza paroma questami pobocznymi. Ponownie, czuć tu ograniczenia sprzętu na którym powstał oryginał, ale nie jest to wielka wada. Przynajmniej Superstar Saga nie jest rozwleczony do granic wytrzymałości i znużenia jak takie Dream Team. Twórcy jednak pokusili się o dodanie jednej istotnej nowości w opisywanym tutaj remake'u, a mianowicie tytułowy tryb Bowser's Minions. 

All hail lord Bow... Fawful?

Po kilku godzinach gry odblokujemy dostęp do osobnego trybu gry uruchamianego w dowolnym momencie zwiedzania Beanbean Kingdom. Bowser's Minions to przyjemna odskocznia od głównego wątku fabularnego, z własną historią opowiadającą o tym, jak słudzy Bowsera próbują znaleźć swojego pana. Trybowi temu towarzyszy równie dobry humor co głównej historii i potrafi przykuć do konsoli na kilka dodatkowych godzin.

W przeciwieństwie do normalnej rozgrywki, tutaj wcielamy się w Goombę, który został w zasadzie wrobiony w rolę przywódcy. Naszym zadaniem jest stworzenie efektownego składu (max 8 członków) złożonego z różnych sług Bowsera podzielonych według typu (latające, miotające, walczące wręcz (bądź „wgłów” w przypadku Goombasów)) w celu wygrania kolejnych walk z grupami przeciwników (misje wybieramy na minimapce na dolnym ekranie). Walka następuje automatycznie, choć możemy ingerować w pole walki wydając różne rozkazy swoim żołnierzom jak i raz na jakiś czas nacisnąć przycisk w odpowiednim momencie, by nasz minionek silniej zaatakował wroga. Przed każdą walką mamy wgląd z jakim przeciwnikiem będziemy walczyć, więc zawsze będziemy mogli się odpowiednio przygotować, pamiętając o tym, że latające pokonują walczące wręcz, te dają sobie radę z miotającymi a ci z latającmi.

Sam pomysł na rozgrywkę jest bardzo prosty, ale potrafi wciągnąć i nie sprawia wrażenia wciśniętego na siłę do gry. Jest przygotowany solidnie, aspekt taktyczny potrafi namieszać i zawsze ma się ochotę na jeszcze jedną walkę.

Boo! Boo, I say!

Niestety, w przypadku omawianego tytułu stało się to, czego się obawiałem. Porzucono definitywnie genialny styl graficzny oryginału na rzecz dużo gorszego, według mnie, stylu części nowszych. Co nie znaczy oczywiście, że jest zła, po prostu mi się mniej podoba od oryginalnej. Świat jest pełen szczegółów, detali, czuć, że jest „żywy”.  Modele postaci z pierwowzoru zostały bezbłędnie przeniesione do nowego stylu graficznego, lokacje ślicznie się prezentują na ekranach 3DSa, chociaż poskąpiono nam trybu 3D (już Paper Jam go nie posiadał), tylko kurczę, te pastelowe kolory nadal mnie męczą. Zdecydowanie bardziej wolę jaskrawe, kreskówkowe kolory oryginału, grube czarne obramowania postaci i bardziej wesołe lokacje. Dodatkowo na minus muszę zaliczyć coś dla mnie niezrozumiałego – bardzo wiele unikalnych postaci z wersji na GBA zostało tutaj przedstawionych w postaci zwykłych generycznych modeli. Najbardziej to boli w wiosce Toadów. Na GBA mieliśmy wszelakie rodzaje grzybków: małe, duże, inaczej ubrane, itd. itp. Tutaj zostały zastąpione przez ten sam model Toada, tylko z innym kolorem kapelusza... Słabo. 

Za to muzyka jest jeszcze lepsza niż oryginalna! Już na Game Boy Advance soundtrack dawał radę i do niedawna jeszcze słuchałem go raz na jakiś czas, ale niestety teraz musi ustąpić zremasterowanym utworom remake'u. Choć nie wszystkie utwory zostały dobrze odnowione, tak zdecydowana większość z nich brzmi dużo lepiej niż oryginał. Pełne są pozytywnej energii, nastrajającej nas do dalszej eksploracji bądź walki. Nie brakuje tu również klasycznych kawałków znanych z innych odsłon Mario.

I got it!

Mario & Luigi Superstar Saga + Bowser's Minions (dłuższej nazwy się nie dało wymyślić...) to bardzo, ale to bardzo udany remake oryginału sprzed blisko 14 lat. Zachowano ducha oryginału, nie mieszając wiele w rozgrywce za co chwała Nintendo. Niestety, nie obyło się bez kilku głupich decyzji, takich jak zniesienie unikalności niektórych modeli postaci czy pozostanie przy stylu graficznym nowszych części cyklu, ale generalnie: To nadal ta sama, świetna gra, pełna bardzo dobrego humoru, z ciekawą fabułą i postaciami. I super soundtrackiem, który teraz jest jeszcze lepszy. Bowser's Minions to ciekawy dodatek do gry, który może nie jest jakoś bardzo rewolucyjny, ale przyciągnie do konsoli na kilka dodatkowych godzin. Sama gra została też lekko ułatwiona względem oryginału. Możemy podczas walk włączyć Easy Mode, czy wskazywanie kogo teraz przeciwnik zaatakuje. Same walki również przebiegają jakoś szybciej, prościej, ale w sumie to Mario & Luigi nigdy jakoś specjalnie trudne nie było, poza pewnymi wyjątkami w poszczególnych odsłonach. Dodatkowo na dolnym ekranie możemy wyświetlać mapę lokacji w której jesteśmy, stawiać na niej znaczniki, ew. szybko się przełączać między umiejętnościami. Zmiany in plus.

Podsumowując, jeśli tęsknisz za starymi częściami Mario & Luigi – to gra zdecydowanie dla Ciebie. Jeśli natomiast chcesz po prostu zagrać w kolejnego „nowego” M&L – sięgnij, bo warto, pomimo tego, że gra jest zdecydowanie uboższa od innych odsłon. 

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Mario & Luigi: Superstar Saga + Bowser's Minions

Atuty

  • Fabuła
  • Postacie
  • Humor
  • Muzyka
  • Walka
  • Grafika (choć mi się średnio podoba)
  • Tryb Bowser's Minions

Wady

  • Grafika (mi się średnio podoba! Wolę oryginał.)
  • Walki po pewnym czasie zaczynają leciutko nużyć
  • Gdzie moje Toady-dzieci i Koopa Troopa w strojach lotników?!
  • Brak 3D

Remake Mario & Luigi Superstar Saga uważam za udany. Ciężko było tak naprawdę coś sknocić, ale i tak jestem zadowolony z tego co osiągnęło Nintendo. Serdecznie polecam fanom serii jak i graczom z serią niezaznajomionych.
Graliśmy na: 3DS

Kryspin Kras Strona autora
cropper