Life is Strange: Before the Storm - recenzja gry

Life is Strange: Before the Storm - recenzja gry

Roger Żochowski | 06.09.2017, 01:25

Life is Strange to jedna z najlepszych rzeczy jakie spotkała gry epizodyczne. Prequel przygód uroczej Max od początku zbudzał jednak obawy związane z odcinaniem kuponów i żerowaniem na marce przed premierą oficjalnej kontynuacji. Czy pierwszy odcinek Before the Storm rozwiał te wątpliwości?

Akcja rozgrywa się trzy lata przed wydarzeniami z oryginalnego Life is Strange. Główną bohaterką jest tym razem Chloe, która w pierwowzorze była zbuntowaną nastolatką, twardzielką i przeciwieństwem pokojowo nastawionej do świata Max. Wydarzenia ukazane w prequelu skupiają się na ukazaniu więzi, jaka narodziła się pomiędzy właśnie Chloe, a niezwykle popularną w szkole Rachel Amber, którą do tej pory znaliśmy tylko i wyłącznie z opowiadań. W pierwowzorze to właśnie jej poszukiwaliśmy odkrywając kolejne mroczne tajemnice związane z jej zniknięciem.

Dalsza część tekstu pod wideo

Każdy fan pierwszej części zajara się jak konopie na Jamajce mogąc poznać w końcu legendarną Rachel. Dziewczyna od pierwszych chwil jest dokładnie taka jaka ją opisywano - seksowna, przebojowa, mądra i niezwykle magnetyczna. Szybko poznamy jednak co kryje się za tą maską. Chloe tymczasem dopiero zaczyna się buntować. Jest zachwycona Rachel, ale jednocześnie onieśmielona jej obecnością. Nasza pyskata bohaterka pokazuje już wszystkim faki, jara fajki, przeklina i ma niewyparzoną gębę, ale nie jest jeszcze w pełni świadoma swojej niezależności i widać, że nie zawsze charakteryzuje ją znana z jedynki arogancka wręcz pewność siebie. Producenci gry idealnie pokazali rozwój Chloe, w czym ponownie pomagają świetnie napisane dialogi, umiejętnie budowane relacje między postaciami i popkulturowe smaczki, ja choćby dyskusja na temat reżyserskiej wersji Blade Runnera. Chloe niedawno straciła w wypadku ojca, jej matka flirtuje ze znienawidzonym i znanym z jedynki Davidem, aspirującym do miana jej ojczyma, zaś jedyna i ukochana przyjaciółka Max (przypomnijmy – główna bohaterka jedynki), zawinęła kozaczki do Seattle w momencie, gdy była jej najbardziej potrzebna. 

Seksualna, niebezpieczna

Wydaje się Wam, że wszystkie te problemy są przyziemne? I dokładnie tak jest! Chloe to nastolatka. Jednym z pierwszych zadań jest dostanie się na koncert wielbionego zespołu rockowego na obrzeżach miasta i próba przekonania ochroniarza, by wpuścił do środka napaloną, niepełnoletnią fankę chcącą się nawalić i zjarać. Chloe nie ratuje świata, nie walczy z terrorystami, ani nie odkrywa alternatywnych światów. Wszystko dzieje się spokojnym, melancholijnym i tym razem bardziej punkrockowym rytmem tworząc niezwykle realistyczną wizję społeczności zamieszkującej pastelowe okolice Arcadia Bay. Rozmawiamy z rówieśnikami, kłócimy się z matką i kombinujemy jak uniknąć szkoły i kolejnego przypału z dyrektorem. Nie ma strzelanin, sekwencji QTE, zabójstw. Jest po prostu życie nastolatki. Wraca sporo znajomych mordek, które poznajemy na nowo z perspektywy Chloe jak choćby wredna i sukowata Victoria, handlujący narkotykami ze swojego wana Frank czy irytujący Nathan Prescott. Jest też kilka nowych twarzy. Show kradną zwłaszcza ochroniarz grający w kapeli, z którą nagrywa demo oraz parka nerdów zapraszająca Chloe do sesji RPG. Oczywiście możemy wziąć w niej udział walcząc swoją plastikową postacią na makiecie rozłożonej na ławce przed szkołą. Jaka gra na to pozwala? 

Fakt, że akcja dzieje się w przeszłości, a my nie kierujemy bohaterką mogącą cofać czas, sprawił, że autorzy gry musieli zrezygnować z jednego z najbardziej charakterystycznych mechanizmów Life is Strange. O dziwo nie wpłynęło to tak drastycznie na gameplay jak mogłoby się wydawać. Chloe nie ma żadnych supermocny, potrafi za to konkretnie "dosrać" komuś, kto zajdzie jej za skórę albo krzywo spojrzy. Autorzy gry pozwolili nam brać udział w mini-gierce, w której wdajemy się w bitwy słowne z naszymi rozmówcami. Wszystko sprowadza się do pyskowania i wyprowadzania celnych ripost, które nie tylko skompromitują naszą ofiarę, ale i pozwolą postawić na swoim. Na rzucenie takich ironicznych docinek mamy ograniczony czas, więc trzeba myśleć szybko. Oczywiście to od nas zależy, czy spróbujemy być mili dla otoczenia, czy jednak pozwolimy Chloe zerwać się z łańcucha. Mam też wrażenie, że deweloperzy wrzucili do gry znacznie więcej interaktywnych elementów. Masę rzeczy da się dotknąć, przeczytać, podnieść, co czasami otwiera nowe opcje dialogowe z różnymi postaciami. Można zajrzeć do szafy i zmienić koszulkę, poczytać pamiętnik, który rzuci więcej światła na relacje z Max, na smartfona przychodzą smsy od rodziny i znajomych, a w komputerze lądują zdjęcia komentowane na portalach społecznościowych. Zamiast robienia opcjonalnych fotek aparatem, Chloe może dla odmiany odnajdywać miejsca, w których nabazgra coś flamastrem. Penisów wprawdzie nie rysuje (co za strata!), ale cała zabawa pełni rolę swoistych znajdziek, w których szukanie możemy też pobawić się po zakończeniu epizodu wybierając interesujący nas rozdział. 

Piękna w środku

Niestety widać, że silnik graficzny ma już swoje lata. Pierwsze Life is Strange nadrabiało braki udaną stylistyką i tym razem jest podobnie. Modele postaci są kreskówkowe, ale ich mimika czy ruchy pozostawiają sporo do życzenia. Widać to choćby wtedy, gdy mamy zanieść torebkę z jednego pomieszczenia do drugiego. Autorzy nie przewidzieli takiej animacji, więc Chloe podróżuje bez widocznego w ręku przedmiotu. Wszystko wygląda tu ładnie z daleka. Przy bliskim kontakcie na jaw wychodzą rozmazane tekstury i oszczędność w detalach. Niektóre bardziej złożone sceny, w których postacie wykonują jakieś akrobacje prezentują się sztucznie nie wspominając o tragicznych drzewach, które wyglądają jak po przejściu armii korników. Inna sprawa, że sporą część lokacji znamy z pierwowzoru, więc autorzy gry nie mieli jakoś specjalnie dużo roboty w projektowaniu nowych. Gdzie jednak oprawa nie może, tam ścieżka dźwiękowa dopomoże. Ponownie mamy do czynienia ze znakomitymi licencjonowanymi kawałkami, które budują sentymentalny nastrój. Już wcześniej wiadomo było też, że przez strajk voice actorów, Chloe przemówi nowym głosem. Nic nie szkodzi. Rhianna Devries świetnie zastąpiła swoją poprzedniczkę i złego słowa nie można też powiedzieć o pozostałych postaciach. 

Wydawca jak i deweloper narobili  sobie jednak przed premierą bigosu zapowiadając, że będzie można zakupić droższą wersję gry, w której znajdą się bonusowe ciuszki, tryb umożliwiający skomponowanie własnej playlisty, oraz niedostępny nigdzie indziej bonusowy epizod (premiera po debiucie wszystkich trzech odcinków Before the Storm), który pozwoli prześledzić jak wyglądało pożegnanie Chloe z Max, gdy ta wyjeżdżała do Seattle. Nie trzeba być Sherlockiem by domyśleć się, że rozwścieczyło to fanów. Ostatecznie stanęło na tym, że ów epizod będzie można potem dokupić dodatkowo, ale smród pozostał. Szkoda, bo pierwszy odcinek pokazuje, że produkcja trzyma poziom i nie przyniesie wstydu oryginalnym twórcom, którzy przekazali pałeczkę zewnętrznej ekipie w pocie czoła pracując już nad sequelem pierwszej odsłony. Odcinek skończyłem po nieco ponad 3 godzinach, co jak na grę epizodyczną jest przyzwoitym wynikiem. Pamiętajmy, że jest to tytuł, który smakuje się jak wino, a nie pędzi bez sensu na urwanie głowy. 

Finał jest bardzo emocjonalny, wzruszający i zapowiadający bardzo ciekawe wydarzenia, choć nie został zakończony jakimś spektakularnym cliffhangerem. Można też odnieść wrażenie, że podjęte w epizodzie decyzje nie mają dużego wpływu na losy bohaterów. Nie angażują i nie wywołują takich emocji jakbyśmy mogli tego oczekiwać. Ale na to pewnie przyjdzie jeszcze czas. Before the Storm śledzi się bowiem z rumieńcami, a po jego zakończeniu miałem takie fajne uczucie dobrze spędzonego czasu w towarzystwie świetnie napisanych postaci. Jedna uwaga – znajomość pierwszej części do takich doznań jest niezbędna. Gdy Telltale cholernie zaczęły mnie już nudzić powielając ciągle te same schematy - prequel Life is Strange wciąż ma w sobie magię pierwowzoru i świeżość narracji, dzięki czemu czekam na kolejne dwa epizody śliniąc się jak buldog sąsiadki.

PS. Sąsiadka też niczego sobie ;)  

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Life is Strange: Before the Storm

Atuty

  • Chloe jako główna bohaterka
  • Spokojny klimat i przyziemne problemy
  • Nawiązania do poprzedniej odsłony
  • Wojny słowne i dialogi
  • Masa interakcji ze światem
  • Ścieżka dźwiękowa

Wady

  • Modele postaci i oprawa czasami straszą
  • Póki co mało znaczące wybory
  • Recykling lokacji

Melancholijny klimat świetnego pierwowzoru został zachowany, a pyskata bohaterka dodała mu tylko pikanterii. Dobrze jest wrócić do Arcadia Bay.
Graliśmy na: PS4

Roger Żochowski Strona autora
Przygodę z grami zaczynał w osiedlowym salonie, bijąc rekordy w Moon Patrol, ale miłością do konsol zaraziły go Rambo, Ruskie jajka, Pegasus, MegaDrive i PlayStation. O grach pisze od 2003 roku, o filmach i serialach od 2010. Redaktor naczelny PPE.pl i PSX Extreme. Prywatnie tata dwójki szkrabów, miłośnik górskich wspinaczek, powieści Murakamiego, filmów Denisa Villeneuve'a, piłki nożnej, azjatyckiej kinematografii, jRPG, wyścigów i horrorów. Final Fantasy VII to jego gra życia, a Blade Runner - film wszechczasów. 
cropper