Tales of Berseria - recenzja gry

Tales of Berseria - recenzja gry

Michał Włodarczyk | 31.01.2017, 22:26

Początek 2017 roku to prawdziwe święto dla fanów japońskich produkcji, obok których żaden posiadacz PlayStation 4 nie powinien przejść obojętnie. 

Po świetnych Gravity Rush 2, Yakuzie 0 czy Resident Evil 7, miłośnicy starej szkoły tworzenia gier z niecierpliwością oczekują na premierę Ni-Oh. Zanim jednak położymy ręce na nowej pozycji od Team Ninja, warto zainteresować się skromniejszym, lecz w dalszym ciągu wartym uwagi RPG-iem - Tales of Berseria. Chociaż Berseria jest już szesnastą odsłoną z głównej serii Tales of, funkcjonuje jako tytuł niezależny, zatem znajomość starszych części jest w tym przypadku nieistotna. Klasyczny, "mangowy" cykl jRPG przeszedł długą drogę i trzeba sobie uczciwie powiedzieć, że w ostatnim czasie znajduje się na zakręcie. W poprzedniej generacji wydawca serii, Bandai Namco, dwukrotnie strzeliło sobie w stopę, wypuszczając udane Tales of Vesperia na Xboksa 360, a Tales of Graces na Wii, czyli platformy, których posiadacze gustowali w zdecydowanie innych gatunkach gier. 

Dalsza część tekstu pod wideo

Piękne intro do Tales of Berseria

Prawda, z czasem przygotowano porty na PlayStation 3, niestety śliczna Vesperia w wersji na sprzęt Sony nigdy nie doczekała się tłumaczenia na język angielski, z kolei Graces ukazało się u nas dwa i pół roku po debiucie w Japonii. Udany powrót na rynek zachodni cykl zaliczył przy okazji premiery Tales of Xillia, tym bardziej więc szkoda, iż bezpośredni sequel był bardzo odtwórczy i spotkał się z chłodniejszym przyjęciem niż "jedynka". Ostatnim epizodem Tales-ów była Zestiria, która - choć w rzeczywistości stworzona została z myślą o PS3 - ukazała się także na PlayStation 4. Czuć było to w każdym momencie obcowania z tym tytułem, dlatego zarzuty pod adresem wykonania pojawiały się równie często, co krytyczne uwagi na temat scenariusza i schematycznej rozgrywki. Czy Tales of Berseria, w pierwszej kolejności również pisana z myślą o minionej generacji, zwiastuje powrót do formy Bandai Namco Studios?

Życie ostre jak maczeta

Tales of Berseria

walka w Tales of Berseria

Akcja gry ponownie ma miejsce w uniwersum Wasteland, czyli tym samym, co Tales of Zestiria, jednak wydarzenia tutaj przedstawione rozgrywają się znacznie wcześniej, a tytuł nie jest powiązany z przygodami Soreya (inaczej nazywają się nawet miasta czy inne elementy świata przedstawionego). Tym razem odwiedzamy ogromne królestwo Midgand, którego obszar rozciąga się na wiele kontynentów i wysepek. Poszczególne obszary różnią się od siebie klimatem, kulturą, architekturą czy mentalnością mieszkańców, a jako że oddzielone są od siebie przez morza oraz rzeki, podstawowymi środkami lokomocji są rzecz jasna statki. Królestwo najlepsze lata ma jednak za sobą, gdyż od dłuższego czasu trawione jest przez wirusa znanego jako Daemonblight, który atakuje ludzi, zwierzęta, a nawet rośliny, zmieniając wszystko i wszystkich w krwiożercze bestie. Ze skutkami epidemii próbuje walczyć Abbey - organizacja powołana przez bezwzględnego Artoriusa. Główną bohaterką tej historii jest dziewiętnastoletnia Velvet Crowe, której rodzinna wioska padła ofiarą Daemonblight trzy lata wcześniej. Wówczas Artorius zgładził większość mieszkańców osady zamienionych w potwory, w tym brata Velvet, a ją samą zniewolił. Teraz młoda kobieta planuje ucieczkę, po której ma zamiar dopaść zabójcę brata i dokonać zemsty. Dziewczynie jest o tyle "łatwiej", że w wyniku przerwanego rytuału, którego miała być ofiarą, jej ramię zostało skażone, zmieniająć ją tym samym w demona zwanego Therion. Z czasem przyłączają się do niej inne postacie, m.in. pół-demon Rokurou Rangetsu, czarodziejka Magilou, jej mały partner Bienfu czy tysiącletni pirat Eizen, którymi kierują różne pobudki, mimo tego decydują się współpracować. Bohaterowie nawet nie zdają sobie sprawy, jaki los szykują im egzorcyści z Abbey.

Scenarzysta, czerpiący pełnymi garściami z poetyki anime, nie miał ambicji, by wywrócić konwencję serii do góry nogami, lecz w porównaniu do wcześniejszych osiągnięć cyklu na tym polu, Tales of Berseria to powiew świeżości. Drużynie bohaterów daleko do małych chłopców i grzecznych dziewczynek, co pociąga za sobą szereg konsekwencji: postaci nie przebierają w środkach, interakcje między nimi różnią się od jRPG-owych standardów, nie znajdziemy tu też wciśniętego na siłę wątku miłosnego. Antybohaterka Velvet to także unikat, jeśli chodzi o wiodącą postać żeńską w japońskich grach fabularnych, tym bardziej, że jej losami można się autentycznie przejąć. Jak w każdych Tales-ach, również Berseria stylistykę anime ma wpisaną w DNA, nie mogło więc zabraknąć akcentów komediowych (Bienfu) czy konkretnej dawki fanserwisu, tutaj pod postacią wiedźmy Magilou. Autorzy snują tę opowieść przy pomocy sekwencji na silniku gry, klasycznych animowanych cutscenek (kreska i animacja na dobrym poziomie) oraz popularnych w serii Skitów, czyli scenek w stylu "gadających głów", w tej odsłonie zabawnych jak zawsze i dynamicznych jak nigdy dotąd. Interesująca jest także tematyka, choć jeśli ktoś ma za sobą takie tytuły anime, jak Code Geass czy Neon Genesis Evangelion, może poczuć lekkie deja vu. Momentami bywa naprawdę mrocznie, a atmosfera staje się wręcz depresyjna, lecz twórcy nigdy nie przekraczają pewnej granicy, jest zatem Berseria dobrą propozycją dla fanów japońskich animacji niemal w każdym wieku. Odpowiedni klimat buduje też oryginalny voice-acting, choć jeśli ktoś nie ma ochoty śledzić tekstu na ekranie telewizora, może włączyć angielskie głosy. Ja wybrałem pierwszą opcję.

Zakładam kominiarę i idę na "robotę"

Wstawka anime w Tales of Berseria

Zwiedzanie miast w Tales of Berseria

Wiadomo już, jak się Tales of Berseria "przeżywa". A jak wypadła rozgrywka? Bez rewolucji w żadnym aspekcie, co nie znaczy, że do znanej i lubianej formuły nie zaimplementowano nowości. System walki, który w grze nastawionej na częste starcia z adwersarzami ma fundamentalne znaczenie, doczekał się sporych zmian i ulepszeń. W tej odsłonie nazywa się Liberation-LMBS, co ma związek z kwestią przemieszczania się na polu walki. Po wejściu w kontakt z przeciwnikiem możemy poruszać się swobodnie w pełnym 3D, atakować będąc w ruchu i korygować kamerę prawą gałką analogową. Powracają umiejętności specjalne znane z Zestirii, tym razem jednak istnieje opcja przypisania ich do przycisków geometrycznych. Kolejną nowinką są unikatowe dla każdej postaci Break Souls, dzięki którym można znacznie wydłużać licznik combo.

Mechanika walki determinuje szybkie i dynamiczne batalie, jednak wyzwanie na domyślnym poziomie trudności nie istnieje mniej więcej do połowy gry (kombinacja X + R2 w zupełności wystarczy). Mimo wszystko zręcznościowy charakter rozgrywki potrafi dostarczyć mnóstwo frajdy. System rozwoju postaci i rozbudowy ekwipunku można z kolei określić jako wypadową rozwiązań z poprzednich odsłon - opcji jest mnóstwo, a regularne wzmacnianie wyposażenia i rozważne dobieranie właściwości przekłada się na stosunkowo szybki wzrost statystyk bohaterów. Jednak nie samą walką Tales of Berseria stoi. Rozległe i zróżnicowane środowiska aż proszą się o eksplorację. Przemieszczamy się zarówno pieszo, jak i przy pomocy deskolotki, która okazuje się czasami niezbędna, jeśli chcemy dostać się do ukrytej lokacji.

Środowiska w Berserii są nieco mniejsze niż w poprzedniej odsłonie, za to wyraźnie lepiej zaprojektowane i ciekawsze. Dla wszystkich obieżyświatów przygotowano wiele miast, w których tradycyjnie można odwiedzać sklepy, gospody, kościoły itp. W opozycji do interesującego świata gry znajdują się lochy - najczęściej podobne do siebie i nudne, mimo iż wrzucono do nich proste zagadki. Ukończenie wątku fabularnego to robota na co najmnej czterdzieści godzin, a na tym atrakcje się nie kończą. Oprócz dużej liczby misji pobocznych, najczęściej sprzężonych z walką, przygotowano aktywności na nieco innych zasadach. Z wielu minigier najciekawiej wypadają zadania polegające na przebijaniu baloników, praca kelnera w restauracji, łowienie ryb oraz karcianka. Przywrócono tradycyjny system gotowania, a zupełną nowością jest Expedition, w którym wysyłamy statki za morze w poszukiwaniu rzadkich przedmiotów czy skarbów - całość działa na podobnej zasadzie, jak Outer Ops w Metal Gear Solid: Peace Walker. W swojej konstrukcji Tales of Berseria niewiele różni się od wcześniejszych dokonań serii czy dowolnego współczesnego jRPG-a ze średnim budżetem, więc już z tego tytułu posiada wiele ograniczeń. I chociaż na PS4 gra działa w pełnym HD i sześćdziesięciu klatkach na sekundę, nie ma wątpliwości, że powstawała z myślą o starszej konsoli Sony. Liczne archaizmy, umowności, animacje postaci, geometria obiektów oraz dokuczliwy pop-up tekstur sprawiają, iż łatwo pomylić Berserię z tytułem sprzed dekady. Złego słowa nie mogę napisać za to pod adresem ścieżki muzycznej skomponowanej przez Motoiego Sakurabę, pracującego przy serii od czasów pierwszej odsłony - Tales of Phantasia.

Rok produkcji: 2007

Tales of Berseria, mimo interesującego scenariusza, to kolejna odsłona serii wyciosana przez dewelopera jakby z rozpędu, co nie znaczy, że nie jest warta uwagi miłośników jRPG-ów. W porównaniu do zeszłorocznej Zestirii, deweloper poczynił postępy na kilku polach, lecz w dalszym ciągu ciężko nazwać nowe Tales-y grą bardzo dobrą. Co nie zmienia faktu, że fanów serii w pełni usatysfakcjonuje.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Tales of Berseria

Atuty

  • Fabuła, bohaterowie
  • Cutscenki anime
  • Dynamiczny system walki
  • Żywotność
  • Usprawnienia względem Zestirii
  • Japoński voice-acting, muzyka

Wady

  • Powtórka z rozrywki
  • Niedzisiejsza oprawa
  • Liczne archaizmy i umowności
  • Niski poziom wyzwania

Bandai Namco dorzuca do pieca, lecz ogień wygasa. Tales of Berseria to solidny epizod cyklu, lecz najwyższa pora na większe zmiany, z silnikiem graficznym włącznie.
Graliśmy na: PS4

Michał Włodarczyk Strona autora
cropper