WRC 6 - recenzja gry

WRC 6 - recenzja gry

Roger Żochowski | 12.10.2016, 07:50

W zeszłym roku obrodziło w rajdówki. W tym WRC 6 nie miało konkurencji i mogło dopracować średnio udaną edycję z zeszłego sezonu. Czy producentowi udało się wykorzystać dobrze ten czas?

I tak i nie. WRC 6 poprawiło się niemalże w każdym aspekcie, jednak nie na tyle, aby móc konkurować jak równy z równym z Sebastien Loeb Rally Evo. O DiRT Rally nawet nie wspominam. Dla kogo jest więc ta gra? Przede wszystkim dla tych, których odstrasza wysoki poziom trudności konkurencyjnych produkcji. Ale po kolei. Już przy pierwszym wyścigu da się odczuć, że model jazdy uległ poprawie. Zarówno hamowanie jak i lepsza praca zawieszenia na trasie sprawiają większą frajdę z jazdy. Osłabiono nieco hamulec ręczny, ale ten wciąż zbyt często ratuje nas z największych opresji. Łatwiej jest wprawdzie zrobić bączką czy wbić się z impetem w płot, ale wystarczają 3-4 przejazdy, by poznać większość zagrożeń na trasach. Te całe szczęście zostały od czasów poprzedniej odsłony przemodelowane. Teraz na ukończenie niektórych odcinków potrzeba dwa razy więcej czasu. Jest sporo nawrotów, hopek, elementów otoczenia, na które trzeba uważać. Płaskie nawierzchnie doczekały się nierówności i melioracyjnych rowów. Często musimy przeskakiwać z betonu na żwir i odwrotnie. Łącznie mamy ponad 65 odcinków w 14 krajach w tym nowym Rajdem Chin. Z kolei polscy fani ucieszą się z powrotu Rajdu Polski i odcinków w tak swojskich miejscówkach jak Wieliczki czy Baranowo. W każdym z regionów doszły też specjalne odcinki biegnące przez miasta i stadiony. Często rywalizujemy na nich równolegle z przeciwnikiem, co akurat wypada bardzo pozytywnie.

Dalsza część tekstu pod wideo

W poszukiwaniu wyzwania

Jest trudniej, ale walka z trasą wciąż nie stanowi takiego wyzwania jak powinna. Zwłaszcza w niższych klasach, gdzie na dłuższą metę zaczyna wiać nudą. Można zwiększyć poziom trudności i sprawić, że rywale będą osiągali lepsze czasy, ale jazda wciąż nie będzie tak angażująca, jak choćby w Loebie. Weźmy choćby odcinki w Australii, przez które mkniemy niczym bobslejem. Brakuje większej liczby zdradliwych hopek, pagórków czy dziur. Nie ma tego uczucia, że nawet lekkie wychylenie analoga skończy się dla nas na drzewie. Inna sprawa, że poczucie pędu jest bardziej odczuwalne. Zwłaszcza gdy ścigamy się najwyższą klasą samochodów na kamerze umieszczonej na zderzaku. W kwestii kamer - jest opcja ich regulowania. Każdy widok możemy dodatkowo oddalić bądź przybliżyć. Podobnie jest z pilotem - możemy ustawić jak dokładny ma być i z jakim opóźnieniem/wyprzedzeniem będzie informował o kolejnych zakrętach. Fajnym smaczkiem jest opcja włączania i wyłączania świateł i wycieraczek, choć to czysta kosmetyka. 

Podoba mi się za to system zniszczeń. Auto fajnie się gniecie, widać też, że popracowano nad fizyką i dachowanie nie jest już niemożliwe. Jeśli gramy na wyższych poziomach trudności mechaniczne uszkodzenia wpływają wyraźnie na nasze osiągi. Gdy złapiemy kapcia możemy naprawić usterkę w locie, co wiąże się z sekundami dodanymi do ogólnego czasu. Oczywiście budżet gry nie pozwolił pokazać, jak robi to zespół. Po prostu opona magicznie się naprawia, ale i tak jest to fajny patent. Niestety sam system kar jest niekonsekwentny. Raz za dachowanie dostałem tylko jedną sekundę, by po lekkim zboczeniu z trasy załapać się na cztery. Zresztą – nie wiadomo dlaczego ścinanie jednym wiraży jest bezkarne, a innych już nie. W poprzedniej odsłonie mogliśmy ustawić jak daleko możemy wyjechać, by gra teleportowała nas na trasę. Teraz konsola sama o tym decyduje i różnie jej to wychodzi. A gdy na zakręcie stoją jeszcze za barierką widzowie, to nawet niewielki błąd i wjazd w tłum kończy się resetem auta i 10 sekundową stratą. Warto przypomnieć, że w kolejnych sektorach tras nie widzimy, którą pozycję zajmujemy i czy idzie nam dobrze czy złe. Tego dowiadujemy się dopiero na mecie. Osobiście nie do końca mi się to podoba, ale takie zasady panują obecnie w WRC i gra wiernie je oddaje.

Kraina wchodzącego słońca

Graficznie jest bardzo nierówno. Podobać mogą się przede wszystkim modele aut. W menu możemy wejść do garażu i przyjrzeć się dokładnie każdemu pojazdowi. Dla fanów motoryzacyjnego porno - coś pięknego. Na trasach jest więcej widzów, widać też, jak auto zostawia wyraźne ślady na różnych nawierzchniach. WRC 6 najlepiej prezentuje się podczas wchodów i zachodów słońca. Efekty świetlne robią świetną robotę, a cieniowanie dokłada swoje. Niestety tekstury wciąż straszą momentami swoją biedotą, otoczenie lubi się dorysowywać na naszych oczach, a animacja skacze jak tresowana żaba. Jest lepiej niż w zeszłym roku, ale nic tak nie wkurza, jak uciekające klatki podczas brania zakrętów. Napisałem, że auta wyglądają ładnie. To prawda. Dopóki nie znajdziemy się w kokpicie. Wówczas czar pryska. Bida aż trzeszczy. Szkoda też, że ponownie nie dopracowano efektów pogodowych, które są równie mizerne. Sytuację ratują nocne odcinki. Dla przykładu nowa trasa w Finlandii oświetlona latarniami prezentuje się zjawiskowo.

Gra zawodzi jednak w temacie trybów gry. Tytuł rozpoczyna mini-tutorial, w którym konsola testuje nasze zdolności i podpowiada poziom trudności. Dalej trafiamy do menu, gdzie głównym kąskiem jest kariera. W tej zaszło kilka kosmetycznych zmian, jednak w dalszym ciągu całość opiera się na schemacie "od zera do bohatera". Zaczynamy w klasie Junior WRC podpisując kontrakt z jednym z producentów. Jedni preferują szybką jazdę, inni bezpieczną, a jeszcze inny równowagę pomiędzy tymi skrajnymi postawami. Dodatkowo w każdym rajdzie mamy stawiane różne cele. Jeśli idzie nam dobrze już w trakcie sezonu można przeskoczyć do wyższej klasy WRC 2 i podpisać nowy kontrakt. Celem jest oczywiście awans do WRC i zdobycie mistrzostwa świata. Każdy sezon składa się z kilku lub kilkunastu rajdów, w trakcie których pomiędzy sesjami możemy „własnoręcznie” naprawiać auto lub zdać się na konsolę. Nowością jest opcja zmiany opon w zależności od nawierzchni kolejnych odcinków. Wprawdzie można tylko wybierać między twardym i miękkim ogumieniem, ale wprowadza to dodatkowy element ryzyka. Tak jak wspomniałem wyżej, gra nie jest zbyt trudna i szybko możemy piąć się w górę. A gdy nie idzie zawsze możemy zrestartować odcinek ograniczoną liczbę razy. W ramach masterowania gry zawsze można próbować zaliczyć wszystkie niezależne od trofeów osiągnięcia (drift przez określoną ilość czasu, zaliczenie dachowania itd.), ale i tutaj większość celów wymaga po prostu czasu, nie skilla.

Licencja na driftowanie

Cieszy na pewno fakt pełnej licencji WRC. Mamy znane nazwiska, logosy i licencjonowane auta. Znalazło się nawet miejsce dla dwóch polskich ekip: Huberta Ptaszka i Macieja Szczepaniaka z WRC 2 oraz Łukasza Pieniążka startującego w Junior WRC. Czego jednak mi osobiście zabrakło to wielu klasycznych aut rajdowych czy choćby trybu, który pozwoliłby wziąć udział w sezonach sprzed lat. Przecież licencja WRC daje tu ogromne pole do popisu. W dalszym ciągu możemy grać pojedyncze rajdy i pobijać czasy. Jest też opcja multiplayera w tym także na splitscreenie. Miło, że twórcy gier w końcu przypomnieli sobie o kanapowym graniu, zwłaszcza, że jeden gracz może śmigać na padzie, a drugi na kierownicy. Problemem jest jednak kolejny raz rwąca animacja, która potrafi doprowadzić do szału. Tytuł oferuje też szereg trybów multiplayerowych. Najciekawsze wydają się specjalne czasowe eventy, które odbywają się równolegle do tych z rzeczywistości. Tytuł obsługuje rzecz jasna kierownice i z takim zestawem model jazdy zdecydowanie zyskuje w oczach. Force feedback fajnie pracuje, choć brakuje trochę większej różnorodności wibracji podczas pomykania po nierównościach. Osobiście testowałem grę na kierownicy Thrustmastera, jednak w tym roku gra obsługuje również kierownice konkurencyjnych firm, w tym Logitecha G29.

Konsultantem podczas produkcji gry był Sébastien Chardonnet jeżdżący w klasie WRC3. Widać, że jego wskazówki pomogły deweloperowi, jednak w tytuł przydałoby się wpakować większy budżet. Jeśli odstraszył Was wysoki poziom trudności DiRTa, w którym należy cieszyć się dojeżdżając do mety na 10 miejscu, WRC 6 może Wam przypaść do gustu. To produkcja łatwiejsza, bardziej przystępna i oferująca pełną licencją WRC. Ale brakuje jej jeszcze przysłowiowego pazura. Może za rok. 

Gra testowana na padzie i kierownicy Thrustmaster T300 Ferrari.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry WRC 6

Atuty

  • Poczucie pędu w autach WRC
  • Zniszczenia i naprawy w "locie"
  • Pełna licencja WRC
  • Poprawiony model jazdy
  • Ciekawsze i dłuższe trasy...

Wady

  • ...które wciąż nie stanowią większego wyzwania
  • Tnąca animacja
  • Mała ilość trybów
  • Brak wielu klasycznych aut
  • Niekonsekwentny system kar

Tytuł lepszy od poprzedniej odsłony, ale wciąż niepozbawiony wad. Alternatywa dla mniej wymagających graczy i hardkorowego DiRTa. W dodatku na pełnej licencji.
Graliśmy na: PS4

Roger Żochowski Strona autora
Przygodę z grami zaczynał w osiedlowym salonie, bijąc rekordy w Moon Patrol, ale miłością do konsol zaraziły go Rambo, Ruskie jajka, Pegasus, MegaDrive i PlayStation. O grach pisze od 2003 roku, o filmach i serialach od 2010. Redaktor naczelny PPE.pl i PSX Extreme. Prywatnie tata dwójki szkrabów, miłośnik górskich wspinaczek, powieści Murakamiego, filmów Denisa Villeneuve'a, piłki nożnej, azjatyckiej kinematografii, jRPG, wyścigów i horrorów. Final Fantasy VII to jego gra życia, a Blade Runner - film wszechczasów. 
cropper