Umbrella Corps - recenzja gry

Umbrella Corps - recenzja gry

Wojciech Gruszczyk | 25.06.2016, 22:05

Furorę na tegoroczny E3 zrobiła zapowiedź Resident Evil VII. Tajemniczy dom, sekrety i przerażający klimat. Zanim jednak zatopimy się w tych mrożących krew w żyłach przyjemnościach, na rynku pojawiła się dość nietypowa produkcja jak na uniwersum żywych trupów. Capcom zaprasza klientów na dynamiczną strzelankę, która nigdy nie powinna powstać. Gdyby nie zapowiedź REVII, moglibyśmy mówić „tak zginęła  legenda”.

We wrześniu ubiegłego roku Capcom zaskoczył prezentując „Biohazard: Umbrella Corps”. Gra została zapowiedziana na targach w Tokio i w sumie na początku pojawiło się sporo pozytywnych opinii. Gracze uczestniczyli w pierwszych pojedynkach, sprawdzali bronie, unikali zombiaków i wszyscy sądzili, że prezentowany wycinek projektu to dopiero początek przygotowanych przyjemności. Jak się jednak okazało, Japończycy ostatnich miesięcy nie spędzili na rozwijaniu produkcji, bo pełna wersja tytułu jest wyjątkowo skromna. Wersje demonstracyjne są w ostatnich miesiącach rzadkością, ale gdy już się takowe pojawią, to posiadają więcej zawartości niż recenzowany produkt. A szkoda, bo przygotowany kod ma „momenty”, które naprawdę mogą się podobać.

Dalsza część tekstu pod wideo

Gdzie zawartość? Gdzie klimat? Gdzie dopracowanie?

Nie będę owijał w bawełnę i lukrował kaszalota. Umbrella Corps to strzelanka z perspektywy trzeciej osoby, ale celując z broni kamera dynamicznie prezentuje nam wydarzenia z oczu bohatera. Twórcy przyjęli koncepcję zaskakująco dynamicznych pojedynków, więc bohaterowie niczym pantery biegają po mapach, w sekundzie potrafią położyć się na ziemi, by następnie jak małe gazele czołgać się po miejscówkach. Totalnie nie pasuje to do uniwersum Resident Evil i bardzo żałuję, że jest to spin-off tej wielkiej serii. W grze nie znajdziecie żadnej fabuły, ale wydawca postanowił zarysować wydarzenia – rozgrywka została osadzona 2 lata po akcji Resident Evil 6. Gracze zostają wynajętymi żołnierzami, którzy muszą przejmować tajne dokumentu korporacji Umbrella. Znana firma prowadziła wiele eksperymentów, które nie powinny ujrzeć światła dziennego, a zadaniem najemników pozostaje odnajdowanie informacji. Oczywiście sam wątek nie został w większy sposób przedstawiony w pozycji, a rozgrywka polega na starciach dwóch trzyosobowych drużyn.

Muszę jednak już w tym miejscu zaznaczyć, że gra posiada w zasadzie dwa tryby dla sieciowej rozgrywki. „Jedno życie”, czyli rywalizację bez respawnów (gdy zginiemy, musimy zaczekać na koniec rundy) oraz „Wiele zadań”, w którym formacje muszą wykonywać wyznaczone misje. Ten pierwszy wariant zabawy to standardowa rozgrywka znana z wielu shooterów, a rywalizacja nie wyróżnia się niczym specjalnym. Zdecydowanie lepiej przypadły mi do gustu zadania, w których drużyny grają do trzech zdobytych punktów (Best of 5) – na początku misji otrzymujemy krótki komunikat i musimy osłaniać wybrane miejsce (Dominacja), zabijać napakowane zombiaki, eliminować jak największą liczbę wrogów, zdobywać krew z ubitych truposzy, zbierać obroże porzucone przez przeciwników, miażdżyć wyznaczone cele, czy też walczyć o walizki z dokumentami. W sumie każdy element „Wielu zadań” pojawia się w innych strzelankach, ale brak możliwości dokonania wyboru jest totalnie dla mnie niezrozumiały. Zawodnicy muszą zdać się na sztuczną inteligencję i nawet jeśli spodobało mi się zdobywanie juchy z ubitych wcześniej rywali, to jednak nie mogę męczyć tego trybu do znudzenia, bo… Nie. Gra ma tylko dwa warianty rywalizacji i na tym kończy się cała zabawa.

Dobra, byłbym nie sprawiedliwy nie wspominając jeszcze o zawartości single-player. W tytule można grać ze sztuczną inteligencją, ale nie polecam nikomu tracić czasu. Twórcy przygotowali kilka misji polegających na zbieraniu danych i eliminowaniu kolejnych zastępów rywali, choć takie zmagania są po prostu nudne. Bez klimatu, bez przerażających scen… Nie tak powinna wyglądać kolejna odsłona uniwersum Resident Evil.

Pewnie jeszcze przeżyłbym jeden sensowny tryb, w którym nie mogę podjąć jakichkolwiek decyzji, ale Capcom nawet nie dopracował kodu sieciowego. Produkcja od początku przywitała mnie totalnie zepsutym matchmakingiem (rywalizacja trzech zawodników na 1/2/3 lvl vs. formacja składająca się z ogarów po 20+ lvl), problemami ze znalezieniem rywali, męczącymi lagami, wyrzucaniem z serwerów i migracją hosta trwającą kilkadziesiąt sekund. Ten ostatni element jest o tyle zabawny, że w rozgrywce 3 vs. 3 brak jednego gracza jest naprawdę dotkliwy, ale nie marzcie o dokooptowaniu brakującego zawodnika do ekipy… Ta funkcja przerosła autorów.

Strzelanie? Lepiej biegać z kosą

Capcom zajął się stworzeniem produkcji opierającej się przede wszystkim na zmaganiach w Sieci i zapomniał o dopilnowaniu serwerów. Brzmi to może zabawnie, ale podczas rozgrywki trudno się śmiać wniebogłosy. Jasne, że problemy nie występują w każdym starciu, ale takie niedogodności w grze nastawionej niemal wyłącznie na multiplayer nigdy nie powinny wystąpić.

Za każdy rozegrany mecz zawodnicy zostają nagrodzeni punktami doświadczenia, a następnie zdobywają poziomy, dzięki którym otrzymują nowe bronie, dodatki do zabawek, ciuszki, farby do malowania strojów lub oręża, czy też naklejki. Opcji jest mnóstwo i w trakcie rozgrywki niemal stale wpadają nam jakieś ciekawe elementy. Problemem jest jednak balans, który został spartaczony - w trakcie rozgrywki 90% graczy biega z czekanem i eliminuje rywali z bliska. W konsekwencji większość pojedynków to szybkie przemieszczanie się po mapach i polowanie na szukających ofiar rywali. Początkowo chciałem pokusić się o normalną rozgrywkę za pomocą karabinów, ale jest to zdecydowanie mniej efektowne.

Warto tutaj na pewno jeszcze wspomnieć, że w przypadku ubijania kolejnych za pomocą metalowego ostrza wielokrotnie spotkałem się z bugiem, przez który zabijałem oponenta stojącego poza zasięgiem mojej ręki. Ten błąd wygląda raczej jako niedopracowanie kodu produkcji, bo animacja się urywa, nagle pojawia się przeciwnik, a mój żołnierz wpakowuje w jego głowę ostrze. Totalne nieporozumienie.

Bez wątpienia na „walkę biegaczy” wpływają mapy, które są małe, pełne przeszkód i w sumie dzięki takim zabiegom konstruktorskim umożliwiono nadmierne wykorzystywanie broni białej. Lokacji jest zaledwie siedem, a w zasadzie tylko na dwóch pojawiają się większe przestrzenie, w których możemy się dobrze ustawić i ubijać kolejnych „sportowców”. Mimo wszystko akurat to właśnie miejscówki przywołują najlepsze wspomnienia, bo wpadniemy tutaj do wioski z Resident Evil 4, czy też do znanego komisariatu. W obu przypadkach, jak i w całej produkcji, grafika odstrasza, ale przynajmniej jest to miły akcent łączący projekt z wielkim uniwersum.

W grach spod tego ostrza nigdy nie może zabraknąć zombiaków, które w Umbrella Corps pojawiają się na wszystkich mapach. Z pozoru nie robią graczom większej krzywdy, ale wystarczy zranić rywala, by przeciwnicy sterowani przez sztuczną inteligencję wykazali się nieposkromioną dzikością. Początkowo sądziłem, że jest to niepotrzebny dodatek, ale akurat ten element wypadł nawet nieźle.

Są pewne momenty

Wiecie co jest najzabawniejsze? Są w tym tytule „momenty”. Czasami przyjemnie się strzela, świetnie wbić przeciwnikowi czekan w głowę, a zdarzają się nawet ogarnięci kompani, którzy współpracują. Niestety, są to tylko i wyłącznie „momenty”, a zazwyczaj rozgrywka polega na chaosie doprawionym sporymi błędami, problemami z animacją, zabawnym balansem i lagami. To uniwersum zasługuje na naprawdę porządniejsze produkcje… Koncepcja czasami nie zawodzi, ale brak zawartości boli w każdym najmniejszym aspekcie. To nie jest Resident Evil.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Umbrella Corps

Atuty

  • Czasami gra się przyjemnie
  • Mapy pełne wspomnień

Wady

  • Liczne błędy
  • Problemy z kodem sieciowym
  • Tylko 2 tryby
  • Spartaczony balans
  • Gdzie jest Resident Evil?
  • Bardzo szybko nudzi
  • Brzydka grafika

Pisząc ten tekst wciąż nasuwa mi się jedno pytanie – DLACZEGO? To nie jest produkcja dla fanów strzelania, to nie jest gra dla miłośników Residenta. Dla kogo jest tytuł? Bardzo dobre pytanie.
Graliśmy na: PS4

Wojciech Gruszczyk Strona autora
Miał przyjść do redakcji zrobić kilka turniejów, ale cytując klasyka „został na dłużej”. Szybko wykazał się pracowitością, dzięki której wyrobił sobie pozycję w redakcji i zajmuje się różnymi tematami. Najchętniej przedstawia wiadomości ze świat gier, rozrywki i technologii oraz przygotowuje recenzje gier i sprzętu. Jeśli jest zadanie – Wojtek na pewno się z nim zmierzy. 
cropper