Layers of Fear - recenzja gry

Layers of Fear - recenzja gry

Mateusz Gołąb | 17.02.2016, 20:59

Wywoływanie w graczu grozy, to kawał sztuki. Boimy się tego co nieznane i co nienaturalne. Niepokój wywołują w nas rzeczy, dla których brakuje nam punktu odniesienia w naszym umyśle. Takie, które w jakiś sposób wymykają się naszej percepcji.

Choć wiele jest teorii na temat strachu, to spora część badaczy zgadza się co do tego, że jest on swojego rodzaju mechanizmem obronnym pozwalającym nam na przetrwanie. Najprościej poderwać swojego odbiorcę z krzesła za pomocą nagłego dźwięku, czy wyskakującej zza rogu postaci. Największą sztuką jest natomiast zbudowanie klimatu, który sprawi, że będziemy czuli się źle w otaczającym bohatera środowisku. Polskie Layers of Fear jest wypadkową obu tych sposobów na straszenie. I każdy z nich realizuje dobrze.

Dalsza część tekstu pod wideo

Kolory strachu

Jest to historia malarza powracającego do domu w celu ukończenia dzieła swojego życia. Na początku nic jednak nie zwiastuje nadchodzących wydarzeń. Zaglądamy po różnych pomieszczenia zaznajamiając się przy pomocy notatek z rodziną bohatera. Relacje między nim i żoną nie układały się ostatnio najlepiej. Grzebiemy po kątach, otwieramy szafki i przeglądamy skrawki papieru, by znaleźć w końcu klucz i otworzyć drzwi do pracowni. Gdy tylko ściągniemy zasłonę z tajemniczego płótna stojącego w samym środku pomieszczenia nic już nie będzie takie samo.

Jeżeli mieliście okazję wypróbować P.T., czyli swojego rodzaju interaktywny zwiastun Silent Hills, który niestety nigdy już nie powstanie, to macie już ogólny zarys tego, jak na pierwszy rzut oka prezentuje się Layers of Fear. To gra wyraźnie inspirowana niedoszłym dziełem Kojimy i DelToro i oparta na bardzo podobnych założeniach. Ba, niektóre aspekty rozgrywki, bez wdawania się w szczegóły, żeby uniknąć spoilerów, są wyraźnie ściągnięte z tego tytułu. Biorąc pod uwagę sposób rozwinięcia pewnych konceptów, zaliczam to raczej na plus produkcji krakowskiego studia.

Gdzie moje płótno?

Gdy jednak w P.T.. znajdowaliśmy się w swego rodzaju zamkniętym cyklu, przemierzając w kółko ten sam korytarz, tak Layers of Fear bawi się z naszym wyczuciem przestrzeni. Na samym początku gry poznajemy cały układ domu, by po pierwszym wyjściu z pracowni nie móc odnaleźć się w, z pozoru, oswojonej lokacji. Wszystko przestaje mieć sens, a kolejne pokoje nie następują po sobie w logicznej konsekwencji, ani nie mają żadnego związku z pierwotnym układem budynku. Coś z nami pogrywa i to do tego stopnia, że często odwrócenie się plecami do ściany sprawia, że gdy ponownie na nią spojrzymy… to już jej tam nie będzie. 

Wszystko wygląda z początku bardoz normalnie. Ot, klimatyczne mieszkanie w starym stylu, a potem...

Nieprzewidywalność to lwia część uroku Layers of Fear i to ona stanowi główne źródło grozy. Sposób na budowę tego klimatu zagubienia jest tu niezwykle przemyślany. Piszę to z perspektywy osoby mającej doskonałą orientację w przestrzeni, dzięki czemu gra stanowiła tym większe wyzwanie dla moich zmysłów. Rzadko kiedy czuję się naprawdę zagubiony, jednak jeżeli za drzwiami nie znajduję tego, co było tam jeszcze przed chwilą, to zaczynam wpadać w niemałą panikę.

Więc chodź, pomaluj mój świat

Na świetny klimat tej produkcji  składa się nie tylko zręczne wykorzystanie znanych tropów i  zapożyczenia z P.T. Trudno mi sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek widziałem tak kreatywne wykorzystanie motywów malarstwa. Zdecydowanie nadaje to świeżości grze, która w innym wypadku byłaby „tylko” klimatycznym horrorem jakich wiele. Rozpływające się obrazy to dopiero początek, bo z każdym kolejnym pomieszczeniem cały dom jakby stacza się w spiralę szaleństwa. Łańcuchy, całe pomieszczenia zalane farbą malarską i zmieniające się obrazy to tylko początek. Niespodzianki czekają praktycznie na każdym kroku. Ponadto warto zwracać uwagę na szczegóły i „lizać ściany”, bo wiele miejsc skrywa w sobie pewne subtelne smaczki, które albo opowiadają historię, albo tez pozwalają nam poniekąd przygotować się na kolejną porcję strachu. Znikające przedmioty i pojawiające się znikąd obiekty karmią nasze wewnętrzne koszmary i pobudzają wyobraźnię.

O, nie...

Trzeba również pochwalić stronę wizualną Layers of Fear. Nie jest to może niemal fotorealistyczne P.T., ale i tak gra jest bardzo bliska tego poziomu. Jeżeli nie zobaczyłbym logotypu Unity przy starcie gry, to nigdy nie uwierzyłbym, że komuś udało się zmusić ten silnik do wygenerowania takiej oprawy graficznej. Poza tym chciałbym wręcz usiąść i pogadać z kimś ze studia na temat tego, jak stworzyli niektóre efekty wizualne, które mąciły mi w głowie kolorami, zakrzywionym poczuciem głębi i nienaturalną perspektywą. Te rzeczy robią wrażenie.

Niestety nie obyło się bez drobnych wad. Na szczęście nie są to problemy natury technicznej. Warto było zajrzeć do polskiego tłumaczenia przed wrzuceniem go do gry. Trochę razi, że w polskiej grze wideo można wyłapać błędy językowe. Literówki zdarzają się każdemu, jednak gramatycznych błędów powinniśmy wystrzegać się jak ognia. Nie jest ich na szczęście rażąco wiele. 

Osobiście nie jestem również fanem jump scare’ów. Jest to niezwykle „tani’ sposób straszenia, jak to mawiają amerykanie i mam wrażenie, że twórcy nieco zbyt duży nacisk położyli na takie niespodzianki. Co wcale nie było konieczne biorąc pod uwagę i tak bardzo mocny klimat Layers of Fear. Jest to gra stosunkowo krótka, więc w pewnym momencie poczułem przesyt takich „straszaków”, gdy potykałem się o nie prawie co krok. 

Nie napisałem powyżej bezpośrednio o mechanice gry. Głównie dlatego, że jest to po prostu symulator chodzenia z możliwością otwierania szafek i oglądania przedmiotów. Pojawiają się okazjonalne zagadki, ale nie stanowią one żadnego wyzwania. Być może twórcy nie chcieli skupiać na nich uwagi odbiorcy, jednak dobrze zaprojektowane łamigłówki z pewnością przedłużyłyby żywotność tej produkcji.

Jeżeli przekreśliliście krakowskie studio Bloober Team za ich dawne wpadki, to wypróbowanie Layers of Fear z pewnością zrewiduje waszą opinię. Wiele polskich ekip zaczynało od kiepskich gier lub średniaków, a teraz mogą pochwalić się grami na światowym poziomie. Wygląda na to, że powoli nadchodzi również czas Bloobera.

 

 

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Layers of Fear

Atuty

  • Świetny klimat
  • Pomysł na wykorzystanie malarstwa jako motywu przewodniego
  • Zręczne operowanie sprawdzonymi tropami
  • Dobrze budowana atmosfera zagubienia
  • Że niby to jest Unity?

Wady

  • Za dużo jump scare'ów
  • Zbyt łatwe zagadki
  • Wpadki językowe

Wow! Zupełnie znikąd Bloober Team zrobiło wyśmienitą grę. Layers of Fear to naprawdę dobry horror, który z pewnością spodoba się graczom cierpiącym z powodu skasowania P.T. Gra o mocnym klimacie i ciekawym zamyśle dla miłośników grozy.
Graliśmy na: PC

Mateusz Gołąb Strona autora
cropper