Naruto Shippuden: Ultimate Ninja Storm 4 - recenzja gry

Naruto Shippuden: Ultimate Ninja Storm 4 - recenzja gry

Mateusz Gołąb | 08.02.2016, 21:30

Historia o dzielnym wojowniku ninja dobiegła końca dokładnie rok temu. Teraz nadszedł również czas na zakończenie growej wersji tej niezwykłej opowieści. Miałem co do gry pewne obawy, biorąc pod uwagę dwie poprzednie części, które niemal z pudełek krzyczały "odcinamy kupony".

Ostatnia odsłona growej serii Ultimate Ninja Storm wylądowała w sprzedaży. A przynajmniej takie są obietnice studia CyberConnect2, które nawet reklamuje tę produkcję jako „ostateczną”. Nie bez powodu, bo jest to adaptacja finałowej bitwy z kart komiksu i trzeba przyznać, że pomimo pewnych braków, związanych prawdopodobnie z budżetem, twórcy nie poskąpili grze rozmachu. Już na wstępie warto zauważyć, że dla miłośników cyklu autorstwa Masashiego Kishimoto jest to zakup absolutnie obowiązkowy.

Dalsza część tekstu pod wideo

Dwa kroki w tył

Gra powraca do swoich korzeń. Po kilku nieudanych eksperymentach z formą i mechanizmem rozgrywki, autorzy postanowili cofnąć się do poziomu „trójki” i rozwijać tamte koncepty. Było to doskonałe posunięcie, bo podczas produkcji Generations i Revolution podjęto kilka wyjątkowo kontrowersyjnych decyzji skutecznie psujących balans i odbierających radość z zabawy. Nie mówiąc już o tym, że mogliśmy odczuć nieco syndrom Call of Duty. Kolejny rok, kolejna gra i brak czasu na przygotowanie konkretnego „mięcha” dla fanów. Ultimate Ninja Storm 4 jest tytułem, na którą czekaliście. Ma pełnoprawną fabułę, która pochłania około 12 godzin z życia, do tego uzupełniający tryb przygodowy i tradycyjne walki arenowe. Te ostatnie wreszcie doczekały się konstruktywnych zmian. Nie chodzi tu o przełom w kwestii rozgrywki, ale o przemyślaną ewolucję. Dodano wiele drobiazgów odświeżających nużący już nieco system.

Wielka niewiadoma

Zacznijmy jednak od samej historii. Gra zaczyna się od retrospektywnej walki Madary z Hashiramą, by następnie przenieść się do kulminacyjnego fragmentu Czwartej Wojny Ninja. Bohaterowie mierzą się z Tobim i udaje im się zdemaskować wroga. Powstrzymam się od dalszego zdradzania konkretów, bowiem istnieją zapewne gracze pragnący dopiero poznać zakończenie tej opowieści. Ci, którzy przygody Naruto mają już za sobą, zauważyli zapewne, że mamy tu pewną dziurę fabularną. Pomiędzy końcówką wydarzeń z Ultimate Ninja Storm 3, a najnowszą częścią serii wydarzyło się bardzo dużo i z jakiegoś powodu, nawet skrótowo, nie są one objaśnione w grze. Być może CyberConnect2 chce już faktycznie pożegnać się ostatecznie z tym bohaterem, ale taka ogromna dziura pomiędzy poszczególnymi odsłonami sprawia, że pewna grupa graczy zmuszona będzie do przeczesywania Internetu w poszukiwaniu odpowiedzi na piętrzące się pytania.

W wyniku tego próg wejścia dla osób niezwiązanych z serią będzie odrobinę zawyżony. Ale jak już uda im się go pokonać, to szczęka wielokrotnie opadnie im do samej ziemi. W trakcie kilku najważniejszych walk eskalacja całej akcji osiąga poziomy tego miłego absurdu, kiedy zaczynamy śmiać się sami do siebie przed ekranem. Zwłaszcza, że w najważniejsze i najbardziej dynamiczne sceny wyraźnie wpompowano kawał budżetu, gdyż zarówno pod względem oprawy jak i reżyserii, wyglądają one o niebo lepiej od reszty gry. Oczywiście nie mam tu na myśli, że pozostałe segmenty są brzydkie, jednak nierówności widoczne są na pierwszy rzut oka. Z pewnością mamy do czynienia z jedną z najładniejszych komiksowych gier na rynku, którą pod względem atrakcyjności szaty graficznej przewyższa jedynie Guilty Gear Xrd -SIGN-.

Trudno odmówić grze spektakularności. Zdecydowanie pierwsza liga w kwestii cel-shadingu. Lepszy jest tylko Guilty Gear

Ten ostatni taniec

Główna opowieść podzielona została na trzy segmenty, z czego każdy składa się z kilku pomniejszych rozdziałów trwających od kilku do kilkudziesięciu minut. Na całość musimy przeznaczyć kilkanaście długich godzin, a i tak wiele scen zostało skróconych na potrzeby gry. Zaskoczyły mnie jedynie dwie rzeczy. Po pierwsze część wydarzeń przedstawiona została, z niewyjaśnionych przyczyn, w formie pół-statycznych obrazków, co nieco kontrastuje ze ślicznymi animacjami w 3D. Po drugie, nie wiem jak japoński oryginał, ale nasze wydanie zostało wyraźnie ocenzurowane. Nie wchodząc w szczegóły, by nie zepsuć nikomu zabawy – kto traci rękę w komiksie, ten nie traci jej tutaj. 

Po zakończeniu kampanii możemy natychmiast wskoczyć do trybu „Adventure”. Rozpoczyna się on w czasie pokoju – zaraz po wydarzeniach z głównego scenariusza, a przed epilogiem i choć nie zachwyci nas rozmachem, ani nie powali na kolana fabułą, to stanowi przyjemny dodatek. Dzięki niemu mamy możliwość pozwiedzać ładnie odtworzone wioski ninja znane z kart komiksu w typowo j-RPGowym stylu. Po drodze napotkamy oczywiście znanych towarzyszy, dla których wykonamy całą masę mniej lub bardziej ambitnych misji, a wszystko poprzetykane jest walkami i wspomnieniami wydarzeń z przeszłości. Przyjemny dodatek, który skutecznie wydłuży miłośnikom tego klimatu czas jaki spędzą z grą.

[ciekawostka]

Nie możemy również zapomnieć o tradycyjnych sposobach na zabawę. Jest tu wszystko, czego powinniśmy się spodziewać po tego typu brawlerze – trening, survival, drabinka turniejowa, pojedyncze walki oraz rozgrywki sieciowe, które pozwolą nam nawet założyć własną ligę. Tutaj nic nas nie zaskoczy. Miałem nadzieję, że tym razem autorzy ograniczą nieco liczbę zawodników po to, by pozbyć się sklonowanych postaci i relatywnie małego zróżnicowania w stylu prowadzenia bohaterów. Niestety znowu mamy olbrzymi wachlarz wojowników ninja do wyboru i nie czuć pomiędzy nimi realnych różnic. Mamy za to sporą różnorodność specjalnych technik i ostatecznych jutsu, które przynajmniej stanowią miłą odmianę dla oczu. Tym bardziej, że niektórzy bohaterowie mają możliwość wymiany specjali z poziomu ekranu wyboru wojownika.

Jeden skok naprzód

Po rozpoczęciu walki nowości widać gołym okiem. Postacie nie stoją już tępo naprzeciwko siebie czekając aż komentator ogłosi początek walki, ale wskakują na arenę wymieniając pierwsze ciosy. Pojedynki zyskały również podział na rundy, co o jeden malutki krok zbliża je do tradycyjnych bijatyk. Tylko paski zdrowia nie odnawiają się wraz z przejściem do kolejnej rundy. Koncepcja arenowych walk pozostała relatywnie niezmieniona. Nadal biegamy dowolnie po wyznaczonym polu, korzystamy z przedmiotów i mashujemy przycisk starając się teleportować za przeciwnika, gdy ten próbuje nas dosięgnąć. Niektóre plansze pozwalają nam również biegać po ścianach, a przeskakiwanie pomiędzy pionem a poziomem nie zaburza dynamiki rozgrywki.

Kolejnymi dodatkami do systemu są Armor Breaki i Weapon Breaki. Parę mocnych ciosów z rzędu potrafi rozpruć oponentowi ciuszki lub wybić z ręki broń. W pierwszym przypadku taki pozbawiony elementów zbroi wojownik zyskuje na sile ataku, ale traci na obronie i odwrotnie, gdy wytrącimy mu broń. Ponadto poszczególne żywioły zaczęły fizycznie wpływać na bohaterów. Przykładowo – atak ognisty podpala ciuchy i postać musi ugasić się wbiegając do wody lub wykonując trochę gwałtownych ruchów, bo inaczej traci przez chwilę punkty życia. Sekretne techniki można teraz wykonywać razem z całą drużyną, co owocuje wizualnym szaleństwem na ekranie, a niektórzy wojownicy mogą także przyzwyać swoich wielkich podopiecznych za pomocą „przebudzenia”. 

Jako dziecko marzyłem o grach wyglądających jak interaktywne animacje. Marzenia czasem się spełniają

Największą zmianą w systemie walki jest jednak możliwość podmiany bohatera w locie. Ponownie wybieramy bowiem trójkę postaci, jednak dwóch dodatkowych wojowników ninja nie stanowi już zaledwie tzn. suportów przyzwanych by doraźnie wsparli nas w walce. Wychylenie prawej gałki w którąś ze stron sprawi, że jedna z dodatkowych postaci zamieni się miejscami z tą, którą aktualnie prowadzimy. Bardzo przydatne, gdy potrzebujemy w miarę szybko dostosować taktykę do sytuacji panującej na ekranie lub po prostu chcemy wprowadzić nieco zmieszania. Niestety cała trójka dysponuje jednym paskiem życia.

Naruto Shippuden: Ultimate Ninja Storm 4 oferuje naprawdę imponującą ilość zawartości. Fani serii, lekką ręką, wyciągną z tej gry poand 20 godzin zabawy, a ze względu na pozytywnie zmodyfikowany system walki, który jest bardzo świeży w stosunku do poprzednich części, nie powinni tez narzekać na nudę. Osoby kompletujące trofea, osiągnięcia i znajdźki muszą jeszcze pokonać wszystkie walki z osiągnięciem najwyższej możliwej oceny, a także przetrzepać grę w poszukiwaniu mnóstwa kolekcjonerskich dodatków. To zdecydowanie najlepsza adaptacja przygód młodego wojownika ninja, który marzy o zostaniu Hokage.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Naruto Shippuden: Ultimate Ninja Storm 4

Atuty

  • Oprawa graficzna
  • Udoskonalony system walki
  • Masa zawartości na wiele godzin zabawy
  • Świetna realizacja kluczowych scen
  • Długi scenariusz
  • Najlepsza odsłona serii

Wady

  • W paru miejscach wychodzą braki w budżecie
  • Skok fabularny, który może odstraszyć

Naruto Shippuden: Ultimate Ninja Storm 4 to nie tylko ostatnia gra z serii, ale również ostateczna - taka, po którą sięgnąć powinien każdy miłośnik dzieła Kishimoto. Pomimo drobnych niedociągnięć zapewni Ci masę zabawy bez powtórki z rozrywki.
Graliśmy na: PS4

Mateusz Gołąb Strona autora
cropper