Fat Princess Adventures - recenzja gry

Fat Princess Adventures - recenzja gry

Igor Chrzanowski | 13.12.2015, 08:00

Sony ma w swoim portfolio całą masę przeróżnych marek gamingowych. Niektóre z nich są wielkie jak Uncharted, kolejne zaś malutkie jak Resogun. Są jeszcze i te pośrednie, które nie są indykami, ale nie są też hitami AAA. Do takich właśnie należy Fat Princess, której najnowsze przygody poznaliśmy kilka dni temu.

Historia Wielkiego Kęsa została nam przedstawiona już niemalże 7 lat temu, kiedy to nieistniejące już Darkstar Industries przygotowało podwaliny bardzo ciekawego i humorystycznego uniwersum na PlayStation 3. W późniejszym okresie przygotowało również port swojej produkcji na PSP. Niestety, wielu z nas nie zapoznało się z „jedynką”, gdyż Japończycy nie zareklamowali go tak jak powinni.

Dalsza część tekstu pod wideo

Na szczęście przypomniano nam o cukierkowym świecie w PlayStation All-Stars Battle Royale, dzięki czemu pamięć o nim nie zaginęła w 100%. Sony główkowało i kombinowało co by tu zrobić z tak niewykorzystanym potencjałem. Rezultatem tychże rozważań jest Fat Princess: Piece of Cake, które również nie pozwoliło przebić się marce do większego grona odbiorców – około 50 tys. pobrań na Androida mówi samo przez się.

Aż tu nagle wpadnięto na genialny pomysł. Pozwólmy utalentowanemu Fun Bits zająć się grubaskami. Ojcowie Escape Plan postanowili przyjąć zlecenie i wykonać sequel zgodnie z swoją własną wizją, odcinając się poniekąd od formuły rozgrywki przyjętej w pierwowzorze.

Fabuła w Fat Princess Adventures została zaprojektowana z myślą zarówno o odbiorach młodszych, jak i tych z nieco dłuższym stażem. My, jako wielki heros, zostajemy wrzuceni w wir sporu pomiędzy przepełnionymi słodkością władcami Wielkiego Kęsa a nienawidzącą cukru złą Królową, władającą mocą soli. Całość została rozplanowana na zaledwie siedem rozdziałów.

Tradycyjnie zanim wyruszymy na pomoc słodkościom musimy najpierw stworzyć swojego awatara. Jaki by tu wybrać kolor mojej postaci? Może rabarbarowy, a może ziemniaczany? A w jakiej fryzurze będzie mi bardziej stylowo? Pirackiej grzywce, czy łomocie? A no i kolor skóry. Owsiankowa kredka do oczu, czy tartowa kredka do oczu? Już czuję, że będzie gruba impreza.

Akcja gry autorstwa Fun Bits dzieje się na ziemiach wspomnianego już Wielkiego Kęsa (po angielsku Great Bitten), który podzielono tak, aby każdy jego zakątek miał swój indywidualny styl, charakter i motyw tematyczny. Główne miasto przypomina średniowieczne stolice, nadmorskie tereny należą do piratów, zaś w głębokich lasach panują zgorzkniałe i przegniłe arbuzy.

I o ile pomysł na design lokacji i ich rozmiary są w miarę zadowalające, to w oczy kuje grafika, ponieważ niestety jej poziom oscyluje w granicach początku PS3, a nie okresu rozkwitu PS4. I nie, nie da się tego usprawiedliwić takim, a nie innym stylem szaty wizualnej.

W każdej z wspomnianych miejscówek czeka na nas wieloetapowe zadanie główne oraz co najmniej jedno dodatkowe. Misje fabularne polegają głównie na pójściu w miejsce docelowe i odnalezienie ważnej postaci bądź artefaktu, w czym po drodze będą nam przeszkadzać hordy sługusów zła. Niestety sprawy nie mają się dużo lepiej jeśli chodzi o różnorodność aktywności pobocznych – te w głównej mierze opierają się o schemat „przynieś, wynieś, pozamiataj”.

Z takiego opisu mogłoby się wydawać, że Fat Princess Adventures jest totalnym średniakiem, zakrawającym o kaszankę, lecz tym, co ratuje i podnosi poziom dzieła młodych deweloperów są humor i rozgrywka.

FPA to typowy reprezentant gatunku hack'n slash, który najlepiej jest przyrównać do Magicki. Podobieństwa obydwu serii są aż nadto widoczne – styl graficzny, humorystyczna oprawa wszystkiego, klimat, a nawet sposób prowadzenia gameplayu. Jednakże tytuł wydany na PS4 wprowadza tu nieco od siebie.

Po pierwsze mamy do wyboru cztery rodzaje osobowości – czyli klasy postaci – z których każda daje diametralnie odmienne możliwości. Wojownikiem biegamy z tarczą i mieczem, Inżynierem naparzamy ciężkim młotem zadając ogromne obrażenia, Łucznikiem - cóż za niespodzianka – strzelamy, a Magiem – och, kolejny psikus – atakujemy żywiołami. Pomiędzy osobowościami możemy zmieniać się dowolną ilość razy, gdy tylko w pobliżu znajduje się checkpoint. Dodatkowo naszym awatarom znajdujemy i ulepszamy wyposażenie – miecze, łuki, laski, hełmy, młoty, tarcze, i wszystko inne czego dusza zapragnie. Za odłożone złoto i wygrane w trybie Tyrki diamenty, wzmacniamy dany element uzbrojenia – maksymalnie do 10 poziomu. Oczywiście my sami także levelujemy, lecz tylko do 20 stopnia.

Podczas walki napełniamy tak zwany „pasek wspaniałości”, po którego nasyceniu jednym z triggerów uruchamiamy Tryb Pychy – jesteśmy wtedy więksi, szybsi, silniejsi. Drugim zaś sposobem na zdobycie super mocy jest jedzenie. A skoro gra traktuje o słodyczach, to będziemy wcinać głównie tort. Jeden kąsek takiego smakołyka robi nam za apteczkę odnawiającą jedno serduszko z linii życia, jednakże gdy jesteśmy w pełni zdrowi, a zjemy następny kawałek, to stajemy się otyli – gigantyczni i paskudni, a nasz cios może zmieść rywala w mgnieniu oka. Bestiariusz też jest niczego sobie. Naprzeciw nam staną Łapczywki (gobliny), solne potwory (sól działa tu jak lód), zgniłe arbuzy, kurczaki, dziwni piraci, a nawet zombie kucharze.

Tutaj przechodzimy do kluczowego czynnika „zacieszogennego” - humoru. Wprawne oko doświadczonego gracza oraz osoby nieco bardziej interesującej się Wielką Brytanią wyłapie tutaj dziesiątki, a może i setki smaczków oraz oczek puszczanych przez deweloperów w naszą stronę. Niektóre z nich są bardziej oczywiste, inne zaś nieco mniej.

Wszystko zaczyna się już w pierwszych chwilach zabawy i ciągnie aż do jej ostatniej sekundy. A gdzie ulokowano easter eggi? Dosłownie wszędzie – i nie ma w tym stwierdzeniu grama przesady. Najbardziej wyrazistym i w sumie głównym elementem humorystycznym, jest tu parodia Zjednoczonego Królestwa z czasów średniowiecza. Wspomniałem już wyżej o anglojęzycznej nazwie krainy, w której toczy się akcja gry – Great Bitten. Dalej można zauważyć, że Wielkim Kęsem rządzą dwaj monarchowie, a jak zapewne wiecie kilkaset lat temu na Wyspach było dwóch władców, królowie Anglii oraz Szkocji. Jak w rzeczywistości, tak i tutaj jeden z nich utożsamiany jest z kolorem czerwonym, drugi zaś z niebieskim. Ponadto główne miasto zostało równiuteńko podzielone na dwie połowy, w których znajdziecie kolejne nawiązania.

Dość wspomnieć, że napotkamy tu NPC imieniem Robin, będącego łucznikiem, bądź odkryjemy, że jeden z mieszkańców szykuje inscenizację wielkiej bitwy pomiędzy królami, wykorzystując do tego czerwone i niebieskie kurczaki. No i byle co jest tu pretekstem do wypowiedzenia sobie wojny.

Kolejne „jajeczka” opierają się o różne powiedzonka, słynne motywy z gier, a także słynne postacie filmów znanych masowemu odbiorcy. W galerii znajdziecie zdjęcie „Pani Tortowej”, która przypomina małą syrenkę, wojownikowi założycie na głowę hełm z Skyrima, a magowi tiarę z Harrego Pottera. Dodatkowo jeśli się przyjrzycie, to w jednej lokacji znajdziecie rodzinę płaczącą nad rozlanym mlekiem. Wyśmiewany jest tu także tęczowy poziom z Diablo 3, w którym to znajdziemy przemiłe serce, które nas „kocha” i nas „pragnie”. Tak, pragnie w ten sposób. Więcej nie będę zdradzał, aby nie psuć wam zabawy z odkrywania smaczków samemu.

Tak jak w każdym slasherze izometrycznym, najwięcej frajdy daje zabawa w kooperacji z przyjaciółmi, bądź losowo wybranymi osobami z PlayStation Network. Aby spędzić czas z innymi graczami możemy albo ponownie rozegrać całą kampanię albo wejść w tryb Tyrki, czyli losowego rzucania nas w wybrany rejon mapy i przejście go pod innymi warunkami. Niestety, głównym mankamentem jest tu to, iż ciągle i w kółko chodzimy po tych samych lokacjach. I o ile w takim Diablo to za bardzo nie przeszkadza, to tutaj odczuwalna jest nuda, powtarzalność i brak pomysłu na ciekawe multi.

Jak już napomknąłem wcześniej tytuł ma zarówno wiele zalet jak i wad. Jeśli nie przeszkadza ci antyczna oprawa graficzna, a do tego cenisz sobie świetną ścieżkę dźwiękową (dobraną idealnie do sytuacji), satysfakcjonującą rozgrywkę i tony głupawego humoru, to gra zdecydowanie dla ciebie. W innym przypadku nie podchodź, bo się rozczarujesz.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Fat Princess Adventures

Atuty

  • Humor!
  • Ciekawe lokacje
  • Przyjemna rozgrywka
  • Starcia z bossami

Wady

  • Graficzne średniowiecze
  • Drobne błędy
  • Dlaczego nie na PS Vitę?
  • Słaby pomysł na multiplayer

Jeśli twój mózg jest w stanie znieść duże stężenie głupoty na piksel kwadratowy gry, to leć do cyfrowego sklepu i kupuj Fat Princess Adventure. Jak już to zrobisz, staw się do bitwy. Za tort i za ojczyznę!
Graliśmy na: PS4

Igor Chrzanowski Strona autora
Z grami związany jest praktycznie od czwartego roku życia, a jego sercem władają głównie konsole. Na PPE od listopada 2013 roku, a obecnie pracuje również jako game designer.
cropper