Recenzja gry: State of Decay: Year One Survival Edition

Recenzja gry: State of Decay: Year One Survival Edition

Wojciech Gruszczyk | 01.05.2015, 19:00

W październiku ubiegłego roku twórcy z Undead Labs z dumą poinformowali, że ich pierwszy projekt trafił do 2 milionów sympatyków mordowania jeszcze biegających truposzów. State of Decay zadebiutowało na rynku w 2013 roku i w wyjątkowo udany sposób zaprezentowało kozakom walkę o życie w niezwykle trudnym świecie. Od tego czasu spadło sporo deszczu, widzieliśmy wiele filmów i graliśmy w sporo gier... Właśnie z tego ostatniego powodu wersja na Xboksa One nie zachwyca.

Zacznijmy od początku. State of Decay to produkcja, która wrzuca graczy w sam środek wielkiego, otwartego świata i nie daje tony poradników, nie pomaga, a mówi wprost – dasz radę przetrwać w świecie pełnym zombiaków? Z tego powodu dość szybko organizujemy sobie bazę, przyjmujemy nowych pomocników, szukamy pożywienia, wynajdujemy nowe, użyteczne przedmioty, rozwijamy cztery ściany, podnosimy umiejętności bohaterów i wykonujemy tonę questów.

Dalsza część tekstu pod wideo

Element ten sprawdził się już w przypadku gry na Xboksie 360 oraz komputerach osobistych i trudno ukryć, że w tej sferze pozycja Undead Labs nie zawodzi. Jeśli wkręcicie się w rywalizację z żywymi trupami, to bardzo szybko złapiecie bakcyla, który nie pozwoli Wam oderwać się od konsoli...

Muszę zaznaczyć już teraz, twórcy przygotowali kawał porządnego survivalu i pozwalają nam wsiąknąć w niego niczym w bagno. Rozpoczynamy zabawę od jednej postaci, a po kilku godzinach rozbudowujemy swoja bazę do tego stopnia, że posiadamy mały legion ocalałych. To świetny pokaz sztuki przetrwania, który w wyjątkowy sposób ukazuje sympatykom żywych trupów realia świata opanowanego przez te śmierdzące brzydale.

Edycja Year One Survival Edition została upiększona dwoma dodatkami Breakdown (wydany w 2013 roku) oraz Lifeline (wydany w 2014 roku). W przypadku tego pierwszego rozszerzenia bierzemy udział w dość typowej hordzie, która pozwala nam bronić się przed kolejnymi atakami śmierdzących truposzów. Zbieramy potrzebne zapasy, zabijamy legion przeciwników i... Rozpoczynamy wszystko od początku z odpowiednio podwyższonym poziomem trudności. Bez historii, a z masą żądnych naszego mięska przeciwników. W drugim DLC sprawa nabiera odrobinę innego charakteru, ponieważ wcielamy się w grupę żołnierzy. Oddział może korzystać ze sporej ilości amunicji, więc początkowo zabawa jest przyjemna i miła... Jednak wszystko co dobre (i śmiercionośne) w tej pozycji szybko się kończy, więc musimy poszukiwać amunicji i wykonywać zadania. Zadaniem żołnierzy jest ochrona ocalałych, zabezpieczenie lokacji i oczywiście eliminowanie wszystkich nadciągających rywali.

W obu przypadkach możemy uczestniczyć w przyjemnych, chociaż od pewnego momentu, odrobinę monotonnych przyjemnościach. Na pewno jednym z najlepszych elementów produkcji – i to w przypadku DLC oraz podstawki – jest permanentna śmierć naszych kompanów. Każdy zły ruch, jedna nieodpowiednia decyzja może zaważyć na pożegnaniu się z ulubionych bohaterem... A zazwyczaj takiego Kowalskiego od wielu dni ćwiczyliśmy, rozwijaliśmy jego umiejętności, więc strata naprawdę boli. 

Twórcy w przypadku najnowszej wersji swojego hitu oferują nam pełną przyjemność, którą przez lata rozwijali oraz publikowali. Wraz ze wszystkimi rozszerzeniami otrzymujemy również pełną paletę niedociągnięć. Gra w 2013 roku była pełna błędów, a animacja nie trzymała się kupy w tych najważniejszych momentach... Od tamtej premiery minęły już prawie 2 pełne lata, a autorzy nadal nie poprawili dzieła. Wciąż jesteśmy świadkami przenikania się obiektów, postać potrafi zawiesić się w nienaturalnym miejscu, a szczytem są stałe spadki animacji. Trudno zrozumieć, dlaczego deweloperzy nie zadbali o produkcję i nie ulepszyli gry w tych najważniejszych elementach. Co z tego, że otrzymujemy pełną przyjemności rozgrywkę, która naprawdę się podoba, jak projekt nadal cierpi na problemy wieku dziecięcego? Dodajmy do tego niezbyt piękną grafikę... Ale akurat w tym przypadku za wiele nie powinniśmy wymagać, bo gra już w przypadku wersji na Xboksa 360 nie wyznaczała standardów. Graficy lekko podrasowali lokacje oraz bohaterów, jednak nie liczcie na wodotryski i fontannę wizualnych przyjemności.

State of Decay to jedna z najciekawszych gier oferujących survival pełną gębą, ale jednocześnie trudno ukryć, że pozycja zatrzymała się na poprzedniej generacji. Autorzy poszli po najmniejszej linii oporu, wrzucili do tytułu kilka mniej znaczących elementów (między innymi nowe postacie, bronie, pojazdy), ale zapomnieli o błędach przeszłości. Tytuł aż prosi się o dopracowanie i trochę zainteresowania... W tych warunkach i przy tym zapleczu kooperacja byłaby strzałem w dziesiątkę. Ba, nawet w setkę.

Nie zrozumcie mnie źle, State of Decay to przyjemna produkcja, ale w obliczu mijających miesięcy, przy wielu nowych tytułach podejmujących temat zombiaków... Ta gra po prostu się zestarzała i jest jednym z przykładów, które dobitnie pokazują, że nawet przygotowanie kotletów to sztuka.

Kto w tej sytuacji powinien sięgnąć po ten tytuł? Zdecydowanie osoby, które nadal nie mają dość tematu żywych trupów, lubią rozgrywkę offline i wcześniej nie grały w ten tytuł. Wy będziecie bawić się świetnie i jestem pewien, że spędzicie wiele godzin w szkole survivalu.

W innym wypadku trudno mi polecić tę produkcję... Gra nie prezentuje oczekiwanej jakości, nie wygląda najlepiej, a projekt ma wiele błędów. Twórcy nie uzdrowili swojego projektu, nie przygotowali innowacji i w zasadzie można uznać, że przenoszą swój projekt niemal w skali 1:1... Z małymi, w zasadzie nieznaczącymi dodatkami.

Śmiało mogę uznać, że State of Decay to gra z cyklu – albo kochasz, albo znienawidzisz... I to od Waszego doświadczenia i miłości do zombiaków zależy jak przyjmiecie tę produkcję. Typowa szóstka lub mocna ósemka. Wybór należy do Was...

Ja wybrałem poniższą notę, bo grałem wcześniej i liczyłem na dużo, dużo więcej. 

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry State of Decay

Atuty

  • Świetna lekcja survivalu
  • Ta gra nadal sprawia przyjemność
  • Sporo treści (2 dodatki!)

Wady

  • Bugi, błędy, gafy...
  • Brak istotnych innowacji
  • Graficznie nie zachwyca
  • Spadki klatek na sekundę

Z tej gry mógł wyrosnąć prawdziwy killer. Szkoda tylko, że autorzy nie naprawili błędów i nie dodali istotnych innowacji. Zmarnowany potencjał na świetny survival.

Wojciech Gruszczyk Strona autora
Miał przyjść do redakcji zrobić kilka turniejów, ale cytując klasyka „został na dłużej”. Szybko wykazał się pracowitością, dzięki której wyrobił sobie pozycję w redakcji i zajmuje się różnymi tematami. Najchętniej przedstawia wiadomości ze świat gier, rozrywki i technologii oraz przygotowuje recenzje gier i sprzętu. Jeśli jest zadanie – Wojtek na pewno się z nim zmierzy. 
cropper