Rainbow Six Siege – recenzja po latach. Powrót na stare śmieci w 120 fps

Rainbow Six Siege – recenzja po latach. Powrót na stare śmieci w 120 fps

Wojciech Gruszczyk | 25.12.2020, 11:00

Ubisoft nieustannie rozwija Rainbow Six Siege, a ja systematycznie mam okazję logować się na serwery produkcji, by sprawdzić najnowszych operatorów, postrzelać do przeciwników i kombinować nad nowymi taktykami. Pod koniec 2020 roku powrót do gry ma szczególny charakter, bo tytuł trafił na nową generację, ponownie zapewniając mnóstwo frajdy.

Gdy na początku grudnia 2015 roku zasiadałem do kolejnych sesji w Tom Clancy's Rainbow Six: Siege, nie spodziewałem się, że produkcja będzie mi towarzyszyć po kolejnych pięciu latach... Sytuacja jest dla mnie o tyle zaskakująca, że choć zazwyczaj nie wracam do wszystkich ulubionych tytułów, to jednak systematycznie nie potrafię sobie odmówić „przynajmniej godzinki”, która przeradza się w nocne sesje, na serwerach Siege. Często ponownie pojawiam się w kluczowych dla gry momentach (większe aktualizacje), ale także świąteczna przerwa jest idealnym momentem, gdy zbieram się z ekipą i ponownie mierzymy się z kolejnymi zespołami. Właśnie z tego powodu – mając sporo doświadczenia (choć nadal brak większych umiejętności) – postanowiłem sprawdzić, jak produkcja rozwinęła się po latach i jednocześnie nie darowałem sobie zobaczyć ulepszeń dla nowej generacji.

Dalsza część tekstu pod wideo

Rainbow Six Siege to nadal znane i cenione podstawy

Rainbow Six Siege – recenzja po latach. Powrót na stare śmieci w 120 fps

W mojej recenzji Rainbow Six Siege z 2015 roku bardzo dokładnie przedstawiłem założenia przyjęte przez Ubisoft, tymczasem po latach produkcja nadal stawia na rywalizację dwóch pięcioosobowych drużyn, które stają do różnych misji. Raz musimy zająć się bombą, innym razem przejmujemy teren, a nie brakuje także akcji z zakładnikami. Poprzez lata twórcy systematycznie rozbudowywali zabawę, oferując między innymi system Pick and Ban, który pozwala wszystkim graczom zaznać trochę e-sportowych wrażeń, jednak w głównej mierze nadal stawia się na bardzo taktyczną rozgrywkę, w której jeden celny strzał może zakończyć żywot zawodnika.

Jeszcze po premierze słyszałem wiele złego na temat samej fazy wstępnej, podczas której drużyna atakująca wykorzystuje drony, by rozeznać się w sytuacji na mapie i sprytnie zaplanować działania. Szczerze mówiąc, im dłużej gram w Rainbow Six Siege, tym bardziej doceniam pomysł Ubisoftu, który szczególnie sprawdza się w momencie debiutu nowych lokacji. Za pomocą małych, zwrotnych maszyn uwielbiam poznawać teren, by później móc skorzystać z jego atutów podczas starcia. Przez lata koncepcja nie uległa zmianie, przez co odnoszę wrażenie, że właśnie tutaj kryje się sukces gry... Choć to nadal jedna z tych pozycji, którą „albo się kocha, albo omija z daleka”.

Nie mogę też wspomnieć, że produkcja od 2015 roku nie otrzymała ważnych zmian – dopracowano strzelanie, zajęto się dołączeniem różnych dodatków do broni, niektóre mapy zostały całkowicie przebudowane, a na warsztat trafili nawet operatorzy. Ubisoft systematycznie dodaje do gry nowości w postaci kolejnych map (dostępne za darmo) oraz kolejnych żołnierzy – w tym wypadku nadal możemy ich odblokować za walutę w grze lub kupujemy ich za prawdzie pieniądze. U mnie sytuacja prezentuje się rozmaicie i w zależności od warunków: czasami udaje mi się uzbierać trochę monety, by zdobyć najnowszych wojaków bez nadszarpnięcia budżetu, jednak zdarzyło mi się już dokupić kilku specjalistów. W tym wypadku sporo zależy, ile mam wolnego czasu i jak długo mogę spędzić na serwerach.

Rainbow Six Siege wciąż nie zawodzi w najważniejszych momentach

Rainbow Six Siege – recenzja po latach. Powrót na stare śmieci w 120 fps

Pisząc ten tekst wciąż zastanawia mnie jedno – dlaczego wracam do Rainbow Six Siege? Po dłuższych przemyśleniach dochodzę do wniosku, że sekretem produkcji Ubisoftu jest nie tylko stały i dobrze prowadzony rozwój, ale przede wszystkim system rozgrywki, który sprawia, że nie muszę spędzać na serwerach dziesiątek godzin w miesiącu, by móc później wpaść, zrobić kilka dobrych akcji i czerpać satysfakcję z przyjemnego strzelania. Oczywiście, im więcej i częściej goszczę w grze, naturalnie dogłębniej poznaję mapy, sprawniej wykorzystuję możliwości nowych operatorów i jest lepiej. Recenzowany Rainbow Six Siege ma to do siebie, że nagradza rozwagę – w wielu spotkaniach nawet samo ukazanie sytuacji w terenie może znakomicie pomóc ogarniętemu partnerowi, który wykorzystując przekazane szczegóły zachodzi rywala od tyłu i bez problemu przejmuje kontrolę.

Fantastyczny klimat ciągle mają wszystkie akcje, gdy moja drużyna z niezwykłym opanowaniem przechadza się korytarzem jednej z lokacji, by wykorzystać niezabezpieczoną ścianę i wskoczyć w sam środek grupy przeciwników. Nieustannie sprawdza się użytkowanie lin czy stworzenie otworów w oknach, by wisząc do góry nogami strzelać do totalnie zaskoczonych rywali. Tutaj dobre użycie możliwości operatorów to klucz do sukcesu, ponieważ każdy żołnierz dokłada swoją cegiełkę do sytuacji na mapie, decydując o losach starcia, a zróżnicowane zdolności otwierają gigantyczne pole manewru. Wymaga to jednak czasu, ponieważ poznanie opcji różnych wojaków jest czasochłonne, ale równie mocno satysfakcjonujące – sporego kopa do działania dają chwile, gdy po próbach i niepowodzeniach, w końcu umiejętnie zareagujemy i wykorzystamy atuty żołnierza w najbardziej wymagających, kulminacyjnych (1v2, 1v3, 1v4) fragmentach.

Nie ulega wątpliwości, że dobrze poznani bohaterowie mogą wpłynąć na przebieg całego meczu, ale i sam proces serwuje sporo frajdy. Dla przykładu Zero (Sam Fisher;)) posiada wyrzutnię Argus, dzięki której umieszczamy kamery w kluczowych miejscach, dzięki nim rozszerza się nasza zdolność obserwacji i możemy przekazywać cenne informacje naszemu zespołowi. Ciekawie sprawdza się także Ace z Norwegii, który umiejętnie wykorzystując urządzenie do wyważania ścian radzi sobie nawet ze wzmocnionymi powierzchniami. Zdolności i gadżety operatorów istotnie wpływają na akcje i nie dziwi mnie, że gracze regularnie, chętnie wpadają na serwery. Każdy kolejny rok rozwoju Rainbow Six Siege zmienił wiele – Ubisoft prowadzi właśnie 20 operację (sezon) i choć nie obyło się bez problemów, to jednak gra stale rośnie i otrzymuje interesującą, nową zawartość.

Rainbow Six Siege na next-genach? Dobry czas, by sprawdzić produkcję

Rainbow Six Siege – recenzja po latach. Powrót na stare śmieci w 120 fps

Jeszcze 5 lat temu narzekałem na brak większej liczby trybów, ale po tym czasie zrozumiałem ideę autorów i wydawcy, który bardzo mocno skupia się na e-sportowych zmaganiach. Czasami w Rainbow Six Siege pojawiają się bardziej frywolne wydarzenia, które wprowadzają nowe warianty rozgrywek, ale są to zawsze tylko i wyłącznie ograniczone czasowo akcje. Oczywiście, twórcy mogliby dorzucić bardziej powszechne tryby, ale trzeba zrozumieć, że plan na tę produkcję jest nieco inny – na rynku systematycznie pojawiają się kolejne odsłony przykładowo Call of Duty, które oferują dynamiczniejsze strzelanie, tymczasem Siege idą wyznaczoną ścieżką i uparcie realizują swój plan, co osiąga przyzwoity efekt.

W recenzowanym Rainbow Six Siege nie zabrakło także bardziej rozbudowanych poradników, które mogą pomóc nieopierzonym, młodym graczom w poznaniu tajników pozycji – jest to szczególnie ważne, jeżeli weźmiemy pod uwagę trudną społeczność. W przypadku nierankingowych spotkań możecie pokusić się o mniej rozważne ruchy, jednak podczas akcji o punkty warto bardzo dobrze znać możliwości operatorów i dogłębnie przeanalizować każdą mapę. Ubisoft walczy z chamstwem na serwerach, bowiem okazuje się, że gdy stawką są wirtualne punkty w cyfrowych rankingach, z ludzi potrafi wyjść najgorsze zwierzę... Muszę jednocześnie zauważyć, że deweloperzy dają nam czas na nauczenie się zasad, a młodzi stażem zawodnicy nie mają możliwości natychmiastowego wkroczenia na rankingowe spotkania i starć z najlepszymi. Rainbow Six Siege nie należy jednak do najłatwiejszych tytułów z gatunku. W rezultacie najlepiej zarezerwować na pozycję więcej czasu, wkręcić się w klimat, dobrze nauczyć się podstaw i następnie rozbudowywać swoją wiedzę o kolejnych operatorów. Znajomość możliwości innych żołnierzy jest o tyle ważna, że wiemy, czego można spodziewać się po partnerach, a współpraca nabiera lepszego charakteru.

Ubisoft nieco pozytywnie zaskoczył, dostarczając produkcję na konsole nowej generacji. 120 klatek na PlayStation 5 i Xboksie Series X to nadal nie jest gigantyczny przeskok, ale jeśli macie odpowiedni telewizor – na pewno warto wypróbować. Moim zdaniem aktualnie znacznie lepiej wypada 4K + 60 fps, ponieważ tytuł prezentuje się efektowniej (wcześniej 1080p), a jednocześnie możemy cieszyć się z oczekiwanej płynności, która jest znacznie stabilniejsza. Na PS5 sprawdzicie także Karty Aktywności (choć są mało użyteczne, biorąc pod uwagę liczbę trybów), choć znacznie ciekawiej wypadają adaptacyjne triggery, dzięki którym rozmaicie poczujecie bronie. Działa to bardzo podobnie jak w chwalonym przeze mnie Call of Duty: Black Ops Cold War – w zależności od giwery, opór podczas pociągania za spust jest nieco inny. Genialnie wpływa to na immersję, ale zdaję sobie sprawę, że część graczy może zrezygnować z tej opcji, która oczywiście ma wpływ na strzelanie i odrobinę opóźnia wyrzucenie z magazynku kul. Mając na względzie wszystkie wady i zalety, ostateczności trzeba zadecydować, czy faktycznie opłaca się korzystać z tej propozycji. Nowa generacja skraca także ekrany wczytywania, co nie jest specjalnie zaskakujące, biorąc pod uwagę specyfikacje obu next-genów.

Rainbow Six Siege to jeden z najlepiej rozwijanych tytułów

Rainbow Six Siege – recenzja po latach. Powrót na stare śmieci w 120 fps

Ubisoft nie zawiódł, zapowiadając lata temu, że zamierza długofalowo rozbudowywać Rainbow Six Siege, dostarczając na rynek jak najbardziej zróżnicowaną zawartość. Już teraz sprawdzimy po 29 operatorów na stronę (atak/obrona), a możecie mieć pewność, że to nadal nie koniec. Francuzi w 2017 roku górnolotnie określili, że celują w setkę żołnierzy i w zasadzie byłbym zdziwiony, gdyby pomysł nie został zrealizowany. Gra jest wciąż rozszerzana, nie zmusza nachalnie do sięgania po portfel, a jeśli wkręcicie – możecie podobnie jak ja, systematycznie wracać do tej produkcji. Pozycja jest nieco wymagająca, ale mając odrobinę czasu na dobre poznanie założeń, będziecie mogli systematycznie podnosić swoje umiejętności i lepiej radzić sobie na serwerach.

Jeśli więc szukacie produkcji, która oferuje niezwykle taktyczne strzelanie, ale jednocześnie wymusi na Was znajomość zasad i zachęci do wytrwałej nauki rozgrywki – recenzowany Rainbow Six Siege jest bez wątpienia propozycją dla Was. Strzelankę warto wypróbować, gdyż w porównaniu z konkurencją oferuje unikalne atrakcje i potrafi bardzo mocno zaangażować. Mnie wciągnęło na dobre.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Tom Clancy's Rainbow Six: Siege

Atuty

  • Na przestrzeni lat Rainbow Six Siege zostało znacząco rozbudowane
  • Twórcy zapewniają ciekawych specjalistów
  • Gra nagradza przemyślane opanowanie operatorów i map
  • Kapitalna zabawa ze znajomymi
  • Dobre wykorzystanie możliwości nowej generacji (DualSense!)
  • Sporo interesujących map

Wady

  • Trudne początki
  • Problematyczna społeczność (najlepiej grać w ekipie)
  • Wydarzenia są niestety tylko czasowe (a oferują często świetną rozgrywkę!)

Rainbow Six Siege po latach nie zawodzi, a nawet jest znacznie lepiej! Ubisoft wciąż rozbudowuje i ulepsza grę – to jeden z najlepiej rozwijanych tytułów na rynku. Warto ponownie zagościć na serwerach, bo możecie zostać miło zaskoczeni.
Graliśmy na: PS5

Wojciech Gruszczyk Strona autora
Miał przyjść do redakcji zrobić kilka turniejów, ale cytując klasyka „został na dłużej”. Szybko wykazał się pracowitością, dzięki której wyrobił sobie pozycję w redakcji i zajmuje się różnymi tematami. Najchętniej przedstawia wiadomości ze świat gier, rozrywki i technologii oraz przygotowuje recenzje gier i sprzętu. Jeśli jest zadanie – Wojtek na pewno się z nim zmierzy. 
cropper