Mosul (2019) – recenzja filmu [Netflix]. Piekło

Mosul (2019) – recenzja filmu [Netflix]. Piekło

Piotrek Kamiński | 03.12.2020, 21:00

Bracia Russo wyprodukowali ciężki i brutalny film akcji o policyjnej grupie SWAT, która za nic ma rozkazy swoich przełożonych. Zależy im jedynie na zabiciu jak największej ilości terrorystów z ISIS i wypełnieniu pewnej misji. Poruszanie się po kompletnie zniszczonym Mosulu nie jest proste, ale dla nich nie jest to nic nowego.

Debiut reżyserski Matthew Michaela Carnahana, faceta, który napisał hiciory takie jak "Królestwo", "Stan Gry", czy "World War Z", dosłownie mnie przeraził. Łatwo jest rozmawiać o wojnie kiedy się jej tak naprawdę nigdy nie widziało. I tak jak rozumiem, że "Mosul" to tylko film, fikcja, to jednak doszczętnie zniszczone przez ciągłe ataki terrorystyczne mury Mosulu nią nie są. Wystarczy szybkie wpisanie w Google nazwy miasta aby przekonać się jak doszczętnie zostało zniszczone w ciągu trzech lat, między 2014, a 2017, kiedy wpadło w ręce islamistów.. W takich warunkach z terrorystami naprawdę walczyli i bijący się o swoje Irakijczycy i pomagający im Irańczycy i Amerykanie i plujący na islamistów członkowie oddziału SWAT z Nineveh. To właśnie na opisanej przez New Yorkera historii tych ostatnich, oparty został dzisiejszy film.

Dalsza część tekstu pod wideo

Mosul (2019) – recenzja filmu [Netflix]. Piekło

Mosul (2019) – recenzja filmu [Netflix]. Wszystko dla zemsty

Kawa jest młodym policjantem w Mosulu. Mimo panującego wszędzie chaosu związanego z mającym już wkrótce nastąpić wykurzeniem ISIS z miasta, on, jego wujek i jeszcze jeden policjant próbują pilnować porządku w mieście. Poznajemy ich kiedy zostają zaatakowani przez terrorystów w trakcie próby aresztowania handlarzy narkotyków. Rzecz nie wygląda różowo. Wujek wykrwawia się na podłodze, a pozostałym dwóm policjantom kończy się amunicja. Kiedy sytuacja wydaje się być tragiczna, z pomocą chłopakom przybywa oddział SWAT z Nineveh. Zachęceni odgłosami strzelaniny podjechali zobaczyć co się dzieje i wybić przy okazji kilku islamistów. Ponieważ Kawa doznał krzywdy z rąk terrorystów i pochodzi z Mosulu, dostaje możliwość przystąpienia do kierowanego przez majora Jasema oddziału. Długo się nie zastanawiając przystępuje do jednostki i rusza razem z nimi dokończyć zadanie, którego podjęli się jakiś czas temu, a które za wszelką cenę chcą wypełnić zanim ISIS ucieknie z miasta.

Można powiedzieć, że właśnie opowiedziałem ci całą historię "Mosulu". Bo musisz wiedzieć, że film Carnahana nie jest obfitującą w wielkie zwroty akcji, zdrady i inne tego typu rewelacje produkcją. To bardzo prosta fabuła o ludziach, którzy nie mają już nic do stracenia. Po drodze oczywiście spotkają paru przyjaźnie i wielu wrogo nastawionych ludzi, wymordują dziesiątki terrorystów i sami poniosą jakieś straty. Ale siłą tego filmu nie jest jego scenariusz. Większość bohaterów nie jest specjalnie wyrazista. Tak naprawdę tylko wspomniany już major Jasem dosłownie emanuje charyzmą i pewnością siebie, dzięki czemu widz natychmiast zaczyna czuć do niego sympatię i respekt (chociaż na początku chyba bardziej strach). To on jest "ojcem" swoich podwładnych, pilnuje ich zdrowia i trzyma całą operację w kupie. A ponieważ jego celem jest uratowanie miasta i przywrócenie mu dawnej glorii, posiada również bardzo zabawny zwyczaj podnoszenia leżących na ziemi śmieci - no bo jak mamy niby posprzątać miasto, jeśli nie zaczniemy od postaw (mimo, że dosłownie całe miasto zostało zamienione w stertę gruzów i zwłok).  Reszta oddziału albo nie jest szczególnie interesująca, albo nie ma czasu aby się taką stać zanim nie wykończy ich rzucony na oślep granat, czy inny zagubiony pocisk. Szczególnie przykry pod tym względem jest Kawa, nasz główny bohater. Chłopak jest tak nijaki jako postać, że można na niego patrzeć niejako jak na awatar widza. Trochę jak w grze...

Mosul (2019) – recenzja filmu [Netflix]. Modern Warfare!

No właśnie. "Mosul" to w zasadzie taka filmowa wersja Call of Duty. Może odrobinę mniej bombastyczna i ogólnie o mniejszej skali, ale jednak czułem się w trakcie seansu trochę jak wtedy, kiedy ogrywałem ostatnie Modern Warfare. Strzelanie praktycznie nigdy się nie kończy - kolejni terroryści wyskakują zza samochodów, przez drzwi. Tu coś wybucha, tam ktoś dostaje szybką kosę w klatkę piersiową. Kamera praktycznie non stop jest w ruchu. Nie zdziwiłbym się gdyby okazało się, że dosłownie cały film (może poza szerokimi planami z drona) nakręcono z ręki. Bracia Russo od zawsze lubili być blisko akcji, co pokazali jeszcze kręcąc odcinki z paintballem w "Community", a później, już z większym budżetem, udoskonalili w "Zimowym Żołnierzu". Nie inaczej jest i w "Mosulu" - kamera przeskakuje od akcji do akcji, biegnie tuż za bohaterem, zawsze pozostając w centrum wydarzeń. Drżenie jest oczywiście zauważalne, ale należy przyznać, że większość scen nakręcono bardzo sprawnie i widz absolutnie nie powinien mieć problemu ze śledzeniem akcji.

Nawet teraz, pisząc ten tekst, zastanawiam się jaką ocenę powinien dostać film Carnahana. Z jednej strony jest to przerażająco brutalny i całkiem  dobrze nakręcony obraz wojny - choć przydałoby się trochę więcej jakichś dłuższych, ciekawie pomyślanych ujęć. Krew i flaki leją się całymi wiadrami, chłopaki ze SWAT specjalnie nie dobijają leżących w kałuży własnej krwi islamistów żeby dłużej cierpieli. Pokazany jest - choć bardzo pobieżnie - problem sieroctwa i przestępstw na tle seksualnym. To wszystko zrealizowano naprawdę sprawnie i jest w "Mosulu" kilka scen, które zostaną ze mną prawdopodobnie na dłużej. Lecz mam z nim również problem, ponieważ trzymająca całą tę akcję fabuła zupełnie mnie nie porwała. Wspominałem już, że główny bohater nie jest zbyt wyrazistą postacią, ale pozwól, że rozwinę tę myśl - Kawa przez praktycznie cały film nie ma pojęcia na jaką misję się zapisał, co dokładnie ma zrobić i dlaczego. W tej samej niewiedzy trzymani jesteśmy i my. I kiedy ostatecznie dowiadujemy się o co toczyła się stawka, jest to być może jakieś tam katharsis, ale wszystko przed tym dało się obejrzeć tylko i wyłącznie ze względu na widowiskowość i nieznoszące sprzeciwu spojrzenie Jasema. Trochę mało, ale jeśli chciałbyś obejrzeć sobie coś na wzór małego spin-offu Call of Duty, to lepszej opcji już w tym roku raczej nie znajdziesz.

Atuty

  • Akcja szybka i brutalna niczym w Call of Duty;
  • Major Jasem;
  • Ciężki, przytłaczający wręcz klimat

Wady

  • Szkieletowa fabuła;
  • Większość postaci nijaka

"Mosul" byłby idealnym kandydatem na grę z serii "Call of Duty". Fabuły jest tu raczej mało, akcja za to nie zwalnia prawie nigdy. Niby fajnie, ale jednak nie bez powodu gry i filmy zazwyczaj różnią się od siebie konstrukcją.

6,5
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper