Xbox Series X na razie nie podbije Japonii choćby Phil Spencer stanął na głowie

Xbox Series X na razie nie podbije Japonii choćby Phil Spencer stanął na głowie

Roger Żochowski | 27.11.2020, 23:00

Japonia to jeden z najważniejszych rynków na świecie jeśli chodzi o gry wideo, nie dziwi więc fakt, że od lat do serc japońskich graczy stara się dotrzeć Microsoft. Przeszłość pokazała jednak, że jest o to bardzo trudno. I szybko się to raczej nie zmieni. 

Mam kilku znajomych Japończyków, którzy uważają się za hardkorowych graczy. Żaden, powtórzę, żaden z nich nie posiada i nigdy nie posiadał Xboksa. Dla nich synonimem konsol są przede wszystkich sprzęty Nintendo, a gdy już nabędą nowe urządzenia z logo firmy z Kioto sięgają po nowe PlayStation. Czasem impulsem jest wydanie jakiejś gry jak nowa odsłona Yakuzy, czasem produkcje takie jak Final Fantasy. Jednak nawet w przypadku gdy dane gry dostępne są również na Xboksie, moi znajomi nie rozważają opcji przesiadki na sprzęt „Zielonych”. Dlaczego tak się dzieje? 

Dalsza część tekstu pod wideo

Trudna przeszłość 

Xbox Series X na razie nie podbije Japonii choćby Phil Spencer stanął na głowie

Ustalmy jedno. Nawet gdyby Japończycy na start nowej konsoli Microsoftu dostali pakiet jRPG-ów i marek, które lubią nie oznacza to sukcesu na tym rynku. Przekonali się o tym zresztą doskonale właśnie Amerykanie. Przecież na pierwszego Xboksa ekskluzywnie wyrwali choćby takie marki jak Ninja Gaiden, Dead or Alivee czy Panzer Dragoonn. Na niewiele się to zdało. Gdy na rynek zmierzał X360 gigant z Redmond dalej bardzo poważnie myślał o podbiciu kraju Samurajów. W tym celu podpisał umowę ze studiem Miswalker, którego prezesem był przecież uwielbiany w Japonii Hironobu Sakaguchi, ojciec i twórca wielu odsłon Final Fantasy.

Jednak ani Blue Dragon, w którego zaangażował się też Akira Toriyama, twórca Dragon Balla, ani też Lost Odyssey, które miało być dla X360 tym czym dla PlayStation była marka Final Fantasy, nie zmieniło zdania Japończyków. Wspomniane gry lepsze wyniki sprzedaży osiągały poza granicami Japonii. Ba, nie pomógł nawet fakt, że seria Final Fantasy wraz z trzynastą odsłoną nie była już przeznaczona tylko dla konsol Sony. Należy sobie więc zadać pytanie czy Microsoft potrzebuje Japonii czy może japońskich deweloperów, którzy zadowolą fanów spoza KKW w temacie skrojonych pod specyficzny gust gier? „Dążymy do udostępnienia globalnej publiczności zawartości od czołowych japońskich twórców gier” - powiedział w jednym z oświadczeń przed premierą XSX/S Phil Spencer z Microsoftu. 

Trudna teraźniejszość 

Xbox Series X na razie nie podbije Japonii choćby Phil Spencer stanął na głowie

Kaoru, jeden ze wspomnianych znajomych z Japonii, opowiadał mi również o tym, że w wielu starszych graczach dominuje lokalny patriotyzm. Nie zapominajmy, że gdy Microsoft wchodził na rynek to właśnie Japonia była konsolowym gigantem, a o prym na rynku walczyły Sega, Nintendo i Sony. Część osób patrzy więc z góry na konsolę, która należy do firmy z USA. Na potwierdzenie tych danych - udział Japonii w światowej sprzedaży Xboksa One to zaledwie 0,3%. Co jest o tyle ciekawe, że sama marka Microsoft jest w Japonii dość silna i popularna, ale z Xboksem zawsze było im pod górkę.

Patrząc na wyniki sprzedaży PS5 i XSX raczej ciężko oczekiwać, by sytuacja miała się nagle zmienić. Japońscy gracze kupili 118.085 sztuk PS5 w 4 dni, oraz 20.534 egzemplarzy XSX|S w 6 dni. PS5 sprzedałoby się znacznie lepiej, ale sklepy informowały o wyprzedaniu całych partii konsol jeszcze przed premierą. XSX można było kupić na premierę w sklepach, choć w dużych miastach zapasy szybko się skończyły. Niektórzy uważają nawet, że Microsoft doświadczony niepowodzeniami przy poprzednich startach trochę zlekceważył ten rynek, bo konsol opchnąłby tu pewnie więcej. Dla porównania - debiutujący w KKW XOne w 2014 roku osiągnął lepszy wynik niż XSX/S sprzedając się w ponad 23 tysiącach egzemplarzy. Żeby dodać nieco skali - PlayStation 2 w 3 dni premierowe przekroczyło w Japonii liczbę... 750 000 sprzedanych sztuk. 

Nie da się też ukryć tego, że Microsoft być może przez niepowodzenia z wprowadzaniem na japoński rynek pierwszego Xboksa oraz X360, mocno pokpił sprawę w przypadku premiery XOne. Konsola zadebiutowała w Japonii blisko 10 miesięcy później niż w kraju hamburgerów. To mogło podciąć skrzydła nawet najwierniejszym fanom marki, którzy zamiast czekać na debiut konsoli Billa w swoim kraju woleli przesiąść się na PS4. Część graczy po prostu straciła zaufanie do amerykańskiej firmy, które przecież przez dwie generacje starano się dość żmudnie budować. Na XOne nie uświadczycie już zbyt wielu ekskluzywnych produkcji Made in Japan, nie wspominając już nawet o braku lokalizacji części gier, co dla tamtejszych graczy jest nie do przyjęcia. Gigant z Redmond popełniał po prostu błędy związane ze złą promocją, niezrozumieniem rynku czy nietrafionym marketingiem. Ale też Japonia to bardzo specyficzny kraj - wiecie, że w jednej z prefektur zakazano dzieciom grania powyżej ustalonej ilości godzin w tygodniu? No właśnie. 

Trudna przyszłość 

Xbox Series X na razie nie podbije Japonii choćby Phil Spencer stanął na głowie

To, jaki zjazd zaliczył na ostatniej generacji XOne, pokazują wyniki sprzedaży. Enterbrain, znana w Japonii firma wydająca magazyn Famitsu i specjalizująca się w różnego rodzaju badaniach rynku, poinformowała jakiś czas temu, że X360 przekroczył w Japonii sprzedaż miliona egzemplarzy. Jasne, to wciąż niewiele w porównaniu do konkurencji, ale może jednak ta polityka ekskluzywnych gier nie była taka zła, skoro już XOne w Nipponie ledwo co dobił do 100,000 sprzedanych sztuk? Microsoft poległ, bo nie potrafił zrozumieć potrzeb gracza w KKW i trochę się na niego obraził. A bądźmy świadomi tego, że nawet te 100 tysięcy Xboksów One nie oznacza, że tylu Japończyków sięgnęło po konsolę „Zielonych”. W KKW mieszka na stałe 2.7 mln obcokrajowców, którzy inwestują częściej w zachodnie marki, w tym również takie jak Xbox. 

Widać, że okres zaniedbań Microsoft ma jednak za sobą i stara się zacząć z czystą kartą. XSX/S nie miał opóźnionej premiery w Japonii względem reszty świata, nowa Yakuza, kult w Japonii, w wersji na next-geny na razie dostępna jest tylko na konsoli "Zielonych", po Sieci chodzą plotki, że Amerykanie kupią Segę, a firma pokłada też duże nadzieje w xCloud i Game Passie z masą gier, które mogą porwać Japończyków nastawionych pozytywnie do mobilnego grania. Zwłaszcza, że w ofercie abonamentowej Microsoftu jest wiele typowo japońskich hitów. Michał "Mazzi" Mazur, jeden z redaktorów PSX Extreme od lat mieszkający w Japonii, ma jednak pewne obawy. "Dorośli gracze mają w Japonii pieniądze, więc nie zależy im na ilości, bardziej stawiają na jakość. Uwielbiają Zeldę, więc kupują nową konsolę, jak na nią wyjdzie. Są też przywiązani do swoich marek jak Nintendo. To raz. Dwa. W Japonii nie chodzi tylko o pasywne siedzenie z padem i przeważnie gracz myśli co MOZE robić podczas grania. To wciąż forma zabawy, kiedy my na zachodzie patrzymy często na gry jak na filmy czy seriale. Stąd popularność w KKW Wii, które pozwalało się poruszać i wielu innych gier stawiających na różne aktywności" - wspomina nasz korespondent z Japonii. 

Z next-genami w ogóle jest problem, bo Japończycy lubią raczej wszystko miniaturyzować. O Xboksach zwykło się tu mówić, że są ogromne i zajmują za dużo miejsca w małych, miejskich pomieszczeniach i mieszkaniach. A przecież teraz to PS5 wychodzi na nowego króla gabarytów. Może to pomoże Xboksowi w walce o japońskie serca? :)

Źródło: własne
Roger Żochowski Strona autora
Przygodę z grami zaczynał w osiedlowym salonie, bijąc rekordy w Moon Patrol, ale miłością do konsol zaraziły go Rambo, Ruskie jajka, Pegasus, MegaDrive i PlayStation. O grach pisze od 2003 roku, o filmach i serialach od 2010. Redaktor naczelny PPE.pl i PSX Extreme. Prywatnie tata dwójki szkrabów, miłośnik górskich wspinaczek, powieści Murakamiego, filmów Denisa Villeneuve'a, piłki nożnej, azjatyckiej kinematografii, jRPG, wyścigów i horrorów. Final Fantasy VII to jego gra życia, a Blade Runner - film wszechczasów. 
cropper