The Order: 1886 - zmarnowany potencjał dla solidnej marki?

The Order: 1886 - zmarnowany potencjał dla solidnej marki?

Krzysztof Grabarczyk | 02.11.2020, 22:00

Wiktoriański Londyn stanowi interesujące źródło inspiracji dla twórców nie tylko literatury czy filmów, lecz także gier. Rewolucja przemysłowa, zmieniające się realia codziennego funkcjonowania społecznego, czas wielkich i mniejszych wynalazków. Nie można odmówić kreatywnego myślenia i wizjonerskich ambicji ówczesnej warstwie intelektualnej. 

Jednak w tle nie brakowało zarazy, seryjnych morderców czy moralnego zepsucia. W lutym 2015 roku wydano The Order: 1886, który w założeniach skupiał się na tym rozdziale historii nowożytnej. Odpowiedzialne za projekt Ready at Dawn Studios zdawało się dać początek kolejnej ciekawej marce spod ramienia Sony. Po latach sytuacja nie jest już tak klarowna. Czy kiedykolwiek usłyszymy o kolejnej krucjacie Zakonu przeciw lykantropii?

Dalsza część tekstu pod wideo

Wycieczka do muzeum

The Order: 1886 - zmarnowany potencjał dla solidnej marki?

The Order: 1886 do dzisiaj prezentuje bardzo imponujący poziom wykonania. Nadal ciężko jest wskazać tytuły, które mogłyby dorównać w tej kwestii grze Ready at Dawn. Studio znane dzięki opracowaniu dwóch przenośnych wersji cyklu God of War na PlayStation Portable wzięło się za dość karkołomne wyzwanie. Dlaczego? Oto bowiem powstała gra, którą nadal uznaje się jedną z najlepszych wizualnie produkcji dostępnych jeszcze na aktualnej generacji konsol. Nawet dzisiaj, The Order: 1886 wciąż robi wrażenie. Modele postaci są niezwykle realistyczne, dostrzec można każdy szczegół na ubraniach bohaterów, podczas animacji wiele elementów wyposażenia porusza się w rytm tempa postaci. Otoczenie również imponuje, choć zredukowano praktycznie do minimum interakcję z jego środowiskiem.

Mimo wszystko, tytułowy Zakon w momencie rynkowego debiutu był obiektem zainteresowania niejednego gracza. Z uwagi na jakość prezentacji oraz podjętego settingu. Steampunk w alternatywnym, wiktoriańskim Londynie. Pomijając już kwestię czysto wizualne i projektowe, The Order 1886 w istocie okazał się korytarzowym shooterem z perspektywy trzeciej osoby. System opierał się na walce z ludzkimi przeciwnikami i oczywiście Lykanami. W pamięć zapadło mi starcie w jednym z budynków, kiedy główny bohater, czyli Galahad musiał stawić czoła bestii w bezpośrednim starciu przy użyciu noża. Ten tytuł naprawdę miał swoje dobre momenty. Nie przypadkowy jest jednak śródtytuł tego akapitu. Sami twórcy podkreślali, że ich projekt miał za zadanie wywołać u odbiorcy wrażenie takiej muzealnej eksploracji.

W istocie tak właśnie jest. Zwiedzanie kolejnych, coraz bardziej imponujących lokacji w grze i możliwość obejrzenia z bliska wybranych eksponatów stwarza zamierzone pozory. Nic więc dziwnego, że sfera audiowizualna została dopieszczona do maksimum. Oprócz kilku ujęć szerszych widoków na miejski horyzont, lokacje w większości były zamknięte, choć pełne szczegółów. Należy jeszcze wspomnieć o czarnych pasach z góry i dołu ekranu. Zupełnie jak w Resident Evil 4 (2005, Capcom) czy późniejszym the The Evil Within (2014, Bethesda Softworks). Nie zdecydowano się również na skorzystanie po czasie z dodatkowych usprawnień oferowanych przez PlayStation 4 Pro.

Wirtualna (nie)rzeczywistość

The Order: 1886 - zmarnowany potencjał dla solidnej marki?

Ready at Dawn założono w 2003 roku. Studio powstało z ramienia m.in byłych pracowników Naughty Dog. Pierwszym wydanym tytułem autorstwa zespołu był kieszonkowy Daxter (2006), jednocześnie okazując się jedną z ciekawszych gier dla PlayStation Portable. Był to jednak zaledwie przedsmak kolejnych dokonań tej stosunkowo świeżej ekipy działającej pod wydawniczym skrzydłem Sony. W zaledwie dwa lata później Ready at Dawn opracowało według wielu najmocniejszy tytuł dedykowany przenośnemu PlayStation. God of War: Chains of Olympus (2008) pokazało jako tworzyć wizualnie i jakościowo dopieszczone produkcje dla PSP. Równie spektakularny okazał się sequel, czyli God of War: Duch Sparty (2010). Potem już firma zabrała się za swój prawdopodobnie największy projekt w historii studia.

The Order: 1886 nie porwał recenzentów i graczy do stopnia zbliżonego innym ekskluzywnym tytułom dla konsoli Sony. Jednak okazał się produktem dobrym w odbiorze, ze świetnym wykonaniem i co najważniejsze, potencjałem na rozwój kolejnej marki japońskiego wydawcy. W końcu Zakon, jego rycerze i wszystkie najgorsze plugastwa i wynaturzenia lońdyńskiego folkloru to materiał na całą sagę. Sami twórcy obiecywali graczom rozwój uniwersum. Niestety, tylko na tym poprzestano. Z czasem, Ready at Dawn skupiło swoje zasoby na realizowaniu projektów wykorzystujących gogle wirtualnej rzeczywistości, trwały prace między innymi nad Lone Echo (2017). O kontynuacji The Order 1886 nikt już nie mówił, reszta pozostawała jedynie w sferze domysłów. W czerwcu tego roku ogłoszono zakup studia przez Facebook Gaming. Tym samym firma oficjalnie zakomunikowała o rozpoczęciu działalności w innym sektorze interaktywnych usług.

Zakon rozwiązany?

W przypadku gier dedykowanym konsolom Sony, prawa do marki posiada wydawca i producent sprzętu. Wprawdzie Ready at Dawn poszło we własnym kierunku, lecz The Order: 1886 nadal pozostaje własnością Sony. Czy w obliczu braku oryginalnych twórców w szeregu studiów wewnętrznych wydawca zdecyduje o kontynuowaniu dalszego ciągu tej historii? PlayStation 5 powinno otrzymać własne The Order, w nowej technologii, lepiej rozbudowanej strukturze rozgrywki. To jedynie dywagacje o ewentualnym powstaniu sequela. Jeśli macie za sobą historię przedstawioną w grze, wiecie jak zakończenie mogłoby stanowić furtkę dla dalszych rozdziałów.

Podsumowując całość, serdecznie polecamy zapoznanie się z The Order: 1886. Obecnie tytuł jest wystawiany przy niemalże każdej promocji w PlayStation Store, natomiast wydanie detaliczne również kosztuje grosze. Grę można ukończyć w niecałe sześć godzin, lecz sama historia jest na tyle ciekawa, że rekompensuje niedostateczny czas rozgrywki. Nowa generacja jest już prawie na miejscu. Pozostaje mieć cichą nadzieję, że jeszcze będziemy świadkami dalszych losów Galahada i Zakonu. W końcu niewiele jest na rynku produkcji w tak nietypowej otoczce, prawda? Może któryś z obecnych zespołów PlayStation podejmie się tego zadania? Naughty Dog, co Wy na to?

Krzysztof Grabarczyk Strona autora
cropper