Ku Jezioru (2020) – recenzja serialu [Netflix]. Miłość w czasach pandemii

Ku Jezioru (2020) – recenzja serialu [Netflix]. Miłość w czasach pandemii

Piotrek Kamiński | 30.10.2020, 21:00

Kiedy populację zaczyna dziesiątkować nieznany, śmiercionośny wirus, tylko odpowiedni social distancing może przynieść ratunek naszym bohaterom. Ładują się więc do samochodów i postanawiają pojechać nad jezioro, przeczekać cały ten bajzel. Niestety, wszystko komplikuje się, kiedy do gry wkracza źródło wszelkich problemów damsko-męskiego świata - seks.

Powyższy wstęp brzmi pewnie jakbym robił sobie jaja, ale nie, wydestylowana do granic możliwości fabuła serialu na podstawie książki "Pandemia" Jany Wagner to właśnie taka prosta historyjka o dwóch rodzinach jadących nad wodę. Przynajmniej dopóki nie zostanie poszerzona kolejnym sezonem, jako że ten pierwszy kończy się bez żadnego konkretnego rozwiązania. To nie jest jeszcze koniec tej historii, a trzymające w napięciu - nawet jeśli dosyć naiwne - wątki wypełniające tę ośmioodcinkową opowieść sprawiają, że ciekawi mnie co będzie dalej. O jakich wątkach mowa? Otóż...

Dalsza część tekstu pod wideo

Ku Jezioru (2020) – recenzja serialu [Netflix]. Miłość w czasach pandemii

Ku Jezioru (2020) – recenzja serialu [Netflix]. Wszędzie te wirusy!

Sergey i Ania wspólnie wychowują jej syna, Mishę. Chłopak ma zespół aspergera, przez co złapanie z nim dobrego kontaktu nie jest łatwym osiągnięciem. Jednocześnie, Sergey próbuje być jak najlepszym ojcem dla swojego własnego syna, którego wraz z jego matką zostawił w Moskwie aby móc być z Anią. To ich mocno patchworkowa, dysfunkcyjna rodzina stanowi połowę głównej obsady serialu. Druga połowa to rodzina kolegi Sergeya, Leonida - równie popieprzona, ale z innych powodów. Poznajemy ich, kiedy Leonid jedzie odebrać swoją córkę, Polinę, z ośrodka leczenia uzależnień. Dziewczyna bardzo źle znosi śmierć swojej mamy. Dużo pije, nie szanuje cudzej własności, bawi się swoim ciałem - dosyć typowe zachowania zbuntowanej nastolatki. W domu czeka na nich nowa, niewiele starsza od Poliny żona Leonida z dzieckiem w brzuchu. Obie dziewczyny raczej nie są swoimi największymi fankami. Ich relatywnie normalne życia zmieniają się nagle o 180 stopni, kiedy w Moskwie pojawia się tajemniczy, wywołujący bardzo ostre zapalenie płuc wirus dziesiątkujący populację miasta. Szybko wprowadzony zostaje lockdown, a ludzie niemal natychmiast zaczynają rzucać się sobie nawzajem do gardeł. Zaprzyjaźnione rodziny, za namową ojca Sergeya, postanawiają ruszyć się z dala od miasta, zanim miasto przyjdzie do nich. Tak zaczyna się ich przygoda.

Choć całość zaczyna się prawie jak telenowela, czy inne mierne romansidło, Ku Jezioru bardzo szybko ewoluuje w ciężki dramat. Każdy odcinek obfituje w trudne, niemożliwe wręcz do podjęcia decyzje, olbrzymie tragedie, zdrady i zwroty akcji. W swoich najlepszych momentach Rosjanie potrafią złapać widza za gardło i trzymać przez dobrych kilka-kilkanaście minut. Ciężar opowieści jest niemalże namacalny. Nie raz zobaczymy jak nasi bohaterowie cudem unikną śmierci, będą przeczesywali budynki, w których pewnikiem czai się ktoś nieprzyjaźnie nastawiony, w ostatniej chwili ratowali siebie nawzajem. Nie zawsze im się to, oczywiście, uda, co tylko potęguje uczucie niepewności towarzyszące nam przy oglądaniu kolejnych scen. Niestety, nie o wszystkich mających tworzyć napięcie scenach można mówić wyłącznie w superlatywach. Wiele sytuacji, a nawet całych odcinków kończy się cliffhangerami, z których wynikałoby, że któryś z naszych bohaterów nie dożyje kolejnego odcinka. I nie byłoby w tym niczego złego, gdyby nie fakt, że praktycznie za każdym razem okazuje się, że była to zmyłka. Za przykład niech posłuży finał pierwszego odcinka. Możesz potraktować to jako spoiler, więc w razie czego zapraszam do kolejnego akapitu, chociaż w zasadzie ciężko żeby główny bohater padł już na początku przygody, więc prywatnie nie uważam abym coś tymi następnymi zdaniami komuś psuł. Odcinek kończy się tym, że Sergey i Ania biegną do samochodu, a tuż za nimi jedzie auto pełne złych, próbujących ich zabić ludzi. Otwiera się szyba od strony pasażera. Karabin. Strzały w kierunku biegnących. Napisy końcowe. Sam nie wiesz co o tym myśleć, więc włączasz kolejny odcinek, a tam okazuje się, że bandziory pomyliły miejscowości (serio!) i zastrzelili jakąś zupełnie nieistotną parkę biegnącą akurat w podobny sposób... gdzieś. Tego typu sytuacji jest tu pełno.

Ku Jezioru (2020) – recenzja serialu [Netflix]. Witamy w Rosji

Jedyną rosyjską produkcją, jaką do tej pory widziałem był Wilk i Zając, więc nie miałem pojęcia czego właściwie się spodziewać i wiesz co? Nie wiem ile w tym prawdy, ale Ku Jezioru przepisuje na ekran dosłownie wszystkie możliwe stereotypy na temat Rosji jakie widział świat. Mężczyźni są albo chudzi i wyżyleni, albo napuchnięci od alkoholu. Wszędzie gdzie nie spojrzeć leży śnieg. Stare nysy jeżdżą po drogach, a na wsiach, za przeproszeniem, stare baby w chustach na głowach siedzą w swoich drewnianych chatach. Każde gospodarstwo ma na podorędziu wielką butlę wódki. Wszyscy po kolei piją ją na czysto, bez żadnej przepitki i tylko co najwyżej lekko się krzywią. Tyle jeśli chodzi o powierzchowność, bo to co naprawdę przykuwa oko i czego w sumie się nie spodziewałem to jakość samych zdjęć. Piękne panoramy syberyjskiej tajgi, klimatycznie doświetlone, idealnie oddające nastrój sceny plany zdjęciowe i, przede wszystkim, niebanalna praca kamery. Nieraz ujęcie zacznie się od zaprezentowania scenerii, którą ciężko zidentyfikować, po to tylko, aby zaraz powoli, niespiesznie obrócić kamerę wokół jej własnej osi i ujawnić, że patrzyliśmy na obraz do góry nogami. Nierzadko towarzyszy temu również ruch kamery po szynach, przez co całość zaczyna wręcz mieszać się lekko w głowie widza. Prócz tego pełno tu niewygodnych zbliżeń na aktorów, holenderskich kątów i innych znanych, acz lubianych sztuczek.

Moim największym problemem z serialem jest sposób w jaki twórcy pokazali rozprzestrzenianie się wirusa i jego wpływ na zachowanie ludzi. Jeszcze rano nikt nie miał pojęcia o jego istnieniu, a już wieczorem ludzie zdążyli zgrupować się w bandyckie bojówki, zaczęli mordować ludzi, kraść. Kiedy dosłownie kilka dni później nasza ekipa znajduje schronienie u żyjącego na uboczu samotnika, traktują to jak gdyby po raz pierwszy od lat oglądali względnie normalnie wyglądający świat. W trakcie oglądania cały czas z tyłu głowy siedziała mi myśl, że jeszcze na początku tego tygodnia siedzieli wygodnie w swoich domach, a teraz ich świat wygląda niemalże jak ten z The Last of Us. Tyle, że tam od początku pandemii minęło 20 lat. Tu pięć dni.

Ku Jezioru to bardzo przyjemna, zaskakująco pasująca do obecnych czasów produkcja. Coś w rodzaju produkcji o zombie, z tym, że bez samych zombie. Osiem składających się na pierwszy sezon odcinków wyładowanych jest emocjami i choć kolejne wydarzenia nierzadko balansują na granicy akceptowalności zawieszenia niewiary, a większość problemów Sergeya i reszty dosłownie nie istniałaby gdyby nie to, że, jak wiadomo, kiedy kończy się świat jedyne o czym potrafią myśleć ludzie to gdzie by tu poru... no, wiesz, to jednak całość wypada przekonująco i daje radę utrzymać poważny ton opowieści. Może poza momentami z "Teach me, tiger" od April Stevens. Te rozśmieszały mnie za każdym jednym razem. Pierwszy sezon ukazał się oryginalnie już blisko rok temu, ale następnego za prędko nie dostaniemy. Źródła z Rosji podają, że kontynuacja historii zagości na naszych telewizorach dopiero jesienią przyszłego roku. Myślę, że warto zaczekać. Zwłaszcza, że nasz wirus też się pewnie do tego czasu nigdzie nie wybiera.

Atuty

  • Mocny klimat;
  • Dobre aktorstwo;
  • Piękne zdjęcia;
  • Wciągająca fabuła

Wady

  • Oszukane cliffhangery;
  • Nie do końca wiarygodna budowa świata;
  • Sporadyczna głupota bohaterów

Ku Jezioru to ciekawie nakręcony, pełen "momentów" serial o próbach przetrwania w niezwykle trudnych czasach. Warto obejrzeć dla ciekawie napisanych postaci.

7,0
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper