Dragon's Dogma (2020) – recenzja anime [Netflix]. Średniowieczna przygoda niestroniąca od krwi i nagości

Dragon's Dogma (2020) – recenzja anime [Netflix]. Średniowieczna przygoda niestroniąca od krwi i nagości

Roger Żochowski | 27.10.2020, 21:00

Podchodząc do seansu 7-odcinkowe anime na bazie gry Dragon's Dogma nie oczekiwałem wiele i trochę zdziwiłem się, że Netflix zainteresował się marką, która doczekała się zaledwie jednej części gry. Czy warto się więc z produkcją zapoznać? 

Dragon's Dogma, gra Capcomu wyprodukowana w 2021 roku, której świetne intro z utworem „Into Free” w wykonaniu B'z (japońskiego duetu rockowego), nakręcało na zabawę, to jedna z moich ulubionych gier RPG na PS3/X360. Wprawdzie tytuł stworzyli Japończycy, ale stylistycznie bliżej mu było do zachodnich produkcji w klimatach średniowiecza i walk z takimi monstrami jak cyklopy, gryfy czy tytułowe smoki. I właśnie w tę nutę uderzyło anime.

Dalsza część tekstu pod wideo

Dragon's Dogma (2020) – recenzja serialu [Netflix]. Bez serca

Dragon's Dogma (2020) – recenzja anime [Netflix]. Średniowieczna przygoda niestroniąca od krwi i nagości

Początek serialu dość wiernie odwzorowuje historię z gry pokazując, że będzie on skierowany do dorosłego widza. Na oczach głównego bohatera ginie jego „adoptowany” syn oraz żona będąca w ciąży, a za całą tragedię odpowiedzialny jest niewidziany od dziesiątków lat smok, który niszczy miasto i pozbawia Ethana, bo za zwie się nasz heros, serca. To czyni go Przebudzonym i wrzuca na krwawą drogę zemsty. W tej krucjacie, która ma doprowadzić do odnalezienia i zabicia smoka bohaterowi towarzyszy Sługa (czyli przedstawicielka znanych z gry Pionków), pozbawiona ludzkich uczuć, ale chroniąca naszego śmiałka istota. 

Tytuł w wielu momentach dość wiernie odwzorowuje miejsca i prawa rządzące światem. W lasach czają się gobliny i watahy wilków, ludzi bronią rycerze stacjonujący w twierdzach, nie brakuje też znanych z produkcji Capcomu walk z olbrzymi przeciwnikami jak wspomniane cyklopy i hydry, charakterystycznych krajobrazów, miast czy nawet takich smaczków jak fakt, że trzymając się szlaków drużyna ominie niebezpieczeństwo w postaci potworów. Trup ściele się gęsto, jucha nie raz chlapie na ekran, nie brakuje golizny i scen ociekających erotyzmem oraz pokazania bezlitosnego świata, w którym czasami ciężko odróżnić dobro od zła, a to ludzie są największymi potworami składając w ofierze nawet swoje własne dzieci. Czyli wszystko jest na swoim miejscu? Nie do końca.

Dragon's Dogma (2020) – recenzja serialu [Netflix]. Potwory z CGI 

Dragon's Dogma (2020) – recenzja anime [Netflix]. Średniowieczna przygoda niestroniąca od krwi i nagości

Największy problem miałem z walkami z potworami. Bestiariusz w grze był wprawdzie bardzo ciekawy i fajnie, że z niego skorzystano, jednak o ile postacie i środowisko zrealizowano klasyczną metodą i kreską nasuwającą czasami skojarzenia z takimi anime jak netfliksowa „Castlevania” czy „Claymore”, tak większe monstra wygenerowano komputerowo. Wyglądają jak trójwymiarowe bryły wyciągnięte z niezbyt dobrze oteksturowanej gry, albo wstawek CGI rodem z PS2. Tym samym jeden z najbardziej spektakularnych elementów gry, wspinanie się na olbrzymich przeciwników i znajdywanie sposobu na ich ubijanie, zrealizowano po prostu słabo. Klimat dark fantasy udziela się więc przede wszystkim w starciach z mniejszymi wrogami, których animacja nie odstrasza. Nie ukrywam jednak tego, że choreografia walk i ich realizacja mogłaby być lepsza i czasami ma się wrażenie, że brakuje w tym wszystkim „klatek animacji”. 

Każdy kolejny odcinek nosi tytuł jednego z siedmiu grzechów głównych, opowiadając inną historię i pokazując konsekwencje wyborów dokonanych przez bohatera. Jedne historie są bardziej inne mniej ciekawie, ogląda się to dobrze, ale próżno tu szukać złożonych dialogów i większej głębi przedstawionego świata. Za to cała koncepcja doskonale wpisuje się w stylistykę gier RPG, bo oto poza główną osią fabularną, drużyna podejmuje się mniejszych questów, poznaje postacie poboczne (NPC-ów), eksplorując kolejne lokacje i podróżując od miasta do miasta. Szkoda jedynie, że główni bohaterowie są dość nijacy i choć do samego końca kibicujemy Ethanowi, to jednak relacje i charaktery postaci są przeciętnie napisane.

Dragon's Dogma (2020) – recenzja serialu [Netflix]. Dark fantasy ze średniej półki 

Otwarte zakończenie sugeruje, że wzorem „Castlevanii” możemy doczekać się kolejnych sezonów. A to osobiście rozpaliło moje nadzieję, że Capcom zdecyduje się kiedyś na stworzenie sequela gry. Może dlatego miałem sporą przyjemność z odkrywania kolejnych elementów nawiązujących do oryginału i cały serial łyknąłem też na jednym posiedzeniu zmieniając oczywiście w opcjach głosy na japońskie. Nie oczekujcie jednak, że będzie to dark fantasy najwyższych lotów. 

Atuty

  • Elementy charakterystyczne dla gier RPG
  • Historia i realizacja skierowana do dorosłego widza
  • Przyjemnie się ogląda
  • Pokazanie konsekwencji wyborów
  • Smaczki dla fanów produkcji Capcom

Wady

  • Bardzo słaba realizacja walk z większymi wrogami
  • Dialogi mogłyby być lepsze
  • Główni bohaterowie trochę nijacy
  • Przedstawionemu światu brakuje większej głębi

Fani „Berserka” czy „Claymore” mogą znaleźć tu coś dla siebie, bo anime ma kilka naprawdę udanych momentów, ale jako całość zbyt często popada w przeciętność. 

6,0
Roger Żochowski Strona autora
Przygodę z grami zaczynał w osiedlowym salonie, bijąc rekordy w Moon Patrol, ale miłością do konsol zaraziły go Rambo, Ruskie jajka, Pegasus, MegaDrive i PlayStation. O grach pisze od 2003 roku, o filmach i serialach od 2010. Redaktor naczelny PPE.pl i PSX Extreme. Prywatnie tata dwójki szkrabów, miłośnik górskich wspinaczek, powieści Murakamiego, filmów Denisa Villeneuve'a, piłki nożnej, azjatyckiej kinematografii, jRPG, wyścigów i horrorów. Final Fantasy VII to jego gra życia, a Blade Runner - film wszechczasów. 
cropper