Kącik Filmowy: Recenzje

Kącik Filmowy: Recenzje

Łukasz Kucharski | 29.04.2014, 22:59

Bardzo niewiele dzisiaj brakowało abym został bez komputera i tym samym nie dostarczył Wam porcji filmowych różności. Na szczęście, udało mi się zażegnać kryzys. A w Kąciku: Plan ucieczki, Labirynt oraz Man of Tai Chi. Zapraszam!

Krótki werdykt

Dalsza część tekstu pod wideo

 

Plan ucieczki / Escape Plan  (2013)

 

 

Reżyseria: Mikael Håfström, Scenariusz: Miles Chapman, Jason Keller, Produkcja: USA, Czas trwania: 115 minut, Obsada: Sylvester Stallone, Arnold Schwarzenegger, Jim Caviezel, Faran Tahir

 

Jak to jest, że dawne gwiazdy upadają z czasem tak nisko. Każdy film z Arnoldem i Sly'em z poprzedniego wieku uważam za dobrą rozrywkę. Po roku 2000 nie mają szczęścia do nowych produkcji – może z wyjątkiem Niezniszczalnych. Gdy dotarły do mnie pierwsze informacje na temat ich wspólnego projektu, który dotyczy ucieczki z więzienia, byłem jak mały chłopiec, który wie, że już wkrótce zjawi się Mikołaj z prezentami. To co otrzymałem podczas seansu Planu ucieczki przypominało raczej kopnięcie w moją szczękę w wykonaniu brodacza. Samo założenie jest standardowe jak na ten gatunek – mistrz ucieczek staje w obliczu największego wyzwania w karierze. Ray (Stallone) zostaje zamknięty w superultrahipermega nowoczesnej placówce. Problem w tym, że ktoś go wrobił i teraz nie może liczyć na wsparcie swoich dzielnych towarzyszy (w tym 50 Centa). Jego jedyną nadzieją jest komitywa z ciekawskim Rottmayerem (Arnie, który w pewnym momencie mówi w swoim ojczystym języku). Zadanie jest o tyle trudne, że sadystyczny i szurnięty naczelnik – świetny były Jezus, czyli Jim Cavaziel – cały czas ma ich na oku. Pierwsze kilkanaście minut zwiastuje przyzwoitą zabawę, ale im dalej, tym gorzej. Nie pomaga nawet świetna scenografia, nasuwająca skojarzenia z więzieniem w jakim siedział Magneto w X-Men 2. Wszystkie pytania jakie stawia scenariusz można rozszyfrować bez większego wysiłku. Najgorsze jest to, że im bliżej napisów końcowych, widz ogląda coraz więcej bzdur, które ciężko przełknąć. Gdyby taka absurdalna konwencja dominowała od początku, nie byłoby o co robić szumu. Zabrakło mi również konkretnej porcji odniesień do dorobku obu starszych panów – przecież to kopalnia motywów, a taki ekranowy zestaw nie trafia się co roku. Legendy kina akcji wyglądają jakby spotkała ich kara, a nie przygoda i zapłata za ciężką pracę. Moim zdaniem, nawet najwięksi fani S & A będą rozczarowani i nie na tak przeciętny film czekali od lat osiemdziesiątych. A mogło być tak pięknie.

 

Werdykt: 5.0/10

 

###

 

Labirynt / Prisoners  (2013)

 

 

Reżyseria: Denis Villeneuve, Scenariusz: Aaron Guzikowski, Produkcja: USA, Czas trwania: 153 minuty, Obsada: Hugh Jackman, Jake Gyllenhaal, Viola Davis, Maria Bello

 

Co byście zrobili w obliczu bezradności? Z pozoru to głupie pytanie, ale dodajmy kilka szczegółów. Wasza córka zostaje porwana. Główny podejrzany zostaje zwolniony z aresztu. Mijają dni, a policja nie robi nic co mogłoby pomóc. Sam nie wiem jak bym postąpił, ale to o uczyni Keller Dover (Jackman) wydaje się wiarygodne. Mianowicie, spróbuje sam zdobyć informacje na temat porwanych – znika też córka przyjaciół głównej pary – i nie cofnie się praktycznie przed niczym. Dzięki pełnej emocji kreacji, Jackman opanowuje ekran i jedynie momentami Jake Gylenhall jest w stanie mu dorównać – od dawna nie widziałem policjanta, któremu aż tak zależy na rozwiązaniu sprawy. Ciężka atmosfera i tonacja małej miejscowości udziela się widzowi i jedynie jaśniejsze kolory w zamkniętych pomieszczeniach potrafią przynieść ulgę. Nie jest to lekkie dzieło i lepiej go nie oglądać w chwilach słabości. Każdy z nas inaczej radzi sobie z bólem, strachem czy bezsilnością i to największy atut Labiryntu. Zobaczycie bowiem szerokie spektrum osobowości, z których możecie wybrać tę najbliższą Waszemu wnętrzu. Przygotujcie się również na spokojne tempo, które dopiero w trzecim akcie przejawia znamiona przyśpieszenia, ale wtedy pojawiają się już napisy końcowe. Uważam, że przydałby się w tym przypadku większy zastrzyk intensywności lub wycięcie 15-20 minut i mielibyśmy do czynienia z wartką opowieścią, od której ciężko oderwać wzrok. Labirynt mógł być dziełem o zapadającym w pamięć, ale koniec końców stanowi dobrą produkcję, która wymaga od widza drobnej dawki wyrozumiałości pod względem tempa narracji. Zakończenie również mogłoby być bardziej...zaskakujące. Osobiście, po pierwszych scenach filmu stawiałem na...syna głównego bohatera...

 

Werdykt: 6.5/10

 

###

 

Człowiek Tai Chi / Man of Tai Chi (2013)

 

 

Reżyseria: Keanu Reeves, Scenariusz: Michael G. Cooney, Produkcja: USA, Chiny, Hongkong, Czas trwania: 105 minut, Obsada: Keanu Reeves, Iko Uwais, Tiger Hu Chen, Simon Yam

 

Debiut reżyserski musi być niesamowitym przeżyciem. Oto projekt, któremu (w teorii) poświęciliście kawałek swojego życia staje się rzeczywistością i trafia do milionów osób. Nie dziwię się, że Keanu Reeves, pamiętny Neo z trylogii Matrix, zapragnął spróbować swych sił w tej trudnej sztuce bycia za kamerą. Wybór padł na tzw. kino kopane. Kiedyś filmy traktujące o sztukach walki stanowiły znaczący gatunek w kinematografii. Dziś każdy, który wybija się ponad przeciętność jest na wagę złota. Man of Tai Chi zalicza się jednak do kategorii, którą lepiej omijać. Esencja, czyli sceny walki są niekonsekwentne. Najpierw oglądamy – względnie – wiarygodne starcia, by z czasem zaczęły przypominać sekwencje pokroju azjatyckich akrobacji na linach. Widz ma wrażenie jakby patrzył na grę wideo, w której postać z czasem zyskuje coraz to nowsze poziomy. Idąc dalej. Scenariusz to kalka, którą kalkowano inne kalki. Ukazany zlepek pomysłów widzieliście już dziesiątki razy. Ambitny wojownik sprzeciwia naukom mistrza i pragnie udowodnić wszystkim, że jest najlepszy biorąc udział w nielegalnych starciach. Z czasem się opamięta, ale przy okazji narazi głównemu antagoniście. W porządnie wykonanym dziele ta podwójna wewnętrzna przemiana byłaby wykonana w odpowiedni sposób. Tutaj nie ma o tym mowy. Dlaczego? Główny bohater jest bowiem tak niesympatyczny od początku, że aż miałem ochotę, by Keanu roztrzaskał mu łepetynę. A właśnie, Keanu. Biedny aktor otrzymał do opowiedzenia historię, która jest pusta i nic nie da się z tym zrobić. Co gorsza zamiast skupić się na pracy reżysera postanowił co i rusz pojawiać się przed kamerą (głównie w bliskich planach). Rozumiem, że chciał spróbować sił w byciu tym złym, ale kompletnie mu to nie wyszło. W podcaście Hollywood Babble On, którego autorami są Kevin Smith i Ralph Garman, znajduje się segment nazwany „Exquisite Acting”. Omawiane są w nim przykłady aktorstwa, które są bardzo...przesadzone. Niestety cały występ Keanu jako bezlitosnego magnata i mistrza kopania kwalifikuje się do bycia „exquisite”, a w sumie to i cały Człowiek of Tai Chi.

 

Werdykt: 4.0/10

 

###

 

Fani w akcji

 

W sekcji fanowskiej czeka na Was: niepokorna Harley Quinn, kolorowi Power Rangers, kanciastoszczęki Kapitan Ameryka, zabójcze instynkty, śmierć Batmana oraz Gwiezdne Wojny. Miłego seansu!







 

###



Wtorkowe spotkanie dobiegło końca. Do przeczytania w sobotę!

Łukasz Kucharski Strona autora
cropper