Wampiry Kontra Bronx (2020) – recenzja filmu [Netflix]. I kontra reżyser (lekkie spoilery)

Wampiry Kontra Bronx (2020) – recenzja filmu [Netflix]. I kontra reżyser (lekkie spoilery)

Piotrek Kamiński | 07.10.2020, 15:00

W teorii Wampiry Kontra Bronx mają wszystko, czego potrzebuje film aby stać się wartościowym, godnym polecenia kawałkiem rozrywki - poważno-zabawny temat, młodą, ale nieźle sobie radzącą obsadę, niecodzienną, wzorowaną na latach osiemdziesiątych stylistykę, okienko wydawnicze w miesiącu Halloween. Więc co się stało?!

Nie jestem zbyt wymagający jeśli chodzi o horrory - zwłaszcza te, którymi raczę się w dziesiątym miesiącu roku. Śmieję się jak wariat podczas seansu Zombie Bobrów, przeżywam kolejne odcinki serialu Krzyk (super, że kręcą piąty film!), dostaję ciarek od ciężkiego jak ołów klimatu Obecności. Horror, który można nazwać wartym polecenia musi mieć albo ciekawie pomyślane śmierci bohaterów, albo dobrze rozpisaną, klimatyczną fabułę, albo dobrze zgraną obsadę, której chce się kibicować. Najlepiej żeby nasz teoretyczny horror odhaczał wszystkie te punkty, ale nie oszukujmy się - bohaterowie kolejnych Piątków 13-ego zasługują na bycie brutalnie zamordowanymi, a nawet takie klasyki jak Koszmar z Ulicy Wiązów w późniejszych odcinkach zrobiły się naciągane i bardziej zabawne, niż straszne, ale Freddy i sposób w jaki mordował i tak przyciągała nas przed ekrany. Problemem Wampirów tłukących się z mieszkańcami Bronxu jest to, że gdyby tylko bardziej się postarać, wszystkie te wymogi zostałyby spełnione - a tak to do każdego jednego trochę brakuje. Ale po kolei...

Dalsza część tekstu pod wideo

Wampiry Kontra Bronx (2020) – recenzja filmu [Netflix]. I kontra reżyser (lekkie spoilery)

Wampiry Kontra Bronx (2020) – recenzja filmu [Netflix]. Świetna koncepcja!

Film Osmany'ego Rodrigueza opowiada o grupce przyjaciół mieszkających na Bronxie - jednej z trudniejszych dzielnic Nowego Jorku. Chłopaki bawią się na ulicach, unikają kłopotów, chodzą do kościoła (księdzem jest Method Man - tak to i ja bym chodził!), przesiadują w swoim ulubionym sklepiku osiedlowym. Ich życie zmienia się, kiedy w sąsiedztwie pojawia się firma chcąca "odświeżyć" dzielnicę... i wszystkich pozabijać, bo są wampirami. Serio. Jeden z głównych bohaterów widział! Problem w tym, że oczywiście nikt mu nie wierzy. I ciężko się dziwić - co wampiry miałyby robić akurat na Bronxie? Z biegiem czasu prawda wyjdzie na jaw, a nasi dzielni bohaterowie będą musieli stanąć do walki z wampirami i ich przywódcą.

Jeśli zalążek fabuły brzmi ci głupio i wręcz absurdalnie, to dlatego, że właśnie tak miało być. Wampiry Kontra Bronx emulują charakter filmów lat osiemdziesiątych i to nie tylko historią jakby wyciągniętą z Łowców Potworów z 1987, ale również tym jak wygląda. Plany nigdy nie są doświetlone zbyt głęboko, cały świat spowija delikatna mgiełka, która rozmywa sennie wszystkie źródła światła i tylko ścieżce dźwiękowej brakuje tego ejtisowego, pełnego syntezatorów brzmienia. Nawet sceny akcji zdają się pochodzić z czasów, kiedy nikomu nawet nie śniło się żeby tworzyć jakieś przesadnie wymyślne choreografie, eskalować napięcie, i robić tym podobne bajery. Wtedy wystarczyła strzała przechodząca przez szyję Kevina Bacona w Piątku Trzynastego. Tyle, że tam za efekty specjalne odpowiadała legenda branży - Tom Savini (możesz go kojarzyć jako gościa z pistoletem w kształcie penisa z Od Zmierzchu Do Świtu), a tutaj... cóż... tutaj nie. W ogóle jak na film o wampirach to mało tu krwi. Wampiry rozpadają się niczym w Blade'zie, a śmierć ludzi raczej nie jest pokazywana. Przyznam, że kompletny brak jakiejkolwiek powagi przy ostatecznym starciu z przywódcą wampirów nawet mnie rozbawił, ale na koniec i tak czuję się zawiedziony. Walka po prostu nagle się kończy i już, po sprawie. Cięcie i lecimy do zakończenia.

Wampiry Kontra Bronx (2020) – recenzja filmu [Netflix]. Spartolona nieudolną reżyserią

W bardzo podobny sposób można opisać większość scen i wątków w filmie Rodrigueza. Nasi główni bohaterowie co prawda potrafią wzbudzić sympatię i jak na nastolatków radzą sobie przed kamerą całkiem dobrze, ale reżyser nie robi z nimi niczego ciekawego. Jeden z nich trafia w pewnym momencie do gangu, bo pokłócił się z resztą, ale mięknie sekundę po tym jak dostaje do ręki pistolet, ucieka i nikt już nigdy nie będzie z nim o tym rozmawiał. Wampiry po prostu są i jedzą ludzi, bo najwyraźniej na Bronxie nikogo nie zdziwi, kiedy ktoś zaginie. I znowu - tylko tyle. To już cała motywacja czarnych charakterów. Przepraszam jeśli trochę spoiluję, ale to jest naprawdę tak niesamowite, że domaga się opisania. Ale najgorsze jest to, że gdyby pozostałe punkty programu zostały odhaczone, to żadna z tych pojedynczych przywar nie miałaby żadnego znaczenia. Co z tego, że nie jest strasznie? To przecież komedia. Co z tego, że rzadko kiedy jest śmiesznie? To horror. Co z tego, że fabuła jest głupia? Ale za to jaka jatka! Co z tego, że w filmie prawie, że nie ma pokazanej przemocy? Warto obejrzeć dla samej tylko historii.

Jakby tego było mało, reżyser leci we wspomniane już wyżej lata osiemdziesiąte bardzo niekonsekwentnie. Z jednej strony mamy wszystkie te elementy, które już wymieniłem, z drugiej co jakiś czas na ekran wpada ta jedna dziewczyna ze smartfonem w dłoni i zaczyna streamować przebieg wydarzeń swoim fanom - czyli w efekcie nam. Raz, że jest to kompletnie niepotrzebne, bo za kolejnymi wydarzeniami podąża się raczej łatwo, a dwa, że nijak nie pasuje to do reszty filmu. Wydaje mi się, że obrazuje to doskonale źródło wszystkich problemów gnębiących, pomysłowy przecież, film - brak spójnej wizji. Pan reżyser, który do tej pory kręcił co najwyżej jakieś swoje krótkie formy i parę odcinków mało znanych seriali, sam nie wiedział co i w jaki sposób chce nakręcić. Ton filmu jest nierówny, wątki pourywane, ujęcia bardzo standardowe. Wampiry Kontra Bronx to doskonały przykład na to, że nawet z pozoru fajny pomysł można spieprzyć jeśli nie wie się, co się robi. Czyli dokładnie odwrotnie niż w zeszłotygodniowym Jak Zostać Gwiazdą.

Atuty

  • Zwariowany pomysł;
  • Zazwyczaj fajnie uchwycony klimat filmów lat 80-ych;
  • Niezła obsada;
  • Parę zabawnych żartów

Wady

  • Film o wampirach bez krwi;
  • Płaski jak dupa węża finał;
  • Dziewczyna ze smartfonem;
  • Pourywane wątki;
  • Mierne tempo;
  • Masa nieudanych żartów;
  • Niestraszny (tak w ogóle)

Czy Wampiry zdobędą Bronx? Może tak, ale serc widowni na pewno nie. Jak chcesz to mogę Ci opowiedzieć końcówkę i oszczędzić półtorej godziny życia. Ocena tak wysoka tylko ze względu na zdjęcia.

4,0
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper