Greenland (2020) – recenzja filmu (Monolith). Zagłada

Greenland (2020) – recenzja filmu (Monolith). Zagłada

Jędrzej Dudkiewicz | 26.09.2020, 21:00

Chociaż kina są już otwarte od dłuższego czasu (ciekawe, kiedy znów zamkną), widzowie niespecjalnie mają chyba ochotę oglądać coś na wielkim ekranie. Owszem, niektórzy wrócili, ale jednak trzeba się naprawdę postarać, by przykuć uwagę. Wydawałoby się, że film katastroficzny, taki jak Greenland (2020), powinien być idealny do tego, by obejrzeć go w kinie. A nie jest.

John Garrity jest budowlańcem, który ma skomplikowane życie rodzinne – innymi słowy obecnie wraz z żoną Allison przeżywają potężny kryzys. Ich problemy będą jednak niczym w porównaniu z tym, co czeka naszą planetę. Otóż wbrew obliczeniom naukowców, przybyła z innej galaktyki kometa Clarke wcale nie przeleci obok Ziemi. Wszystko wskazuje na to, że ją zniszczy.

Dalsza część tekstu pod wideo

Greenland (2020) – recenzja filmu (Monolith). Zagłada

Greenland (2020) – recenzja filmu (Monolith). Nudny koniec świata

Greenland, w założeniu film katastroficzny (o tym napiszę pod koniec), tak naprawdę jest produkcją, której o wiele bliżej do dramatu obyczajowego. Sednem filmu jest bowiem relacja między Johnem, Allison i ich synkiem, Nathanem. Koniec świata jest zatem tak naprawdę tylko katalizatorem, który przyspiesza konieczność rozwiązania problemów z przeszłości – kto bowiem chciałby umierać w podłej atmosferze kłótni? I okej, byłoby to pewnie do zaakceptowania, tyle że wszystko to jest pisane palcem po wodzie, ponieważ ogromną część filmu bohaterowie spędzają oddzielnie. Nie bardzo jest więc czas, by mogli nie tylko przekonać się, jak bardzo się wciąż kochają i potrzebują, ale nawet zwyczajnie porozmawiać. Zamiast tego dostajemy festiwal idiotycznych przeciwności losu, które często są tak niewiarygodne, że trudno jest się nie roześmiać. Nie da się za bardzo przejmować tym, co dzieje się na ekranie, gdy wyraźnie widać, iż są to tylko wprowadzone przez scenarzystów dramaty mające wydłużyć czas trwania produkcji. A Greenland jest filmem dość długim, tym bardziej więc dostarcza raczej dużej dawki nudy, niż porządnej rozrywki. Dodajcie do tego sporo schematów i absurdów, a otrzymacie dość typowy film, w którym pojawia się Gerard Butler.

Greenland (2020) – recenzja filmu (Monolith). Marni bohaterowie, marne efekty specjalne

Jeśli ktoś zna serię Mean Tweets, wymyśloną w programie Jimmy’ego Kimmela, to może kojarzy, że wspomniany przed chwilą Butler odczytał tam na swój temat pytanie: Czy Gerard Butler ma jakiś ogromny kredyt studencki do spłacenia, że gra w tych wszystkich beznadziejnych filmach? Jego odpowiedź brzmiała: Nie, po prostu gram w tych beznadziejnych filmach. I rzeczywiście tak jest. Greenland niestety nie jest wyjątkiem. Butler nie ma tu absolutnie nic większego do roboty, jego postać jest definiowana głównie tym, że chce zapewnić bezpieczeństwo swojej żonie i synowi, no i ewentualnie czasem męczą go wyrzuty sumienia, że jego małżeństwo przeżywa kryzys. Podobnie jest z resztą bohaterów – każdy określa jedna, maksymalnie dwie cechy. A żeby była jasność, iż nie są to ludzie z krwi i kości, często zachowują się niesamowicie kretyńsko. Tym trudniej jest im kibicować i przejmować się tym, czy przeżyją.

Jakby tego było mało, Greenland miał też wyraźnie ograniczony budżet. Jeśli więc ktoś liczy na to, że przynajmniej obejrzy porządny film katastroficzny, w którym będzie dużo zniszczenia i chaosu, to również się zawiedzie. W zasadzie wszystkie tego typu sceny zostały pokazane w zwiastunie (serio). Z drugiej strony może to i dobrze, bo efekty specjalne stoją tu na naprawdę niskim poziomie – zwłaszcza ogień wygląda strasznie sztucznie. Co z tego zatem, że film ma całkiem niezłą muzykę (chociaż pod koniec i tutaj twórcy przesadzają, przez co końcówka jest strasznie kiczowata), czy generalnie przyzwoite tempo? Greenland można obejrzeć i od razu zapomnieć, ale obecnie zdecydowanie warto się zastanowić, czy wyprawa do kina ma sens.

Atuty

  • Przyzwoite tempo;
  • Niezła muzyka

Wady

  • Cała reszta, na czele z marnymi bohaterami, nudną fabułą i słabymi efektami specjalnymi

Greenland (2020) z pewnością nie jest filmem, dla którego warto byłoby wybrać się do kina.

3,0
Jędrzej Dudkiewicz Strona autora
Miłość do filmów zaczęła się, gdy tata powiedział mi i bratu, że "hej, są takie filmy, które musimy obejrzeć". Była to stara trylogia Star Wars. Od tego czasu przybyło mnóstwo filmów, seriali, ale też książek i oczywiście – od czasu do czasu – fajnych gier.
cropper