Halo Infinite - tak działa presja tłumu

Halo Infinite - tak działa presja tłumu

Krzysztof Grabarczyk | 29.08.2020, 09:00

Przyjęło się stosować dawne powiedzenie - "jak coś jest do wszystkiego, jest do niczego". Ciekawą metaforą tej sentencji okazała się reakcja zdecydowanej części graczy oglądającej pokaz Halo: Infinite w ubiegłym miesiącu. Oczywiście tak wymowne stwierdzenie w kontekście obecnej jakości gry byłoby z lekka przesadą. 

Niemniej podobny merytoryczny obraz wyłania się analizując treść negatywnych komentarzy. Trolling jako zjawisko samo w sobie, występuje raczej w śladowych ilościach. Większość niezadowolonych odbiorców opiera się na wątpliwej jakości pokazie oczekując zdecydowanego kroku naprzód w bogatym uniwersum Johna 117. Okazuje się, że jako gracze nadal stanowimy potężny, zapośredniczony środek decyzyjny. I bardzo dobrze.

Dalsza część tekstu pod wideo

Tradycja jednak przegrywa?

Halo Infinite - tak działa presja tłumu

Polubiłem 343 Industries za odważne decyzje projektowe co do wizerunku "nowej trylogii Halo". Odkąd Bungie zaangażowało się kompletnie w autorskie Destiny, na barki 343i spadła dość masywna presja. Owy nacisk pulsował z dwóch stron. Oddani przez lata miłośnicy kosmicznych batalii Master Chief'a oczekiwali podobnej lub lepszej jakości na wzór praojców marki. Przy okazji zmieniały się rynkowe trendy konstrukcji przedstawicieli FPS. Wprawdzie Halo uznawane jest za prekursora pierwszoosobowej strzelaniny zmontowanej typowo pod konsolowe peryferia, lecz gatunek od zawsze rdzennie kojarzono z kulturą PC. Tymczasem wejście na rynek Halo: Combat Evolved nakreśliło historyczną zmianę postrzegania tych odwiecznych stereotypów. Czemu zawdzięczamy ten wykład z przeszłości? Warto przyjrzeć się obecnej medialnej burzy wokół Halo Infinite. Wizji powracającej mocno do minionej epoki, w której brylował styl artystyczny opracowany przez Bungie.

Halo 4/5 przypadły mi do gustu bardziej niż wspomniana klasyka. Być może z uwagi na fakt, że wersje z pierwszego Xboxa ogrywałem po dobrych kilku latach od debiutu. Nie zmienia to jednak faktu, że 343 Industries wydało dwie świetne produkcje w pod sztandarem  jednego z wirtualnych filarów Microsoftu. Jednak już wtedy pojawiły się echa sprzeciwu co do obranych rozwiązań wokół sfery koncepcyjnej i samego rdzenia rozgrywki. Zjawisko nasiliło się po wydaniu Halo 5: Guardians (2015, Xbox One). Teraz otrzymujemy powrót do czystej klasyki. W Infinite nie znajdziemy niczego co swoim stylem prezentacji kojarzy się z wizją poprzedniczek. Ambitny projekt, którego celem jest karkołomna próba zadowolenia wszystkich graczy korzystających z konsol i usług potentata z Redmond. Idea zaszczytnie godna pochwały. Niestety dla producentów, to my brutalnie zweryfikowaliśmy rzeczywistość. Jako gracze w końcu stanowimy barierę nie do przeskoczenia. Wszystko w dobrym imieniu uznanej serii Halo. 

Jest akcja, jest reakcja

Halo Infinite - tak działa presja tłumu

Pierwszy raz w historii Halo, mamy do czynienia z takim niezadowoleniem potencjalnie zainteresowanego tłumu. Jasne, nikt z nas nie miał okazji własnoręcznie zagrać w wersję demonstracyjną. Niestety, jest to jeden z kilku ujemnych skutków pandemicznej sytuacji na świecie. Wszystko opieramy na tym co było widać w warunkach streamingowych 1080p/30 fps. Nie sprawdziliśmy gry "na żywo". Wrażenie byłoby pewnie nieco inne. Nie zmienia to jednak faktu względnie zerowego skoku jakości względem Halo 4/5. Tradycjonaliści domagający się powrotu do przeszłości, zawiedli się bardziej na twórcach niż własnych oczekiwaniach. W końcu sami o to prosili. Dostali produkt wizualnie nie spełniający oczekiwań. Być może ambicje okazały się zbyt wygórowane? Niemniej, nie wierzę, że studio nie było przygotowane na taką reakcję tłumu. Efekty przyszły natychmiast.

Wzburzeni gracze wyśmiali tytuł we wszelkich możliwych internetowych memach. Phil Spencer próbował nawiązać pozytywny dialog ze społecznością żartobliwie mianując bohatera wspomnianych memów "maskotką Xboxa". Lubię Spencera, ponieważ nigdy nie stara się krytykować cudzych dokonań, prędzej własne. Nierzadko składa gratulacje konkurencji w obliczu sukcesu. Jednak nie da się wybronić wspomnianego pokazu gry. Tłum za bardzo naciska. Presja okazuje się na tyle duża, że Microsoft po kilku tygodniach ogłosił jedyną logiczna dla całokształtu decyzję o przełożeniu premiery. Decyzja jest dość odważna. Ale jak widać gracze pośrednio zdecydowali. Halo: Infinite przecież reklamowano jako tytuł startowy Xbox Series X. I w zasadzie, tak właśnie powinno zostać. 343 Industries zawsze tworzyło swoje produkcje z myślą o pełnym wykorzystaniu zasobów nowego sprzętu. Dlatego Halo 4/5 prezentowały świetną jakość w połączeniu ze zmienionym designem bohatera i elementów świata przedstawionego. Infinite to międzygeneracyjny debiut studia. W parze z nowym silnikiem graficznym, powrotem do koncepcyjnych korzeni i tworzeniem jednocześnie na obie generacje musiały być ofiary. To my zdecydowaliśmy. Co najlepsze, trolling był tutaj naprawdę śladowym zjawiskiem. 

Na pewno 2021? 

Halo Infinite - tak działa presja tłumu

Wraz z dniem 1 września rusza kampania promocyjna gry we współpracy z producentem napojów Monster. Na pewne rzeczy w zmianie marketingowej karuzeli jest zwyczajnie za późno. W ostatnich dniach pojawiają się kolejne doniesienia o zaangażowaniu dodatkowych rąk do pracy nad poprawą finalnej jakości Halo: Infinite. Cieszy mnie to w kontekście całej nieprzyjemnej sytuacji z nieudanym przyjęciem gry. Kibicuję mimo wszystko temu projektowi. Plotki głosiły nawet zmianie platformy docelowej jedynie na nowego Xboxa z premierą datowaną na 2022 rok. Studio zdementowało tę plotkę obstając przy swoich deklaracjach. Z drugiej strony, czy nie tego byśmy chcieli?

Pomyślmy a może znów nasze głosy zostaną wysłuchane? Skupienie się zespołów wyłącznie nad potężną mocą Xbox Series X pozwoliłoby na całkowite odejście od kompromisów związanych z kilkoma wersjami jednocześnie? Oczywiscie, pewnie z czasem gra otrzyma szereg graficznych usprawnień na potrzeby nowej konsoli ale w końcu płacąc podobną cenę nikt z oczekujących na solidną jakość nie może poczuć się "gorszy". Osobiście, wolałbym aby to nadeszło jako pierwsze, next-genowe Halo. Rozumiem podejście do klasycznego stylu, jeśli tylko wykonanie i gameplay zapewnią to uczucie obcowania z produktem nowej jakości. Nie da się tego osiągnąć w pełnej krasie oferując grę na systemy dwóch generacji. Udowodniliśmy, że jako społeczność w zasięgu nadchodzącej wysokobudżetowej produkcji jaką jest Halo: Infinite decydujemy o jej losie. Potraktujmy to jako manifest wspólnego niezadowolenia z nie do końca słusznych decyzji zapadających wskutek korporacyjnego stylu myślenia. Presja tłumu to w końcu również pewna motywacja dla twórców, prawda?

Interesuje Cię ten tytuł? Sprawdź nasz poradnik do Halo Infinite.

Krzysztof Grabarczyk Strona autora
cropper