Mój pierwszy rok na PPE - trochę o mnie i o tym, jak to wszystko się zaczęło

Mój pierwszy rok na PPE - trochę o mnie i o tym, jak to wszystko się zaczęło

Mateusz Wróbel | 28.08.2020, 21:30

Właśnie dzisiaj mija mój pierwszy rok na PPE. Z tej okazji postanowiłem napisać trochę o sobie - począwszy od pierwszych przygód z grami wideo, a skończywszy na spieniężaniu hobby. 

Dokładnie rok temu, czyli 28 sierpnia 2019 roku, rozpocząłem pracę w PPE. Szczęście się do mnie uśmiechnęło, bowiem Roger, czyli redaktor naczelny, poszukiwał kogoś, kto wypełniłby lukę w weekendowych treściach. Zacznijmy jednak od początku...

Dalsza część tekstu pod wideo

Zabawy z rówieśnikami i pierwsze gry na PC

Mój pierwszy rok na PPE - trochę o mnie i o tym, jak to wszystko się zaczęło

Od małego uwielbiałem trzy rzeczy - gry wideo, Formułę 1 i zabawę w podchody, którą znają z pewnością osoby pochodzące ze wsi lub małych miasteczek - a jeśli nie, to już tłumaczę, o co w niej chodziło. Zainteresowani dzielili się na dwie grupy. Pierwszą z nich byli uciekinierzy, którzy, w określonym czasie (najczęściej 10 minut), chowali się w trudno zauważalnym miejscu, zostawiając po drodze wszelakie wskazówki, które będą naprowadzać drugą ekipę (poszukiwaczy) na trop. Mowa tutaj o zrobionych z kamieni, czy narysowanych na starym budynku kredą strzałek, karteczkach z wpisem do rozszyfrowania itd. Dopiero po tych 10 minutach, druga grupa wyruszała na tropienie. Zawsze wygrywali ci, którzy w swoim zespole mieli kogoś znającego tereny, po których się bawiliśmy, a także osobę, która, mimo młodego wieku, wykazywała się kreatywnością. Na papierze podchody mogą brzmieć dosyć sztywno, ale ten, kto kiedykolwiek w nie grał, z pewnością wspomina je bardzo dobrze.

Przygoda z grami komputerowymi zaczęła się od tzw. „killerów” wychodzących na PC (w młodym wieku miałem styczność jedynie z komputerami osobistymi - co najśmieszniejsze - nie wiedziałem, że konsole w ogóle istnieją). Tak jak wspominałem już niejednokrotnie w sekcji komentarzy, jak i cotygodniowym Hyde Parku, pierwszym tytułem, nie licząc sapera i innych tego typu pozycji, był pokochany przez każdego fana serii Need for Speed, Need for Speed Underground 2. Gdy tylko miałem chwilę, przenosiłem się do fikcyjnego miasta Bay View, aby pojeździć m.in. stutingowanym Nissanem 350Z, Fordem Focusem czy Mitsubishi Lancerem Evolution VIII, którego doskonale pamiętam ze względu na ogromną moc, generowaną przez nie do zajechania silnik. Gdy już zabrakło aktywności, zacząłem jeździć po autostradzie ze sztuczną inteligencją. Pamiętam, że dostosowywali się oni do utrzymywanej przez odbiorcę prędkości, dzięki czemu mogłem zmusić ich do przepisowej jazdy, co świadczyło, że uzależniłem się od Undergrounda 2. 

Kolejną grą, z którą spędziłem masę czasu było spiratowane przez kolegę mojego taty kultowe Grand Theft Auto: San Andreas. Chyba nigdy nie zapomnę, ile czasu zmarnowałem na zrozumienie mechaniki kierowania rowerem, stąd też przejażdżka skradzionym na początku gry rowerem przez CJ-a zajęła mi kilkanaście minut. Jak dobrze pamiętacie, San Andreas, podobnie zresztą jak inne produkcje Rockstar Games, mogło poszczycić się wciągającą jak bagno fabułą - problem leżał w tym, że ja jej kompletnie nie rozumiałem, ale nie przeszkadzało mi to w zabijaniu wrogów, siekaniu ich na kawałeczki za pomocą kombajnu, czy przejeżdżaniu za pomocą samochodu. Byłem wtedy dość młody, a gdy moja mama zobaczyła krew i przechadzające się po fikcyjnym mieście, bazującym na San Francisco, prostytutki, postanowiła usunąć San Andreas z komputera.

Usunęła, ale ikonkę z pulpitu - dumna odeszła od komputera, a ja przez minimum godzinę żyłem w rozpaczy, nie wiedząc, że San Andreas wciąż jest na dysku. Byłem jednak na tyle młodym graczem, że nie potrafiłem przekopać się przez pliki leżące na dysku. Nie mogę przypomnieć sobie, w co dokładnie grałem po rzeczonym GTA, ale był to najprawdopodobniej Wiedźmin, którego pożyczył mi na płycie starszy kolega ze szkoły, albo Mass Effect, o którym wspomnę w dalszej części wpisu.

Kibicowanie Kubicy w Formule 1 przerodziło się w coś większego

Mój pierwszy rok na PPE - trochę o mnie i o tym, jak to wszystko się zaczęło

Kilkanaście miesięcy po przygodach z San Andreas zacząłem interesować się Formułą 1 - rajcowały mnie szybkie wozy, więc obok królowej motorsportu nie potrafiłem przejść obojętnie, zważywszy na to, że udział w wyścigach w tejże kategorii brał udział Robert Kubica, będący wtedy etatowym kierowcą ekipy Renault. F1 oglądałem przez parę lat, a w 2015/2016 zacząłem jeździć w amatorskich, e-sportowych ligach opartych na produkcji rFactor. Gdy już nauczyłem się tworzyć setupy do bolidów, wykonywać prawidłowe manewry na torach, zacząłem odnosić małe sukcesy, odliczając tylko czas do kolejnego weekendu wyścigowego. Po paru tygodniach poznałem wielu wspaniałych ludzi, a niektórym założycielom lig zaproponowałem opisywanie kwalifikacji i wyścigów.

Moje relacje były pełne błędów gramatycznych, jak i interpunkcyjnych, ale mimo to, założyciele wciąż chcieli, abym opisywał zmagania wirtualnych kierowców na poszczególnych torach ze względu na to, że nikt inny nie był zainteresowany relacjonowaniem z jednego, arcyważnego powodu - trzeba było robić to za darmo. Mnie, czyli łebkowi, który dopiero wybierał się do gimnazjum, wcale to nie przeszkadzało, ba, to była przyjemność. Pozdrawiam osoby (a nuż, może ktoś taki właśnie to czyta), które ścigały się w przeszłości m.in. w liga.onlyf1.pl. Niestety, ale liga upadła już parę lat temu, więc nie mam okazji pokazać Wam moich bazgrołów sprzed pięciu lat.

Serię Mass Effect będę wspominał wyjątkowo dobrze ze względu na... książkę

Mój pierwszy rok na PPE - trochę o mnie i o tym, jak to wszystko się zaczęło

Na pisaniu o Formule 1 się nie skończyło. Pewnie większość stałych Czytelników wie, jak bardzo uwielbiam trylogię Mass Effect, a także znienawidzoną przez wiele osób Andromedę. Ostatnia część marki zadebiutowała dokładnie 21 marca 2017 roku, i to właśnie w tym dniu przyjechał do mnie kurier, który dostarczył pierwsze zamówienie przedpremierowe. Tytuł ten „połknąłem” w tydzień, a nową historią od BioWare byłem tak zafascynowany, że postanowiłem napisać... książkę. Tak, dobrze przeczytaliście - książkę - z tym, że taką bardziej dla samego siebie. Chciałem kontynuować przygody rodzeństwa Ryderów, przebojowego Liama, zmierzłej, a zarazem pięknej Cory, rozbawiającego swoimi tekstami Dracka, opiekuńczej Peebee, turianki Vectry, a także Jaala, przedstawiciela nowej rasy, jaką byli angarowie. Moje „dzieło” liczyło ponad 60 tysięcy znaków (dla porównania - recenzja Wasteland 3 ma 16 tysięcy znaków), ale ze względu na prawa autorskie, nigdy nie pokazywałem je nikomu obcemu. 

Co jeszcze zawdzięczam kosmicznej marce? Przede wszystkim to ona zachęciła mnie do czytania powieści kontynuujących historię bohaterów przedstawionych w danym tytule. Wszystkie książki Mass Effect od Drewa Karpyshyna, scenarzystę trylogii, będę wspominał do końca życia wyjątkowo dobrze. Oprócz nich, przeczytałem m.in. Battlefield 3: Rosjanin czy również Assassin's Creed: Pustynna Przysięga.

Warto ryzykować, naprawdę!

Mój pierwszy rok na PPE - trochę o mnie i o tym, jak to wszystko się zaczęło

W połowie 2019 roku postanowiłem wysłać do kilku redakcji swoje CV i parę próbek, i muszę przyznać, że była to, jak dotąd, najlepszą decyzja w moim życiu. Z tyłu głowy byłem święcie przekonany, że nikt się nie odezwie, lecz po paru dniach, odczytując skrzynkę pocztową, zauważyłem trzy wiadomości z odpowiedzią, co mnie bardzo mocno zszokowało, ba, serce stanęło mi w gardle. Po przetarciu oczu i upewnieniu się, zacząłem przez chwilę skakać z radości - dosłownie. 28 sierpnia dopiąłem z Rogerem wszystko na ostatni guzik, a dokładnie 30 sierpnia o 11:50 opublikowałem pierwszego newsa na stronie: "Crysis Remaster w produkcji? Silnik Cryengine w wersji 5.6 oficjalnie wydany", który, jak i parę następnych, były dodawane w ramach okresu próbnego, czyli czegoś, przez co wskaźnik stresu wylądował poza skalą. Nie chciałem nic popsuć, pomylić się w tłumaczeniu wywiadu, ani źle obrobić obrazka, bo przez cały ten czas miałem zakodowane z tyłu głowy, że każdy błąd, nawet ten najmniejszy, mógł skutkować zakończeniem współpracy.

Okres próbny zdałem pozytywnie (a wczoraj nawet wrzuciłem tysięczny wpis na stronę skupiający się na nowych materiałach z nowego Dragon Age'a 4), a przez 99% czasu pracowałem w weekendy. Potem, gdy już polubiłem się z systemem, jak i panelem pracy, zacząłem pisać obszerniejsze teksty (szykujemy dla Was w tymże temacie kolejne niespodzianki!), a także testy wiedzy. W ostatnich miesiącach zabrałem się również za recenzje gier wideo i poradniki, których bardzo się bałem - niepotrzebnie. Można śmiało rzec, że wszystko idzie w dobrym kierunku, a ja z każdym dniem nabieram cenne doświadczenie.

W tym miejscu chciałem podziękować Czytelnikom PPE za bardzo miłe powitanie na portalu, wiele rozmów, parę nominacji do PPE Awards, w których nie mogłem wziąć udziału, czy również za konstruktywną krytykę, dzięki której wiem, co robię źle, co muszę poprawić, na co szczególnie zwrócić uwagę przy kolejnej publicystyce, aby czytało się moje teksty coraz to przyjemniej. Mam teraz na myśli kilkadziesiąt osób, z którymi zawsze miło mi się rozmawia, mimo tego, że często nie zgadzamy się w różnych kwestiach, ale nie chcę ich (Was) tutaj wymieniać, ponieważ boję się, że kogoś pominę - jest Was po prostu zbyt dużo! :)

Dzięki wszystkim za ten wspaniały rok!

Mateusz Wróbel Strona autora
Na pokładzie PPE od połowy 2019 roku. Wielki miłośnik gier wideo oraz Formuły 1, czasami zdarzy mu się sięgnąć również po jakiś serial. Uwielbia gry stawiające największy nacisk na emocjonalną, pełną zwrotów akcji fabułę i jest zdania, że Mass Effect to najlepsza trylogia, jaka kiedykolwiek powstała.
cropper