Ninja Gaiden - krótka historia Hayabusy, czy jeszcze powróci?

Ninja Gaiden - krótka historia Hayabusy, czy jeszcze powróci?

Krzysztof Grabarczyk | 13.08.2020, 23:00

Kiedy dochodzi do dyskusji na temat wymagających tytułów, nie sposób pominąć Ninja Gaiden, wciąż jednego z ciekawszych cyklów znajdujących się w portfolio Tecmo - Koei Games. W ostatnich latach nastała medialna cisza wokół marki. Zwolennicy i entuzjaści Ryu Hayabusy od dawna nie usłyszeli konkretów ze strony wydawcy. Czy kolejna generacja zmieni ten stan rzeczy? Miejmy nadzieję, że właśnie tak się stanie.

Jeśli macie na karku mniej więcej trzydzieści lat, to chyba nie muszę Wam przypominać Ninja Ryukenden z czasów NES. Tak brzmiała japońska nazwa pierwszej zemsty legendarnego bohatera. Pamiętacie intro ukazujące śmiertelny pojedynek dwóch wojowników Ninja? Motywem przewodnim klasycznych retro-odsłon często okazywała się krucjata Ryu Hayabusy w akcie zemsty i sprawiedliwości. Mimo wszystko, nie tylko ze względów fabularnych zapamiętaliśmy ten tytuł. Pierwsza gra z serii wydana w 1988 roku odznaczała się wysokim poziomem trudności, na już wtedy niespotykaną skalę w swojej klasie. Tytuł wydano w regionie PAL jako Shadow Warriors (nasza pewna rodzima produkcja zwie się bardzo podobnie), natomiast słowo-klucz "Gaiden" zostało użyte w amerykańskim przekładzie gry na tamtejszy rynek. I tak już zostało.

Dalsza część tekstu pod wideo

Z jeszcze jednego powodu branża zapamiętała 8-bitowe wariacje Ninja Gaiden. Celowo wspomniałem w poprzednim akapicie o świetnie wyreżyserowanej adekwatnie do czasów sekwencji wprowadzenia fabularnego. Nigdy wcześniej w tak wymowny i efektowny sposób nie prezentowano głównych wydarzeń napisanej historii. A przynajmniej istnieje spore grono historyków naszej branży, którzy są tego zdania. Z perspektywy czasu, sam nie pamiętam czy jakaś inna gra przygodowa z biblioteki NES posiadała tak efektowne scenki przerywnikowe opisujące fabułę ośmiobitowej, interaktywnej produkcji. Możemy więc uznać Ninja Gaiden za pewnego rodzaju prekursora w reżyserii i sposobie fabularnej ekspozycji za pomocą samych scenek między poziomami. Być może nie wszyscy się z tym zgodzą, ale to nie temat historycznych sporów. Wciąż mamy do czynienia z prawdziwą legendą hardkorowej rozgrywki. Przynajmniej w pewnym gronie weteranów grania dawniej i dziś.

Spektakularny powrót

Ninja Gaiden - krótka historia Hayabusy, czy jeszcze powróci?

Po latach przerwy, gwiazda Tecmo powróciła w wielkim stylu. Po trwającym przeszło trzy lata okresie produkcyjnym, ekskluzywnie na zachodnią platformę trafiła Ninja Gaiden (2004, Xbox). Klasyczna wersja konsoli Microsoft otrzymała świetny tytuł na wyłączność. Przykład solidnej wydajności, mocnej oprawy i wymagającej rozgrywki. Umówmy się, nie był to produkt dla przeciętnego gracza. Generalnie szlaki w projektowaniu mechaniki slasherów przetarł trzy lata wcześniej pierwszy Devil May Cry (2001, Capcom) tak gra Tecmo dokładała własne cegiełki. Przede wszystkim w oczy rzucała się znaczna szybkość animacji względem konkurencji. Starcia toczyły się w szalonym tempie natomiast Ryu dysponował wachlarzem bardzo szybkich cięć posiadaną bronią, której gra oferowała kilka odmian. Odbijanie się od pionowej powierzchni, bieg po ścianie, możliwość blokowania ataków wroga i uniki. Wszystkie te składniki rozgrywki powodowały, że Ninja Gaiden stanowiła nową jakość w gatunku. Został jeszcze jeden bardzo istotny szczegół, czyli wysoki poziom trudności. Nawet na przysłowiowym Normalu, gra dawała się we znaki, wymagała nieustannego treningu. O Souls-like jeszcze nikt wtedy nie słyszał. Jestem zdania, że produkcja Team Ninja stawia do dzisiaj większe wyzwanie. Bez lockowania na przeciwniku, wymagająca szybkiej reakcji i ciągłego poruszania się między kilkoma jednocześnie atakującymi celami. Kto grał, ten wie jak to wyglądało na poziomach Hard czy nawet Master Ninja.

Po rozszerzonej wersji gry, czyli Ninja Gaiden Blackk (2005, Xbox) dwa lata później, już na PlayStation 3 trafiła Ninja Gaiden Sigma (2007), prawdziwy remake. Jednocześnie był to mój pierwszy kontakt z serią od czasów retro-edycji. Przejście z ery SD do HD, szybszy framerate i dodatkowy content w postaci misji spowodował, że treningi Hayabusy trwały często po kilka godzin dziennie. Do dzisiaj uważam tytuł za jeden z najlepszych w bibliotece PS3. Tecmo słynie z wydawania kilkukrotnie swoich gier, lecz szkoda że nie zdecydowano o przeniesieniu gry na PS4 w edycji Remastered. W międzyczasie pojawił się jeszcze port z myślą o PlayStation Vita. Kolejne lata przyniosły wyczekiwany sequel, Ninja Gaiden 2 a następnie Sigma 2 trafiły kolejno na Xbox 360 a potem na PS3. Sequel powstał w myśl zasady więcej, szybciej i lepiej. W międzyczasie narastały kontrowersje wokół czołowego twórcy gry, którym okazał się Tomonobu Itagaki. Preferujący styl japońskiej gwiazdy rocka, nie stroniący od alkoholu czy innych używek, miał na swoim koncie zarzuty o molestowanie seksualne jednej z pracownic Tecmo. Postać bardzo charakterystyczna w japońskim gamedevie, dziś już prawie zapomniana.

Kwestia jakości i zmian wprowadzonych podczas Ninja Gaiden 3 to pierwsza od lat tendencja spadkowa. Według fanów, ta odsłona spowodowała, że seria już nigdy nie podniosła się z kolan. Pierwsze teasery sugerowały wysoki poziom brutalności i więcej niż zwykle krwi na ekranie. Team Ninja chcieli położyć również nacisk na ukazanie ludzkiej strony Ruy Hayabusy. Gra powstawała w cieniu restrukturyzacji studia, odejścia Itagakiego z Tecmo i nowym reżyserem na pokładzie, Yosuke Hayashim. Pokuszono się nawet o zaangażowanie Troya Bakera do roli słynnego ninja. Trzecia część faktycznie skupiła się na przedstawieniu historii bardziej w stosunku do poprzedników. Dialogi były napisane lepiej, podobnie jak reżyseria scen przerywnikowych oraz naprawdę dobra ścieżka dźwiękowa (utwór "A Hero Unmasked" zapada w pamięć). Od strony samej gry, fani mieli pretensje o znaczne obniżenie poziomu trudności i brak sekwencji dekapitacji kończyn względem reszty sagi. Postawiono na pewnego rodzaju filmowość i ukazanie konfliktu moralnego wewnątrz bohatera. Niestety, zatracono przez to hart ducha Ninja Gaiden i gra została lekko zbojkotowana w oczach recenzentów oraz samych graczy. Poprawiona wersja pojawiła się na rynku mniej więcej w okresie premiery Metal Gear Rising: Revengeance od Platinum Games (2013), które okazało się hitem i mimo wszystko odstawała od konkurencji -  Ninja Gaiden 3: Razor's Edge najpierw dla Wii U by później trafić na inne platformy. Rozgrywka została przekształcona bardziej w kierunku Ninja Gaiden 2. Mimo wszystko gra uważana jest za najsłabsze ogniwo cyklu Team Ninja.

Gdzie jesteś, Ryu?

Ninja Gaiden - krótka historia Hayabusy, czy jeszcze powróci?

Od kilku lat studio zajmuje się Nioh, który jako nowa marka całkiem nieźle radzi sobie na rynku. Inspiracje gatunkiem zapoczątkowanym przez From Software, wykorzystanie elementów kultury i mitologii japońskiej oraz wysoka jakość przyciągnęły miliony wymagających graczy. Ryu Hayabusa pojawia się okazjonalnie w kolejnych Dead or Alive ale czy jeszcze ujrzymy go w dawnej formie? Jako entuzjasta Ninja Gaiden wciąż po cichu mam nadzieję, że Microsoft przekona Tecmo do produkcji nowej gry z ninją w tle, specjalnie dla Xbox Series X. Jakiś czas temu krążyły takie plotki, lecz brak jakiekolwiek oficjalnego komentarza w tej sprawie. Pozostaje jedynie czekać na rozwój sytuacji, nawet minimalny.

NiOh można traktować jako nowe oczko w głowie Team Ninja. To rodzi także pytanie: czy ewentualna kontynuacja NG także poszłaby w kierunku Souls-like? Uważam, że nie jest to konieczne. Obecnie rzadko otrzymujemy wysokobudżetowe slashery. Spójrzmy na sukces Devil May Cry 5. System walki utrzymany w klasycznym stylu, dopieszczony w świetnej oprawie audiowizualnej wygenerował duże zyski dla wydawcy. Powrót Hayabusy w taki sam sposób i przy next-genowym poziomie realizacji z pewnością okazałby się sukcesem o podobnej (a może większej) skali. Wszystko w rękach twórców i wydawcy. Ja wciąż liczę na powrót mistrza.

Źródło: własne
Krzysztof Grabarczyk Strona autora
cropper