Kraj imigrantów – recenzja serialu Netflixa (2020). Budujmy mosty, nie mury

Kraj imigrantów – recenzja serialu Netflixa (2020). Budujmy mosty, nie mury

Jędrzej Dudkiewicz | 08.08.2020, 21:00

Serwis Netflix podejmuje ostatnio temat migracji. Wpierw był australijski serial fabularny Bezpaństwowcy, a dopiero co pojawiła się produkcja dokumentalna, zatytułowana Kraj imigrantów. To kolejny przykład tego, że co jak co, ale dokumenty to Netflix robi znakomite.

Twórcy serialu, Christina Clusiau i Shaul Schwarz przyglądają się, z różnych stron, temu, jak wygląda system zajmujący się obsługą ludzi, którzy chcą się dostać do Stanów Zjednoczonych i zamieszkać tam oraz podjąć pracę. W tym celu przybliżają historie migrantów, jak i rozmawiają z pracownikami ICE.

Dalsza część tekstu pod wideo

Kraj imigrantów – recenzja serialu Netflixa (2020). Budujmy mosty, nie mury

Przede wszystkim muszę powiedzieć, że jestem mocno zaskoczony tym, co udało się osiągnąć Clusiau i Schwarzowi. Mianowicie mam na myśli to, że rzadko kiedy w mediach można zobaczyć tyle nagrań z wnętrza ośrodków prowadzonych przez ICE. Twórcom serialu pozwolono wejść w zasadzie wszędzie, co jest tym bardziej imponujące i zaskakujące, że wcale nie przedstawiają instytucji zajmującej się w USA migracją w korzystnym świetle. Owszem, nie zapominają, że pracują w niej zwykli ludzie, z których wypowiedzi niekiedy wynika, że nie do końca zgadzają się z obecnie prowadzoną polityką, współczują ludziom, którzy muszą ryzykować wszystkim, by spróbować znaleźć lepsze życie w Stanach Zjednoczonych. Z drugiej strony pojawiają się tu też funkcjonariusze, którzy wyraźnie czerpią przyjemność ze ścigania i aresztowania innych, ewentualnie po prostu mówią, że to nie od nich zależy, oni tylko wykonują rozkazy i nie mają nic do powiedzenia.

Kraj imigrantów wymierzony jest jednak przede wszystkim w system, bowiem ICE jest po prostu narzędziem, którego można używać w różny sposób zależenie od tego, jaką politykę prowadzić chce administracja zasiadająca w Białym Domu. Kto kiedykolwiek słyszał Donalda Trumpa, ten wie, czego się spodziewać. Twórcy wyraźnie pokazują, jak straszne rzeczy dzieją się nie tylko na granicach USA, ale też wewnątrz kraju, gdy ściga się tych, którzy już się osiedlili w USA. Serial pełen jest badań, statystyk pokazujących, że rzeczywistość jest o wiele bardziej skomplikowana, niż czarno-biała wizja obecnego prezydenta USA. Ba, dochodzi do takich absurdów, że z kraju deportowani są… weterani Marines, którzy walczyli i przelewali krew za ten kraj, a potem pokazano im drzwi. Dla wielu jedynym sposobem na powrót jest… śmierć: wtedy ich ciało zostanie sprowadzone do USA, odbędzie się pogrzeb, w trakcie którego oddadzą żołnierzowi honory. Wcześnie jednak nie może wjechać legalnie do Stanów Zjednoczonych. Twórcy doskonale pokazują wypaczenia i patologie systemu, przybliżając chociażby tak zwaną „legalną ścieżkę” dostania się do USA. Problem w tym, że ona też nie działa, bo została obecnie tak zaprojektowana, żeby odstraszać ludzi od przyjazdu do Stanów. Ot, po prostu Trump uznał, że imigranci (a warto przypomnieć, że zdecydowana większość obywateli USA to imigranci lub potomkowie imigrantów) niszczą kraj. No chyba, że zdarzy się katastrofa, jak na przykład huragan, to wtedy potrzebna jest tania siła robocza, która będzie odbudowywać zniszczone domy. W serialu jeden odcinek jest poświęcony między innymi temu, że przedsiębiorcy wykorzystują migrantów, nie płacąc im za pracę i grożąc, że jak się będą stawiać, to wezwą policję.

Niezwykle ważnym elementem Kraju imigrantów są historie poszczególnych osób, które albo próbują się dostać do USA, albo udało im się to i teraz żyją w wiecznym strachu, do tego często bez możliwości sprowadzenia do siebie rodziny. Przyznam, że oglądanie serialu było momentami trudne do wytrzymania, bo jeśli ktoś ma choćby śladowe ilości empatii, to seans będzie dla niego wstrząsający i dogłębnie poruszający. To, ile w tych sześciu odcinkach jest cierpienia, bólu i smutku jest niemal nie do zniesienia. Tym bardziej, że ma się świadomość, że to i tak tylko wierzchołek góry lodowej, bo podobnych opowieści są setki tysięcy.

Kraj imigrantów to serial niemal wybitny. Jedyne, do czego bym się przyczepił to to, że ze dwa wątki można by nieco rozwinąć. Po pierwsze, kontekst historyczny. Kilka razy wspomina się, że owszem, administracja Trumpa idzie dalej niż którakolwiek inna i sytuacja jest najgorsza od lat. Jednocześnie poprzedni rządzący też mają sporo za uszami i wcale nie było kolorowo, jak rządził Clinton, czy Obama. Dobrze by było mocniej pokazać, że antyhumanitarna, okrutna polityka nie jest dziełem tylko Trumpa, a Stany Zjednoczone nie wyciągają wniosków i nie uczą się na błędach. Po drugie, chętnie dowiedziałbym się nieco więcej o ludziach, którzy starają się pomagać migrantom w ich sprawach. Tak, żeby lepiej wiedzieć, z czym to się wiąże, ile ich to kosztuje i co muszą poświęcać, by wspierać innych. To jednak tak naprawdę małe mankamenty. Kraj imigrantów to rewelacyjny serial, zmuszający do myślenia i który nikogo nie pozostawi obojętnym. Z całego serca polecam obejrzeć.

Atuty

  • Pokazuje mnóstwo aspektów, problemów i patologii systemu zajmującego się migracją do USA;
  • Wstrząsający, poruszający i zmuszający do myślenia

Wady

  • Dwa wątki można by nieco rozbudować

Kraj imigrantów to nie tylko kolejny dowód na to, że Netflix robi świetne dokumenty. To wręcz jedna z najlepszych tego typu produkcji, które można znaleźć w tym serwisie.

9,0
Jędrzej Dudkiewicz Strona autora
Miłość do filmów zaczęła się, gdy tata powiedział mi i bratu, że "hej, są takie filmy, które musimy obejrzeć". Była to stara trylogia Star Wars. Od tego czasu przybyło mnóstwo filmów, seriali, ale też książek i oczywiście – od czasu do czasu – fajnych gier.
cropper