The Umbrella Academy – recenzja 2 sezonu serialu Netflixa (2020). Więcej tego samego

The Umbrella Academy – recenzja 2 sezonu serialu Netflixa (2020). Więcej tego samego

Piotrek Kamiński | 03.08.2020, 21:00

Kiedy żona powiedziała mi rok temu, że nowy serial o superbohaterach od Netflixa jest naprawdę dobry, nie chciałem jej wierzyć. Jacyś dziwni ci bohaterowie. Gdzie ich stroje? Co to za kolorowe piórka? I jeszcze gadająca małpa. Olałem temat. Trochę jest mi teraz wstyd, bo pierwszy sezon był świetny. Swoje za uszami miał, wiadomo, ale generalnie było to dziesięć pełnych akcji i ciekawych pomysłów odcinków. A drugi sezon? Drugi sezon jest taki sam - z wszystkimi tego wadami i zaletami.

Jak zawsze niezastąpiony Nick Offerman powiedział w 22 Jump Street: "Zróbcie to samo co poprzednim razem, a wszyscy będą zadowoleni". Jest to żelazna zasada tworzenia kontynuacji, bo ludzie (a przynajmniej ich ogół) nie chcą tak naprawdę nowości. Nasze mózgi uwalniają więcej endorfiny, kiedy są już z czymś zaznajomione, kiedy nie czują się w danej sytuacji obco. Dlatego na przykład u niektórych wielkich kompozytorów uwertura prezentuje motywy, które później usłyszymy w głównej części opery, czy baletu. Wiedzą o tym najwyraźniej i twórcy The Umbrella Academy, bo ich drugie podejście, pod płaszczem zupełnie nowej historii, skrywa z grubsza ten sam szkielet, na którym powstał sezon pierwszy. Z jednej strony nie ma w tym niczego złego, bo jeśli coś działa, to po co to naprawiać, z drugiej czasami dosyć boleśnie rzuca się w oczy, co potrafi wyrwać co bardziej uważnych widzów z seansu.

Dalsza część tekstu pod wideo

The Umbrella Academy – recenzja 2 sezonu serialu Netflixa (2020). Więcej tego samego

The Umbrella Academy – Recenzja drugiego sezonu serialu Netflixa (2020). Prawdziwie silni są kiedy działają razem

Aby uratować siebie i swoich bliskich przed zagładą, Numer Pięć przeniósł członków Akademii Umbrella w przeszłość. Ale skakanie w czasie nie jest tak proste, jak w przestrzeni, więc ostatecznie cała szóstka wylądowała w tym samym miejscu, ale za to o innym czasie. W roku 1963, na tydzień przed zabójstwem prezydenta Stanów Zjednoczonych, Johna Kennedy'ego, w przeszłości ląduje ostatni z szóstki bohaterów, wspomniany już Pięć. Ale nie zanim nie zobaczył co stanie się za dosłownie kilka dni - kolejna apokalipsa. Świat w ogniu, zniszczony wojną nuklearną. Naszym bohaterom udało się uciec przed końcem świata, ale ten podążył za nimi do przeszłości. Raz jeszcze trzeba będzie spróbować ustalić co takiego spowoduje koniec i jak temu zapobiec. Lekko nie będzie, jako, że najpierw trzeba ponownie zebrać do kupy całą drużynę, a ta nie za bardzo ma na to chęć. Rozczarowany swoim dotychczasowym życiem Luther spędza teraz swój czas będąc gorylem (dosłownie i w przenośni) właściciela miejscowego klubu nocnego, pana Jacka Ruby'ego - którego znawcy historii mogą kojarzyć jako osobę istotną dla wydarzeń wokół zabójstwa Kennedy'ego - i tłukąc się wieczorami na nielegalnych galach bokserskich. Klaus, jak to Klaus, czystym przypadkiem założył sektę, która wielbi go niczym boga, a którą to sektą zdążył się już znudzić i stara się od niej uciec. Allison raz jeszcze olała swoje uczucia do Luthera i założyła nową rodzinę.  Diego siedzi w wariatkowie, a Vanya została potrącona przez samochód zaraz po pojawieniu się w przeszłości i, zupełnie jak Marty McFly, mieszka teraz z ludźmi, którzy ją rozjechali (na tym podobieństwa do Powrotu do Przyszłości się nie kończą, ale to już spoilery, więc ćśśś...).

Fabuła znowuż opiera się o ten sam szkielet. Każdy z Hargreevesów zajęty jest swoimi sprawami i niespecjalnie interesuje ich, że Pięć wieści koniec świata. Ostatecznie wszystkie ich wątki splotą się w jedną całość, ale nastąpi to czystym przypadkiem. Z jednej strony jest to oczywisty minus, z drugiej postacie wymyślone przez Gerarda Waya (swoją drogą, kto by się spodziewał,  że wokalista My Chemical Romance napisze tak ciekawy komiks) są tak wyraziste i interesujące, że eksploracja ich bardzo charakterystycznych osobowości jest czymś jak najbardziej pożądanym. Napisałem tu wcześniej cały akapit na temat tego przez co przechodzą kolejni bohaterowie, ale stwierdziłem, że równie dobrze mógłbym wtedy po prostu opisać Ci tu całą fabułę i oszczędzić osiem godzin życia, ale wyrządziłbym Ci tym samym ogromną krzywdę, jako, że The Umbrella Academy powinno się obejrzeć samemu. Choreografia walk i efekty specjalne, zwłaszcza jak na serial, stoją na naprawdę dobrym poziomie. Bohaterowie walczą w charakterystyczny dla siebie sposób, kamera nie boi się dłuższych, szerokich ujęć, które pozwalają nam docenić pracę kaskaderów, a intrygująca zabawa światłem i cieniem nadaje kolejnym starciom unikalnego charakteru.

The Umbrella Academy – Recenzja drugiego sezonu serialu Netflixa (2020). Ile można popełniać te same błędy?!

Tym co najbardziej przeszkadzało mi w pierwszym sezonie serialu było zbytnie przywiązanie do schematów (lekka, wpadająca w ucho muzyka podczas scen walki była fajna za pierwszym, drugim i może trzecim razem, ale później ratował ją już tylko fakt, że cały soundtrack serialu jest świetny, bo sam motyw zaczął solidnie trącić myszką) i nieskończona głupota bohaterów. Nie było chyba widza na tym świecie, który nie domyślił się, w jaki sposób skończy się świat. Można się kłócić, że to dlatego, że my, jako widzowie, wiemy więcej niż bohaterowie, ale nawet kiedy bliżej końca wszyscy wiedzieli już jak potężną mocą dysponuje Vanya, wciąż naiwnie myśleli, że powstrzymali apokalipsę, bo zwykły typek bez ŻADNYCH mocy nie żyje. A rozchwiana emocjonalnie siostra, która może nas wszystkich pozabijać jednym ruchem ręki? Zamknijmy ją w piwnicy, której panicznie się boi. Będzie dobrze.

Nie inaczej jest i tym razem. Stałe elementy składowe jak killerski soundtrack załączający się w scenach walki, pozostawianie przy życiu cholernie niebezpiecznych ludzi, mimo, że spokojnie można się ich pozbyć i nie mieć później problemu - wszystko to powraca ze zdwojoną siłą. Ale to nie zauważanie zależności między tym co dzieje się teraz, a co wiemy, że wydarzy się już wkrótce boli chyba najbardziej. Kiedy my, widzowie, wiemy już doskonale w jakim kierunku zmierza historia, a bohaterowie wciąż błądzą w ciemnościach nie potrafiąc zauważyć, że dwa i dwa daje cztery. Apogeum tej głupoty nastąpiło (a przynajmmniej tak myślałem w pierwszej sekundzie) pod koniec historii, kiedy raz jeszcze rodzeństwo zapomina jak ważnym jest aby trzymali się razem, bo jako rodzina mogą więcej - bardzo wyraźny, najgłośniej rozbrzmiewający motyw całego serialu - i postanawia pozostawić jedną osobę samą sobie, bo mają teraz na głowie coś ważniejszego. Na szczęście już chwilę później scenarzyści zdają się wykrzykiwać "tylko żartowaliśmy!", bo rodzeństwo wreszcie zaczyna zachowywać się tak, jak powinno. Ewidentnie scenarzyści usłyszeli krytykę widzów po pierwszym sezonie i postanowili w pokazać to w taki zabawny, wywracający nasze oczekiwania sposób.

The Umbrella Academy to pełna zwrotów akcji historia o tym jak ważnym jest aby w rodzinie zawsze być dla siebie nawzajem oparciem i jak wypaczenie tej podstawy podstaw może zniszczyć nasze życie. To esencja mantry Cliffa Bleszinskiego "bigger, better more badass". Serial, który bierze całość tego, co udało się wypracować w pierwszym sezonie i podkręca ją do 11 (kto pamięta do czego to odniesienie?!). Efektem jest jeszcze bardziej zakręcona intryga, którą tym razem oparto na wydarzeniach historycznych - zagranie bardzo typowo kojimowe i miejscami ma się wręcz wrażenie, że bardzo świadomie kojimowe. Nie wszystko co widzimy ma może sens, a niektóre motywy i cechy bohaterów zdążyły się już pewnie wszystkim przejeść, ale piękne scenografie, świetna ścieżka dźwiękowa i zapadające w pamięć postacie rekompensują te drobne niedociągnięcia z nawiązką. Przydałaby mi się teraz moc Numeru Pięć, bo nie wiem, jak wytrzymam do przyszłego roku. Zostawianie widzów z tak ostrymi cliffhangerami powinno być zabronione.

Atuty

  • Świetnie ukazany klimat lat 60.;
  • Niezmiennie doskonała ścieżka dźwiękowa;
  • Cała obsada robi bardzo dobrą robotę;
  • Masa ciekawych zwrotów akcji;
  • Bardzo dobra choreografia

Wady

  • Bardzo podobny do pierwszego sezonu;
  • Powtarzalność motywów;
  • Czasami mało wiarygodne decyzje bohaterów

Drugi sezon The Umbrella Academy zadowoli wszystkich fanów pierwszych 10 odcinków. Jeszcze lepsza intryga, jeszcze więcej akcji, jeszcze zabawniejszy Klaus. Ja już czekam na trzeci sezon.

8,5
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper