Metal Gear Solid 4 - ostatni zewnętrzny tytuł na wyłączność?

Metal Gear Solid 4 - ostatni zewnętrzny tytuł na wyłączność?

Krzysztof Grabarczyk | 30.07.2020, 21:45

Czerwiec, 2008 rok. Branża gier zaczyna mocno wbijać się w świadomość masowego konsumenta. Coraz bardziej popularny staje się termin "casual gaming". Tymczasem Konami wydaje na rynek Metal Gear Solid 4: Guns of the Patriots, ostatnią w kolejności fabularnej odsłonę marki. Jako tytuł na wyłączność dla PlayStation 3. Prawdopodobnie był to ostatni exclusive od zewnętrznego wydawcy.

Nie ukrywam, że sam kupiłem PS3 ze względu na dedykowaną premierę Guns of the Patriots. W tamtym czasie seria Metal Gear prawdopodobnie osiągnęła szczyt swojej popularności, nie tylko za sprawą częstych konferencji i pokazów z udziałem Hideo, który obiecywał między innymi rosnące wąsy bohatera w czasie rzeczywistym. Wskazywało to na obecność w grze cyklu dobowego, czyli coś co gracze otrzymali dopiero w Phantom Pain. Jak wyszło, wszyscy wiemy. Przynajmniej słowa Kojimy zostały na zawsze zapamiętane jako najbardziej groteskowe obietnice w ciągu dekady. 

Dalsza część tekstu pod wideo

Obietnice aż do premiery

Metal Gear Solid 4 - ostatni zewnętrzny tytuł na wyłączność?

Ogromny hype train towarzyszący okresowi przedpremierowemu napędzał nie tylko sprzedaż nowej konsoli Sony ale także tworzył nadzieję na najbardziej emocjonalne domknięcie bogatej historii przedstawionej w całym już rozbudowanym uniwersum. Poprzeczka jaką postawiono już przy Metal Gear Solid 3: Snake Eater (2005) była bardzo trudna do przeskoczenia. Każdorazowe pojawienie się gry na targach z reguły owocowało długim zwiastunem lub materiałem z rozgrywki i obowiązkowemu wystąpieniu Hideo. Po kilku przesunięciach terminu premiery, ostatecznie MGS4: Guns of the Patriots trafił do globalnej sprzedaży 12 czerwca, 2008 roku. Tym samym można śmiało rzec, że tego dnia zakończyła się era tytułów na wyłączność od third - party developerów.

Zachwytom nie było końca wśród światowych i rodzimych recenzentów. PSX Extreme wystawiło wtedy grze notę 10-, którą podsumował pamiętny cytat autora (Koso) - "najpiękniejszy epos o wojnie, honorze i przemijaniu". Chyba nie widziałem wtedy lepszego podsumowania w recenzjach gry. Do dziś trwają spory o słuszności poprowadzenia końcowego rozwinięcia wielu wątków w decydującej odsłonie. Osobiście jestem zdania, że scenarzyści wyszli z tego wyzwania obronną ręką. Początkowo decyzja o nagłym postarzeniu się głównego bohatera wydała mi się nie tyle dziwna co nawet ryzykowna. Chociaż muszę przyznać, że moja świadomość jako gracza była wtedy jeszcze na nieco innym poziomie. W kwestii doboru i designu postaci byłem zdania, że zawsze musiała być to persona praktycznie wpisującą się w standardy twardych i efekciarsko zaprojektowanych modeli postaci. Poprzednie Metal Geary poniekąd z tego słynęły.

Solid Snake czy Big Boss zawsze błyszczeli na tym polu, nie wspominając już o antagonistach pokroju Gray Foxa, Sniper Wolf czy nawet the Sorrow z MGS3. Mimo wszystko, koncepcja starego węża z trudem odnajdującego się w nowej rzeczywistości nanomaszyn i nieuniknionej kontroli przepływu wszelkich informacji za pośrednictwem wyhodowanych SI wpasowała się w całokształt historii i nawet rozgrywki. Stanowiło to także pewnego rodzaju przesłanie o stopniowym odejściu takich bohaterów na okres ponad dekady jak się później okazało. W końcu nowego pełnokrwistego Metala dostaliśmy prawie 7 lat później i to też w nieco zmienionej formie, nieznanej wcześniej w sadze. 

Koniec sagi

Metal Gear Solid 4 - ostatni zewnętrzny tytuł na wyłączność?

Tymczasem MGS4 bardzo mocno skupiał się na zamknięciu fabuły całej sagi. W założeniach scenariusza miał nie pozostawiać po sobie żadnych pytań i ewentualnych niedomówień. Czy tak się stało w istocie? I tak i nie. Chociaż gra stara się wraz z każdym z pięciu aktów zaspokajać ciekawość gracza to do pełnego zrozumienia wymagała szerokiej znajomości serii. Nic dziwnego przy takim nawarstwieniu wątków i wydarzeń na przestrzeni tych wszystkich lat. Wtedy aby zachęcić nowych odbiorców, Konami udostępniło za pośrednictwem PlayStation Store aplikację uzupełniającą, czyli MGS4 Database. Mogliśmy tam znaleźć wszelkie informacje o wszystkich kluczowych i pobocznych wydarzeniach jakie miały miejsce w MGS oraz szczegółowe opisy bohaterów, organizacji, itd. 

Zamysł bardzo dobry lecz nigdy nie mógł zastąpić własnych doświadczeń w obcowaniu z marką. Guns of the Patriots był trochę jak taki filmowy festiwal, pełny kojimowskich zagrywek, rozemocjonowanych postaci, przewijaniem się momentów groteskowych z dramatycznymi i kwestiami dialogowymi podejmującymi tematy zarówno poważne jak i te zupełnie przypadkowe. I nawet po latach jestem w stanie stwierdzić, że nadal ma to swój urok. W końcu mamy do czynienia z produktem japońskim lecz i tak udało się zespołowi zachować względny balans spójności. Do tego gra pełna jest easter eggów i nawiązań do poprzedniczek. Takie ponowne przybycie na Shadow Moses zapamiętałem na długo.

Od strony technicznej już nawet podczas premiery gry padały w stronę Kojima Productions zarzuty o zbyt archaiczne podejście do tematu rozgrywki. Na wstępie czekała na nas przymusowa instalacja, i potem praktycznie przy każdym rozpoczęciu nowego rozdziału. Ciężko określić czy wynikało to z egzotycznej architektury konsoli czy słabszej optymalizacji ze strony programistów. Ekran ładowania miał umilać nam widok palącego papierosa Snake'a i jednoczesne komunikaty o szkodliwych dla zdrowia skutkach palenia oraz innych rekomendacjach związanych ze zdrowiem. Pod względem wizualnym MGS4 był nierówny już na premierę. Pierwsze lokacje na Bliskim Wschodzie odstawały jakością wykonania otoczenia od etapów w dalszej części gry. To tylko potwierdzało dzielący je okres prac. Grę pierwszy raz zaprezentowano na przełomie 2005/2006 i już wtedy sugerowała akcję na tych terytoriach. Jednak gra nadrabiała szczegółowym wykonaniem modeli postaci oraz wrogów. 

Stary człowiek, a może

Metal Gear Solid 4 - ostatni zewnętrzny tytuł na wyłączność?

Animacje poruszania się maszyn o nazwie Gekko czy wędrujących patroli robiły swoje. Sam Snake pod tym kątem rządził. Może nie rosły mu wąsy jak chciał początkowo Hideo ale widać było na jego twarzy wszelkie zmarszczki i ogólne zmęczenie spowodowany przyspieszonym starzeniem wskutek efektów ubocznych wirusa FoxDie. Bohater czasem nawet łapał się za plecy kiedy zbyt długo poruszaliśmy się w pozycji wychylonej. Świetne wrażenie do dziś robi także reżyseria przerywników filmowych zrealizowanych w pełni na silniku gry. Szerokopasmowe ujęcia połączone z gwałtownym zmianami kąta widzenia kamery dodają niezwykłej filmowości (zresztą kunszt reżyserski studia widać też w wydanym w listopadzie Death Stranding). Kadry z finalnego starcia do dziś prezentują się wybornie. Co do tego nie ma żadnych wątpliwości, że MGS4 został należycie dopracowany pod względem ogólnego przekazu. 

Wprawdzie lokacje były posegregowane na mniejsze sekcje z obowiązkowymi ekranami ładowania to grało mi się dobrze. Typowo emgieesowy gameplay został poprawiony dzięki usprawnieniu modelowi wymiany ognia. W dodatku każda broń oferowała opcje kustomizacji a sklep Drabina w określonym dniu tygodnia oferował kilkunastoprocentowe zniżki na broń. Contentu do odblokowania było całe mnóstwo, od przeszło pięćdziesięciu emblematów po liczne znajdźki w samej grze. Kolejną nowością był specjalny kombinezon Octocamo z możliwością adaptacji do otoczenia. Płynne zmienianie koloru już wtedy wyglądało wybornie. No i ta muzyka, którą ostatni raz na potrzeby sagi skomponował Harry Gregson - Williams.

Stary Wąż na emeryturze

Jeszcze przed premierą Hideo twierdził, że podczas konferencji w konflikt zbrojny między frakcjami będziemy mieli możliwość opowiedzenia się po każdej z obu stron. Tak się niestety nie działo, ponieważ pomagać mogliśmy jedynie rebeliantom. Pozornie obietnica zostania częściowo spełniona. Patrząc na większość zalet i wad MGS4 okazuje się, że to jeszcze bardziej kontrowersyjna część niż Metal Gear Solid 2: Sons of Liberty. W przypadku sequela mieliśmy do czynienia z celowym zabiegiem odtworzenia misji z Shadow Moses przy udziale Raidena (obecnego także w MGS4) co niektórzy recenzenci uznali za odtwórczość a przecież historia potem świetnie to dopełniła. Wracając jednak do początku tego wpisu o ekskluzywności gry dla konsoli Sony - Konami nigdy później nie zdecydowało o wydaniu gry na inne platformy. Nie dostaliśmy nawet zremasterowanej edycji po latach. Nie ukrywam, że sam chętnie zagrałbym w taką odświeżoną wersję na PS4 czy Xbox One. 

Kilka miesięcy po premierze pojawiały się fejkowe zdjęcia wydań na X360 na czterech płytach DVD, w powijakach miała być wersja na nieujawnioną jeszcze PS Vita. Ostatecznie produkcja do dziś nie ukazała się na żadnym innym sprzęcie, doczekała się jedynie specjalnej edycji pudełkowej w ramach 25.lecia marki. Być może w tym wszystkim chodzi o umowy licencyjne chociaż marka należy w pełni do Konami. Po 12 latach od pojawienia się gry na rynku ta nadal ma w sobie jeszcze coś grywalnego. I choć nie zagracie na niczym innym poza PS3 to warto przypomnieć sobie jak wygląda zakończenie historii wielkiej serii Metal Gear. Serii, która prawdopodobnie nie podniesie się już z kolan wskutek nie do końca racjonalnej w ostatnich latach polityki Konami. Ale to już inna historia.

Krzysztof Grabarczyk Strona autora
cropper