The Old Guard – recenzja filmu. (Nie)śmiertelna nuda

The Old Guard – recenzja filmu. (Nie)śmiertelna nuda

Jędrzej Dudkiewicz | 09.07.2020, 21:00

To jedna z największych zagadek ludzkości – czemu większość oryginalnych filmów Netflixa jest zazwyczaj średnia (albo i słaba)? Co o tym decyduje, z czego wynika? Nie mam pojęcia. Nawet produkcje, które zapowiadają się całkiem ciekawie, mają potencjał zwykle okazują się rozczarowaniem. Najświeższym tego przykładem jest The Old Guard.

Andy jest przywódczynią czteroosobowej grupy świetnie wyszkolonych wojowników. To w zasadzie mała armia, tym bardziej, że jej członkowie są praktycznie… nieśmiertelni. W związku z tym najmuje się ich do najtrudniejszych misji. Tyle, że szybko okaże się, iż na ich specjalne zdolności czyha szef wielkiej firmy farmaceutycznej.

Dalsza część tekstu pod wideo

The Old Guard – recenzja filmu. (Nie)śmiertelna nuda

The Old Guard – dużo gadania, mało akcji

Wydawałoby się, że film o grupie nieśmiertelnych, którzy widzieli wszystko i od wieków towarzyszą ludzkości, zwykle walcząc na rzecz jej dobra powinien być bardzo ekscytujący. Niestety twórcy popełniają dokładnie ten sam błąd, co osoby odpowiedzialne za totalnie paździerzowy X-Men Geneza: Wolverine. Tam też zamiast produkcji pokazującej, jak Logan brał udział w najważniejszych wydarzeniach w naszej historii dostajemy przybliżającą to kilkuminutową sekwencję, a potem do głosu dochodzi idiotyczna i przede wszystkim o wiele mniej zajmująca fabuła (o tym czymś, co miało być Deadpoolem nie wspominając). W The Old Guard widz otrzymuje ledwie kilka retrospekcji przygód naszych bohaterów. Reszta nie jest oczywiście tak zła, jak geneza Rosomaka, ale trudno powiedzieć, by był to niesamowicie wciągający film. Po pierwsze, historia jest całkowicie przewidywalna (i to z dużym wyprzedzeniem). Po drugie, poza czterema, niezbyt zresztą długimi – poza ostatnią – scenami akcji, raczeni jesteśmy głównie rozmowami. Od biedy można byłoby docenić, że twórcy starają się powiedzieć coś o tym, że człowiek zawsze marzył o nieśmiertelności, ale zupełnie nie wie, z czym się ona wiąże. W zasadzie każda z postaci, na czele z Andy i jej przyjacielem Bookerem jest bardzo zmęczona tym, że nie może umrzeć, zwłaszcza, że w związku z tym widzieli oni mnóstwo cierpienia oraz trudno jest się im – z oczywistych względów – do kogokolwiek przywiązać. Pojawia się tu też wątek złej firmy farmaceutycznej, której szef pięknie mówi o dobru ludzkości, postępie i likwidacji chorób, etc., ale – co za niespodzianka – naprawdę chce po prostu zarobić jak najwięcej pieniędzy, robiąc najgorsze rzeczy w myśl sentencji, że cel uświęca środki. Szkoda tylko, że większość dialogów przybliżająca rozterki bohaterów jest nudna, a często też mocno pretensjonalna. W The Old Guard na dobrą sprawę dzieje się niewiele, wszystko jest standardowe i pozbawione życia. Wygląda to trochę tak, jakby twórcy chcieli zrobić produkcję odzwierciedlającą patrzenie na świat bohaterów: pozbawione ekscytacji i zaskoczenia czymkolwiek. Trudno jednak, żeby odbiorca był w związku z tym zafascynowany tym, co dzieje się na ekranie.

The Old Guard – takie sobie postacie

Gdyby jeszcze chociaż w związku z tymi wszystkimi rozmowami okazało się, że postacie są rzeczywiście dobrze napisane i ciekawe, to pewnie dałoby się to wszystko jakoś przeżyć. Ale tak nie jest. Andy, mimo wszystko porządnie grana przez Charlize Theron (nie schodzi ona raczej poniżej pewnego poziomu), jest sfrustrowana, przepełniona poczuciem winy i brakiem wiary w to, co robi. W zasadzie to samo można powiedzieć o Bookerze, w którego wcielił się lubiany przeze mnie Matthias Schoenaerts. Ich relację w sumie można uznać za przyzwoicie wykreowaną. Gorzej jest z resztą. Joe i Nicky się bardzo kochają i to w zasadzie tyle. Nowa w ekipie Nile zmaga się wpierw z brakiem akceptacji tego, że jest nieśmiertelna, a potem stopniowo zaczyna rozumieć swoją nową rolę (standard). Chiwetel Ejiofor nie ma tu zupełnie nic do roboty i do grania, a Harry Melling (znany głównie z tego, że grał Dudleya Dursleya w serii o Harrym Potterze) jest nieprawdopodobnie nijakim czarnym charakterem.

The Old Guard jest zatem kolejnym filmem Netflixa, który miał w sobie potencjał, ale nie został on wydobyty na powierzchnię. Owszem, ogląda się tę produkcję bez bólu (chociaż przydałoby się ją nieco skrócić), sceny akcji nakręcone są na solidnym poziomie (ale też nie jest to nic, co by specjalnie zapadało w pamięć). Brakuje tu jednak życia, energii, lepszego pomysłu na to, jak ugryźć całkiem fajny pomysł wyjściowy. Kto wie, może uda się to osiągnąć w sequelu, bo zakończenie jasno sugeruje, że jest szansa na kontynuację.

Atuty

  • Fajny pomysł wyjściowy…;
  • Niezłe sceny akcji;
  • Przyzwoite aktorstwo

Wady

  • …Ale zupełnie niewykorzystany;
  • Sporo nudy;
  • Większość postaci nijaka;
  • Za dużo gadania, zwłaszcza, że bywa ono pretensjonalne

The Old Guard to typowy średniak – można obejrzeć, ale bardzo szybko się o tej produkcji zapomni.

5,0
Jędrzej Dudkiewicz Strona autora
Miłość do filmów zaczęła się, gdy tata powiedział mi i bratu, że "hej, są takie filmy, które musimy obejrzeć". Była to stara trylogia Star Wars. Od tego czasu przybyło mnóstwo filmów, seriali, ale też książek i oczywiście – od czasu do czasu – fajnych gier.
cropper