Kojima to Ludens? Death Stranding - wyjątkowe dzieło naszych czasów

Kojima to Ludens? Death Stranding - wyjątkowe dzieło naszych czasów

Krzysztof Grabarczyk | 09.07.2020, 20:00

Po zakończeniu współpracy Hideo Kojimy z Konami byłem ciekaw jak dalej potoczy się kariera jednej z najbardziej charakterystycznych osobistości w branży. Zapowiedziane w 2016 roku Death Stranding praktycznie do samego końca pozostawało pewnego rodzaju zagadką. Efekt końcowy w moich oczach przeszedł najśmielsze oczekiwania. 

"Symulator chodzenia" lub częściej "symulator kuriera" - najczęściej te dwie opinie przewijały się w okresie przedpremierowym i nadal spotykam się z tego typu stwierdzeniami. I poniekąd się z nimi zgadzam. Dlaczego? Bo produkcja traktuje o przemieszczaniu się z punktu A do B. Jak zdecydowana większość gier istniejących na rynku od dawien dawna. Każdy tytuł w końcu opiera się na dotarciu do określonego celu. W zależności od gatunku i konstrukcji świata celem gracza jest w zdecydowanej większości dotarcie do konkretnego miejsca czy celu. Death Stranding jednak kładzie olbrzymi nacisk na mechanikę poruszania się postacią. Ten aspekt, który wydawałoby się jest elementem tak samo oczywistym jak naciśnięcie przycisku Start został tutaj podany w sposób wręcz uzależniający.

Dalsza część tekstu pod wideo

Tak naprawdę niewiele tytułów przykłada się do aspektu poruszania się bohaterem w tak dużym stopniu. Death Stranding rozwinął ten mechanizm do maksimum. Kiedy ostatnio mieliście okazję delektować się samym chodzeniem podczas gry? To jest właśnie przygoda sama w sobie. Realizowanie kolejnych zleceń dostawy, planowanie tras i w końcu samo przemierzanie pofragmentowanych Stanów Zjednoczonych zapewniło mi przeszło 90 godzin przy konsoli. Jak na rzekomo "nudną i powtarzalną" perspektywę według niektórych jest to dość pokaźny wynik. Kojima Productions już przy okazji Metal Gear Solid V: The Phantom Pain udowodnili, że potrafią zaprojektować solidny model rozgrywki.

Kojimowskie zagrywki

Kojima to Ludens? Death Stranding - wyjątkowe dzieło naszych czasów

Produkcja wzbudziła duże emocje. Nie tylko ze względu na nazwisko Hideo Kojimy ale także ze względu na niecodzienne decyzje projektowe. Tak naprawdę, mamy do czynienia z bardzo rzadkim zjawiskiem i chyba pierwszym tego typu w aktualnej generacji. Death Stranding jawi się jako produkt wysokobudżetowy, z kategorii AAA natomiast koncepcja samego rdzenia rozgrywki stanowi bardziej preferencje gier z segmentu AA. To absolutnie niecodziennie podejście przy doborowej obsadzie aktorskiej, świetnej jakości technicznej i typowo kojimowskim zagrywkom zaowocowało jedną z najciekawszych gier ostatnich lat. Nie pamiętam kiedy rozgrywka uzależniła mnie w takim stopniu, że przez kilka godzin robiłem w gruncie rzeczy to samo bez jakiekolwiek uczucia znużenia.

Dlatego chylę czoła projektantom za bezbłędne zrealizowanie swojej wizji końcowej. Jeśli taka propozycja powoduje, że jako gracz z wieloletnim stażem przepadam na tyle godzin to nie można mówić o słabej pozycji. Co więcej, Death Stranding bardzo zyskało w ogólnym odbiorze przez wydarzenia ostatnich miesięcy kiedy lockdown zmusił kurierów do wytężonej pracy w obliczu niepewnej przyszłości i ryzyka. Zupełnie jak główny bohater, Sam Bridges. Czy możemy zatem mówić o proroczej zapowiedzi ze strony autorów gry? To może zbyt dosłowne określenie ale przesłanie kryjące się za Wdarciem Śmierci trafia niemal w sedno dzisiejszej rzeczywistości.

Uzależniające dostarczanie przesyłek i satysfakcja towarzysząca pomyślnie wykonanym zleceniom to tylko jeden z wielu atutów gry. Warto przyjrzeć się otaczającemu gracza światu i wszelkim zjawiskom. Samotne przemierzanie wielu kilometrów w imię odbudowy więzi międzyludzkich powoduje, że nasza misja nabiera podwójnego znaczenia. Wiele razy zwyczajnie siadałem nad strumykiem albo pasmem górskim i podziwiałem nowe oblicze natury. Czuć w powietrzu atmosferę wzajemnej izolacji i strach przed wyjściem na powierzchnię tych, którzy zdecydowali się pozostać w bunkrach.

Chociaż rzadko podczas rozgrywki spotkamy fizyczne postacie (pomijam MUŁy, czyli uzależnionych od pracy kurierów) i zdecydowanie więcej konwersacji czeka nas z hologramami reprezentującymi sylwetki NPC tak mimo ogarniającej bohatera samotności widzimy powstające między postaciami łącze mentalne. Można to nazwać takim niedosłownym "światełkiem w tunelu". Każdy odkryty prepers okazuje się też kimś znanym z branży medialnej. Mnie osobiście najbardziej zaskoczyła obecność Geoff'a Keighley'a od lat prowadzącego gale the Game Awards. W grze ukazany jako "fan Ludensa" oddaje hołd dla czołowego twórcy, Hideo Kojimy. Jeśli znacie wspólną historię obu panów to wiecie co mam na myśli.

Wdarcie Śmierci

Kojima to Ludens? Death Stranding - wyjątkowe dzieło naszych czasów

Pisząc o Death Stranding nie można zapomnieć o warstwie fabularnej. Przyznam szczerze, że sam nie spodziewałem się takiej pomysłowości i sposobu przedstawienia całej historii. Chyba nikt wcześniej nie zdecydował się na taki pastisz niewytłumaczalnych zjawisk i okolicznościom z nimi związanych. Sama obecność wynurzonych poprzedzona tytułowym Wdarciem Śmierci i pojawiające się w określonych miejscach deszcze temporalne przyspieszające proces starzenia się to materiał na pracę naukową. Chociaż kwestia następstw śmierci podejmowanej przez grę bazuje na wierzeniach starożytnych Egipcjan tak otoczka zrealizowano wokół tych wierzeń to małe mistrzostwo.

Diabeł jak zawsze tkwi w szczegółach. Praktycznie każdy element anomalii zachodzących w świecie został w sposób racjonalny wyjaśniony. Gra jest pełna informacji o uniwersum szczegółowo opisując pojawiające się postacie, frakcje, pierwiastek znany jako chiralium czy nawet poruszając historię współczesnego świata. W trakcie gry otrzymujemy mnóstwo maili od zleceniodawców dzięki czemu tytuł oferuje nam bardzo dużo dodatkowej treści poszerzającej wiedzę o świecie i nie tylko. Uwielbiam czytać takie ciekawostki jako miłośnik gier dla pojedynczego gracza. Death Stranding to prawdziwa encyklopedia w swojej kategorii. 

Sposób narracji bardzo kojarzył mi się z Metal Gear Solid 4: Guns of the Patriots (2008, PlayStation 3). Charakterystyczne zbliżenia kamery oraz szerokopasmowe ujęcia już wtedy ukazywały reżyserski potencjał studia. Death Stranding świetnie to rozwija. Tutaj bohaterowie są wręcz czasem przeładowani emocjonalnie, a dialogi praktycznie zawsze współgrają z licznymi gestami w trakcie rozmów co podkreśla ekspresyjne zaangażowanie aktorów. Norman Reedus, Troy Baker, Mads Mikkelsen czy Lea Seadux tworzą prawdziwy spektakl i zderzenie umiejętności improwizacji. Postacie Higgs'a czy Fragile do dziś mam w głowie z uwagi na ich historię i przedstawione motywacje jakimi kierują się w swoich poczynaniach. Cierpiący na hafefobię Sam Bridges w wykonaniu Reedus'a to przykład introwertyka z czasem odnajdującego sens swojej podróży i powoli otwierającego się po traumatycznej przeszłości. A to tylko namiastka wielu bardzo ciekawych relacji w grze. Są jeszcze choćby Mama, Heartmann i wielu pobocznych prepersów z własnymi poglądami na nowe oblicze rzeczywistości. Coś niebywałego. 

W oparach Dark Souls

Możliwość korzystania z przedmiotów innych graczy i opcja przekazywania niedostarczonego towaru to rozwiązanie wyraźnie inspirowane cyklem Dark Souls. Podane jednak w wyrafinowanym stylu i tworzące poczucie łączenia się z innymi. Takie jest właśnie Death Stranding. Gra o szeroko pojętym planowaniu, setkach menusów z których żadna opcja nie jest ani zbędna ani dodana na siłę. Przyznam szczerze, że po zakończeniu prac nad MGS 5 byłem zdania jakoby Hideo nie potrafił zrobić już nic poza serią Metal Gear. Legendarny wizjoner bardzo mnie zaskoczył. Nie osiadł na laurach, praktycznie z większością dawnego zespołu i pod skrzydłami potężnego sojusznika czyli Sony postanowił stworzyć coś nowego, niecodziennego. Udało im się.

Nawiązując to zapytania w tytule tekstu. Czy Hideo Kojima jest właśnie takim Ludensem? Myślę, że tak. Według tej doktryny podstawą jest zabawa, gry i współzawodnictwo. Stosowane jako źródło masowego przekazu ma to swoje zastosowanie właśnie choćby w Death Stranding. Ludens to w końcu nowa maskotka studia. Natomiast jego wygląd astronauty to ciekawa historia. Dwadzieścia lat przed Death Stranding w głowie Hideo narodziła się koncepcja samotnego astronauty wędrującego po Księżycu. Zapamiętał to Yoji Shinkawa, który zaprojektował finalny wygląd Ludensa. Zupełnie jakby wróciła dawna nostalgia, pomysły i idee. Czy sequel kiedykolwiek powstanie? Tego nie wie nikt. Nadciąga premiera usprawnionej wersji dla PC i jeśli jeszcze nie graliście to lepszej okazji nie będzie. Na razie.

Krzysztof Grabarczyk Strona autora
cropper