Anthem - historia prawdziwa nieudanej gry BioWare

Anthem - historia prawdziwa nieudanej gry BioWare

Mateusz Wróbel | 20.06.2020, 15:00

Anthem to nieudana gra BioWare. Twórcy zaryzykowali, tworząc sieciową grę nastawioną na kooperację, czego z pewnością żałowali już od pierwszych minut od światowej premiery. Historię najnowszej produkcji Kanadyjczyków znajdziecie w rozwinięciu.

W nocy z czwartku na piątek zakończyło się EA Play Live. Elektronicy nie popisali się, bowiem przygotowali na prezentację, tak szeroko zapowiadaną, wyłącznie osiem gier, z czego o trzech było już wiadomo od dawna. Amerykańska firma, po klapie, jakim był Anthem, nie zyskała nic w oczach graczy, ba, nawet straciła, ponieważ nie ma osoby, która nie żałowałaby tych 52 minut przeznaczonych na EA Play Live. Nie wspomniałem o Anthemie bez potrzeby - dzisiaj zajmiemy się najnowszym tytułem BioWare i wspólnie zastanowimy się, dlaczego ta produkcja już od początku była skazana na porażkę. 

Dalsza część tekstu pod wideo

Sieciówka i BioWare? To nie mogło się udać

Anthem - historia prawdziwa nieudanej gry BioWare

Kiedy prace przy Mass Effect: Andromeda dobiegały ku końcowi, w sieci pojawiły się informacje, że kanadyjski, znany w świecie gamingu zespół pracuje nad nową marką. Miała ona czerpać garściami z dorobku studia, które, jak dobrze wiedzą jego fani, było swego czasu mistrzami w tworzeniu single-playerowych produkcji z naciskiem na angażującą, emocjonalną, skłaniającą do przemyśleń fabułę. Pół roku po pierwszych nowinkach ukazały się informacje, że nie będzie to RPG, a produkcja przypominająca swoją formułą Destiny, które, warto przypomnieć, było w tamtym czasie bardzo hejtowane. Takowe wieści nie ucieszyły fanów BioWare, bowiem już z góry można było zakładać, że nie znajdziemy tutaj mocnej historii - mało kiedy zdarza się, aby w sieciówce historia potrafiła wciągnąć.

Pierwszy materiał ukazujący Anthem dostaliśmy na EA Play 2017 - to właśnie wtedy dowiedzieliśmy się, że jest to tytuł science-fiction, a głównym zadaniem odbiorcy będzie obrona gigantycznego muru otaczającego Fort Tarsis, miejsca, z którego będziemy planować swoje kolejne podróże oraz poznawać NPC-ów chcących zlecić nam przeróżne zadania. Od razu po pierwszych ujawnionych szczegółach większości z nas mogła odpalić się lampka, iż jest to kolejny The Division - dla przypomnienia, w wydanej w 2016 roku grze Ubisoftu także trafialiśmy do bazy i wykonywaliśmy zadania, najczęściej w kooperacji ze znajomymi lub randomowymi graczami, aby ochronić ludzkość przed niebezpieczeństwem.

Szczerze? Nie brzmiało to początkowo bardzo źle, a przynajmniej dla mnie, zważywszy na to, że bawię się dosyć dobrze w takich grach, jak własnie wymieniony Tom Clancy's The Division. Anthema nie skreślałem, pewnie też dlatego, że ufałem BioWare, a grając w ich ostatnią produkcję, czyli Andromedę, czerpałem przyjemność - można rzec, że otwarty świat mi siadł. Z każdym miesiącem hype na sieciowego shootera jednak coraz bardziej malał, a gwoździem do trumny było odejście Drewa Karpyshyna, utalentowanego kanadyjskiego pisarza, który odpowiadał za dwie pierwsze odsłony trylogii Mass Effect - to właśnie przede wszystkim dzięki jego twórczości mogliśmy poznać Żniwiarzy, Asari, Quarian, Krogan i ich przedstawicieli. Co warto dodać, nie pracował on przy trzeciej odsłonie wyżej wymienionej serii, co można było zauważyć gołym okiem, bowiem pod wieloma względami odstawała ona od Mass Effect 2.

Powracając do Anthema, w późniejszym czasie zaczęły się pojawiać w sieci zapisy rozgrywki. Wyglądało to nijako, żmudnie, niczym kolejna gra nastawiona na mikropłatności od Electronic Arts zrobiona jak najmniejszym kosztem. BioWare w dalszym ciągu promowało i wspominało, jak ich najnowszy tytuł połączy i zachęci społeczność do współpracy, jak bardzo wciągnie nas fabuła, jak dużo wprowadzą do narracji dialogi czy jak bardzo zjawiskowe będą pamiętne epickie burze. W końcu nadszedł 22 luty 2019 roku, dzień premiery. 

Awarie PlayStation 4 przez Anthema?

Anthem - historia prawdziwa nieudanej gry BioWare

W Anthema, razem ze znajomymi, zagrywałem się, dzięki opłaconej subskrypcji Origin Access Premier. Rozważaliśmy wersję na PlayStation 4, ale w shootery zawsze lepiej bawiliśmy się na komputerach osobistych. I bardzo z tego powodu się cieszę, bowiem kilka dni po pojawieniu się najnowszego tytułu BioWare na półkach sklepowych można było usłyszeć, iż konsole Sony mają krytyczny problem z rzeczoną produkcją - PlayStation 4, podczas rozgrywki w Anthema, zawieszało się po paru minutach zabawy, a jedynym wyjściem z tej sytuacji był restart konsoli poprzez wyjęcie kabla zasilającego z gniazdka. Nawet nie wyobrażam sobie, jak bardzo czerwoni ze wstydu musieli być w tej sytuacji programiści pracujący w kanadyjskiej ekipie.

Latanie w kooperacyjnej strzelance TPP było bardzo przyjemne, to samo można powiedzieć o walce, ponieważ ta była efektowna. Nie można jednak pochwalić BioWare za fabułę i błędy (choć tych w wersji na PC było niedużo) - do wylewu litrów żółci na Kanadyjczyków przyczyniło się Electronic Arts i ich niezawodne serwery - oczywiście mówię to sarkastycznie - problemy z serwerami Elektroników są znane każdemu posiadaczowi Fify czy innych sportówek od amerykańskiej firmy. Pomijając już wersję demonstracyjną, w którą ciężko było zagrać przez wyżej wymieniony kłopot, tak problem z zalogowaniem się do gry nie powinien mieć miejsca podczas premiery. 

Deweloperzy, po ozłoceniu Anthema, zaczęli pracę nad nową, darmową zawartością. Szybko musieli zrezygnować z niej na rzecz tworzenia patchy, łatających luki w kooperacyjnej strzelance. Śmiechem na sali była aktualizacja 1.1.1, która, zamiast poprawić stabilność i wyeliminować choć niektóre błędy, dodała nowe kłopoty, takie jak brak przedmiotów po wykonaniu najbardziej wymagającej misji, jakim był atak na Serce Furii. Dramat, nieprawdaż?

Nie ma co się dziwić - sprzedaż była słaba, co potwierdziło osobiście EA. Cena pozycji spadła o połowę po miesiącu od premiery, aby zachęcić do kupna osoby, które czekały na obniżki. Nikt jednak nie jest ślepy, i widząc, czym wtedy był Anthem, dużo osób zrezygnowało z potencjalnego nabycia produkcji. 

Jason Schreier w akcji!

Anthem - historia prawdziwa nieudanej gry BioWare

Dlaczego Anthem był taki, a nie inny? Wszystko wyjaśnił oczywiście niezawodny Jason Schreier, który w tamtym czasie pracował jeszcze dla serwisu Kotaku. BioWare miało ogromne kłopoty, a pracownicy musieli pracować po godzinach, aby dostarczyć strzelankę na czas. Najnowsza gra BioWare powstała tak naprawdę w około 9 miesięcy i często była przebudowywana, ba, początkowo miała nosić nawet inną nazwę - Beyond - co tłumaczyłoby nasze podróże poza murem. Do tak dużych zmian doszło tydzień przed konferencją E3 2018, na której miał pojawić się gameplay z rzeczonej pozycji. Koszulki z dopiskiem „Beyond” były już wydrukowane, a do kosza poszły zaledwie kilkanaście godzin przed ujawnieniem zapisu rozgrywki. Zapisu rozgrywki, który był fałszywy.

Jeden z pracowników BioWare przyznał, że gameplay, który widzieliśmy podczas E3 2018 był tak naprawdę fałszywy, nie pokazujący, jak obecnie wygląda Anthem. Dopiero po nim programiści pytali się szefostwa, czy mają odpowiednie narzędzia, aby stworzyć coś tak zjawiskowego. Odpowiedź na to pytanie już znamy - prace trwały na Frostbicie, autorskim silniku od szwedzkiego oddziału DICE. Kanadyjczycy niejednokrotnie wspominali, iż mają z nim ogromny problem, przypominając o animacjach w Andromedzie. Problem leżał w tym, że w BioWare nie znajdowali się spece, którzy stworzyli Frostbite'a - twórcy trylogii wspominali, iż widząc błąd, często, zamiast go szybko wyeliminować, musieli konsultować się ze Szwedami lub długo myśleć, co zrobić, aby go usunąć, nie psując przy tym całkowicie kodu gry. O silniku kiedyś wypowiedział się nawet sam Aaryn Flynn, który porównał go do bolidu Formuły 1 - jest on potężny, można z niego dużo wycisnąć (z naciskiem na oszałamiającą oprawę graficzną), ale trudno go opanować.

Anthem 2.0 niczym Destiny 2.0 i No Man's Sky 2.0?

Anthem - historia prawdziwa nieudanej gry BioWare

Obecnie trwają prace nad Anthem 2.0 - problem leży w tym, że opracowuje go wyłącznie garstka programistów, bowiem większa część ekipy została oddelegowana do prac nad , ostatnią deską ratunku dla Kanadyjczyków. Jeśli doczekamy się nowej wersji sieciowej strzelanki, i będzie ona dopracowana, a także udostępniona za darmo, to możemy spodziewać się sytuacji, którą znamy już chociażby z Destiny 2 czy No Man's Sky - twórcy nie poddali się, naprawiając grę i dostarczając odbudowany projekt na rynek za darmo dla osób, które już wcześniej go nabyły. Obie wyżej wspomniane produkcje są obecnie dużymi hitami, w które zagrywa się masa osób. Życzę tego samego BioWare.

Mateusz Wróbel Strona autora
Na pokładzie PPE od połowy 2019 roku. Wielki miłośnik gier wideo oraz Formuły 1, czasami zdarzy mu się sięgnąć również po jakiś serial. Uwielbia gry stawiające największy nacisk na emocjonalną, pełną zwrotów akcji fabułę i jest zdania, że Mass Effect to najlepsza trylogia, jaka kiedykolwiek powstała.
cropper