Scoob – recenzja filmu. Nowy początek

Scoob – recenzja filmu. Nowy początek

Piotrek Kamiński | 27.05.2020, 21:00

Jest coś komicznie ironicznego w fakcie, że Scoob miał być filmem kinowym, a ostatecznie wylądował na VODzie. To tak jakby na początku dwudziestego pierwszego wieku Disney chciał wepchnąć do kin Małą Syrenkę 2, a świat powiedziałby mu twarde, stanowcze... NIE.

Bo musisz wiedzieć, że Scoobowi daleko jakością do najlepszych filmów animowanych Pixara, czy innego Dreamworks. Nie to, że film wygląda źle. "Tanio" jest tu znacznie lepszym określeniem. Postaciom generalnie niczego nie brakuje, ale za to tła są bardzo sterylne i połyskliwe, jak z jakiejś starej gry robionej na Unreal Engine 3. Można (i wypadałoby) zrobić to lepiej. To ostatnie zdanie można powtarzać jak mantrę omawiając praktycznie każdy kolejny element produkcji.

Dalsza część tekstu pod wideo

Scoob – recenzja filmu. Nowy początek

Scoob – Bo najważniejsza jest przyjaźń

Scoob zaczyna się, można powiedzieć, od samego początku. Młody Norville "Kudłaty" Rogers jest samotnym chłopcem mieszkającym w Kalifornii. Swoje dnie niechętnie spędza poza domem, rodzicom mówiąc, że idzie spotkać się z przyjaciółmi, którzy nie istnieją. Pewnego dnia jego rozmowę z samym sobą podsłuchuje ukrywający się tuż obok bezpański pies, który postanawia ujawnić się chłopcu i pomóc mu zapełnić jedną z luk w jego sercu. Psiak dostaje na imię Scooby i od tej pory on i Kudłaty są nierozłącznymi przyjaciółmi. Za jakiś czas los znowu postanowi zainterweniować i nasz duet zdobędzie trójkę nowych przyjaciół - Freda, Velmę i Daphne - kiedy przyjdzie im wspólnie stawić czoła pierwszemu w ich karierze bandziorowi przebranemu za ducha, celem ukrycia swojej przestępczej działalności.

Nie sposób nie przyznać, że przygoda Brygady Detektywów zaczyna się całkiem obiecująco i potrafi zagrać na emocjach widza. Jeśli kogoś jednak nie przekonują wielkie, smutne oczy Kudłatego, to twórcy mają jeszcze jednego haka na lekko już podstarzałych fanów oryginału z 1969 roku. Jak widać w poprzednim akapicie, cała historia rozpoczyna się od młodzieńczych lat głównych bohaterów, bez wątpienia wzorowanych na "Szczeniaku Zwanym Scooby Doo" z 1988, ale przecież większa część udostępnionych przed premierą filmu materiałów pokazuje bohaterów w ich nastoletnich/dorosłych formach. Przeskok między tymi dwoma erami nie jest na szczęście ni z tego, ni z owego wziętym resetem filmu, tak jak zrobił to chociażby Venom, ale naturalną kontynuacją wydarzeń opatrzoną GENIALNYM montażem pokazującym co nasi główni bohaterowie robili przez te wszystkie lata. I teraz najlepsze - cały ten montaż to wiernie odtworzony wstęp do oryginalnego "Scooby Doo Gdzie Jesteś"! Jeśli nawet taka dawka nostalgii nie przekona cię aby rozsiąść się wygodniej i patrzeć, co dalej, to prawdopodobnie możesz już wyłączyć film i ubiegać się o zwrot funduszy (bo wypożyczenie filmu do najtańszych nie należy). To po prostu nie jest bajka dla ciebie. A może właśnie jest..?

Scoob – Modernizacja klasyki w złym wydaniu

Dalej historia zabiera widza do statku Błękitnego Sokoła, gdzie duet tchórzliwych głównych bohaterów dowiaduje się o czym dokładnie będzie opowiadała fabuła filmu. I to właśnie tu Scoob przestaje być filmem o piątce przyjaciół rozwiązujących tajemnice, a staje się początkiem "Hanna Barbera Cinematic Universe" (nie wiem, czy tak się to oficjalnie nazywa). I generalnie nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że film nazywa się "Scoob"! Rozumiem, że na "Przygody Błękitnego Sokoła", czy inny podobny tytuł poszłoby znacznie mniej ludzi, ale i tak nie wypada tak oszukiwać swoich widzów. Dowiadujemy się, że czarnych charakterem filmu jest znany z wyścigów w zwariowanych maszynach i ganiania gołębia pocztowego Dick Dastardly, który może nie wygląda zbyt podobnie do swojej klasycznej wersji, ale przedstawiony i zagrany został fenomenalnie. Zdecydowanie jedna z lepszych postaci w całym filmie. Wręcz niesamowite jak ciekawego, niejednoznacznego i przy tym zabawnego złoczyńcę udało się tu zbudować. Mniej więcej w tym samym czasie poznajemy też Błękitnego Sokoła, który mimo, że nie ma niemalże niczego wspólnego z oryginałem, nie zawodzi, a wręcz potrafi naprawdę szczerze rozbawić. Wszystko to z tej prostej przyczyny, że... to nie jest Błękitny Sokół (!), tylko jego syn, Brian. Dawno już nie słyszałem żeby Mark Wahlberg tak bardzo starał się przekazywać różne emocje tonem swojego głosu. Trzy czwarte wszystkich jego ról to monotonne podawanie tekstu - zazwyczaj z lekkim zdziwieniem - tymczasem Brian jest i głupkowaty i zdziwiony, i smutny i lekko zbzikowany i chyba nawet przez sekundę wkurzony. A skoro już jesteśmy przy obsadzie. Największym atutem dwóch poprzednich kinowych Scoobych (tych live action) był bez wątpienia Matthew Lillard, który wcielał się w nich w Kudłatego. Jego manieryzmy i głos doskonale przekładały postać w dużej mierze wykreowaną przez aktora głosowego Casey'ego Kasema na język kina aktorskiego.WB też to zauważyło, jako, że Lillard od tamtej pory podkładał głos pod postać w niemalże wszystkich filmach i serialach o Scoobym. Czemu więc ktoś stwierdził, że świetnym pomysłem będzie przekazanie roli w dzisiejszym filmie Willowi Forte? Nie mam nic do gościa, ale Kudłaty z niego cienki. Tak samo Zac Efron jako Fred, kiedy mają przecież pod ręką oryginalny głos postaci - niezastąpionego Franka Welkera - podkładającego już i tak głos Scooby'emu. Czemu?

Niestety, reszta dobrze znanych i lubianych postaci została w filmie, ekhem, ulepszona. Z jakiegoś niezrozumiałego powodu Dynopsiak nie jest już pierdołowatym, ale za to bardzo uczynnym i pełnym dobrych chęci pomocnikiem. Teraz to on jest mózgiem duetu i często jedyną osobą, która ma jakiekolwiek pojęcie na temat tego co należałoby zrobić. Mówię "często", bo super duet jest teraz tercetem - Dee Dee Skyes, jeden z trzech aniołków Kapitana Jaskiniowca jest teraz pomocnicą Briana i Dinopsiaka i to ona, do spóły z psem zajmują się bohaterowaniem, podczas gdy Brian siedzi na Twitterze i spija śmietankę. O, właśnie! Kapitan Jaskiniowiec też tu jest. To znaczy, gość, który wygląda mniej więcej jak Kapitan Jaskiniowiec, bo zasadniczo jest to po prostu Tracy Morgan - zachowanie, głos, wszystko poza wyglądem to po prostu Tracy Morgan. I teraz pytanie - po co? Po co zmieniać znane i lubiane postacie na ich mniej (albo w ogóle nie) śmieszne wersje alternatywne? Głupi Dynopsiak do pary z równie głupim Brianem, nad którymi wciąż kontrolę mogłaby sprawować Dee Dee byliby znacznie bardziej zabawni, a starzy fani - jak ja - nie czuliby się wyalienowani. To samo z resztą postaci. I dlaczego Velma jest nagle latynoską?

Przeniesienie ciężaru fabuły z rozwiązywania zagadek z duchami, na walkę o losy świata nie było dobrym pomysłem. Fabuła staje się przez to bardzo oklepana, zwłaszcza biorąc pod uwagę boom na filmy o superbohaterach z ostatnich dziesięciu lat - jest nawet wielki laser idący do nieba! Sam finał raz jeszcze próbuje zagrać na naszych emocjach, podobnie jak zrobił to początek, ale tym razem robi to mocno nieudolnie. Nie będę wchodził w szczegóły, ale będziesz dokładnie wiedział, o czym mówię. Scoob absolutnie nie jest złym filmem. Całkiem niezła część żartów trafia nawet i do dorosłego widza, a z tych bardziej infantylnych chętnie pośmieją się dzieci. Fabuła jest prosta i choć bardzo szybko okazuje się, że to wcale nie jest film o Scoobym i gangu, to całość trzyma się kupy na tyle stabilnie, że można przymknąć na to oko. A jeśli porównać efekt końcowy z zeszłorocznym "Powrotem Na Wyspę Zombie" to mamy wręcz do czynienia z produkcją  godną oskara! I pewnie udałoby się porządniej zawalczyć o względy starych koni, gdyby nie te wścibskie dzieciaki z WB!

PS Film można wypożyczyć na Amazonie.

Źródło: własne

Atuty

  • Przyjaźń Kudłatego i Scooby'ego;
  • Frank Welker jako Scooby;
  • Interesujący antagonista;
  • Brian;
  • Sporo fajnych gagów i tona odniesień do klasyki

Wady

  • Niepotrzebnie pozmieniane głosy bohaterów (bo Hollywood!);
  • "Podniesione do dzisiejszych standardów" postacie;
  • Niezbyt oryginalny;
  • Freda, Velmy i Daphne mogłoby równie dobrze w tym filmie nie być

Starzy fani Hana-Barbery będą pewnie zawiedzeni, ale na seans z nowym pokoleniem będzie w sam raz.

6,0
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper