Vito Scaletta - jak dzięki niemu pokochałem Mafię 2

Vito Scaletta - jak dzięki niemu pokochałem Mafię 2

Mateusz Wróbel | 24.05.2020, 18:00

Vito Scaletta, główny bohater drugiej odsłony kultowej serii Mafia, jest jednym z najciekawszych bohaterów w historii gier. Co się do tego przyczyniło?

Kupując Mafię 2 miałem mieszane uczucia, a przez myśl nie przeszło mi nawet, że ten tytuł mógłby doścignąć wydane półtora roku wcześniej Grand Theft Auto IV, którym świat gamingu zachwycał się przez długi czas - wszystko to dzięki innowacjom, które zapewnił Rockstar Advanced Game Engine (RAGE), autorski silnik amerykańskiej firmy. Z racji tego, iż GTA 4 było pierwszym większym tytułem stworzonym na RAGE'u, to nie zabrakło wielu bugów uprzykrzających zabawę, a często nawet zmuszających do restartowania gry (z naciskiem na odbiorców korzystających z PC). Trzeba otwarcie powiedzieć, że wszelakie błędy zostały wynagrodzone w postaci wyjątkowej fabuły i wcześniej rzeczonych mechanik, co pozwoliło Rockstarowi zgarnąć wiele pochwał za najlepszą grę 2008 roku. 

Dalsza część tekstu pod wideo

Vito Scaletta - jak dzięki niemu pokochałem Mafię 2

Więc powtórzę jeszcze raz - przez myśl nie przeszło mi nawet, że Mafia II będzie w stanie chociażby dorównać fenomenowi, jakim było GTA 4. I o ile niezbyt podobał mi się początek, w którym zostałem wrzucony w wir akcji, tak im dalej, tym ciekawiej. Już przy pierwszej przejażdżce po zaśnieżonym Empire Bay, kiedy to Vito Scaletta został wysłany na urlop z powodu odniesionych ran na wojnie, byłem zachwycony oprawą graficzną, która, krótko mówiąc, wciskała w fotel. Na początku zaciekawił mnie także żartowniś Joe Barbaro, najlepszy przyjaciel głównego bohatera, który załatwił mu fałszywe dokumenty, dzięki którym nie musiał wracać już na front - i chodź początkowo Vito nie był zbyt optymistycznie do całej sprawy nastawiony z powodu możliwości trafienia przez taki zabieg do więzienia, tak po krótkim namyśle zgodził się na propozycję Josepha. Miał wieść spokojne życie w Empire Bay, ale myślę, że już spokojniej byłoby na froncie.

Ojciec Sycylijczyka zaciągnął dość duży dług od żydowskiego lichwiarza Bruno Levine'a, a z racji tego, że odszedł z tego świata, pieniądze oddać musi jego najbliższa rodzina. Chwała zespołowi 2K Czech, że nie dawali idiotycznych sum, jak kilkaset tysięcy dolarów, a jedyne dwa tysiące dolarów do spłacenia, których i tak, w czasach wojny, nie było łatwo zarobić. Można powiedzieć, że właśnie od tego momentu historia zaczyna się rozkręcać - kradniemy samochody, zaczynamy legalnie pracować (tak jak chciała nasza matka) na złomowisku oraz w porcie za marne wynagrodzenie, przez które nie dalibyśmy rady uzbierać w terminie odpowiedniej sumy pieniędzy, co poskutkowałoby kolejnymi groźbami, a nawet rękoczynami ze strony ludzi zatrudnionych przez lichwiarza w stronę naszych najbliższych. Vito wiedział, że nie może do tego dopuścić, więc postanowił zapoznać się z „grubszymi rybami”.

Vito Scaletta - jak dzięki niemu pokochałem Mafię 2

W ten sposób poznaliśmy rodzinę Falcone, Vinci czy także Clementine, do której należał chociażby Henry Tomassino. Każda z nich nie ustępowała swoim rywalom ani na krok, a wmieszanie się w ich sprawy oznaczało tylko jedno - częste przelewanie krwi i narażanie życia. I tak też było, ponieważ Vito i Joe wykonywali przeróżne zlecenia dla Henry'ego, który po zamachu na Sydney Pena, dał Sycylijczykowi upragnione dwa tysiące dolarów, dzięki którym może spłacić dług ojca. Dużo osób, w tym zapewne Vito, myślało, że to właśnie tutaj zakończą się szalone przygody weterana II wojny światowej - był to jednak dopiero wstęp do mafijnych porachunków.

Przez całą fabułę czułem wyjątkowy klimat, którego mogą pozazdrościć niektórzy deweloperzy - od pierwszego użycia wytrycha, przechadzających się po miastach prostytutek chcących zarobić szybko pieniądze czy częstych spotkań w barach, gdzie szklanki były napełnione whiskey, a popielniczki obładowane po brzegi papierosami czułem, że będzie to niesamowita przygoda, od której trudno będzie mi się oderwać. Nie byłaby ona tak dobra, gdyby brakło w niej Joego, a przede wszystkim Vito, którego, tak jak w przypadku Geralta czy Trevora, będziemy długo dobrze wspominać.

Bardzo spodobało mi się to, że Sycylijczyk nie miał zamiaru zostawić w potrzebie swoją rodzinę, mimo tego, że z łatwością mógł odciąć się od sprawy długu ojca, chociażby dzięki temu, że miał fałszywe dokumenty na nową tożsamość, którą załatwił mu Joe. Lichwiarz nie zawracałby mu głowy, gdyby został uznany za zmarłego na froncie. Główny bohater owego tytułu nie chciał pracować od razu na czarno, lecz posłuchać matki, i spróbować legalnie zarobić. Martwił się także o swoją siostrę, kiedy to wyszła za mąż - w końcu obowiązkiem brata jest wspieranie swojej siostry i zaoferowanie jej, w razie potrzeby, pomocy w danych sytuacjach. Tak też postąpił, kiedy Eric, z którym Francesca związała się podczas pobytu Vita w więzieniu za nielegalną sprzedaż kartek na benzynę, pił, korzystał z usług prostytutek, krzyczał na swoją żonę, więc jasne było, że Scaletta musi ustawić go do pionu. Podczas rozmowy z nim mogliśmy zauważyć, że Vito, po pobycie za kratkami, diametralnie się zmienił, ponieważ groził mu nawet śmiercią. Mimo wszystko Sycylijczyk miał dobre serce, o czym pamiętał przede wszystkim śmieszek Joe Barbaro, który miał łatwą okazję do zabicia Vito, co dałoby mu wiele korzyści finansowych i możliwość zostania Capo, wysokim członkiem rodziny. Nie skorzystał, bo wiedział, że Scaletta także by nie skorzystał. 

Vito Scaletta - jak dzięki niemu pokochałem Mafię 2

O Sycylijczyku będę z pewnością pamiętał jeszcze przez długi czas. Szczególnie o jego zauważalnej metamorfozie, która zrobiła z niego mordercę. A co Wy o nim sądzicie?

Mateusz Wróbel Strona autora
Na pokładzie PPE od połowy 2019 roku. Wielki miłośnik gier wideo oraz Formuły 1, czasami zdarzy mu się sięgnąć również po jakiś serial. Uwielbia gry stawiające największy nacisk na emocjonalną, pełną zwrotów akcji fabułę i jest zdania, że Mass Effect to najlepsza trylogia, jaka kiedykolwiek powstała.
cropper