El Camino: Film Breaking Bad - recenzja filmu. Czy obraz Gilligana stawia kropkę nad i?

El Camino: Film Breaking Bad - recenzja filmu. Czy obraz Gilligana stawia kropkę nad i?

Piotrek Kamiński | 11.10.2019, 13:31

Największym problemem recenzowanego niedawno Rambo: Ostatnia Krew był całkowity brak pomysłu na siebie. Czy film mający być ostatecznym zakończeniem historii Jesse'ego Pinkmana poradził sobie z tym problemem lepiej?

Breaking Bad jest jednym z najlepszych, jeśli nie w ogóle najlepszym serialem w historii telewizji. Miał wszystko - świetnie napisanych i równie dobrze zagranych bohaterów wpadających w kolejne, pełne napięcia, ale i humoru scenariusze; doskonałe zdjęcia sprawiające, że niemalże co drugie ujęcie nadaje się na tapetę do komputera, albo obraz do powieszenia na ścianie; kompletne, prawdziwie satysfakcjonujące zakończenie, wiążące wszystkich pięć sezonów w jedną, schludną całość. Warto było ryzykować zrujnowanie tego pięknego obrazu potencjalnie niepotrzebnym filmem?

Dalsza część tekstu pod wideo

I tak i nie. Z jednej strony trzeba uczciwie przyznać, że sposób w jaki zakończył się serial nie zostawiał widza z uczuciem głodu. Historia Walta dobiegła końca, Jesse otrzymał drugą szansę, imperium narkotykowe Heisenberga upadło. Nie było to może typowo szczęśliwe zakończenie, ale ciężko żeby serial opowiadający o bezwzględnym baronie narkotykowym miał zakończenie jak u Disneya. Tak, czy siak, historia dobiegła końca - wszystkie wątki znalazły swoje zwieńczenie, sprawiedliwości, mniej więcej, stało się zadość, kurtyna poszła w dół. Nie chcę już nic więcej. Z drugiej strony, ciężko nie cieszyć się tym absolutnie zbędnym finałem, który pan Gilligan postanowił nam zaserwować.

El Camino: Film Breaking Bad - recenzja filmu. Czy obraz Gilligana stawia kropkę nad i?

El Camino: Film Breaking Bad - recenzja filmu. Czy obraz Gilligana stawia kropkę nad i?

El Camino: Film Breaking Bad - Vince Gilligan ma to coś

El Camino jest zasadniczo po prostu dwoma odcinkami serialu połączonymi w jeden, długi metraż i, co za tym idzie, serwuje nam wszystko to, za co pokochaliśmy Breaking Bad tych 11 lat temu (dasz wiarę?!). Absolutnie nie rób sobie krzywdy próbując oglądać tak cudownie nakręcony film na telefonie. Pięknie nasycone szerokie plany, pełne detali zbliżenia - to po prostu trzeba zobaczyć na dużym ekranie. Zabrakło mi trochę pomysłowych, niecodziennych ujęć, którymi tak często raczył nas serial, ale trzeba przyznać, że odpowiedzialny za zdjęcia Marshall Adams, który wcześniej dał nam jeden odcinek BB i kilka Better Call Saul wie jak ustawić scenę. Być może podszedł do tematu trochę zbyt bezpiecznie, ale zdecydowanie poprawnie.

Tematycznie El Camino jest po prostu mocno sentymentalnym, wypełnionym fan serwisem pożegnaniem z serią. Przez ekran przewija się cała masa postaci znanych z serialu i każda z nich służy jednemu - wbiciu naszemu głównemu bohaterowi do głowy, że powinien wziąć się ze swoim życiem za bary i zacząć samemu zacząć o nim decydować. Tak więc obserwujemy przez dwie godziny jak ex-Captain Cook stara się zostawić dawne życie za sobą i zacząć od nowa. Oczywiście egzystencja ściganego literą prawa przestępcy nie może należeć do najprostszych, więc co chwila obserwujemy jak nasz bohater ładuje się w kolejne tarapaty. Należy oddać panu Gilliganowi, że kolejne sytuacje w których znajduje się Jesse nie są jedynie tanimi chwytami, mającymi sztucznie podnieść napięcie i przyprawić nas o szybsze bicie serca. Każdy ciąg przyczynowo-skutkowy ma swój logiczny początek i koniec. Nic nie dzieje się na siłę. Sprawia to, że historia Jesse'ego, choć z punktu widzenia całej opowieści zbędna, wciąga jak bagno!

El Camino: Film Breaking Bad - recenzja filmu. Czy obraz Gilligana stawia kropkę nad i?

El Camino: Film Breaking Bad - Spektakularny teatr jednego aktora

Tak naprawdę poza starą gwardią - a dzięki retrospekcjom możemy zobaczyć na ekranie praktycznie każdego - w filmie nie ma zbyt wiele miejsca dla nowych postaci. Na pierwszy plan wybija się całkiem interesujący duet spawaczy, którzy mimo, że nie mają za wiele do roboty, samą tylko charyzmą sprawiają, że ciężko o nich zapomnieć. Do tego dochodzi stary, upierdliwy sąsiad, jeden sprzedawca odkurzaczy, spotkanie z którym natychmiast przypomniało mi o podobnej scenie z drugiego sezonu serialu i... to w sumie wszystko. El Camino jest spektaklem poświęconym w całości jednemu aktorowi - cała reszta to tylko tło i elementy fabuły pchające go naprzód. Co jest z resztą absolutnie zrozumiałe biorąc pod uwagę cel powstania całego filmu.

El Camino to dla mnie absolutna sprzeczność. Z jednej strony po obejrzeniu filmu wiem, że nie był mi on do niczego potrzebny, z drugiej dostałem kolejne dwie świetnie zagrane, pięknie wyglądające, trzymające w napięciu godziny jednego z najlepszych, jeśli nie najlepszego serialu w historii. Jeśli po sześciu latach od premiery ostatniego odcinka Breaking Bad wciąż masz ochotę wrócić do tego świata, to El Camino da ci wszystko czego pragnąłeś. Jeśli natomiast jesteś zdania, że historia zakończyła się idealnie już wtedy, nie stracisz niczego odpuszczając. No może poza dwoma godzinami naprawdę przyjemnego kina.

Atuty

  • Zdjęcia
  • Aktorzy
  • Nostalgia pełną gębą
  • Trzyma przed ekranem do samego końca

Wady

  • Za mało "bitch!"
  • W sumie zbędny. Tylko co z tego?

El Camino: Film Breaking Bad dostarcza widzom jeszcze jeden, krótki wgląd w życie Jesse'ego Pinkmana. Ciężko mieć mu to za złe.

8,5
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper