Men in Black: International – recenzja filmu. Londyn w ogniu

Men in Black: International – recenzja filmu. Londyn w ogniu

Jędrzej Dudkiewicz | 14.06.2019, 16:18

To nie jest – przynajmniej na razie – dobry sezon dla blockbusterów. Dopiero co bardzo słabe wyniki zaczęły notować X-Men: Mroczna Phoenix oraz Godzilla II: Król potworów. A wszystko wskazuje na to, że w ich ślady za chwilę pójdzie Men in Black: International w reżyserii F. Gary’ego Graya. Czy będzie to zasłużona porażka?

Tym razem wybieramy się do (głównie, chociaż nie tylko) Londynu. Molly całe życie próbowała dostać się do agencji dbającej o bezpieczeństwo Ziemi i udzielającej schronienia przeróżnym kosmitom. Gdy w końcu osiągnie swój cel, zostanie wysłana do stolicy Wielkiej Brytanii, by tam, wspólnie z Agentem H, zaopiekować się niejakim Vungusem. Przy okazji okaże się, że w agencji najprawdopodobniej działa zdrajca.

Dalsza część tekstu pod wideo

Men in Black International recenzja 1

Men in Black International recenzja 2

Men in Black: International – zero oryginalności, zero energii

Najkrótsza odpowiedź na zadane we wstępie pytanie brzmi: jak najbardziej tak. Na dobrą sprawę nie ma bowiem żadnego powodu, by Men in Black: International w ogóle powstało. Mało kto chyba czekał na kolejny film tej serii. Wszystko wskazuje na to, że producenci najzwyczajniej w świecie uznali, że wystarczy wykorzystać sentyment widzów i kasa się sama zarobi. Na całe szczęście wygląda, że to kolejny dowód na to, że odbiorcy chcą od Hollywood czegoś więcej. Przy czym to coś więcej to na przykład porządny scenariusz. To jest bowiem największa bolączka nowego Men in Black. W historii tej nie ma krzty oryginalności, choćby jednego, nawet małego, ciekawego pomysłu. Wszystko jest całkowicie pozbawione wszelkiej kreatywności, do tego całkowicie przewidywalne. W zasadzie jest to bowiem ta sama historia, co w poprzednich produkcjach serii. Nie mówiąc już o tym, że twórcy tak niewiele wysiłku włożyli w to, by zmylić widza w kwestii tego, kto jest zdrajcą, że trudno byłoby mi uwierzyć, że znajdzie się ktokolwiek, kto nie domyśli się wszystkiego w najwyżej pięć minut. Men in Black: International cierpi też na brak jakiejkolwiek energii. Są tu może ze dwie sceny, które wywołały na mej twarzy uśmiech, sceny akcji są sterylne i pozbawione emocji. Sporo fragmentów jest tu również wciśniętych całkowicie na siłę, a ich wycięcie zupełnie nic by nie zmieniło. Nic dziwnego więc, że już po mniej więcej pół godzinie człowiek zaczyna się niesamowicie nudzić, męczyć i zerkać na zegarek. A film trwa prawie dwie godziny!

Men in Black: International – fatalni bohaterowie

Wspomniany brak energii udzielił się niestety również aktorom. Co jest tym gorsze, że przecież Chris Hemsworth i Tessa Thompson stworzyli bardzo fajny i zgrany duet w Thor: Ragnarok. W Men in Black: International cała chemia między nimi uleciała w kosmos. Przy czym w dużym stopniu nie jest to ich wina. Postacie, w które oboje się wcielają nie mają po prostu absolutnie żadnego charakteru, widz nic o nich nie wie, nie ma więc też żadnego powodu przejmować się ich losami i im kibicować. Hemsworth i Thompson odbębniają więc swoje, co wygląda jakby myśleli wyłącznie o tym, co będzie na obiad, względnie kiedy dostaną czek i będą mogli iść do domu. Nic dziwnego zatem, że najwięcej życia ma w sobie niewielki stworek Pawny, któremu bardzo udanie głosu użyczył Kumail Nanjiani. Jeśli już kogoś lubiłem, to właśnie Pawny’ego, który momentami był nawet zabawny. O reszcie obsady nie ma jednak nawet co wspominać.

Men in Black International recenzja 3

Na nic więc zdają się porządne efekty specjalne (ale jest to jednak jakiś atut, więc trzeba o nim wspomnieć). Men in Black: International jest filmem całkowicie pozbawionym polotu, przez co zamiast solidnej rozrywki oferuje srogie męczarnie.

Atuty

  • Stworek Pawny i użyczający mu głosu Kumail Nanjiani;
  • Efekty specjalne

Wady

  • Pozbawiona oryginalności i dobrych pomysłów oraz nudna fabuła;
  • Całkowicie nijacy bohaterowie;
  • Przewidywalność;
  • Zero emocji i energii;
  • Humor praktycznie tu nie istnieje;
  • Nuda (wiem, powtarzam się)

Men in Black: International to film całkowicie niepotrzebny, pozbawiony życia i energii.

3,0
Jędrzej Dudkiewicz Strona autora
Miłość do filmów zaczęła się, gdy tata powiedział mi i bratu, że "hej, są takie filmy, które musimy obejrzeć". Była to stara trylogia Star Wars. Od tego czasu przybyło mnóstwo filmów, seriali, ale też książek i oczywiście – od czasu do czasu – fajnych gier.
cropper