Kingdom, sezon 1 – recenzja serialu. Zombie w polityce

Kingdom, sezon 1 – recenzja serialu. Zombie w polityce

Jędrzej Dudkiewicz | 23.02.2019, 21:00

Zombie już dawno opanowały popkulturę, „zarażając” swoją chorobą wszystkie media, od komiksów i książek, przez gry komputerowe, po filmy i seriale. Coraz trudnie jest więc zrealizować coś nowego w tym temacie. Okazuje się jednak, że nie jest to niemożliwe, czego dowodem znakomita, sześciodocinkowa koreańska produkcja Kingdom, którą można obejrzeć w serwisie Netflix.

Cofamy się do Korei sprzed kilkuset lat (strzelam, wydaje mi się, że nie jest sprecyzowane, w jakim okresie rozgrywa się akcja). Rządzący krajem król zapada na tajemniczą chorobę, a w jego imieniu rządzi żona. Będący dzieckiem z nieprawego łoża, ale mimo to będący następcą tronu książę wyrusza na południe, by odnaleźć lekarza, który zajmował się jego ojcem. Jak się okaże, panuje tam epidemia wirusa, który sprawia, że ludzie wracają do życia po śmierci, a do tego gustują w ludzkim mięsie.

Dalsza część tekstu pod wideo

Kingdom Netflix recka 1

Kingdom Netflix recka 2

Na całe szczęście Kingdom nie jest serialem traktującym wyłącznie o zombie i walce z nimi. To raczej bardzo ważny element intrygi politycznej, która rozgrywa się w tytułowym królestwie. Wątek ten poprowadzony jest bez żadnych zgrzytów i jest równie angażujący, co starcia z nieumarłymi. Ciekawe jest zwłaszcza rozwarstwienie społeczne. Wydawałoby się, że w obliczu takiego zagrożenia podziały mogą iść w odstawkę. Tak się jednak nie dzieje. O ile śmierć zrównuje wszystkich, o tyle to, kto jest na nią najbardziej narażony zależy od klasy, do której się należy. Nie raz i nie dwa podkreślane jest, że arystokracja nie widzi specjalnego powodu, dla którego miałaby dbać o plebs i przejmować się jego losem. Jest to o tyle ważne, że główny bohater książę Yi Chang chce zasiąść na tronie właśnie po to, by odciąć się od takiego podejścia. Sympatie widza są zatem jasno ustawione od samego początku. Co istotne, scenariusz Kingdom jest generalnie sensowny, trzyma się przysłowiowej kupy. W zasadzie jedynym zarzutem do zasad panujących w serialu jest to, że czasem dziwił mnie upływ czasu. Chodzi mi między innymi o to, że dzień równie dobrze może trwać tyle, że zdąży się przygotować dokładną obronę całkiem sporego terenu, jak i tyle, że ledwie uda się konno przejechać z jednego miejsca do drugiego. Ale to tak naprawdę coś, na co można spokojnie przymknąć oko. Zwłaszcza, że jest tu też kilka naprawdę zaskakujących zwrotów akcji (zwłaszcza w ostatnim odcinku), które tym bardziej zaostrzają apetyt na drugi sezon.

Dużo większy problem mam z niektórymi bohaterami. Mam bowiem wrażenie, że część z nich jest bardzo słabo napisana. Nie dotyczy to księcia Yi Changa, którego charakter i podejście do różnych spraw można zrozumieć na podstawie tego, co robi i mówi. Oznaki jakiejś intrygującej lub zwyczajnie dobrze pomyślanej głębi zdradzają jego osobisty ochroniarz Moo-young oraz tajemniczy Yeong-Shin, który doskonale posługuje się strzelbą. Za to w zasadzie nic więcej nie wiem o Seo-bi, poza tym, że jest bardzo spostrzegawcza i Cho Hak-ju, przywódcy klanu chcącego przejąć władzę w królestwie. Ten ostatni jest, przynajmniej na razie, zły, bo tak mu każe scenariusz.

Chociaż narzekam na to, że postacie mogłyby być trochę bardziej rozwinięte, to z drugiej strony muszę przyznać, że nie wpłynęło to zbytnio na mój poziom zaangażowania podczas oglądania. O kompanię księcia Yi Changa się często autentycznie bałem i nie chciałem, by skończyli jako zombie. Jest to też efekt bardzo dobrze nakręconych scen horrorowych: w sumie dawno już nie czułem takiego napięcia podczas oglądania serialu (The Walking Dead się w ogóle nie umywa do Kingdom pod tym i w zasadzie pod każdym innym względem). Twórcy wpadli na całkiem interesujący pomysł, że nieumarli są aktywni wyłącznie w nocy, w dzień szukają schronienia i śpią. Wiadomo, że gdy jest ciemno, tym łatwiej jest stworzyć atmosferę zagrożenia, zwłaszcza, gdy przeciwnik jest szybki, śmiertelnie niebezpieczny i ma zdecydowanie przewyższającą siłę liczebną.

Kingdom Netflix recka 3

Przed obejrzeniem Kingdom słyszałem sporo dobrych opinii o tym serialu (recenzja jest swoją drogą efektem kilku pytań w komentarzach, czy się pojawi), nie sądziłem jednak, że spodoba mi się on aż tak bardzo. Docenić można też rozmach, bo także zdjęcia, scenografia, kostiumy i rekwizyty stoją tu na bardzo wysokim poziomie. Wszystkie sześć odcinków ma doskonałe tempo, całość można obejrzeć bez chwili przerwy. Pozostaje tylko czekać na kolejny sezon.

Atuty

  • Bardzo dobrze poprowadzona fabuła, która nie koncentruje się tylko na zombie;
  • Świetnie budowane napięcie;
  • Sporo interesujących pomysłów i zwrotów akcji;
  • Strona techniczna: zdjęcia, scenografia, kostiumy, rekwizyty

Wady

  • Niektóre postacie są dość słabo napisane, mogłyby mieć więcej charakteru;
  • Kilka małych niekonsekwencji i absurdów, na które jednak spokojnie można przymknąć oko

Koreański Kingdom, który można obejrzeć na Netflixie, to pozycja obowiązkowa dla fanów żywych trupów.

9,0
Jędrzej Dudkiewicz Strona autora
Miłość do filmów zaczęła się, gdy tata powiedział mi i bratu, że "hej, są takie filmy, które musimy obejrzeć". Była to stara trylogia Star Wars. Od tego czasu przybyło mnóstwo filmów, seriali, ale też książek i oczywiście – od czasu do czasu – fajnych gier.
cropper