Velvet Buzzsaw – recenzja filmu. Sztuka horroru

Velvet Buzzsaw – recenzja filmu. Sztuka horroru

Jędrzej Dudkiewicz | 04.02.2019, 21:15

No i znowu się to stało. Na czym polega ten swoisty fenomen, że Netflix zatrudnia ciekawego reżysera, zbiera porządną obsadę i wszystko wskazuje, że dzięki temu powstanie ciekawy film, a potem okazuje się, że po seansie można czuć głównie rozczarowanie? Kolejnym przykładem, że coś mocno nie działa w departamencie filmowym serwisu streamingowego jest Velvet Buzzsaw Dana Gilroya.

Jesteśmy w świecie ludzi zajmujących się zawodowo sztuką. Morf Vandewalt jest uznanym krytykiem, którego recenzje mają duży wpływ na to, co jest cenione, a co nie. Rhodora Haze ma swoją galerię, w której pokazuje prace największych sław. Josephina z kolei dopiero stawia swoje pierwsze kroki w tym zawodzie. I to właśnie ona trafia na kolekcję obrazów zmarłego malarza, który chciał zniszczyć swoją twórczość. Wkrótce zaczynają dziać się bardzo dziwne rzeczy.

Dalsza część tekstu pod wideo

Velvet Buzzsaw recenzja 01

Velvet Buzzsaw recenzja 02

Zacznijmy od tego, że trailer Velvet Buzzsaw zapowiadał jednak trochę inną produkcję, niż ostatecznie dostaliśmy. Z zapowiedzi wynikało bowiem, że będzie to krwawy i dość dziwny horror. Owszem, są tu elementy grozy, niektóre sceny potrafią trzymać w napięciu, czasem rzeczywiście można się przestraszyć. Osobiście widzę tu inspirację zarówno książką Stephena Kinga, Ręka mistrza, jak i serią Oszukać przeznaczenie. Tyle, że jest to tylko niewielki dodatek do fabuły, która koncentruje się na świecie sztuki. A raczej Gilroy tworzy satyrę na ten temat, pokazując po pierwsze, że coraz częściej sztuka to zwykła komercja i chodzi o to, by jak najwięcej dzięki niej zarobić: nieprzypadkowo giną tu osoby, które chciały się wzbogacić dzięki obrazom zmarłego malarza. Po drugie, sztuka nowoczesna potrafi być tak dziwna, że ludzie są w stanie wszystko uznać za część na przykład instalacji artystycznej: wystarczy spojrzeć na reakcję widzów, którzy nie zwracają uwagi na leżącego w galerii trupa. I może byłoby to całkiem ciekawe, gdyby zostało jakoś sensownie rozwinięte i pogłębione, bo tak naprawdę całość sprowadza się do zdania, które wypowiada jedna z postaci: „sztuka jest niebezpieczna”. Ergo: banał. Na dodatek na ekranie dzieje się sporo do niczego niepotrzebnych rzeczy, niektóre postaci (jak chociażby ta grana przez Johna Malkovicha) do niczego się tu nie przydają i w zasadzie nie wiadomo, po co w ogóle było zatrudniać tego aktora do tej roli. Z filmu spokojnie można by wyciąć pół godziny i nie wpłynęłoby to negatywnie na jego odbiór. Innymi słowy: jest tu sporo nudy.

Nie zawodzą za to, przynajmniej w większości, aktorzy. W głównego bohatera, Morfa Vandewalta, wciela się jak zawsze świetny Jake Gyllenhaal, który zresztą współpracował już z Danem Gilroyem przy znacznie bardziej udanym Wolnym strzelcu. Po współpracy tej dwójki spodziewałem się o wiele więcej. Nie zmienia to jednak faktu, że wątek Morfa, który zaczyna mieć coraz więcej wątpliwości i prowadzi prywatne śledztwo, by lepiej poznać historię zmarłego malarza jest w Velvet Buzzsaw chyba najbardziej interesujący. Sam Jake zaś bardzo dobrze pokazuje kolejne stadia szaleństwa, w które popada jego bohater. Dobra jest też Rene Russo jako Rhodora Haze: jest odpowiednio arogancka. Chciwa, władcza i nie oglądająca się na ewentualne konsekwencje. Nieźle wypada też Toni Collette, chociaż jej postać, tak samo ja ta Malkovicha, niewiele ma do roboty i gdyby jej tu nie było, nic by to nie zmieniło.

Velvet Buzzsaw recenzja 03

Gdzieś w tym wszystkim jest potencjał, który tylko momentami zostaje wykorzystany. Twórcy jednak po drodze się gubią, nie do końca chyba wiedząc, jaką produkcję chcieli stworzyć. Sam wątek morderczych obrazów jest potraktowany trochę po macoszemu. Dałoby się z Velvet Buzzsaw wyciągnąć znacznie więcej – chociażby postać, którą gra znana ze Stranger Things Natalia Dyer jest bardzo podejrzana. Jej wątek do niczego jednak nie prowadzi. Koniec końców seans nowej produkcji Dana Gilroya dłuży się i męczy niemiłosiernie. I niewiele w widzu zostawia.

Atuty

  • Jake Gyllenhaal i Rene Russo;
  • Ciekawy pomysł wyjściowy;
  • Kilka scen potrafi trzymać w napięciu

Wady

  • Zmarnowany potencjał, ograniczający się do banalnej satyry;
  • Sporo niepotrzebnych wątków i postaci;
  • Dużo nudy;
  • Zdecydowanie za mało horroru

Wydawałoby się, że z kolejnej współpracy Dana Gilroya i Jake’a Gyllenhaala powstanie intrygujące, wciągające dzieło. Tak się niestety nie stało.

5,0
Jędrzej Dudkiewicz Strona autora
Miłość do filmów zaczęła się, gdy tata powiedział mi i bratu, że "hej, są takie filmy, które musimy obejrzeć". Była to stara trylogia Star Wars. Od tego czasu przybyło mnóstwo filmów, seriali, ale też książek i oczywiście – od czasu do czasu – fajnych gier.
cropper