Hyde Park. Czy są gry, przy których tracisz poczucie czasu?

Hyde Park. Czy są gry, przy których tracisz poczucie czasu?

Rozbo | 29.09.2018, 09:00

Każdy hardkorowy gracz ma chociaż jeden taki tytuł w swoim życiu. Zresztą nie tylko hardkorowy, bowiem gry-pożeracze czasu, przy których zapominamy o bożym świecie, mogą złapać w swoje sidła każdego. Ciekawi nas, przy jakich produkcjach Wy tracicie poczucie czasu i dlaczego. Dajcie znać w komentarzach, a my tradycyjnie życzymy Wam udanego weekendu.

Rozbo: Dziś raczej będzie krótko, bowiem w odróżnieniu od ostatnich zwariowanych tygodni, ten jest zdecydowanie spokojniejszy. Udało mi się wreszcie spędzić trochę czasu z synami, którzy udowadniają mi, że problemy dorosłych są głupie ;-)

Dalsza część tekstu pod wideo

Poza tym gorączka o nazwie Destiny 2: Forsaken trwa w najlepsze. Znowu na długie godziny pochłonęła mnie ta gra, oferując znowu takie Destiny, jakie pokochałem. Ktoś z Was pewnie znów wspomni, że gra zdycha. I tak nikt w nią nie gra. Ja tymczasem widzę, że serwery pękają w szwach od ludzi. Ktoś inny powie, że Bungie znowu znalazło jeleni płacących im grubą kasę za nic. To ja odpowiem, że jeśli tym "nic" ma być kolejne 50-100 świetnej zabawy, to nie mam z tym problemu :-) Życzę zresztą nam wszystkim więcej pozytywnego myślenia, no i więcej słoneczka. Niech jeszcze trochę pogrzeje tej jesieni (ale nie za bardzo!)

Pytanie tygodnia: Oj, znalazłoby się takich wiele. Oczywiście te ostatnie to Warframe i Destiny 2, ale były czasy, kiedy wsiąkałem w prostsze produkcje i zapominałem o upływie wolnego czasu, jak choćby Tekkeny czy każda nowa część Bioshocka. Nie ma tu reguły - po prostu w dobre gry chce się grać i tyle :-)


Alexy: Ze strony małżonki spotykają mnie ostatnio same miłe, ale przede wszystkim niespodziewane rzeczy. I tak oto jedną z nich jest to, że zaprosiła mnie w ostatni weekend na koncert Grzegorza Turnaua, który odbywał się na rzecz pewnego lokalnego ugrupowania, gdzie to moja luba jest członkinią zarządu. Koncert odbywał się w zamku pszczyńskim na sali lustrzanej i przyznam, że czegoś takiego mi brakowało. Stosowne ubrania, gdyż po koncercie był bankiet, atmosfera neobaroku i artysta, dla którego muzyka jest tak naturalna, jak przez nas wypowiadanie słów. Udany humor, wiele imponujących improwizacji w połączeniu z rewelacyjnym Jackiem Królikiem (gitara) spowodowało uczucie, że czas się zatrzymał i wypadało cieszyć się tylko chwilą. Muzyka i słowa, łatwość przekazu treści i atmosfery, błogie igrania z melodią. Każdemu polecam. Półtorej godzinki, potem bankiet w miłym towarzystwie i … następnego dnia powrót do prozy codzienności, która taka zła znów też nie jest. Ukończony Spider-Man (bez platyny, choć wszystko wyczyściłem, to brakuje mi kilku punktów Taskmastera dla odblokowania ostatnich dwóch strojów - może kiedyś) - teraz czekam zaś na pierwszy dodatek. Niebawem FH4 oraz hegemon tego roku - RDR2. Nawet serial z polecenia kolegi pt. „Godless” na Netflixie zacząłem oglądać, by się w mało lubiany przeze mnie klimat westernów wkręcić.  

Z ciekawostek to pochwalę się pracą K=kolegów grających w Elite Dangerous, którym dziś (czwartek) udało się założyć frakcję w grze, gdzie otrzymaliśmy własną stację/rezydencję, dla której zaczyna się obecnie walka o władzę, wpływy, kobiety i wino. „LEM Future Tech”, bo tak się nazywamy, zaczyna podbój kosmosu - gratuluję wspaniałej społeczności różnych indywiduów jaka się utworzyła w grupie PPE Elite Squadron.

Pytanie Tygodnia: Pytanie raczej powinno brzmieć: „Czy są gry, przy jakich poczucia czasu nie tracę?” Gram, jak każdy z nas, w tytuły mi odpowiadające tak długo, aż mnie nie znudzą. Zanim to nastąp,i daję się całkowicie wydarzeniom/akcji pochłonąć na tyle, że już nie raz łapałem się na tym, że przesadziłem. Obecnie znacznie rzadziej, niemniej godziny poranne w swojej „karierze” gracza przed ekranem już wielokrotnie witałem. Daleko mi do beztroskiego okresu mieszkania w akademiku - w szczególności po sesji - ale jeśli kolejny dzień jest wolny i mam jeszcze siłę po pracy, to po wypełnieniu obowiązków domowych chętnie siadam z perspektywą zagrania tak długo, aż zmęczenie weźmie górę nad przyjemnością zabawy.


Lady Diesel: Tyle, co się skarżyłam na koniec wakacji i na początek roku szkolnego, a tu już końcówka września i zostało tylko dziewięć miesięcy męki przede mną. W pracy zawitał nowy kolega, który nie odstępuje mnie na krok i nie chodzi mi tu o Małego Głoda - bez jedzenia jestem w stanie wytrzymać spokojnie 24h, gorzej byłoby z piciem w związku z wykonywanym przeze mnie zawodem ;) Mój nowy kolega ma na imię RODO i bardzo utrudnia wszystkim życie. Wszędzie tylko kody, szyfry, tajemnice… Marcin, który dostał pałkę ze sprawdzianu powinien być o tym powiadomiony listem poleconym priorytetowym, żeby nie musiał się wstydzić przed kolegami swoimi złymi ocenami, Joasia, która zapisała się na konkurs z języka angielskiego „wisi” na liście jako numer 5, dziecku z upośledzeniem umysłowym w stopniu lekkim, nie można tej właśnie dysfunkcji wpisać na świadectwie, a zeszyty, które zebrałam od dzieci powinny być złożone w osobistym sejfie na szyfr, gdzie tylko ja mam do nich dostęp. Matko moja, czy ja miałam prawo wziąć te zeszyty od dzieci, żeby sprawdzić im zadanie? Czy ja w ogóle miałam mogłam zlecić im wykonanie takiego zadania…?! Hmmm… Tak tylko cicho siedzę, obserwuję i zastanawiam się, kiedy to wszystko dojdzie do takiego absurdu, że ktoś coś z tym postanowi zrobić. Ciekawych czasów doczekaliśmy. Kolejne zmiany, kolejne reformy, RODO, ACTA… niedługo mnie pewnie posadzą za posiadanie 10Gb memów :/ Koleżanka nawet kiedyś rzuciła hasło „To jak masz pomysł na zmianę to dawaj – chętnie posłucham”. A mam! Żeby wiedziała, że mam! Rico z „Pingwinów z Madagaskaru” i jego słynne kaboom. Powinno pomóc. Lepszego rozwiązania nie ma. 

Wracając do poważnych tematów to muszę Wam powiedzieć (napisać?), że nie mogę się doczekać dnia urodzin mojego męża. To wyjątkowy dla mnie dzień (05.10) i zaplanowałam go już w najdrobniejszych szczegółach. Preorder na prezent już dawno poleciał i szczerze to wcale mnie to nie interesuje, że solenizant może się nie ucieszyć z Odyssey. Zapowiada się świetna przygoda z Alexiosem, a jak moja druga połowa nie będzie chciała tej gry przejść to się poświęcę i sama to zrobię. Zważywszy na fakt, że mąż uznaję tylko DriveClub, pewnie go wyślę na jakieś zakupy z moją karta płatniczą, a sama o magicznej dla mnie godzinie (20:00) nałożę słuchawki na uszy, odpalę moją czarną kochankę i oddam się magii, którą UBI mnie uraczy. A gra będzie boska – po ograniu Origins spodziewam się powtórki z rozrywki tylko w innej miejscówce. Omijam gameplaye szerokim łukiem i jeszcze żadnego nie widziałam, ale trailer z E3 zrobił na mnie piorunujące wrażenie – wiem, że będzie pięknie. Oj czekam, jak ja bardzo czekam!!

Pytanie tygodnia: Czy są gry, przy których tracę poczucie czasu? No jasne! Wiedźmin i moje ulubione hasło: syndrom Geralta. Godzina 20:00, cyk – odpalam konsolę, cyk – włączam Dziki Gon, cyk – 4 rano. Poranne słoneczko czasem zaczynało mi zaglądać w oczki i dawać znać, że może by tak pójść się zdrzemnąć ze trzy godzinki. Obłęd! Najlepsze 170h na konsoli ever. Jeśli miałabym wymienić jeszcze jakieś gry to po przygodach wiedźmina kilka pozycji byłoby pustych, a gdzieś tak około 10 numeru uplasowałby się Assassin, w szczególności Origins, który oprócz ciekawych dla mnie zadań, nawet tych pobocznych, oczarował mnie piękną grafiką. Detroit w sumie też był mega wciągającą grą, wiem, że jej przejście zajmuje mniej więcej 10h i tytuł ten zdążył mnie „porwać” ze dwa razy, ale zasługuje na uznanie, immersja w 100%. Co tu dużo gadać. Jako pracująca matka „na swoim” - codzienny pęd czasem daje mi ostro w kość. Odpalam konsolę właśnie po to, żeby przeżyć jakąś ciekawą przygodę i oszukać szarą czasem rzeczywistość. Zasiadając na sofie z padem w ręce tylko na to czekam, że jakaś pozycja sprawi, że stracę poczucie czasu i bardzo często mi się to zdarza :) Pozdrawiam gorąco!


Person: Ostatnio naszła mnie taka dziwna myśl odnośnie mojego aktualnego stażu oraz poprzedniej praktyki w Tarczynie i zauważyłem pewną zależność. W momencie, gdy byłem w Tarczynie, to poza osobami, z którymi byłem w pokoju, nie jestem w stanie wymienić praktycznie nikogo z urzędu i tego, czym się zajmował, natomiast w Prażmowie jestem w stanie powiedzieć kto i gdzie, ale również z grubsza znam jakie problemy ich dotykają oraz z kim mogę trochę luźniej pogadać, a na kogo powinienem uważać. Ogólnie jestem bardzo zadowolony z aktualnej pracy i z relacji, jakie nawiązałem przez te ostatnie 7 miesięcy. Jedynie, czego żałuję, to to, że nie mogłem być na dożynkach, ale być może w przyszłym roku ten temat się nadgoni. Czas pokaże. Na ten moment czeka mnie nowe wyzwanie w postaci inwentaryzacji oraz październik również przyniesie wybory. Mam nadzieję, że pod kątem organizacyjnym całość przebiegnie jak do tego momentu, czyli sprawnie i bez większych problemów. Mój żywot kosmiczny w tym tygodniu praktycznie nie istniał, ale w październiku będę miał 2 tygodniowy urlop i wtedy zapewne trochę nadgonię.  

Pytanie tygodnia: U mnie są to dwie gry, które powodują że zatracam się w nich. Jest to Elite Dangerus oraz Euro Truck Simulator 2. Dlaczego te dwa tytuły? Czasami jak się robi czynności monotonne, tak jak dostawa w ETS2, to nie myśli się, ile realnego czasu spędza się na przejechani trasy, tylko po prostu się jedzie.


Mashi: Konsolowa monogamia to szczęście. Pewnie się zastanawiacie: "Ale jak to? Po co się ograniczać do jednej platformy?". Ja myślałem podobnie, dlatego pod moim telewizorem zawsze znajdował się sprzęt różnych producentów. Oczywiście w zależności od okresu i upodobań - na różnych etapach życia było mi bliżej do jednej, czy drugiej firmy produkującej konsole, więc to z nią sympatyzowałem i w pewnym stopniu się utożsamiałem. Dziś - w wieku dojrzałym, gdzie człek już nie tak rychły, no i stary - mam z tym ogromny problem. Kwestia pomijania danych konsol, zaniedbywania, czy wręcz ignorowania nie jest mi obca. Dylematy jakie nam dochodzą z chwilą zakupu kolejnego sprzętu, tylko oddalają nas od czystej radości jaka może płynąć z gry. Pomyślmy - na rynku właśnie debiutuje nowy Tomb Raider. Na czym tu zagrać? Na wypasionym Xboxie One X w najwyżej jakości? A może na PlayStation 4, gdzie mam najwięcej znajomych i mogę z nimi "rywalizować" na trofea? Oczywiście, że uogólniam, jednak mając na stanie tylko jeden sprzęt, nie traciłbym czasu na takie rozkminki. Bycie konsolowym monogamistą wcale nie musi być złe - wcale nie musi oznaczać, że ja czy Ty, albo Ty jesteśmy "fanbojami". Wszystko zależy od naszego podejścia i jeśli będzie ono zdrowe, to z takiego stanu rzeczy można czerpać sporo pozytywów,  na przykład zyskując nieco więcej czasu na inne przyjemności. Nie od dziś przecież wiadomo, że życie to sztuka wyboru. YO!

Pytanie tygodnia: Doktorze Rozbo - ja się zatracam w każdej grze, jaka mi się spodoba! Może już nie tak jak dawniej, ale nadal zdarzają mi się takie momenty - jak np. z Detroit - gdzie nie tylko ja, ale i moja druga połówka, całkowicie przepadliśmy i straciliśmy poczucie czasu. Także TAK - są takie gry, aczkolwiek z uwagi na coraz mniejszy angaż z mojej strony w wirtualne hobby, po prostu ciężej je znaleźć ;) Co zrobić - jak żyć....


Daaku: Szykując tekst do aktualnej odsłony Hyde Parka, w innych oknach przeglądarki odpalone mam kolejno: skrzynkę mailową z Allegro, dwa listingi aukcji z tegoż, skrzynkę mailową oraz porównywarkę cen oraz mapę lokalnych sklepów okołogrowych. W każdej karcie wpisana ta sama fraza: "Nintendo Switch". Zdaje się, że mój arsenał konsol wzbogaci się o kolejny sprzęt marki N - i to dużo wcześniej, niż początkowo zakładałem. Obwiniam za to w całości imć Zduna, z którym pogrywaliśmy swego czasu (stare dzieje) na 3DSach w Monster Huntera 4 Ultimate. Przenosimy się parę lat do przodu, do dnia dzisiejszego: Zdun, fanatyk wszystkiego co capcomowskie, regularnie zdaje mi raport ze swoich postępów z Monster Hunter dla odmiany Generations Ultimate, dla odmiany na Switcha. Jednocześnie rozpływając się nad tym, jak dobrze byłoby pograć znowu razem i jak bardzo bym się przydał w ekipie. Podręcznikowy przypadek "peer pressure", panowie i panie - ziarno niepewności zasiane, potrzeba posiadania narastająca, nostalgia za zarywanymi w czasach prehistorycznych nockami widoczna gołym okiem. Zaczęło się od powrotu do 3DSowej wersji Generations (z której mogę potem - poprzez jakąś cudaczną eshopową apkę - przerzucić sobie cały progres postaci), narosło do opisanego wyżej sondowania sklepów, a zakończy pewnie po weekendzie - nowiuśkim pudłem z konsolą i portfelem szczuplejszym o prawie półtora tysia. Własny egzemparz Generations Ultimate zamówiłem sobie przedwstępnie i leżakuje on już sobie na półeczce, co niejako przypieczętowało już los nowej konsoli. Podobnie zbroiłem się sweg czasu w oczekiwaniu na PSP, potem PS3, Xboxa 360 i PS4 - przed tym zwyczajnie nie ma ucieczki.

Wiem, że okazja jest doniosła i zasługująca na oblanie, ale jednocześnie muszę znowu popsioczyć na sprawę dystrybucji Nintendo w naszym pięknym kraju. Czemu to cholerstwo tak uporczywie trzyma cenę? Wszyscy narzekają, że gry na PS4 czy XO są drogie w porównaniu z tymi ze Switcha i z tym jestem w stanie się zgodzić - ale dotyczy to tylko okienka premierowego. Spider-Man od Insomniac miał premierę niecałe dwa tygodnie temu - używki można już dostać za ok. 180zł, co jest konkretnym spadkiem z początkowych 249. Mającego niecałe pół roku na karku God of Wara wynajdziemy za średnio 150, przy czym trafią się i egzemplarze za stówkę. A na Switcha? Premierowa Zelda: Breath of the Wild nie tanieje, a wręcz drożeje - używki poniżej 180zł nie znajdziemy, a nówki notują tendencję zwyżkową, zahaczając już pod okolice trzech stówek. Dostępny od prawie roku Super Mario Odyssey - 180 używka, 220 nówka. Premierowy Bomberman R - 170. Ludzie, niech mi któryś mądry wyjaśni, jakim cudem cokolwiek z logo Nintendo na froncie jest u nas zdolne zupełnie niwelować podstawowe prawa rynku. Efekt Apple'a? Aż taka nisza? Czy dystrybutor wciąż na tyle "cichociemny", że ciężko go znaleźć poza takimi typowo specjalistycznymi punktami? Mnie - jako przyszłego posiadacza Switcha, który planuje wspierać rodzimy rynek kupując nowe gry - sytuacja ta po równo rozbraja i martwi...

Pytanie tygodnia: Zdecydowanie wszystko spod znaku Monster Huntera. Przy grach z tej serii spędziłem już kolektywnie ponad 1.300 godzin i zapowiada się, że przy następnej odsłonie dobiję bardzo blisko drugiego tysiączka. Czego to zasługa? Przede wszystkim niezmiennie ogromowi zawartości, zakładającej wykonywanie misji zbieracko-łowieckich w wielu regionach świata i w otoczeniu coraz bardziej różnorodnej fauny i flory... z której oczywiście wypadają materiały do produkcji coraz to silniejszego ekwipunku. I równia pochyła, czarna dziura wolnego czasu, gotowa. Oczywiście ubicie nieważne jak dużego smoka nie oznacza od razu, że wyrąbiemy z niego wystarczająco skór, rogów i kości na komplecik zbroi i dwie pary mieczy - łowy trzeba powtarzać do skutku, aż nie zdobęcziemy wszystkich potrzebnych komponentów. Cały proces powtórzmy sobie parę razy na przestrzeni singlowej kampanii, dodajmy endgame, questy okolicznościowe, uzależniający tryb online - w ten sposób otrzymamy grę, przy której człowiek mógłby siedzieć do białego rana i zlać wszystkie obowiązki świata rzeczywistego.

 

Źródło: własne
cropper