Recenzja: Kształt Wody

Recenzja: Kształt Wody

Tomasz Alicki | 17.02.2018, 14:08

Mieliśmy dostać kolejny Labirynt Fauna. Reżyser odpowiedzialny za takie filmy jak Hellboy czy Pacific Rim postanowił sprzedać Hollywood swoją baśń. Mówiąc konkretniej, Kształt Wody to Piękna i Bestia w wersji dla dorosłych.

Akcja Kształtu wody dzieje się w 1962 roku w Baltimore. Do znajdującej się tam bazy wojskowej trafia nowy okaz – rzeczny potwór, który w Ameryce Południowej był jednym z ich bogów. Istota pada ofiarą Richarda Stricklanda (Michael Shannon), czarnego charakteru tego filmu. Agent brutalnymi metodami stara się wydobyć z potwora informacje, które pomogą mu w trwającej wówczas walce z komunistami.

Dalsza część tekstu pod wideo

Kształt Wody #1

Gdy wszelkie nadzieje względem stwora wydają się powoli gasnąć, tajny rządowy projekt odkrywa przypadkowo jedna ze sprzątaczek, niema Eliza Esposito (Sally Hawkins). Eliza najpierw dokarmia nieznajomego, a kiedy chwilę później zaczyna puszczać mu muzykę i zaznajamiać go z ludzką technologią, fascynacja szybko przeradza się w miłość. Główna bohaterka postanawia zaangażować swoich znajomych w akcję ratunkową, zabrać potwora z ośrodka i wypuścić go na wolność, by mógł wrócić tam, skąd przybył.

Najmocniejszym aspektem Kształtu wody jest bez wątpienia warstwa audiowizualna. Podobnie jak w przypadku Labiryntu fauna, Guillermo del Toro udaje się zaczarować swoich widzów. Na ekranie czuć klimat filmów noir, który potęguje doskonała muzyka. Czuć baśń unoszącą się w powietrzu, co sygnalizuje już sam początek, wprowadzając na chwilę postać tajemniczego narratora, osoby mającej rzekomo opowiedzieć nam historię Elizy.

Kształt Wody #2

Gdyby baśń noir nie była wystarczająco ekscentrycznym połączeniem, Kształt wody jest wyjątkowo brutalny, pojawiają się elementy fantastyczne, a w pewnym momencie del Toro wrzuca nas nawet w środek kiczowatego musicalu. Przez większość czasu te dziwne połączenia i liczne inspiracje wydają się dodawać filmowi uroku, oryginalności. Na pewno kupiło to Akademię Filmową oraz sporą część publiczności, o czym świadczy 13 nominacji do Oscarów. Są jednak takie momenty, kiedy Kształt wody mocno dziwi w gorszym tego słowa znaczeniu.

Guillermo del Toro próbował w swoją nową produkcję wcisnąć dosłownie wszystko – rasizm, dyskryminację kobiet, niepełnosprawnych i gejów oraz żydowskiego uczonego-komunistę. Natomiast gdyby sam Strickland po pół godzinie filmu nie wydawał się wcieleniem każdego zła, znęcając się nad rzecznym potworem i rzucając rasistowskimi komentarzami w kierunku wszystkich bohaterów, reżyser wyjeżdża z kolejną sceną, która miałaby widzom przypomnieć o jego roli w całej tej historii.

Kształt Wody #3

Wszystko jest przerysowane, a połowa wątków zdaje się być wciskana na siłę, żeby jeszcze podwoić i potroić liczbę poruszanych tematów. Jak to zwykle bywa z takimi sytuacjami, kiedy kontrowersje i porównania wręcz wysypują się z ekranu, w rezultacie nie udaje się podkreślić absolutnie nic.

Do tego w całym tym gatunkowo-metaforycznym chaosie niewiele znalazło się miejsca na główne danie, czyli związek pomiędzy Elizą a potworem z Ameryki Południowej. Del Toro oczekuje, że ich relacja będzie działać na słowo honoru. Robią wszystko, co mają w swoim zwyczaju normalne pary, więc na pewno muszą się mocno kochać, prawda? Eliza najpierw dzieli się swoim lunchem z nowym nieznajomym, a dziesięć minut później opowiada przyjacielowi, że odnalazła miłość i istotę, która patrzy na nią jak na normalnego człowieka. Tutaj właśnie leży największy problem Kształtu wody. Gdyby w ten miszmasz udało się wpleść wiarygodną i ruszającą za serce relację, zachwyty Hollywoodu byłyby uzasadnione.

Kształt Wody #4

W praktyce nowy film Guillermo del Toro funkcjonuje bardziej jako ruchomy obrazek. Wygląda i brzmi rewelacyjnie, ale na próżno szukać tu jakichkolwiek emocji. Ciężko jest kupić nawet ten stary, prosty schemat z Pięknej i Bestii. Warto wybrać się do kina ze względu na otoczkę audiowizualną oraz niektóre kreacje aktorskie, sporo jednak brakuje, żebyśmy mieli do czynienia z genialnym filmem, który można stawiać na równi z tym, co w tym roku szykują dla nas Oscary.

Ocena: 6/10

Atuty

Wady


6,0
Tomasz Alicki Strona autora
cropper