Największe skandale growe ostatnich lat

Największe skandale growe ostatnich lat

Jaszczomb | 10.09.2016, 14:41

Branża gier to nie tylko piękne zwiastuny, opóźnione premiery i niespełnione obietnice. Najwięksi wydawcy na rynku walczą o grube miliony, a tam gdzie są pieniądze, zawsze znajdą się skandale.

Mikrotransakcje w grach AAA

Dalsza część tekstu pod wideo

Mikrotransakcje skandalem? Jak najbardziej - w grach w pełnej cenie pudełkowej. Wasze zdziwienie wynika tylko z tego, że pozwoliliśmy zapędzać się twórcom za daleko. Od czasu osławionej zbroi dla konia z minęła już dekada i w tym czasie deweloperzy atakowali nas takimi perełkami jak płatne stroje, skórki dla broni czy ułatwienia w grach singleplayerowych. Nie dość, że nie udało się zdusić tego w zarodku, to jeszcze dzisiaj łatwo znaleźć obrońców takiego pomysłu. „Nie chcesz – nie kupuj” i sprawa wyjaśniona.

To właśnie przez taką bierność mikrotransakcje nie ograniczają się do gier free-to-play, a widzimy je chociażby w niedawnym , gdzie pojawiła się możliwość dokupienia gotówki lub punktów rozwoju bohatera. Nawet w da się wykupić „łatwe Fatality”, bo przecież zapamiętanie kilku przycisków to ciężka i poniżająca domena plebsu z pustym portfelem. Za postęp w grze się płaci, drodzy państwo, nawet jeśli wydaliście te 240 zł na premierowe wydanie.

Kojima vs Konami

Hideo Kojima nie miał łatwo ze swoim wydawcą. Niedoszły reżyser filmowy spełnił się w branży gier wideo, tworząc kultową serię Metal Gear. Zasłużył się dla Konami na tyle, że w 2011 roku został wiceprezesem firmy, ale w ubiegłym roku nie był już wymieniany jako jej członek i dostaliśmy jedynie informację, że „Konami Digital Entertainment, włącznie z panem Kojimą, będzie kontynuowało i wspierało serię Metal Gear”. I wtedy spełnił się największy koszmar ojca Snake’a.

Pomysł na nowe , które Hideo miał zrobić z reżyserem Guillermo Del Toro, został skasowany, a klimatyczne demo-zapowiedź wyparowało z PS Store. Nazwisko Kojimy i logo jego studia zniknęło z pudełka The Phantom Pain i materiałów promocyjnych. Nie pozwolono mu nawet odebrać nagrody podczas The Game Awards w ubiegłym roku. To nie są zresztą jedyne grzechy Konami. Złe traktowanie pracowników, wyłączenie serwerów zeszłorocznej odsłony PES-a, nowy CEO z hasłem „urządzenia mobilne to przyszłość gamingu”… Niegdyś Contra, Castlevania, Silent Hill – a dziś? Co-opowy survival z doczepioną na siłę marką Metal Geara. Co dalej – MGS-owe pachinko? Oh, wait…

 

Ataki hakerskie i problemy z serwerami

Technologia idzie do przodu i Sony wypowiedziało się już niejednokrotnie, że przyszłość marki PlayStation to cyfrowa dystrybucja, żadne tam fizyczne nośniki. To wszystko miałoby sens, gdyby PSN działało poprawnie – ale nie! Ile raz PlayStation Notwork odmówiło współpracy? Zresztą, dobra, awarie można wybaczać. Gorzej, gdy po serwerach Sony krążą dane naszych kart kredytowych, bo przecież nie będziemy latać do sklepu po zdrapki jak jakiś wariat. Nie po to mam dostęp do Internetu, żeby wychodzić z domu! Tak czy inaczej, skoro japoński gigant chce wszystko przenieść do Netu – droga wolna. Tylko proszę, dbajcie o zabezpieczenia.

Rok 2011 – prawie miesiąc bez dostępu do PlayStation Network, do Sieci wycieka 77 mln kont użytkowników. Rok 2014 – świąteczny atak grupy Lizard Squad, którzy frajersko DDoS-owali serwery Sony i Microsoftu. I to mają być firmy, którym powierzamy dane naszych kart kredytowych? A do tego dochodzą liczne awarie przymusowo opłacanego od paru lat PSN-u. Najpierw trzeba stworzyć solidne podstawy, zanim zacznie się mówić o cyfrowej rewolucji.

 

Awaryjna ubiegła generacja

Przenieśmy się dekadę w przeszłość. Na rynek wchodzą nowe konsole – szumnie zapowiadana siódma generacja. Xbox 360 i PlayStation 3 miały być lekiem na całe zło, przenieść nas w nowy wymiar gamingu… jeśli tylko się akurat nie przegrzewały. Ale co tam, klienci sami sobie byli winni. No bo kto kupuje nowy sprzęt w dniu premiery? I tak dzieciaki rozpakowywały na święta nowiusieńkie konsole, które chwilę podziałały, by na następne Boże Narodzenie pełnić funkcję czerwono-żółtych ozdobnych lampek śmierci.

Red Ring of Death, Yellow Light of Death – dwie konfiguracje diod, jakich nie chciał zobaczyć żaden posiadacz X360 i PS3. Konsola Microsoftu przebiła tutaj wszystkich, gdyż ogromna część pierwszych modelów konsol była wadliwa i padała ofiarą czerwonego kręgu zgonu. Oficjalnie nie pochwalono się procentem awaryjnych Xboksów, ale ankieta wśród 5,000 czytelników Game Informera dała wynik 54,2% (i 10,6% w przypadku PS3) - i to po kilku latach obecności konsol na rynku. Oczywiście to tylko niezweryfikowane głosy anonimowych graczy, ale jeśli znacie kogoś, kto dużo grał na X360 w tamtym okresie, jest duża szansa, że jeden czy dwa egzemplarze padły mu w taki sposób. Teraz to brzmi dość abstrakcyjnie, ale owszem, wnusiu, przeżyliśmy ten mroczny okres.

Przemoc w grach

Znaczki PEGI z informacją, że dana gra jest od 18 lat, to dziś coś zupełnie normalnego. Nie myślano jednak na poważnie o systemie klasyfikacji wiekowej w grach, zanim Sub-Zero nie wyrwał swojego pierwszego kręgosłupa. Przecież zabijanie czy gwałt (ach, Custer's Revenge) ledwo było widać w tych kilkunastu pikselach. Ludzie niezainteresowanie grami nie mieli z tym najmniejszego problemu. Grafika jednak poszła do przodu i taki Mortal Kombat musiał już być na NES-ie ocenzurowany. Był to początek lat 90. i ta „fotorealistyczna” grafika czyniła każde Fatality małym horrorem.

Oczywiście o kontrolowanie gier i ograniczenia w sprzedaży walczono już wcześniej, lecz wtedy nikt nie traktował naszego hobby poważnie. A tutaj nagle brutalne produkcje zaczęły pokazywać akcję w sposób, który wszyscy widzieli wyraźnie, bez potrzeby wyobrażania sobie, że ten kwadrat to zabójca, a te mniejsze to krew. Zaczęto badać wpływ przemocy w grach na zachowanie u młodych dzieciaków i demonizować nasze hobby. Postrzeganie gamingu zmieniło się na stałe. I chociaż oznaczenia wiekowe są potrzebne (w tym wypadku przemoc BYŁA rozwiązaniem!), teraz już zawsze znajdzie się w mediach ktoś, kto będzie tłumaczył morderstwo złym wpływem gier wideo. Ale z tymi „ekspertami” i tak nie wygramy.

 

„Gwiazda porno” z Ubisoftu

Jeśli śledzicie dzieje marki Assassin’s Creed, na pewno kojarzycie piękną Jade Raymond. Producentka pierwszych dwóch części serii pokazywana była przy każdej możliwej okazji, promując nowe IP Ubisoftu. W Internecie szybko pojawiły się głosy, że firma wykorzystuje Raymond wyłącznie jako przynętę na sfrustrowanych seksualnie graczy. A potem powstał pewien komiks.

Na stronie SomethingAwful.com pojawił się krótka historyjka obrazkowa. Urocza Jade przyszła tam w skąpym stroju na promocję gry, tyle że zamiast opisywać mocne strony pierwszego Asasyna, wykazała się brakiem wiedzy na temat gry i wykorzystała swoje usta w nieco inny sposób. Ubi złożyło pozew, sprośny komiks usunięto ze strony, ale w Internecie nic nie ginie. Taki już los atrakcyjnych pań w tej branży. Obecnie Raymond pracuje u Eletroników nad niezapowiedzianą jeszcze grą w uniwersum Gwiezdnych wojen.

Recenzja, za którą Gerstmann stracił pracę

Pamiętacie grę ? Ta nie najlepsza strzelanka może i nie zachwycała oprawą, fabułą ani rozgrywką, za to miała duży budżet na promocję. Gdy tytuł ujrzał światło dzienne w 2007 roku, na głównej stronie serwisu GameSpot można było zobaczyć wielką reklamę z bohaterami produkcji, a niżej obejrzeć recenzję jednego z redaktorów – Jeffa Gerstmanna.

Wystawione przez niego 6/10 bardzo nie spodobało się reklamodawcy, a przynajmniej tak należy zakładać, bo oficjalnie nigdy nie ujawniono, dlaczego krótko po publikacji recenzji, ta została zdjęta, a jej autor – wyrzucony z redakcji. Gerstmann nie poddał się i utworzył w 2008 roku serwis Giant Bomb, który funkcjonuje do dzisiaj. Po latach wyjawił, że wraz z reklamą, wydawca Kane’a & Lyncha wykupił sobie lepszą ocenę, na co recenzent nie przystał.

 

Symulatory seksu przy gorącej kawie

Cycki potrafią sprzedać grę, to żadna tajemnica. Wiedzieli to twórcy Leisure Suit Larry’ego, wiedział to deweloper , wiedzą to Japończycy, sprzedający w ramach mikrotransakcji coraz bardziej skąpe ubrania dla bohaterek swoich gier. Nawet Triss rozebrała się dla Playboya, by wypromować drugiego Wiedźmina. I wszystko jest w porządku, dopóki nie mają z tym problemu osoby niegrające. Uprzedmiotowianie kobiet, demoralizowanie młodzieży – takie zarzuty usłyszeli m. in. twórcy serii Mass Effect, bo w ich grach może dojść do stosunku seksualnego. No, prawdopodobnie może dojść, bo ci, którzy mają z tym problem, najczęściej nawet nie próbowali wziąć pada do ręki.

Nie można jednak mówić o skandalach tego typu, nie przywołując moda Hot Cofee do . Grając jako Carl „CJ” Johnson, mamy możliwość zapraszania dziewczyn na randki. Kiedy taki wypad jest udany, istnieje szansa, że koleżanka zaprosi nas do siebie „na kawę”. Kamera pokazuje dom, ale czy w środku naprawdę piją tę kawę – nie wiem, ich sprawa. Ciekawy tego był pewien holenderski gracz PatrickW, który pogmerał w kodzie gry i odkrył, że do odblokowania czeka seks w formie minigry. Co prawda postacie zostawały w ubraniach i wszystkie ruchy były do bólu sztywne, ale jednak – stanowiło to ukrytą zawartość gry. Rozpoczęło się zamieszanie z klasyfikacją wiekową i głos zabrała nawet ówczesna senator Hilary Clinton. Zgadnijcie, w jaki sposób nagłośnienie sprawy odbiło się na sprzedaży GTA: SA…

Dobre oceny albo nasi pracownicy będą głodować

Ile razy krytykowaliśmy gry za niedociągnięcia? Wszystkie zgrzyty odbijają się potem na ocenie w recenzji i jeśli po raz kolejny dostajemy niedopracowany produkt, to nie można o tym milczeć. Pytanie tylko – czy było słabą grą? Wydawca spodziewał się średniej ocen co najmniej na poziomie 85/100. Wyszło 84/100 i ekipa deweloperska nie dostała premii pieniężnej, a pracowali na nią ładnych parę lat. Bez jednej słabszej noty, twórcy mieliby na koncie kilkanaście tysięcy i wielu nie dopuszczało innej możliwości. Ale zawinił jeden punkcik.

Tak bezlitosna polityka największych wydawców działa od dawna, ale dopiero w przypadku Fallouta sprawa została nagłośniona. Czy recenzent ma być teraz szantażowany stanem finansowym rodziny twórcy gry i wlepić to oczko więcej, tak na wszelki wypadek? Czy gry nie są robione pod recenzentów, zamiast bazować na oryginalnych pomysłach? Musi być jakiś bat przymuszający do dopracowania każdej produkcji, ale w przypadku New Vegas raczej nie wysyłalibyśmy składu deweloperskiego za karę na galery.

Jaszczomb Strona autora
cropper